Skocz do zawartości
Nerwica.com

NADopiekuńczość


Nastia

Rekomendowane odpowiedzi

Też nie potrafię znaleśc żadnej risposty. Dopiero potem jak się zastanawiam nad całą syauacją to widze że mogłąbym powiedzieć to czy tamto.

Tak ma chyba większość osób :P

Niestety najlepsze riposty przychodzą chyba dopiero na chłodno, po fakcie

Taaaak. I to jest takie wkurzające!

Człowiek się boi sobie zbytnio nagrabić i ponieść tego konsekwencje, więc głupieje :roll::bezradny:

A potem, gdy konfrontacja już minie i się jest samemu, to do głowy przychodzi to, COJA BYM JEMU/JEJ POWIEDZIAŁ! Są to albo wiązanki pełne najgorszych wulgaryzmów, albo dyplomatyczna, błyskotliwa riposta powalająca na kolana w swej skuteczności, odbierająca przeciwnikowi wszelkie logiczne argumenty ;)

Oczywiście moja samoocena przez to leży, bo co z tego, że w głowie jestem taka mądra :(

Btw, pamiętam, że to zjawisko ma bardzo ładną nazwę, ale nie mogę sobie przypomnieć, jaką.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też nie potrafię znaleśc żadnej risposty. Dopiero potem jak się zastanawiam nad całą syauacją to widze że mogłąbym powiedzieć to czy tamto.

Tak ma chyba większość osób :P

Niestety najlepsze riposty przychodzą chyba dopiero na chłodno, po fakcie

Taaaak. I to jest takie wkurzające!

Człowiek się boi sobie zbytnio nagrabić i ponieść tego konsekwencje, więc głupieje :roll::bezradny:

A potem, gdy konfrontacja już minie i się jest samemu, to do głowy przychodzi to, COJA BYM JEMU/JEJ POWIEDZIAŁ! Są to albo wiązanki pełne najgorszych wulgaryzmów, albo dyplomatyczna, błyskotliwa riposta powalająca na kolana w swej skuteczności, odbierająca przeciwnikowi wszelkie logiczne argumenty ;)

....

Tylko ich argumenty rzadko są logiczne.

Jeśli w ogóle są jakiekolwiek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W sumie racja, przypomniałam sobie, że mam kolegę, który również tego doświadczył, co na pewno wpłynęło na jego totalną niezaradność życiową

Niektórzy chyba mogą to robić celowo. To najbardziej wyrachowany sposób doprowadzenia potomka do zaburzeń psychicznych (rodzic niszczy psychikę nie łamiąc prawa, ani nawet znacznie nie naginając zasad współczesnej psychologii).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zmieniają się uwarunkowania z biegiem czasu. Kiedyś Matka szła na wywiadówkę i jak nauczyciel na Ciebie ponarzekał to w domu dostawałeś opierdol, wpierdol lub jakąś karę. Dzisiaj natomiast Matka leci z ryjem do nauczycielki jak syneczkowi lub córeczce coś się stanie ;). Nic dziwnego ,że wyrasta nam pokolenie rozwydrzonej Gimbazy w rurkach ;). Nie ustąpią nawet miejsca schorowanej staruszce w autobusie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj natomiast Matka leci z ryjem do nauczycielki jak syneczkowi lub córeczce coś się stanie ;). Nic dziwnego ,że wyrasta nam pokolenie rozwydrzonej Gimbazy w rurkach ;). Nie ustąpią nawet miejsca schorowanej staruszce w autobusie...

To działa w dwie strony, takie dziecko może być albo rozwydrzone albo fajtłapowate w zależności od temperamentu. Będzie coraz więcej takich różnic wśród dzieci i młodzieży i rosnąć, co będzie miało niefajne konsekwencje (dziecko rozwydrzone/nastolatek rozwydrzony i dziecko/nastolatek fajtłapa to jak ogień i woda). Dodatkowo ci rozwydrzeni uwielbiają pomiędzy sobą mieć konflikty. Ogólnie więc w miarę wzrostu fajtłap i rozwydrzonych, będzie wzrastać przemoc w szkołach.

 

Myślę, że jakimś ludziom "wysokiego szczebla" z jakiegoś powodu zależy na takim stanie rzeczy, bo rząd nie modyfikuje przepisów, a psychologowie prawie milczą o problemie rozpieszczania dzieci (być może mają zakaz mówienia o tym, a rozkaz ciągłej propagandy, jakie to dzieci są bezbronnymi, niewinnymi i delikatnymi istotami).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja miałem nadopiekuńczych rodziców, którzy potrafili mi robić śniadanie, budzić mnie do szkoły, czy też zajmować się sprzątaniem pokoju.

