Skocz do zawartości
Nerwica.com

NADopiekuńczość


Nastia

Rekomendowane odpowiedzi

Kto z Was zna z autopsji podobne teksty?

 

"Jaka kontrola, ja tylko jestem ciekawa, bo cię kocham.."

"Powiedz mi konkretnie, o co chodzi, no dla siebie to będziesz zatrzymywać..?"

"No weź, zjedz, przecież każdy potrzebuje zjeść"

" myślałam, ze miło spędzimy czas, a ty sobie chcesz iść..?"

" inni ludzie cię tak nie zaakceptują, jak ja"

"Facet to facet, zawsze może odejść i cię zdradzić, to nie sa trwałe więzi. a matka zawsze będzie matka"

"Skoro sama tego nie zrobisz, to ja muszę. Jakim prawem? prawem matki. Bo mie pozwolę, anys popełniła taki błąd. Bo jak widać nie myślisz teraz, wiec trzeba ci pomoc"

"po co będziesz po ciemku szła, jeszcze cos ci sie stanie..."

 

Nie chcę, aby ten wątek był tylko od narzekania, ale mam taki pomysł, aby wpisywać zdanie, z którym najtrudniej nam sie uporać we własnej głowie lub w konfrontacji w 4 oczy i może wspólnymi siłami forumowymi zastanowimy się nad mądrymi, zdrowymi odpowiedziami na takie teksty lub reakcjami. Aby sie w końcu rozprawiać z tym poczuciem winy i chaosem w duszy... Może też poprzez humor? ;)

 

Proponuje na pierwszy ogień tekst: "Ale co złego w tym, ze sie interesuję, co robisz..? To źle? " (w tonie głosu SMUTEK lub zdziwienie)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...

"po co będziesz po ciemku szła, jeszcze cos ci sie stanie..."

...

Po co będziesz po ćmoku szła - jeszcze zajdziesz.... :mrgreen:

Moja odpowiedzią jest, ze w takim razie po godz. 16 zima nie powinnam sie ruszać w ogóle w domu..?

Wtedy chwilę zmieszanie, nie wiadomo, co logicznego odpowiedzieć ;) ale zaraz "no dobrze. To w takim razie jak tylko wrócisz to zadzwoń, dobrze? ŻEBYM SIE NIE MARTWIŁA, ZE COS CI SIE STAŁO". (w domyśle - nieprzespana noc, zawał, zdenerwowanie starszej osoby..). Na odmowę "Czyli chcesz, abym sie denerwowała, tak..? Cos ci sie stanie, ze dasz znać? To przeciez tylko krotki telefon, a ja będę spokojna.."

Niby sie wie, ze to szantaż, ale kurczę... Jednak ciagle nie czuje sie w porządku, gdy tak nie zrobię!

Zaraz mam myśli "no faktycznie, ale po co ona ma sie denerwować, to tylko krotki telefon. Mi sie nic nie stanie jak zadzwonię, a ona nie będzie sie trząść". To takie trudne :( nie brać za to odpowiedzialności...

A zarazem boje sie niestety utraty takiego "zainteresowania" , tak jakby to była utrata miłości... Tak, jakby inni mieli w dupie to, czy wrócę cała do domu czy nie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...Zaraz mam myśli "no faktycznie, ale po co ona ma sie denerwować, to tylko krotki telefon. Mi sie nic nie stanie jak zadzwonię, a ona nie będzie sie trząść". To takie trudne :( nie brać za to odpowiedzialności...

Kiedyś będzie musiała się przyzwyczaić. Im wcześniej zacznie, tym dla wszystkich lepiej.

Najlepiej wspólnie nie mieszkać - choć znam jarzyny, które mimo wyprowadzki z domu dzwonią do mamusi parę razy dziennie, ale to ciężko zaburzone istoty są.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak się zastanowić, to granica między nadopiekuńczością a przemocą jest tak rozmyta, że praktycznie nie istnieje.

Właściwie nadopiekuńczość jest formą przemocy psychicznej.

Pewnie, ze to przemoc psychiczna. Ale jednak różnica miedzy ewidentna fizyczna przemocą istnieje duża, chodzi mi o ta formę podania, która wywołuje charakterystyczny chaos - no bo ktoś deklaruje, ze chce dobrze, chce dawać, dawać, dawać, interesuje sie, przejmuje sie (zamiast mieć gdzieś)., jest pomocny, milutki. Myśle, ze problem polega tu na tym, ze oprócz złego jest i dobre, tylko jego ilośc powoduje, ze to jest złe ;) tak pokrętnie, ale ta pokretnosc właśnie tak bardzo zwodzi. No ale. Problemem dla mnie,jak pisałam, jest to, ze to mnie wkurza i irytuje, ale... gdy sie od tego odgradzam, to nie czuje, ze jestem przez kogokolwiek kochana :/ taka pustka. Tak bardzo mi sie zakorzeniło w głowie, ze miłość to taki bardzo bliski kontakt i ciagle przejmowanie sie druga osoba, jej potrzebami, bytem itd.. A inaczej to brak miłości i olewka... Czuje sie mocno rozdarta.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nastia

Te wszystkie teksty które podałaś to są manipulacje. Za każdym razem dana osoba chce coś osiągnąc nie mówiąc tego wprost. Twoim zadaniem jest przemyślenie sobie tego co ta osoba tak naprawdę chce osiągnąć. potem gdy ona to zdanie wypowie, ty powinnaś wyciągnąć na światło dzienne jej faktyczne zamiary.

