Skocz do zawartości
Nerwica.com

Moja Mamusia - wielki powrót i nowe zmartwienia


cheiloskopia

Rekomendowane odpowiedzi

Zacznę od tego, że nigdy tak naprawdę matki nie miałam; wychowywała mnie głównie babcia (zmarła przed ośmiu laty). Do rodzicielki zwracałam się zwykle po imieniu, co argumentowałam krótkim zdaniem "zachowuj się jak mama, to będę do ciebie mówiła per MAMUŚ". Od zawsze Iwcia nadużyła alkoholu, a w pijackim amoku zdarzało jej si spuścić mi łomot albo zwyzywać od najgorszych ("idź się powieś", "mogłam się wyskrobać", "mogłam cię utopić" było na porządku dziennym).

 

Ojciec natomiast to typowy aloholik-p.o.j.e.b., który od niemal ćwierć wieku znęca się psychicznie i fizycznie nad rodziną; dopóki mieszkałam z nimi, byłam głównym chłopce do bicia, bo - przyznaję - sama się trochę podstawiałam.

 

Ale do sedna; półtora roku temu moje znerwicowanie (spowodowane nie tyle sytuacją rodzinną, co związkiem z totalnym socjopatą) osiągnęło punkt kulminacyjny i po kilku nieudanych próbach samobójczych trafiłam do wariatkowa, a potem na oddział dzienny, gdzie zrobiono mi swoiste pranie mózgu, dzięki któremu opuściłam wyniszczający mnie dom i rozstałam się z chłopakiem maltretującym mnie psychicznie.

 

Wtedy coś się zmieniło w mojej matce. Została sama z walniętym ojcem (a co za tym idzie - stała się pierwszą osobą, na której ten degenerat wyładowuje swoją agresję). Picie ograniczyła do ciągów regularnych jak rymy u Baczyńskiego - przedtem chlała różnie: raz więcej, raz mniej, a teraz równo co dwa miesiące łapie cuga na tydzień. Widać, że się naprawdę stara - zarówno nie pić, jak i być MATKĄ; z przyczyn niezależnych od operatora po raz wtóry trafiłam na oddział dzienny, gdzie obecnie kontynuuję leczenie głęboko zakorzenionej we mnie nerwicy lękowej. Straciłam pracę i środki do życia, a ona... kazała mi się nie przejmować, opłaca mi mieszkanie, wykupuje recepty i wciąż pyta, jak się czuję, czy mi lepiej.

 

Historia ma oczywiście drugie dno. Moja matka sama rozleciała się psychicznie. Panicznie boi się swojego męża. Ma myśli samobójcze. Dokuczają jej ataki paniki. Dręczy ją bezsenność. Zauważyłam mnóstwo natręctw, z którymi sobie nie radzi i które paraliżują jej życie. Deprecha poziom hard + elementy wszystkich typów nerwicy...

Nie ma kobieta dokąd pójść (mam jeszcze małoletniego brata).

 

Ostatnio płakała (a nigdy nie widywałam jej płaczącej), że nie chce już pić, ale nie potrafi przestać. Zgodziła się na leczenie, a ja obiecałam jej pomóc.

 

I tutaj rodzi się pytanie - wrócić tam? Ona z ojcem kompletnie sobie nie radzi. Boję się o nią...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kobito, jakie wrócić. Przecież sama jesteś w leczeniu jeszcze. Trochę bardziej samoświadoma ale nadal lecząca. Co Ci się ratowanie mamusi wbiło na głowę, żeby odwrócić swoją uwagę od swoich problemów i chorób? Ty masz się czym zająć - sobą i swoimi zaburzeniami. A Twój powrót wcale mamie nie pomoże, bo jak sama widzisz są miedzy członakami waszej rodziny toksyczne mechanizmy, nie przerobione nidydydy.

Ty mamusi nie uratujesz, nawet się nie wysilaj. Lekarze terapeuci owszem. Nie Twoja to dziedzina, nie Twoja powinność.

Wspierać zawsze możesz, nawet pprzez kabel telefoniczny. Ale się tam nie zwalaj, bo tylko będziesz miała regres, i Twoja mamuśka też. A szkoda by było, bo widać że coś i ona zaczęła "łapać".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zasadnicze pytanie.

Po co?

 

Jeśli matka chce się zmienić, to proszę bardzo. Niech zapisze się da AA czy na jakąś terapię, niech weźmie się w garść i niech nie oczekuje, że jej dzieci będą ją teraz niańczyć.

Nie widzę też nic przeciwko wsparciu emocjonalnemu, jednak powinny wystarczyć jakieś tam rozmowy telefoniczne czy też regularne spotkania, pytania o postępy czy coś w tym stylu.

 

Zamieszkanie razem mogłoby jedynie się przyczynić do jej spoczęcia na laurach, a Ty możesz się zdestabilizować psychicznie.

