Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nie lubię ludzi


aussiaczek

Rekomendowane odpowiedzi

Hej! Ostatnio doszłam do tego, że moim problemem nie jest to, ze nie potrafię rozmawiać z ludźmi czy zbyt bardzo boję się, co sobie o mnie pomyślą. Chociaż to też jest prawda. Ale najgorsze jest to, że ja po prostu nie mam ochoty na jakąkolwiek rozmowę, a już zwłaszcza w większym gronie osób. Wtedy zazwyczaj milczę, bo czuję czasem nawet ulgę, że oni mają siebie nawzajem i ja nie muszę dotrzymywać im towarzystwa rozmową. Kiedyś tak nie było. Kiedyś uważałam się za osobę nieśmiałą, chciałam iść do ludzi, ale się bałam. Lubiłam rozmawiać z ludźmi i zawsze po jakiejs rozmowie, zwłaszcza z kimś mniej znanym, czułam się świetnie, czułam się kimś lepszym.

 

Wszystko się zmieniło odkąd się nieszczęśliwie zakochałam. Teraz nie mam już ochoty na nikogo. Jestem na studiach i kiedyś, gdy zostawałam sama na weekend w mieszkaniu, koniecznie musialam sobie zorganizować jakieś spotkanie, bo wiedziałam, że będzie mi samej nudno i będę potrzebowala towarzystwa. Teraz wręcz marzę o tym, żeby pobyć w samotności i myślę, że musiałoby minąć sporo czasu, żebym zatęskniła za ludźmi.

 

Nie lubię rozmawiać z ludźmi, bo dotarło do mnie, że wszystko, każda relacja przemija, najpierw coś jest, a potem nagle się urywa, każdy idzie w swoją stronę. Więc po co zaczynać coś, co i tak nie ma przyszłości (mówię tu o znajomościach, przyjaźniach)? Tylko po to, żeby zabić tą pustą samotność? Czuję się zmuszona rozmawiać o rzeczach, które są oczywiste, mam wrażenie, że ludzie mówią tylko po to, żeby mówić.

 

Nie chcę, żeby wyszło tu, że jestem jakaś wywyższająca się i uważam że wszyscy inni są nudni, wręcz przeciwnie. Nie uważam się za osobę bardzo inteligentną, dostrzegam tą cechę u innych i trochę im zazdroszczę takiego szybkiego kojarzenia faktów, reagowania, błyskotliwych tekstów.

 

Mogłoby się wydawać, że skoro jest mi dobrze bez ludzi i nie potrzebuję ich, to może tak zostać, może taki mam charakter. Ale nie jest mi z tym dobrze. Pamiętam czasy, kiedy obecność ludzi sprawiała mi przyjemność, teraz tak nie jest. Gdy się z kimś zamierzam spotkać, mam w głębi duszy nadzieję, że może znów tak będzie, ale problem leży we mnie, bo nie umiem się cieszyć z obecności tego kogoś. Chciałabym, żeby było tak, jak dawniej...

Obawiam się, że to samo nie minie, bo trwa już długo i jest coraz gorzej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

aussiaczek, jestes bardzo inteligentna i blyskotkliwa.

generalnie Twoje podejscie moze wynikac z niezrozumienia istoty rzeczy a to z kolei moze byc podyktowane młodym wiekiem (pisalas ze studiujesz)

znajomi przychodza i odchodza, w miejsce tych co odeszli beda nowi. o dziwo niektorzy zostaja cale zycie- serio trafiaja sie i tacy.

generalnie czlek to postac udolna, moze za duzo wymagasz od ludzi. zdrowe podejscie to swój interes na pierwszym miejscu- dotyczy nie tylko facetów(bo potem bedziecie na stare lata żreć permen ).

są jednakze ludzie ktorzy zmierzaja w te sama strone co Ty i czasem lepiej się idzie w duecie, tercecie, kwartecie albo druzyną.

jesli łacza Was wspolne interesy mozliwe ze razem posiądziecie więcej ( nie dotyczy związków damsko -męskich, tu mniej znaczy wiecej, a najlepiej zorganizuj sobie duffa) ;-)

nie kazdemu mozesz wszystko powiedziec- nie wynika to z braku zaufania tylko z tego ze Ty wiesz ze ta osoba tego akurat nie zrozumie albo zrobisz jej zwyczajnie przykrosc.(np opowiadanie leciwej staruszce intymnych sekretow to jak zabranie slimakowi domka, to po prostu nieprzyzwoite).

temat relacji miedzyludzkich to temat rzeka.

jak Cie czytam to przypominam sobie siebie kilka lat temu- teraz wiem jak bardzo się myliłam i ile znaczy postawa, a jeszcze wiecej mysli. u zdrowych inteligentnych jednostek dziala zasada wzajemnosci- to co komus zaoferujesz powroci do Ciebie w równowaznym uczynku.