Przykład. W trakcie kłotni w pracy mój kolega nagle podniósł na mnie głos. Mogłam zrobic to samo, mogłam mu odpowidzieć na jego zarzuty. Ale ja wiedziałam że jego celem jest zastraszenie mnie i przjęcie nade mną kontroli. Dlatego mu to wprost powiedziałam żeby nie próbował mnie zastraszać przez krzyczenie na mnie. I ucichł i dalej mówił już normalnie. Bo go przejrzałam i to wypoeiwdziałam.

Ale jeżeli znasz tylko taką formę "miłośći" to prowkujesz ludzi aby taką dawali i będzie ci bardzo trudno zobaczyć ich prawdziwe intencje i je wyciągnąć na wierzch. W takiej sytuacji pozostaje znoszenie tego i dalsza praca nad sobą aż do mometu gdy ty jako osoba dorosła zapewnisz sama opiekę swojemu dziecku wewnętrznemu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Inga, w przypadku osób, ktore mam na myśli, demaskowanie nie działa kompletnie. Rzecz w tym, że te osoby nie są w stanie sobie uświadomić własnych motywów (no przeciez chcą we własnych oczach uchodzić za dobre ,a nie za kontrolujące ;)) wiec wtedy wprawianie w poczucie winy osiąga jeszcze mocniejszy kaliber (to niesprawiedliwe wpieranie im czegos, nie docenianie, niewdzięczność, oskarżanie ich o złą wolę, gdy mają dobrą, itd). Teksty są, Przyznam, tak sprytne, ze nie raz głupieję i brakuje mi języka w gębie. Dlaczego? Problem w tym, ze kocham te osoby, wiem, ze serio same nie sa świadome tego, co "czynią" i nie chce zrywać kontaktów, chce po prostu nauczyć sie to ucinać, takimi ripostami, ktore bedą w zgodzie ze mną i nie wchodzić w dalsze przepychanki, ktore nie prowadzą do niczego. Ciagle tego nie umiem, bo tj. napisałam - zależy mi na zainteresowaniu, na tym, co dobre, przejmuje sie tym, co pomyślą (niestety), chce sie czuć kochana - a to jedyny sposób, jaki znam...

 

Jeśli chodzi o osoby obce, o telemarketerów, natrętów, dalszych znajomych, to jestem mistrzem asertywności :D bo to nie są bliskie mi osoby.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale jeżeli znasz tylko taką formę "miłośći" to prowkujesz ludzi aby taką dawali .

To jest prawda. Wiem, że tak robię, a zarazem już tego nie chcę, bo szczęśliwa się tak bynajmniej nie czuję. Tylko jak myślę o miłości inaczej i odpycham stare sposoby, to pojawia się pustka, rozczarowanie i lęk przed osamotnieniem. Chociaż obiektywnie rzecz biorąc są w moim życiu ludzie mi życzliwi. Ale chciałabym też w odpowiedzialności za siebie widzieć (czuć) bardziej zaletę niż straszny ciężar i tu następuje zderzenie się ze ścianą. Bo w sytuacjach, gdy zadbanie o mój komfort równoznaczny jest z dezaprobatą bliskiej osoby i jej złością na mnie to znowu przegrywam, 0 - 1 dla lęku i uległości. Bo się boję, że tak robiąc (stawiając granice) nagrabię sobie z całym światem :/ taka apokaliptyczna wizja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie chcę, aby ten wątek był tylko od narzekania, ale mam taki pomysł, aby wpisywać zdanie, z którym najtrudniej nam sie uporać we własnej głowie lub w konfrontacji w 4 oczy i może wspólnymi siłami forumowymi zastanowimy się nad mądrymi, zdrowymi odpowiedziami na takie teksty lub reakcjami. Aby sie w końcu rozprawiać z tym poczuciem winy i chaosem w duszy... Może też poprzez humor?

Nie odpowiadać. Problem solved.

I to jest akurat prawdziwa historia. Ignorowanie takich zaczepek (powiedzmy) to jedyne wyjście, z czasem się skończą.

Jakiekolwiek polemiki są z góry skazane na porażkę, a momentami stanowią nawet czynnik zapalny do dalszego wciskania tego typu lolcontentu.

