Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica czy głupota czy naprawdę chory? Moja historia


ZlamanyArbuz

Rekomendowane odpowiedzi

Po 3 miesiącach musiałem to wylać z siebie gdzieś poza moje najbliższe otoczenie aby już chyba całkiem nie zwariować. Otóż mam 30 lat, zawsze byłem nerwowym człowiekiem, wiecznie zapracowanym i z tego powodu zaniedbywałem rodzinę. Od połowy lutego dzieje się ze mną coś złego. Nie wiem co. Ale po kolei.

 

Luty 2015

Od kilku miesięcy pobolewa mnie coś pod lewym żebrem i w plecach. Do tego pojawiły się biegunki. Często co zjaadłem - 30 minut później lądowało w sedesie w postaci daleko odbiegającej od normalności. Miałem dużo pracy na głowie więc jakoś mnie to nie przeszkadzało. Zacząłem naukę na snowboardzie w zimie tego roku. Aż w połowie lutego żona do mnie mówi - "idź do lekarza z tym bólem". Więc jako osoba dobrze korzystająca z komputera i wbijam Google, wpisuję objawy i voila - rak trzustki - wszystko pasuje jak ulał. W tym momencie stało się coś dziwnego ze mną. W 1 sekundzie jak dotarło do mnie że mam pól roku życia, nie zobacze córki jak idzie do szkoły itp id. - oblało mnie odrętwienie połączone z czymś - co jakby od tego dnia odebrało mi całkowicie siły i chęci do życia. Moje nogi trzęsą się od tego momentu za każdym razem jak chce wstać albo zrobić krok. Takiego uczucia strachu nie przeżyłem nigdy - i chyba mam go do dzisiaj. Jadę na SOR - tam robią mi prześwietlenie i każą iść do domu. Ale nie mogę zasnąć. Budzę się w nocy i trzęsę się z zimna, czy ze strachu - sam już nie wiedziałem. Bóle się nasiliły. Od tego momentu przestałem jeść - nie mogłem niczego przełknąć - mogłem tylko pić. Dwa dni później znów SOR bo bóle coraz większe, biegunki nie ma bo nie ma czym.... Robią ponowne badania - chirurg mnie obmacuje i pyta się czy jestem nerwowy. Odpowiadam że owszem i to bardzo. Mówi mi żebym przestał się denerwować bo się wykończę.

 

Koniec Lutego 2015 - oddział wewnętrzny podejście numer 1

Chirurg się lituje i trafiam na oddział wewnętrzny po raz pierwszy. Robią mi kew, morfologie itp. Wszystko w normie.Badanie moczu i k...u też w normie. Gastrologia nie wykazuje niczego dziwnego. Spędzam tam 5 dni. Dostaję benzodiazeopiny i powoli zaczynam znów jeść. Wychodzę z diagnozą "zdrowy". W lekach przepisane benzo, potas, hepatil bo wątroba podniesiony ALT ma.

 

Powrót do domu

Wracam uradowany do domu. Zjadam ze smakiem obiad. I godzinę po obiedzie co? Biegunka, bóle wracają, godzinę później gorączka 39 stopni. Ląduje w łóżku. Załamany że to była chwilowa poprawa. Jest czwartek. W poniedziałek mam zanieść do badania wszystkie "wydzieliny". Odbieram wynik - znaleziono krew w kale. Lecę do łazienki ledwo utrzymując się na nogach (osłabienie nóg z przed 2 tygodni - trzęsą się jak u Parkinsonowca). Biegunka - krew na papierze toaletowym - żywa, czerwona. Myślę - to koniec - rak 100% - tym razem jelita. Biorę wyniki - pędzę do lekarza i pokazuję. On stwierdza - "za szybko Pan wyszedł od nas, zapraszam ponownie'". Wracam na oddział. Mój stan psychiczny jest bliski 0.

 

Początek marca 2015 - oddział wewnętrzny podejście numer 2

Przyjmują mnie na oddział z automatu - jest piątek. Mam mieć USG brzucha poraz 2 i kolonoskopię. Za tydzień. Więc cały tydzień leżę obok gośćia bez nóg który dzień po moim przyjśćiu umiera. Mój stan już nie jest równy 0. Spada poniżej 0. Co ważne. Do wtorku. Robię prywatnie wyniki na markery rakowe - są na szczęście w normie i stan psychiczny się poprawia. W środę USG - nic nie ma. W czwartek kolonoskopia - czysto jak u dzieciaka. Brzuch przestaje mnie boleć. Do tego momentu schudłem 8 kg (10% masy ciała - w 3 tygodnie). Jestem wrakiem fizycznym. Nogi mam słabe, ręce też. Przychodzi Pani psychiatra i stwierdza że mam nerwicę lękową z objawami somatyzacji. Przepisuje mi SSRI (Symestical) i każe brać. I teraz zaczyna się jazda. Brzuch i plecy przestają mnie boleć. Zapominam o nich. Nie wróciły do dzisiaj.

