Skocz do zawartości
Nerwica.com

Częstoskurcz, nerwica czy panika?


Nervous92

Rekomendowane odpowiedzi

Witam serdecznie,

Pewien czerwcowy dzień tego roku zmienił wszystko. Był wyjazd z wielogodzinnym marszem do naszego celu podróży, na koniec dnia - 3 piwka i joint(nie jestem fanem tego specyfiku, to był dopiero mój drugi raz, ale stwierdziłem że raz się żyję, yolo i te sprawy). No i...skończyło się to fatalnie. W pewnym momencie zakręciło mi się głowie, po powrocie do pokoju świat mi na parę sekund dość mocno zawirował. A potem było tylko gorzej, zrobiło mi się słabo i zaczęło mi serce mocno walić, przeleżałem tak połowę nocy aż w końcu chyba byłem tak wypompowany że jakoś udało mi się zasnąć(czego się bałem, wszakże jeszcze umrę przez sen czy coś). Obudziłem się nieco pozbawiony apetytu i energii, no ale pomyślałem sobie że na szczęścię żyję 8) . Przy tym ataku nie było najgorsze walenie serca czy uczuice utraty kontroli nad nogami(co oczywiścię się nie stało) - najgorsze były paniczne myśli, mój mózg tak mnie zaatakował, że nie byłem w stanie choć na chwilę odciągnąć uwagi od tego co się ze mną dzieje, miast tego tylko przychodziły mi do głowy kolejne obrazy w jaki sposób mógłbym umrzeć.

Na drugi dzień stwierdziłem że to jednorazowy przypadek, pewnie trochę ruchu, piwa i marihuaenu mi zaszkodziło i było dość szokujące dla organizmu. Niestety - pod koniec dnia przygotowałem sobie małego drinka, i po 3 godzinach...znów było to samo. Zawrót głowy, panika, walenie serca, nogi jak z waty, no i te okropne myśli. Być może wyolbrzymiałem jakoś mój stan wówczas, byłem u opiekuna ośrodka w którym się znajdowaliśmy, był jeszcze u mnie jeden stażysta, sprawdzali mi puls, nie pamiętam co mi mówili, ale skoro nie wzywali karetki tylko kazali iść spać to chyba nie było ze mną tak fatalnie.

Do reszty naszego tripa nie miałem już takich przygód, poza tym że kompletnie przestawiła mi się psychika - ciągle byłem zląknięty, wszystkiego się bałem, nawet gdy się ze mną nic nie działo. Po powrocie do domu to jakby minęło, lekarz rodzinna jakoś zignorowała moją część o lęku, skupiła się na tym że szybko się męczyłem fizycznie, i powiedziała żebym więcej się ruszał(czego nie uczyniłem, bo bałem się że te ataki mogły być wywoływane właśnie przez ruch fizyczny).

I wszystko niby w normie, zacząłem normalnie funkcjonować(jak na mnie). Po tygodniu miałem imprezę urodzinową, rodzinną - stwierdziłem że po takim czasie chyba mogę ponownie skosztować alkoholu, i to był niedobry pomysł...Tzn. nic się wtedy nie działo, ale o dziwo, alkohol zamiast mnie wyluzować, tylko pogłębił lęki, zaraz zacząłem mieć wrażenie że robi mi się słabo. Być może było to tylko wrażenie, bo alkohol zawsze na mnie dość szybko oddziaływał. Pamiętaj jedynie, z "prawdziwych" objawów, że jak wyszedłem zapalić to po paru machach miałem wrażenie że ciężej złapać mi oddech. Ale poza tym - nic specjalnego. Kolejny dzień jednak przyniósł przykrą niespodziankę - długo nie mogłem zasnąć, siedziałem do 3-4 rano, zapaliłem(papierosa, ofc)...i zaczęło się to co na wyjeździe, jedyna różnica - tym razem nie było to poprzedzone zawrotem głowy. Panikowałem, chodziłem po pokoju, wyszedłem do sklepu przed 6, bo stwierdziłem że jak zasłabnę to chociaż ktoś mnie zauważy. Do zasłabnięcia nie doszło, po 6 udało się zasnąć. Minął tydzień, sytuacja znów ta sama - zapaliłem przed snem, zrobiło mi się słabo w nogach, serce zaczęło walić, jednak tym razem robiłem wdech i wydech i co najważniejsze, nie leżałem tak z tym sercem bijącym aż do rana, tylko udało mi się zasnąć.