powiedzialabym ze ludzie nie są po to by ich lubic, są po to by się rozwijac poprzez konfrontacje, wzmacniac intelekt i nadawac sens.

jesli chcesz byc dusza towarzystwa pływaj po powierzchni, zręcznie posługując się słowem. czerp od innych nadajac wszystkiemu własne znaczenie, kierunek i sens. jak czegos Ci brakuje to stwarzaj.Jesli czlowiekowi sie wydaje ze czegos nie osiagnie to znaczy ze nie wnika w istote rzeczy, poniewaz silne pragnienie/pomyslunek jest poczatkiem kreacji. Nie słuchaj żmędolenia tych ktorym sie nie udalo patrz na ludzi sukcesu.

Masz wszelkie predyspozycje ku temu zeby w przyszlosci zrzeszac skupisko ludzi, by miec wielu przyjaciol i znajomych.wiesz czemu? bo o tym myslisz, idea ktora narodzila się w Tobie jest jednoczenie Twoim utajonym potencjałem. Ale jesli uznasz ze sie nie nadajesz albo ze nigdy czegos tam nie osiagniesz i osiadziesz na mieliźnie to nadziejesz się jedynie na ostrygi i utoniesz w błocie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tez lubie byc sama, ale generalnie , ogólnie lubie ludzi, to znaczy nie czuje nienawisci i niecheci czasem mnie denerwuja, ale lubie i jak siegam pamiecia tak mam od 3 roku zycia wiec to chyba cos czego nie da sie nauczyc tylko wrodzone jest.Można pewnie troche skorygowac a czasem trzeba próbowac korygowac w niektórych przypadkach jak ktos nie ma z urodzenia tak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja tam też niezbyt przepadam za ludźmi, ogólnie za wszelką formą życia. uważam, że najlepsze co ludzkość może zrobić to wykorzystać postęp technologiczny i wysadzić kulę ziemską, wytrzebić życie co do bakterii, żeby już nic przypadkiem nie wyewoluowało.

nie znoszę też kultury.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Do ludzi trzeba mieć dystans albo twardą dupę. ja także nauczyłem sie przebywać ze sobą w samotności bez skrepowania przez dłuższy czas, chociaż ochoty do ludzkiego towarzystwa nikdy pewnie nie unikne. uwazam ze na pierwszym miejscu w naszym życiu powinien być cel.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To że człowiek jest istotą samotną to jest raczej naturalne.

 

Rozstajemy się z rodziną, partnerami, przyjaciółmi, ich miejsce zajmują kolejne osoby, nowa rodzina, nowi partnerzy, nowi przyjaciele. Jeśli nie odejdą przez zwykłe koleje losu, których przyczyną jest dorastanie, to i tak w końcu ktoś prędzej czy później umrze.

 

Mimo to nasze życie jeszcze trochę potrwa na tej ziemi. Czy warto z takich powodów jeszcze bardziej je sobie utrudniać, czy może lepiej starać się je umilić choć na ulotną chwilę?

 

 

Tak naprawdę to chyba nie ma rzeczy na tym świecie, której sensu nie można byłoby podważyć...

 

Już kolejny raz spotykam się z osobą, która zderzyła się z rzeczywistością, z którą ciężko jej się pogodzić, i nie wiem z czego to wynika...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszystko przemija takze relacje miedzyludzkie, ale myslenie ze jezeli cos jest ulotne to jest złe, to troche dziwny wniosek. Nie tylko czas jest wyznacznikiem wartosci.. jezeli sie ceni tylko niezmiennosc i trwalosc, to od razu do trumny, oprocz smierci i podatkow nie ma nic stalego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też czuję ulgę, gdy w towarzystwie nie muszę rozmawiać. Najczęściej z takich rozmów nie wynika nic ciekawego, nic nowego. Wolę milczeć i być sama. Ludzie mnie męczą, choć czasem potrzebuję pobyć w towarzystwie - wtedy buforuje mi się jakiś poziom Niezbędnego Nasycenia Towarzyskiego i przez jakiś czas (kilka dni) bez bólu przebywam sobie sama w mieszkaniu. Potem znów muszę na chwilę wyjść do ludzi.

Nie czuję, żebym z kimkolwiek miała relację, która jest cenna i której byłoby mi szkoda. Miałam taką jedną, jedyną w życiu,ale on mnie zostawił. Brakuje mi cennych ludzi w życiu. Może to moja wina, może nie mam szczęścia do ludzi...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też nie lubię ludzi,ogólnie,czy raczej - w rzeczywistości,kontakt wirtualny jest znaaacznie dla mnie prostszy.

Na całkowitą aspołeczność pozwolić sobie nie można i chyba nawet nie powinno - trzeba iść choćby do tej roboty/uczelni/szkoły whatever...

Ale to temat nie o tym.