 

Powrót do domu (połowa marca - połowa kwietnia)

Wracam do domu - szczęśliwy że jednak nie mam chodzącego tyłem. Biorę benzo i pierwszą dawkę SSRI wieczorem. Budze się w nocy już o 3, mam nocne poty, moje mieśnie głupieją, zaczynam mieć fascykulacje na całym ciele (co to jest dowiedziałem się później). Czuje się odrealniony, leże do rana i becze w dywan. Rano wstaje, świat jest inny - jakiś rozwalony. Nie mogę się skupić, znów nie mogę jeść, nie mogę nawet pić. Po południu mój stan się poprawia. Myślałem że to jednorazowy wypadek. Oj nie. Na drugi dzień idę do psychologa na spotkanie. Opowiadam mu historię ktorą wam tu opisuję. Stwierdza - nerwica jak fix. Idę do domu. Wieczorem SSRI i spać. 3 rano znów pobódka i tak przez kolejne trzy tygodnie w czasie których prawie popełniłem samobójstwo i wyskoczyłem przez balkon (poczytajcie sobie ulotkę SSRI - skutki uboczne to nie są czcze gadania).

Najbardziej żałuję tutaj mojej rodziny - ja nie wiedziałem co się ze mną dzieje, miałem ataki płaczu o byle głupotę, bzdurę. Beczałem jadąc do pracy za kierownicą. Beczałem w pracy w toalecie. Mój stan jednak poprawiał się popołudniami. Wtedy nie wiedziałem że tak zadziała na mnie SSRI.

 

Najbardziej martwić mnie zaczęły mięśnie - (drgają do dzisiaj - to istotne dalej). Wbijam w Google. Znajduję objawy jako SM i SLA. Mój stan znów spada do 0. Zaczyna się od nowa gonitwa po lekarzach. Idę w stanie po SSRI (jest rano) do optyka (problemy z widzeniem, nie da się pracować przy kompie, obraz się trzęsie). Oczy ok, poza tym tylko stwierdza oczopląs. Tak, tylko. Objaw u chorych na SM. Stan z 0 spada do - 100. Wracam do domu ledwo żywy. Biorę wyniki i na drugi dzień do neurologa. Ten bada odruchy - nie widzi nic nowego. A mnie już boli lewa noga i lewa ręka. Ten potwierdza oczopląs. Silne napięcie mięśniowe i wypisuje mi diagnozę - nerwica z somatyzacją. Pamiętam że jak wchodzłem do gabinetu to gość już na wstępie powiedział - co się panu dzieje. Jak nie mogłem się rozebrać do majtek - trząsłem się jak nigdy w życiu. Tak wygląda chyba u mnie atak paniki.

 

Gdzieś na sieci spotykam gościa który opisuje takie objawy napadów jakich doświadczam - i na próbę na dwa dni odstawiam SSRI. Wracam do żywych! Huurra, śpię normalnie, budzę się rano, mogę normalnie funkcjonować a nie jak zombie. Okazało się że SSRI które mi dali - było albo a mocne - albo ja nie miałem depresji. Miałem wszystkie możliwe skutki uboczne z ulotki. Brałem furę leków, potas, hepatil, SSRI, benzo. Po odstawieniu SSRI trochę uspokoiły się drżenia mięsni, chyba oczopląs zniknął bo zacząłem normalnie pracować przy komputerze. Wróciła koncentracja, chęc pracy, znów pewne rzeczy zaczęły mnie cieszyć. Słownikowo znikneły objawy depresji opisane na forum jako objawy depresji. Zaczęła mnie za to boleć lewa noga i lewa ręka od wysiłku. Boli do dzisiaj. Bolą mięśnie. Fascykulacje dalej nie ustępują - mam je wszędzie - od stóp do czubka głowy.

