Skocz do zawartości
Nerwica.com

Moi rodzice mnie nie kochają


k@rolin@

Rekomendowane odpowiedzi

Pomyśl tylko, czy może ktoś w dalszej rodzinie mógłby Ci jakoś pomóc. Czasami bywają mądre i dobre ciocie.

Skarżenie ciociom w moim przypadku także przyniosło efekt odwrotny od zamierzonego; mimo wszystko w domu mieszkać musiałam (tak bardzo walczyłam z rodzicami, ich uzależnieniem od alkoholu, czyli poniekąd także o swoją poniewieraną osobę, że poruszyłam niebo i ziemię, rodzinę i rózne instytucje, aż doprowadziłam do sprawy w sądzie - starym ograniczono nade mną prawa rodzicielskie, skierowano ich na przymusowe leczenie... i co z tego, kiedy dalej żyliśmy pod jednym dachem, a ja dostarczyłam im tylko powodu do dodatkowego gnębienia); wciąż słyszałam, że narobiłam "brudu i smrodu", "naopowiadałam głupot", a ponadto "wypier*alaj", "zdechnij", "powieś się", "jakbym wiedział/a, że takiego skur*ysyna wychowam, to bym cię utopił/a" (swoją drogą moja matka nie widzi ironii w mówieniu do własnych dzieci per "skur*ysynu", a jakos nigdy nie miałam ochoty tłumaczyć jej etymologii tegoż słowa).

 

Nagrywałam ich, filmowałam telefonem, pokazywałam kuratorowi... To wszystko pic na wodę i fotomontaż. Ot, walka z wiatrakami; jak powiedział nieboszczyk - szkoda czasu i energii na próby reformacji rodziców.

 

Btw. ojciec się nie zmienił, ale za to od kiedy się wyprowadziłam - zyskałam matkę; niekoniecznie wymarzoną, ale przynajmniej nie nienawidzącą własnej córki ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pomyśl tylko, czy może ktoś w dalszej rodzinie mógłby Ci jakoś pomóc. Czasami bywają mądre i dobre ciocie.

Skarżenie ciociom w moim przypadku także przyniosło efekt odwrotny od zamierzonego; mimo wszystko w domu mieszkać musiałam (tak bardzo walczyłam z rodzicami, ich uzależnieniem od alkoholu, czyli poniekąd także o swoją poniewieraną osobę, że poruszyłam niebo i ziemię, rodzinę i rózne instytucje, aż doprowadziłam do sprawy w sądzie - starym ograniczono nade mną prawa rodzicielskie, skierowano ich na przymusowe leczenie... i co z tego, kiedy dalej żyliśmy pod jednym dachem, a ja dostarczyłam im tylko powodu do dodatkowego gnębienia); wciąż słyszałam, że narobiłam "brudu i smrodu", "naopowiadałam głupot", a ponadto "wypier*alaj", "zdechnij", "powieś się", "jakbym wiedział/a, że takiego skur*ysyna wychowam, to bym cię utopił/a" (swoją drogą moja matka nie widzi ironii w mówieniu do własnych dzieci per "skur*ysynu", a jakos nigdy nie miałam ochoty tłumaczyć jej etymologii tegoż słowa).

 

Nagrywałam ich, filmowałam telefonem, pokazywałam kuratorowi... To wszystko pic na wodę i fotomontaż. Ot, walka z wiatrakami; jak powiedział nieboszczyk - szkoda czasu i energii na próby reformacji rodziców.

 

Btw. ojciec się nie zmienił, ale za to od kiedy się wyprowadziłam - zyskałam matkę; niekoniecznie wymarzoną, ale przynajmniej nie nienawidzącą własnej córki ;)

 

Przykro mi, że musiałaś tego wszystkiego doświadczyć, nie mniej jednak wsparcie i pomoc empatycznej, dorosłej osoby może bardzo pomóc. I nie jest to mój wymysł. Potwierdzono empirycznie, że dzieci mające oparcie w stabilnej emocjonalnie osobie wynoszą mniej szkód z dysfunkcjonalnego domu.

Widzisz, Ty walczyłaś a można próbować przeżyć konieczny czas minimalizując szkody. Alternatywne sposoby mogą przynieść więcej szkód niż korzyści.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×