Ale też nigdy nie byłem rozwydrzony, raczej spokojny, siedziałem przy komputerze i siedziałem. Za to siostra 15-letnia jest nieźle rozwydrzona, wymusiła na babci kupno iPhone SE...

Raczej nie przeżyłem nastoletniego buntu, ale staram się być samodzielny, bo przez ostatnie lata mocno to zaniedbałem. To też trochę przez wadę wymowy, która powodowała olbrzymie fobie.

Mimo wszystko zauważam, że ja jestem po prostu wyjątkowym przypadkiem - w mojej klasie w technikum było sporo rozwydrzonych kolesi. Jeden skończył już jako ojciec... W wieku 19 lat?

Mimo wszystko dziwnie to wygląda skoro się śmiał z ludzi, którzy byli jeszcze "prawikami".

 

---

 

No, i tutaj chcę też wysunąć wniosek, że nie wszyscy rozpieszczeni kończą jako "pro elo szlachta nie pracuje", ale też są to ludzie którzy mogą się izolować, być jak hikkikomori. Na problem trzeba patrzeć z dwóch stron. Chociaż raczej nie rozpieszczenie, a odrzucenie od grupy rówieśniczej lub niespełnienie marzeń powoduje izolację. Rodzice spokojni sobie z tym nie radzą. Ja taki byłem.

Odłączenie kabla od routera dla rozwydrzonego dzieciaka może się w takim przypadku skończyć potocznie "wyjściem do ludzi", ale kogoś z problemami - próbą innej formy zajęcia czasu, lub nawet próbą samobójczą przez odrzucenie społeczeństwa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak wybaczyć nadopiekuńczej matce? Nie potrafię. Obwiniam ją o moją niemoc. Jeżeli krótko z nią rozmawiam to jest ok, ale wystarczy dłuższa wymiana zdań i zaraz znajdę coś co mnie wkurzy, zrani. Robię się złośliwa.

 

Nie wiem na ile ta terapia mi pomogła a na ile zaszkodziła. Raz terapeuta powiedział, że widzi taki obraz - psa uwiązanego na gumowej smyczy - im bardziej chce się wyrwać tym z większą siłą i prędkością wraca do budy. Rozbija się o nią. Ja jestem tym psem i tak wygląda moje życie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość weltschmerz

Nadopiekuńczość może mieć różne oblicza.

Czasem to jest po prostu motywowany autentycznie dobrymi chęciami (tak, wiem :) ) nadmiar troski. Natomiast czasami to jest narzędzie przemocy i tak to trzeba nazywać.

Ja jestem właśnie ofiarą nadopiekuńczości, tak to nazwę, kontrolująco-zaborczej, popartej oczywiście typem "usługującym", bo jakiś wstęp do zaborczości musi być. Nie chcę wchodzić w szczegóły, oto skutki:

- brak inicjatywy

- całkowity brak wiary we własną moc sprawczą i możliwości

- pesymizm i fatalizm (nic się nie uda, bo jestem skończoną łazęgą, która nic nie potrafi)

- faktyczne braki w podstawowych umiejętnościach, których w wieku dorosłym trudniej się nauczyć, by nie robić ich niechlujnie

- czuję często potrzebę tłumaczenia się ludziom z rzeczy, z których tłumaczyć się nie muszę i nawet tych osób specjalnie to nie interesuje. Przyczyny są różne, czasami nie chcę zostać uznany za dziwaka, nie chcę sprawiać wrażenia kogoś, kogo czyny i słowa nie trzymają się kupy, chcę też rozwiać urojone przeze mnie podejrzenia wobec mojej osoby

- brak życia towarzyskiego - nie przeszedłem pewnego etapu socjalizacji i bardzo trudno mi nawiązywać kontakty skutkujące stadnym życiem po godzinach, choć to też efekt różnych szykan, których ofiarą w przeszłości padałem w szkołach i w pracy

- lęk przed wstydem i wyśmianiem tak duży, że powoduje brak inicjatywy

- lęk przed byciem dla kogoś ciężarem

- skrajnie duża potrzeba niezależności, w odpowiedzi na jej brak w przeszłości

- nie wyobrażam sobie życia w związku...

- żeby było ciekawiej, to przez kilka ostatnich lat żyłem praktycznie, jak chciałem, sprzątałem, kiedy chciałem, zapraszałem, kogo chciałem (rzadko, ale zdarzało się), wychodziłem gdzie i kiedy chciałem... a i tak schemat w głowie został - nie wychodź nigdzie, tłumacz się z tego, co robisz i tak dalej. Obecnie przynajmniej przez jakiś czas nie będę miał takiej możliwości.