 

Idę do drugiego neurologa, opisuję mu historię - ten też widzi że nerwica ale dla pewności przepisuje mi zlecenie na rezonans głowy i mówi żebym brał to benzo (odstawiłem wcześniej żeby sie nie nieuzaleznić) i że jak się nie poprawi to mam iść na ten rezonans i wrócić z wynikiem. Oczywiście nie czekam, umawiam się od razu. Idę do NFZ a tu termin na listopad. NIe ma szans. Szukam prywatnie, płacę kilka stów (dlaczego, opiszę na dole). Po powrocie do domu dowiaduję się o tych fascykulacjach i SLA. Już mam je wbite do głowy do teraz. Czytam objawy, na drugi dzień już mam slinotok, drgania języka, kciuka, dłoni. Wszystko się trzęsie. Klejne objawy pojawiają się dzień po dniu. Jestem bliski zwariowania. Już sam nie wiem czy bolące kończyny są osłabione bo są osłabione czy mnie po prostu bolą. Kolejna choroba wbita w głowę - dlatego idę na reoznans prywatnie. Albo coś wyjdzie albo zamykam się w szpitalu psychiatrzycznym.

 

Moja żona już ma mnie dość, stwierdza zgodnie z prawdą że moja nerwica wykańcza rodzinę, ja nie mogę już myśleć o niczym innym tylko o tym co się ze mną dzieje. Pojawiają się w rozmowach tematy rozwodowe. Życie dosłownie wali mi się na łeb. Idę na rezonans. Tydzień to nerwy i czekanie na wynik. Lekkoo nie ma. Odbieram wynik. Okazuje się że mając 30 lat jestem już po wylewie niedokrwiennym. Mam jakieś torbiele. I do tego ogniska hiperkatywne w istocie białej - objaw mogący być niczym albo czymś poważnym. Tracę już wogóle chęć do życia.

 

Idę do neurologa z wynikiem a ten stwierdza że jednak trzeba iśc do szpitala się położyć i porobić punkcję itp itd. Termin mam na 15 maja. Boje się. Z mojego zycia rodzinnego zostały strzępy, nie mogę na siebie patrzeć w lustrze i boje się każdego dnia.

 

Witajcie,

Tomek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Juz nie daję rady. Drżenia się nasilają, ręka i noga boli i jest coraz słabsza. SLA siedzi w głowie i jestem prawie go pewny co dobija mnie do ziemi i w zasadzie już mam wrażenie że szpital to bedzie wyrok.

Mam myśli samobójcze z tym związane. Jestem ateistą a poszedłem nawet do księdza po pomoc. Nie wiem co mam robić. Wszyscy dookoła już są zmęczeni tą sytuacją - ja ich rozumiem dlaczego. Tylko oni nie potrafią jak w głębokim załamaniu nerwowym aktualnie jestem. Nie mam chęci na nic. Boje się wstawać od kompa bo wiem że noga będzie boleć. Ręka sztywna, palce bolą. Tego przecież nie da się wytłumaczyć nerwicą. Bo czym?

 

Jestem bliski wparowania na jakiś SOR i oznajmienia na głos "RATUNKU - bo chyba się zabiję...".

 

Jeszcze 3 miesiące temu byłem pełnym siły i optymizmu facetem. Teraz beczę po kilka razy dziennie :(

 

Wiem, jestem żałosny. Psycholog powiedział że mam wrócić do niej po szpitalu. Tylko czy ja wytrzymam do terminu?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Tomku! Przeczytałam Twoją historię i muszę stwierdzić, że jesteś dzielnym, młodym mężczyzną, który walczy o siebie! I dobrze!

Masz rodzinę, która na pewno wesprze Cię. Jak sam widzisz, po dokładnych badaniach, do których uparcie dążyłeś, miałeś wylew i to prawdopodobnie on był przyczyną złego samopoczucia. Teraz czekaj cierpliwie na szpital i leczenie. To da się w pewnym stopniu cofnąć.

Zapewne będzie później rehabilitacja kończyn i ogólny powrót do sprawności fizycznej.

 

Nie jesteś żałosny... wielu z nas by się tak rozsypało po takich przejściach i diagnozie, a jest tu wiele osób wymęczonych samą nerwicą i depresją.

Nie jesteś sam, każdy Cię tu zrozumie, bo nerwica ma mnóstwo różnych objawów i wiele osób przechodzi niemalże gehennę.

Tymczasem powinieneś skorzystać z wizyty u psychiatry, żeby dobrać odpowiednie leczenie, skoro SSRI bardziej zaszkodziło niż pomogło... są inne leki, które mogą lepiej zadziałać u Ciebie.