Oczywiście te ataki to nie wszystko - miałem ciągły, stale utrzymujący się lęk że coś się zaraz wydarzy, no ale to już pewnie znacie.

Byłem u dwóch lekarzy rodzinnych - jedna podejrzewa częstoskurcze i dała skierowanie do kardiologa, druga kazała brać duże dawki magnezu przez miesiąc, wysłała na badania krwi(wszystko w normie, poza tym że TSH trochę duże, ale w normie, poniżej granicy referencyjnej).

Ostatni taki atak miał miejsce miesiąc temu, od tego czasu jestem NIECO spokojniejszy - potrafię już się czymś zająć czy zrelaksować, mam tylko drobne stany lękowę, ale z drugiej strony stałem się kompletnie paranoiczny - unikam wszystkiego co mogłoby się wiązać z drobnym stresem, nie wychodzę do ludzi, nie uprawiam żadnych aktywności fizycznych, jak mi radziła pani doktor(bo przecież będe miał zawał czy coś w ten deseń), we wrześniu czeka mnie poprawka, to będzie pierwsza taka stresowa sytuacja od wielu dni i aż boję się jak moje ciało zareaguje.

Byłem u psychiatry - stwierdził ataki paniki, przepisał asertin i alpragen - nie zacząłem brać bo naczytałem się w internetach o skutkach ubocznych i robię pod siebie że coś podobnego mogłoby mnie spotkać.

Moja psycholożka jest święcie przekonana że to wszystko objawy somatyczne wywołane przez psychikę.

Bardzo chciałbym się z nimi zgodzić, ale jednak boję się że najbardziej prawdpodobna opcja to częstoskurcze połączonę z którąś z nerwic - inaczej wygląda atak paniki(z tego co wiem, trwa 15 min. do 2 godzin), nie kończy się chyba całonocnym waleniem serca, jak to miało miejsce w moim wypadku...U kardiologa jeszcze nie byłem(doktor zaleciła badanie holtera), oczywiście będzię trzeba wyłożyć kasę na prywatnego, bo na NFZcie będę czekał chyba z pół roku.

Okej, więc teraz parę pytań:

1. Czy było z wami tak że serce, wrażenie słabości w nogach utrzymywało się przez tyle godzin mimo że badania wykazały że jesteście zdrowi jak ryby? Mój psychiatra stwierdził że gdybym miał częstoskurcze to bym leżał, tracił świadomość, mdlał itd., ale niezbyt mnie przekonał...No do cholery, to nie było chwilowe bicie serca, tylko WIELOGODZINNE.

2. Zakładając że mam częstoskurcze - asertin może mi jakoś zaszkodzić czy wywoływać te ataki?

PS. Proszę, nie opisujcie mi swoich przypadków po antydepresantach, i tak już jestem wystarczająco nastraszony od czytania o skutkach ubocznych ;__;

PS2. Przepraszam za tak długi post, musiałem to wszystko z siebie wyrzucić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po którejś z tych bardziej hardcorowych całonocnych rodzinnych awantur ciśnienie zeszło ze mnie następnego ranka. Współpracownik zaalarmowany nietęgim wyrazem mojej bladej twarzy zapytał, czy dobrze się czuję. Zaczęłam "lecieć przez ręce", do tego ból w klatce piersiowej i kołatanie serducha (a myślałam, że ja jestem bez serca). Lekarz z pogotowia ratunkowego stwierdził częstoskurcze właśnie i odholował moje niemal bezwładne już ze strachu ciało do szpitala. Badania nie wykazały nic konkretnego; ot, kroplówka, zastrzyk i skierowania: do neurologa i kardiologa.

Dziś bogatsza w pewne doświadczenia i informacje o sobie samej wiem, że nie były to żadne częstoskurcze, a typowy dla mnie objaw nerwicy.