- brak wiary we własne plany i pomysły, jeżeli nie są poparte zdaniem innych: tu też jakby w odpowiedzi na deprecjonowanie moich planów i pomysłów w przeszłości najpierw stwierdziłem, że całkowicie pier... zdanie innych, porobiłem to, tamto i po kilku porażkach jestem w punkcie wyjścia

- łatwo padam ofiarą szantaży moralnych ze strony niektórych osób

- myślę, że moje zaburzenia wynikają częściowo właśnie z tego, że jestem ofiarą zaborczej nadopiekuńczości; nie sądzę, żeby to była główna przyczyna i bez tego byłbym normalnym, pewnym siebie człowiekiem, ale na pewno jedna z przyczyn i to tych głównych...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czarny_prorok, jakbym czytała o sobie. Od paru lat próbuję się wyrwać, ale to rzeczywiście nie jest łatwe. I ze względów materialnych (bo nie stać mnie na wyprowadzkę z domu rodzinnego) i pod względem psychicznym, że np. mimo, że chcę być niezależna, to podświadomie zawsze oczekuję pomocy i jestem ogromnie niezaradna. Ale staram się robić, co w mojej mocy, żeby w końcu "stać się dorosłą".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość weltschmerz

Dodam jeszcze do powyższej listy strach przed nawiązywaniem kontaktów międzyludzkich ze strachu przed zdominowaniem lub odrzuceniem, bądź wręcz przeciwnie - przed złym potraktowaniem drugiej osoby (wdrukowane poczucie winy) - na ile to wynika z nadopiekuńczości, a na ile z innych spraw, tego nie wiem.

 

Nawet, gdy się wyprowadzisz, to będzie Ci się kołatało w głowie, że powinnaś zadzwonić i powiedzieć, gdzie jesteś, bo syn/córka/wnu(cz)k(a) powinni powiadamiać o tym, co robią, bo ktoś się martwi, a może myśli, że robisz coś złego... a może faktycznie robisz coś złego, że na przykład znikasz na cały weekend i jedziesz sobie np. do Berlina. I po co w ogóle takie fanaberie - lepiej siedzieć w domu (takie myśli też miałem, bo tego mnie nauczono). A to jest temat do przepracowania z psychologiem/terapeutą. Gdybym o tym myślał kilka lat temu w ten sposób, być może dziś byłbym w innym miejscu.

 

Aha, kiedy już zdecydujesz się na opuszczenie domu, to się przygotuj na awanturę i szantaż moralny, bo przecież zostawiasz rodziców (bądź dziadków) samych (choć masz np. rodzeństwo, wujostwo i tak dalej na miejscu lub w pobliżu, więc nawet, jak odpadniesz, to sami nie zostaną) i na pewno bez ciebie umrą, choć do tej pory mają siłę na podsuwanie wszystkiego pod nos, ciągłą kontrolę i kłótnie. :) Też to przerabiałem, to wiem. Na szczęście u mnie był solidny pretekst, czyli praca w innym mieście, ale teraz tak łatwo nie będzie - po prostu spadło bezrobocie. Zatem o pretekst nie jest łatwo, zresztą tym razem nie chcę się przenosić zbyt daleko z pewnych powodów.

 

Czasami nawet czuję poczucie winy z tego, że wyznaję ,,niekompatybilny,, zestaw poglądów - przecież gdybym był katotalibem ganiającym na spędy nacjonalistów i zygotarian, to byłbym cacy wnuczek, a takiego lewaka to tylko się wstydzić można.

 

Gdybym chodził do kościoła i utworzył słodką do wyrzygu, chrześcijańską rodzinkę, to byłbym cacy synek, a tak, to niby wszystko gra, ale jakiś niesmak w kontaktach pozostaje...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czarny_prorok, gdybym nawet ja się wyprowadziła, to mam tak wyprany mózg, że sama czułabym się winna, że zostawiam matkę samą. Jakbym nie miała prawa zawalczyć o własne szczęście, zadbać o siebie samodzielnie. Wystarczy, że siedzę w drugim pokoju i tez potrafię mieć wyrzuty sumienia, że się nią nie interesuję, że nie spędzam z nią czasu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość weltschmerz

Wyprowadzka nie oznacza zerwania kontaktów, szczególnie gdy nadal mieszkasz w tym samym lub nieodległym mieście. Zrównanie wyprowadzki z porzuceniem to właśnie jedna z "broni" zaborczych, kontrolujących rodziców.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×