Trzymamy kciuki za powodzenie! Mam nadzieję, że pokonasz te złe chwile i będziesz walczył o zdrowie. :great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No i dotarłem do szpitala. Lekarka która robi mi wywiad dowiaduje się o fascykulacjach. Jak je widzi - leci po ordynatora. Ten przychodzi. Słucha opowieści którą Wam streściłem. Zdziwiony. Bada odruchy. Stwierdza że w normie. A mnie lewa łapa boli i jest zmęczona. Noga też. Nogi bolą. Trzęsą się jak fix. Boje się chodzić po schodach. Pokazuje mu teczkę wyników. W tym Borelioze (ELISA dodatnia i WB ujemny - oczywiscie prywatnie za 400 zł). Mówi mi że sobie je mogę wyrzucić bo są do niczego - kompletnie niedokładne i o niczym nie świadczą. Oczywiście z automatu do psychologa - ten robi serię testów i neurotestów. Wychodzi mu że mam problemy z koncentracją. I potężną depresję z lękami. Miła kobita.

Wracam do łóżka. Dostaję Traxene na uspokojenie - dobrze że sprawdziłem że to benzo bo wtedy wziałbym swoje też i dopiero by mnie położyło. Noc nie przespana. Rano się budzę. Ramie trzęsie się jak opętane co chwilę (fascykulacke, lydki też, gdzieś na tyłku coś podskakuje). Znów wracają myśli o SLA, o śmierci w tragicznych męczarnaich dla mnie i mojej rodziny w krótkim czasie. Siedze i beczę pisząc to - mam dość. NIech mnie gdzieś zamkną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wpadłeś w błędne koło im masz większe lęki tym mocniejsze są objawy i tak w kółko. musisz się trochę uspokoić i powiedzieć sobie : a co ma być to będzie. Moja psycholog twierdzi że o nerwicy nie można zapomnieć ale trzeba ją zaakceptować to da nam spokój. Poczekaj cierpliwie to minie zobaczysz. Najgorsze są te myśli "zaraz zwariuje" "zamknijcie mnie w szpitalu najlepiej psychiatrycznym bo nie wytrzymam " . U ciebie to dopiero 3 miesiące a wielu z nas już liczy lata. Na nerwice się nie umiera ani nie wariuje od niej, mi też było ciężko uwierzyć że przy nerwicy można mieć prawdziwe objawy jakiejś groźnej choroby. Dasz rade !!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mały updatejt. U mnie coraz gorzej. Poprzedni szpital o którym pisałem skonczylem 26 maja. W ciągu miesiąca słabłem coraz bardziej. To był najgorszy miesiąc oczekiwania. Przebeczałem każdy dzień. Próbowałem raz się zabić -ale w ostatniej chwili się opanowalem.

Nie mogłem patrzyć na dziecko. Pojechałem do ojca po pomoc - to dostałem w ryj żem pizda.

 

Nie stwierdzono SLA. Przepisano skierowanie do Kliniki w Katowicach na 24 czerwca. Porobiono EEG, EMG ponownie, krew, EKG, Borelioze i inne cuda - nic.

 

Mimo że kobieta robiąca EMG widziała fascykulacje - niezarejestrowała ich aparatura i stwierdziła że nie rozumie co się dzieje. 5 neurologów mnie ogladało. Badało. Zero patologii w odruchach. "Nie stwierdzono uszkodzenia dolnego ani górnego motoneuronu ruchowego". Nie stwierdzono zaników mięśni. Wypisano mnie wczoraj z diagnozą że to nie SLA bez diagnozy co się dzieje. Oczywiście zalecono psychiatre który przepisał kolejne leki a psycholog że mam to w głowie.

 

W ciągu 4 miesięcy odkąd walczę byłem u 6 psychiatrów (w tym 4 szpitalnych - bo byłem 4 razy w szpitalu), i 3 prywatnie. Każdy jak widział co poprzednik mi przepisał - pytał się jak budowlaniec poprawiający po kimś "kto Panu takie leki przepisał" - i kolejną mieszankę dawał. To prawie wykończyło mi wątrobę gdzie ASP i ALT poleciały pod 200 w Klinice w Katowicach na przyjęciu. Po odstawieniu spadały w okolice 60 więc będzie dobrze.