To akurat porada terapeuty, trudna do wcielenia w życie, ale wykonalna, a co najważniejsze dająca jakiś efekt.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I IMHO oddzieliłabym jeszcze pojęcie nadopiekuńczości od kontroli, która jest dość popularna w różnych syndromach rodzin dysfunkcyjnych. Nadopiekuńczość kojarzy mi się z jakąś formą autentycznej troski (bądź gdzieś zakodowanego umartwienia), a potrzeba kontroli to zaspokajanie tylko i wyłącznie swojej chorej potrzeby.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na początku myślałam, że tak gada chłopak i pomyślałam, że jest z nim coś nie halo, jednak kiedy doszłam do wzmianki, że mowa o matce, to stałam się łagodniejsza w swojej ocenie :P

Nie wiem jak wygląda cała Twoja relacja, jednak po samych tych zdaniach uważałabym ją za osobę normalną

No może trochę z tym zdaniem przesadza "inni ludzie cię tak nie zaakceptują, jak ja"

ale w sumie może coś w tym jest...

 

Moja mama kiedyś mi opowiadała, że miała sen, w którym zabiłam jakiegoś faceta i zawinęłam go w dywan, po czym ona próbowała ukryć zwłoki, żeby mnie nikt nie przymknął :P

Nie ma co, matka to jednak matka

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I IMHO oddzieliłabym jeszcze pojęcie nadopiekuńczości od kontroli, która jest dość popularna w różnych syndromach rodzin dysfunkcyjnych. Nadopiekuńczość kojarzy mi się z jakąś formą autentycznej troski (bądź gdzieś zakodowanego umartwienia), a potrzeba kontroli to zaspokajanie tylko i wyłącznie swojej chorej potrzeby.

Kontroli wynikającej z chorej potrzeby ochrony przed wydumanym niebezpieczeństwem.

Dobrymi intencjami można sobie rzyć podetrzeć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Inga, w przypadku osób, ktore mam na myśli, demaskowanie nie działa kompletnie. Rzecz w tym, że te osoby nie są w stanie sobie uświadomić własnych motywów (no przeciez chcą we własnych oczach uchodzić za dobre ,a nie za kontrolujące ;)) wiec wtedy wprawianie w poczucie winy osiąga jeszcze mocniejszy kaliber (to niesprawiedliwe wpieranie im czegos, nie docenianie, niewdzięczność, oskarżanie ich o złą wolę, gdy mają dobrą, itd). Teksty są, Przyznam, tak sprytne, ze nie raz głupieję i brakuje mi języka w gębie. Dlaczego? Problem w tym, ze kocham te osoby, wiem, ze serio same nie sa świadome tego, co "czynią" i nie chce zrywać kontaktów, chce po prostu nauczyć sie to ucinać, takimi ripostami, ktore bedą w zgodzie ze mną i nie wchodzić w dalsze przepychanki, ktore nie prowadzą do niczego. Ciagle tego nie umiem, bo tj. napisałam - zależy mi na zainteresowaniu, na tym, co dobre, przejmuje sie tym, co pomyślą (niestety), chce sie czuć kochana - a to jedyny sposób, jaki znam...

 

CZyli jest to przypadek relacji z moją mamą. Mam ten sam problem. Nie mogę odwarknąć bo ją to urazi, a ona swiadomie chce dla mnie dobrze. Nie mogę niczego wytłumaczyć bo on i tak nie rozumie. Kłócenie sie niczego nie zmiania. Ja w takich sytuacjach milcze a potem i tak robię swoje.

Też nie potrafię znaleśc żadnej risposty. Dopiero potem jak się zastanawiam nad całą syauacją to widze że mogłąbym powiedzieć to czy tamto.

A dlaczego nie powiedziałam? Bo wtedy miałabym przewagę nad mamą a moje dziecko wewnętrzne nigdy na to nie pozwoli bo się boi utraty mamy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja uważam, że nadopiekuńczość można podzielić na dwa podstawowe typy, typ zaborczy i typ usługujący, ale obydwa mogą prowadzić do skrzywień w psychice i problemów w dorosłym życiu.

 

 

Mi tam typ usługujący raczej by nie przeszkadzał :mrgreen:

No bo typ usługujący subiektywnie nie przeszkadza, ale może równie mocno krzywić psychikę, co typ zaborczy; takie "utajone" krzywienie psychiki. Ja w dzieciństwie i nastoletnim wieku cieszyłem się, że mi matka we wszystkim usługuje, no a moje problemy emocjonalne to w sporym stopniu efekt tego, że mi usługiwała. Uważam, że zaszkodziła mi tym "milion" razy bardziej niż alkoholizm ojca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No bo typ usługujący subiektywnie nie przeszkadza, ale może równie mocno krzywić psychikę, co typ zaborczy; takie "utajone" krzywienie psychiki. Ja w dzieciństwie i nastoletnim wieku cieszyłem się, że mi matka we wszystkim usługuje, no a moje problemy emocjonalne to w sporym stopniu efekt tego, że mi usługiwała.

 

W sumie racja, przypomniałam sobie, że mam kolegę, który również tego doświadczył, co na pewno wpłynęło na jego totalną niezaradność życiową

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×