 

A moja rada dla Ciebie: nie jaraj tyle i unikaj alkoholu, bo widać, że nieźle wpływają na Twój układ nerwowy. Asertin Ci nie zaszkodzi, bo to nie były raczej częstoskurcze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po którejś z tych bardziej hardcorowych całonocnych rodzinnych awantur ciśnienie zeszło ze mnie następnego ranka. Współpracownik zaalarmowany nietęgim wyrazem mojej bladej twarzy zapytał, czy dobrze się czuję. Zaczęłam "lecieć przez ręce", do tego ból w klatce piersiowej i kołatanie serducha (a myślałam, że ja jestem bez serca). Lekarz z pogotowia ratunkowego stwierdził częstoskurcze właśnie i odholował moje niemal bezwładne już ze strachu ciało do szpitala. Badania nie wykazały nic konkretnego; ot, kroplówka, zastrzyk i skierowania: do neurologa i kardiologa.

Dziś bogatsza w pewne doświadczenia i informacje o sobie samej wiem, że nie były to żadne częstoskurcze, a typowy dla mnie objaw nerwicy.

 

A moja rada dla Ciebie: nie jaraj tyle i unikaj alkoholu, bo widać, że nieźle wpływają na Twój układ nerwowy. Asertin Ci nie zaszkodzi, bo to nie były raczej częstoskurcze.

Dzięki wielkie za odpowiedź ;)

Jedyne co mnie martwi, to to, że te "ataki" następowały zarówno w dni ze zwiększonym stresem i wysiłkiem fizycznym, jak i w te spędzone na kompletnym nic nierobieniu.

Alkohol po ostatnich przygodach unikam jak ognia, aczkolwiek nie ukrywam nie wyobrażam sobie żebym całe życie miał się tego wystrzegać, papierosy jaram w ograniczony ilościach, do 5-6 na dzień, jako że objawy po nich często się nasilają, z drugiej strony takie trochę zamknięte koło - zapalę --> będzię mi gorzej, nie zapalę --> zdenerwuje się :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki wielkie za odpowiedź ;)

Jedyne co mnie martwi, to to, że te "ataki" następowały zarówno w dni ze zwiększonym stresem i wysiłkiem fizycznym, jak i w te spędzone na kompletnym nic nierobieniu.

Alkohol po ostatnich przygodach unikam jak ognia, aczkolwiek nie ukrywam nie wyobrażam sobie żebym całe życie miał się tego wystrzegać, papierosy jaram w ograniczony ilościach, do 5-6 na dzień, jako że objawy po nich często się nasilają, z drugiej strony takie trochę zamknięte koło - zapalę --> będzię mi gorzej, nie zapalę --> zdenerwuje się :D

 

To, że zdenerwujesz się nie zapaliwszy papierosa jest niczym więcej, jak stanem Twojej świadomości - papieros nie uspokaja (a palę 11 lat z hakiem, więc wiem co mówię; palę, bo mi się nie chce rzucić - i tak mam ciężko sama ze sobą, po co mi jeszcze walka z głodem nikotynowym i przyzwyczajeniem do fajeczki rano, wieczorem, po obiedzie, przed obiadem...).

Wydaje mi się też, że sam nakręcasz swoje ataki; już dzisiaj obawiasz się ich wystąpienia w stresującej sytuacji we wrześniu. W efekcie wsłuchujesz się w bicie swojego serca i wkręcasz sobie, że coś jest nie tak. I atak murowany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A skąd w tej twojej opowieści nagle znalazła się psycholożka ?

Chodziłeś do niej wcześniej czy po tych atrakcjach ?

 

A dwa, co to była za wyprawa ?

Do psycholożki chodzę jakoś ze trzy lata - Podejrzewałem u siebie fobię społeczną, która trwa do dziś, z nieco mniejszm nasileniem. Nie przerażają mnie już np. gwarne miejsca(wręcz uspokajają czasem), imprezy itp., ale np. szukanie pracy to już poprzeczka nie do przeskoczenia prawie że. Po prostu z niektórymi aspektami fobii się uporałem, z niektórymi nie.

Psycholożka chyba drąży taką teorię, że uruchomiłem jakby mechanizm obronny, ponieważ tak bałem się spełniania niektórych moich zachcianek czy pragnień, że jestem gotowy sobie wkręcić że to może mnie zabić. Cóż, trochę racji może w tym jest, nie pójdę np. na randkę bo jeszcze zemdleję(nie wiem skąd u mnie nagle fobia przed omdleniem, nigdy w życiu mi się to nie zdarzyło) albo będę miał zawał :D

Wyjazd był że tak powiem "uczelniany", na zaliczenie przedmiotu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Brzmisz jak hipochondryk - bez urazy oczywiscie - a nie jak osoba z fobią społeczną.