 

Co z bratem? Gdzie teraz mieszka?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Brat mieszka z matką i ojcem; stary teraz wyjechał za granicę, ale lada dzień wróci i wszyscy - włącznie ze mną, choć mieszkam 30 km dalej - boją się tego. Tatuś przez wiele lat picia z mózgu zrobił sobie sito i o ile zawsze straszył wymordowaniem nas wszystkich, teraz jego groźby stają co raz bardziej realne (nie wiem, czy zawsze były - nigdy się o to nie martwiłam, bo w swoich zaburzeniach bałam się mnóstwa rzeczy, ale odbiegających od ludzkich standardów i grożenie śmiercią nigdy nie robiło na mnie większego wrażenia; teraz, po i w trakcie terapii, uświadamiam sobie, że kilkukrotnie naprawdę omal mnie nie zabił, a z czasem stał się jeszcze bardziej agresywny...).

Nadmienię, że wytoczyłam ojcu sprawę o znęcanie się nad moją skromną osóbką i ma z tego tytułu wyrok w zawieszeniu, z którego nic kompletnie sobie nie robi.

Najchętniej wsadziłabym go za kraty, ale przecież już tam nie mieszkam i wyroku odwiesić nie można. Można za to wytoczyć kolejną sprawę z powództwa matki - kolejnego ciągnącego się rok tasiemca, który zaowocuje następnym "pożal się boże" wyrokiem nikogo niesatysfakcjonującym (zresztą każde przesłuchanie starego wariata tylko zaostrza jego i tak już bardzo agresywną postawę do całej rodziny, więc istnieje ryzyko, że zanim policja dojedzie na miejsce awantury - a potrafi jechać 45 min - tatuś zdąży w pijackim amoku doprowadzić do tragedii).

Inna sprawa, że matka nie bardzo ma kogo powołać na świadków - ja jestem mało wiarygodna, bo tam już nie mieszam, sąsiadów nie mają, rodzina nie chce zeznawać...

 

Tak naprawdę nie chcę tam wracać. Wynajmuję mały i brzydki pokój w spokojnej okolicy i bardzo mi tu dobrze. Dokucza mi jednak ciągły strach; strach o przyszłość, strach o matkę, strach o brata (który na domiar złego przechodzi okres buntu i jedyna osobą mającą jakikolwiek nań wpływ jestem ja), strach o zdegenerowanego ojca, bo pewnie niedługo tanie wina zeżrą mu resztkę wątroby...

 

Nie chcę tam wracać, bo K. będzie blisko i ostatnią rzeczą, jakiej bym sobie życzyła, to spotkać go w sklepie czy na ulicy.

 

Sama nie potrafię ogarnąć, dlaczego jestem tak mocno związana z ludźmi, których jakąś cząstką swojego jestestwa jednak przecież nienawidzę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokucza mi jednak ciągły strach; strach o przyszłość, strach o matkę, strach o brata (który na domiar złego przechodzi okres buntu i jedyna osobą mającą jakikolwiek nań wpływ jestem ja), strach o zdegenerowanego ojca, bo pewnie niedługo tanie wina zeżrą mu resztkę wątroby..
a jeżeli tam wrócisz to przestaniesz się bać ? dopiero się wkręcisz w rolę obrońcy brata, i uwikłasz w akcje pomiędzy rodzicami :roll: jedna z cech DDA jest nadmierne poczucie odpowiedzialności, pamiętaj nie jesteś ani terapeuta ,ani uzdrowicielem , ani funkcjonariuszem policji, ani pomocą społęczna - a podejrzewam, ze te wszystkie role chciałabyś tam spełniać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cheiloskopia, pod żadnym pozorem tam nie wracaj.

Jeżeli czujesz się wystarczająco na siłach, możesz próbować mamie pomóc np. w znalezieniu grupy wsparcia, terapii itp., ale już nie "poświęcaj" nic, nie angażuj się emocjonalnie w to. Takie bagno ma tendencje do wciągania i szybko możesz trafić do punktu wyjścia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bittersweet - coś w tym jest - chciałabym być superbohaterką dla swojej rodziny... choć jestem na tyle duża, by wiedzieć, że nie mogę.

 

Fajnie to wszystko od Was usłyszeć. Wewnątrz siebie toczę walkę, bo z jednej strony chcę, z drugiej nie i każdy taki głos pcha mnie w tę jędną konkretną - wiem, że dobrą - stronę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cheiloskopia, strasznie to przykre, że taki mały i młody skrzat musi sobie radzić z mocno koszmarnym odcieniem życia. Również jestem zdania, żebyś zdecydowanie nie wracała do domu. Ledwo co wychodzisz na prostą, całe życie przed Tobą, musisz wykrzesać z siebie trochę zdrowego egoizmu. Matki nie było, gdy Ty jej potrzebowałaś, a teraz, gdy wyszłaś z domu, a jej się wszystko posypało, to okazuje Ci uczucia i zainteresowanie. Nie zazdroszczę jej i nie chodzi o to, by się teraz na niej mścić, ale może niech sama podejmie jakieś kroki prawne przeciw mężowi? Ty powinnaś zaś większość swoich sił witalnych przeznaczyć na wyjście na prostą we własnym życiu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×