 

A ja tracę siły coraz bardziej. Z dnia na dzień coraz cięzej mi się chodzi, rusza rekami, Mięśnie żyją własnym życiem. Drżną fascykulują, szurają, rzucają. Rece jak z gumy. Myślałem że uda się w tym szpitalu coś ustalić. Wróciłem wczoraj ze szpitala i znów becze. Zero diagnozy, zero zaleceń poza spacerami. Jak mam spacerować jak na schodach kolana składają się jak scyzoryki Patrze na rodzinę która jest bezradna tak jak ja i płacze. Znowu. Kur***a mam 30 lat a nikt mi nie może pomóc.

 

Umre pewnie na to gówno tylko jeszcze jest za wcześnie żeby to stwiedzić na papierze. Nie wiem co robić. Kolejny psycholog? Kolejny psychiatra? Co to da? Za słaby jestem psychicznie.

 

Po 5 latach przerwy byłem dumny że rzuciłem palenie. Znów palę od 3 tygodni.

 

Już nie wiem co robić. Niech mi ktoś pomoże i chociaż powie że mój czas faktycznie nadchodzi to będę wiedział co robić. Jak tu dalej żyć? Nie ma chwili żeby te mieśnie pozwoliły na minutę zapomnieć o tej tragicznej sytuacji w której jestem. Moja psychika wysiadła. Rodzina nie ma już siły.

 

Padają propozycję żeby zamknąc mnie w zakładzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ZlamanyArbuz, jezeli aparatura nie pokazuje tego o czym opisujesz to nerwica na bank. Od nerwicy mozna miec rozne objawy, ja juz czytalam opisy ludzie którzy mdleli itd od nerwicy, sama miałam paraliz czesciowy. Po prostu idz do szpitala psychiatrycznego. Tam powinni Cie ustawic pod wzgledem leków. Po prostu objawy które opisujesz sa wyłącznie somatyczne. Czyli siedza w Twojej głowie, skoro masz wyniki dobre. Moga sie objawiac fizycznie-widzisz, czujesz ale wlasnie aparatura medyczna, wyniki sa w normie. Co do leków to trzeba brac, widzisz sam pisałes ze jak zaczałes brac to plecy i bole ustapiły, a jak odstawiłes to sie nasiliło. Ja tam wole leki brac, przejsc objawy uboczne-one mijaja i przynajmniej zyc bez bolu, wg mnie u Ciebie jest ostry stan nerwicy-dlatego masz tak nasilone objawy somatyczne. Znajdz w swoim miescie profesora ktory pracuje w szpitalu psychiatrycznym, ordynatora oddziału-kogos takiego i idz na wizyte prywatna, niech da skierowanie na oddział.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

człowieku, naprawdę mi ciebie żal. sam też mam 30 lat, też zmagam się z nerwicą, ale to co tu czytam to hardkor. myślę, że brakuje ci momentu, żeby poczuć się naprawdę dobrze, żeby uwierzyć, że to tylko w twojej głowie., żeby zatrzymać błędne koło. myślę, że kox mógłby pomóc spojrzeć na chwilę z innej perspektywy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam wyrozumiałego szefa. Kluczowe dla mnie sprawy zawodowe mogę załatwiać online - więc jak mam siłę to robię coś zdalnie. Na L4 jestem od 14 maja (3 szpital). Wracam do pracy we środę. Spróbuję bo nie widzę innego wyjścia jak z tym walczyć. Sam nie wiem co robić. Tak, to jest hardkor którego nikomu nie życzę. Piszę to tutaj tez nie tylko dlatego żeby szukać pomocy, ale też jako przestrogę dla innych i może Wasze rady przydadzą się też innym, w tak złym stanie jak ja.

 

Tak bardzo się boję że w końcu wyjdzie to SLA, że nie daje mi to żyć. Boję się że jak się okaże ze jednak mam to gówno to stracę ostatnie miesiące sprawności na udręce i użalaniu się nad sobą zamiast korzystać z tego co mi zostało.

Nie moge normalnie funkcjonować. Nie tylko normalnie ale wogóle. Dzień zaczynam codziennie od balkonu, papierosa i 10 minutowego łkania z którym nie potrafie wygrać. Moja żona już nawet nie próbuje mnie pocieszać bo widzi że to bezcelowe (wszak też ileż można kogoś zapewniać że wszystko będzie dobrze, a on dalej swoje).

 

Co to jest pogotowie psychiatryczne?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rada - znajdź sobie certyfikowanego psychoterapeutę i zacznij się leczyć.

W necie jest coś takiego jak lista certyfikowanych psychoterapeutów Polskiego Tow. Psychiatrycznego.

I niech to będzie ktoś kto pracuje psychodynamicznie.