Nie mogę się zgodzić, nigdy nie byłem typem hipochondryka, wręcz przeciwnie, jeśli mi coś dolegało, to wolałem o tym nie wiedzieć. Cała psychika po prostu przestawiła mi się od czasu tego wyjazdu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hipochondrykiem nie jest się przecież od urodzenia - gdzieś to musi brać swój początek. Nie chcę Cie tym stwierdzeniem urazić; pisze tylko, co pomyślałam.

Nie wiem w sumie czemu tego po prostu nie przyjąłem normalnie, wszakże zdałem sobie z tego sprawę już od jakiegoś czasu.

I przez ten mój mały hipochondryzm mam mętlik w głowie a propo leków. Z jednej strony, stany lękowe mam ostatnio rzadziej, objawów somatycznych też zdecydowanie mniej, z drugiej...Totalna paranoja. Przecież ja teraz nawet boję się wypić szklanki pepsi, bo KOFEINA i zrobi mi się przy tym gorzej.

I w takim środku się znajduję, z jednej strony nie jest źle, z drugiej wyrzekam się wszystkiego co mogłoby wywołać choć minimalny stres i nerwy, w strachu przed tym co może to wywołać. I nie wiem czy to już jest podstawa do przyjmowania antydepresantów, czy też może psychiatra się nieco pospieszył. Pomijając lęk przed skutkami ubocznymi, boję się też że jestem względnie zdrowym człowiekiem z drobnymi lękami, któremu asertin wyrządzi większą szkodę aniżeli pożytek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pomijając lęk przed skutkami ubocznymi, boję się też że jestem względnie zdrowym człowiekiem z drobnymi lękami, któremu asertin wyrządzi większą szkodę aniżeli pożytek.

... z drobnymi lękami, które paraliżują jego życie.

Sama przez jakiś czas brałam asertin i nie przypominam sobie jakichś szczególnych skutków ubocznych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Okej, więc, jestem po wizyciu u kardio i muszę gdzieś wyrzucić moje żale...

Pani doktor stwierdziła częstoskurcz nadkomorowy, czyli ten niezagrażający życiu, w sumie stwierdziła że to "powinno minąć"...Jeśli tylko zacznę się ruszać i włączę jakiś zdrowy tryb życia. I żebym póki co wystrzegał się alkoholu, bo połączenie joint+piwo 3 miesiące temu mogło kompletnie rozstroić mój organizm. Zespołu wpw raczej nie podejrzewa, choć i tak właśnie Holtera mam robionego...

To i tak wszystko brzmi jak wyrok dla mnie, niby serce zdrowe, a jednak potrafi dawać takie objawy. Fakt, że taki poważny atak już od 2 miesięcy się nie zdarzył, ale po pierwsze, ciągle jest we mnie ta świadomość że to W KAŻDEJ chwili może się zdarzyć, a po drugie, moje życie od tego czasu to kompletna paranoja, unikanie alkoholu, kawy, wychodzenia do znajomych, szybszego wchodzenia po schodach czy generalnie wysiłku fizycznego. Dziś z tego powodu dostałem takiego szału że aż zacząłem rzucać rzeczami o ścianę, bo naprawdę nie chce mi się wierzyć że to samo z siebie minie(tymbardziej że może do końca życia będę musiał się wystrzegać takich rzeczy jak alkohol czy kawa). Sertalina coś na mnie kiepsko działa, nie mam jakichś silnych stanów lękowych jakie miałem po tych arytmiach serca, ale wciąż jest we mnie niepokój i kompletne przewrażliwienie na jakiekolwiek przyspieszenia serca, bóle itd. Generalnie - dramat, który mnie zamknie w czterech ścianach. Nic śmiertelnego, ale znając moje szczęście, będę się musiał z tym męczyć do końca żywota, albo przez wiele lat przynajmniej.

No nic, może trochę ochłonę i spojrzę nieco pesymistycznie jak asertin zadziała, jeśli wogóle zadziała, w co też zaczynam powoli wątpić...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×