 

 

To co opisujesz to nerwica - jak ci to już enty lekarz powiedział. A w tym zab. możesz mieć całe spektrum dziwacznych objawów - od paraliżu, do ślepoty włącznie (przy zachowanych funkcjach/sprawności narzaądów).

Tak, więc - uwierz że to psyche i idź się leczyć, nim cię żona na serio wykopie ;))

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pani psychiatra powinna Cie uprzedzić i rodzinę żę leki przeciwdepresyjne które przepisała mogą wywołać depresję lub myśli samobójcze (pisze to nawet w ulotce, bo producent ba obowiazek o tym informować a nie ukrywać takich działań. tylko w ulotce jest zaledwie polowa prawdy tzn. to ze te leki mogą nasilać depresje czy mysli saboboj. na poczatku leczenia a z wlasnego doswiadczenia wiem ze one takze wywolują takie rzeczy u osób które wczesniej nie miały takich myśli w ogóle ale to w ogóle). Mnie jak na pierwszej wizycie psycholog pytała czy mam takie myśli to się zdziwiłem o co oni mnie pytają, przeciez nie jestem jakimśsamobójcą czy wariatem, ot jaks nerwica i lekka depresja sie przypaletala, z naciskiem na nerwica. ale po 2 tyg. brania leku jak odstawilem to juz mysli sie pojawily. A znowusz chcialem sięrozpłakać , tak sięuzalić nad sobą coby sobie ulzyć to SSRi mnie jakośzablokowaly ze nie umialem. Ale dziwne ze w ogole mi przyszlo to do głowy zeby sobie na rozluźnienie popłakać? to już lek wpedzał mnie w płaczliwy nastrój chyba. Bo to przecież zaczeło Ci się z tego co piszesz jak zaczołeś brac SSRI które miało pomóc (nigdy wcześniej tak nie beczałeś i nie myślałeś aby przestać istnieć), nie dośc żę nie pomogło to pogorszyło twój stan. Zrobiłeś się płaczliwy. Wielu ludzi tak miało. Wilu sięzabiło. Potem lekarz zgania na depresje pacjenta a to przez leki. Ale przecież się nie przyzna. Zapamięaj sobie żę to po lekach tak Ci sięzrobiło. JEden lek ci pomoze drógi cie pogorszy stan. to jest loteria. To musi byćlekarz z dośiadczeniem który pomaga dużemu procentowi swoich pacjentów. tytuły nie mają tu za wiele do rzeczy, czy kt ma profesora czy mgr. czesto profesorowie to dziwacy i zjeby.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O co wam chodzi? Przeciez napisal, ze przeszedl wylew niedokrwienny mozgu, ma tam jakies torbiele, zle wyniki watroby i do tego goraczka 39. Chyba sobie tego nie wkrecil, co? Wiec zanim sie zawyrokuje, ze to wszystko sa schizy psychiczne, to lepiej dobrze sie zastanowic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O co wam chodzi? Przeciez napisal, ze przeszedl wylew niedokrwienny mozgu, ma tam jakies torbiele, zle wyniki watroby i do tego goraczka 39. Chyba sobie tego nie wkrecil, co? Wiec zanim sie zawyrokuje, ze to wszystko sa schizy psychiczne, to lepiej dobrze sie zastanowic.
a czytasz ze zrozumieniem ze to nie ma wpływu jak lekarze okreslili?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I tak facet jest w lepszym stanie niż ja - przynajmniej pracuje. Ja nigdy w zyciu nie pracowalem, bo jestem wrakiem. Spozywam dziennie wiecej lekarstw niz moja 90-letnia babcia. Bez poprawy. Wegetacja. Poza tym zobaczcie, ile koles ma sily, aby tak biegac po lekarzach, ile badan zrobil, ile przychodni i szpitali odwiedzil! Ja nie jestem nawet w stanie czesto wejsc do apteki, aby wykupic lek, kiedy mam OBJAWY ODSTAWIENNE!! Nie jestem w stanie wyjsc z domu, nie jestem w stanie siedziec w poczekalni z pacjentami!!!! A facet rozpycha sie lokciami po tych wszystkich osrodkach medycznych. Nie chce byc niemily, ale gdyby byl tak ciężko umierający, to raczej z taka energia nie walczyłby o siebie. Widac, jego kondycja psychiczna nie jest jeszcze az taka zla. Moze niech przyjedzie do mnie i zaprowadzi mnie na badania, bo ja zadnych badan nie mialem od 15 lat, bo po prostu nie mam sily nigdzie wyjsc!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×