 

Tak czy siak,nie jest to niczym specjalnym,że nie lubi się ludzi,nawet też nie szkodliwym,pod warunkiem że....nie jest to dla nas samych problemem,jak długo się to akceptuje,tak długo jest ok.

Generalnie wolę towarzystwo tylko i wyłącznie własne,aczkolwiek i inni są nam czasem potrzebni,nie w sensie jednak tylko przedmiotowym...ciężko określić w sumie, i jedno i drugie ma swoje +....

Jak i minusy,głównie preferencje.

 

 

I też podobnie jak autorka,nie mam o sobie mniemania że chvj wie kim ja jestem,Ę Ą żor pan żur fransja elegansja,nope,mam się gówno w ludzkiej skórze,co też nie zmienia faktu że niejednokrotnie głupota ludzka mnie aż razi,a i ludzie swoimi zachowaniami i mentalnością,czy raczej samym człowieczeństwem - zniechęcają...

Do tego dochodzi jeszcze sporoo uprzedzeń i lęków ogólnie.

Ale to już do innego tematu....

 

Autorce zaś,radziłbym pierw podstawowo leczenie/próbe leczenia, czy terapie,jednak tego typu sprawy zależą jednak głównie od człowieka i naszego wnętrza,chęci zmiany tego.

No idea tak po prawdzie,jednak wydaje mi się że silna wola/chęć zmian tego stanu rzeczy,nastawienia będzie tu kluczowa.

Proste jednak to,to nie będzie,raczej długotrwały,mozolny i upierdliwy proces,niejedno "załamanie" może być,ale to możliwe do zrobienia....

Powodzenia i wytrwałości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jak można nie lubić kotów :shock:

co do ludzi to całkiem zrozumiałe

Zrozumiałe jest zarówno to, że ktoś nie lubi ludzi, jak i to, że ktoś nie lubi zwierząt.

Natomiast całkowicie niezrozumiałe jest myślenie, że zwierzęta każdy powinien lubić; takie myślenie świadczy o głupocie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja do ludzi nic nie mam. Dopóki się do mnie nie przypier/alają i nie próbują na siłę rozmawiać i utrzymywać ze mną sztuczny kontakt polegający na wymuszonych rozmowach nie przeszkadzają mi. Jest wąskie grono osób, z którymi mam ochotę utrzymywać kontakt i rozmowa z nimi przynosi jakieś korzyści i zwyczajnie jest przyjemna i owocna, coś wnosi do życia, cenię tych ludzi za określone rzeczy, reszta jest zwyczajnie dla mnie tłem. Nie znoszę gadania o pogodzie, sztucznego podtrzymywania rozmowy na zasadzie "milczenie jest krępujące". Ja w zasadzie 100% swojego czasu żyję w swoim wewnętrznym świecie, nie czuję krępującego milczenia, mam to gdzieś, że ktoś czuje potrzebę zabicia tego milczenia, kurde no nie rozumiem tej potrzeby. W pracy wkurza mnie, ze kiedy siedzę sobie w kuchni i spożywam śniadanko ktoś przyłazi też zjeść lub zrobić sobie coś do picia i musi zburzać mój spokój, gadać o byle czym, potrafi ktoś wytłumaczyć po co to ludzie robią? Przychodzę do roboty po to żeby pracować, kontakty ze współpracownikami poza bardzo nielicznymi wyjątkami są czysto służbowe i ograniczone do niezbędnego minimum, nie rozumiem tej potrzeby socjalizacji. Z drugiej strony rozumiem, że ktoś może takie potrzeby czuć, ale nie rozumiem tego, że ludzie nie widzą, że ja nie mam na to ochoty :mrgreen: Generalnie nie przepadam za typowymi ekstrawertykami, którzy są dla mnie mega męczący i nieco ograniczeni, ponieważ nie rozumieją tego, że jeśli ktoś milczy, zupełnie nie angażuje się w rozmowę i wręcz celowo unika kontaktu wzrokowego sygnalizując "nie mam ochoty na konwersację" to znaczy, że ma gdzieś to co ma do powiedzenia ten drugi człowiek i nie chce tego słuchać. Poza tym typowi ekstrawertycy rzadko mają cokolwiek ciekawego do powiedzenia, gadają, bo czują potrzebę werbalnego uzewnętrznienia swojego świata, co mnie słabo interesuje. Dlatego ogólnie ludzie mnie nie drażnią dopóki nie naruszają mojej przestrzeni. A jeśli już tak się zdarzy zwyczajnie wchodzę w tryb uniku takich delikwentów i sprawa załatwiona. Generalnie jestem samotnikiem, pogodziłam się z tym i polubiłam ten stan/fakt całą swoją duszą i umysłem, traktuję to jako nieodzowną część swojego życia i "miejsce" gdzie czuję się dobrze, bezpiecznie i komfortowo. A najlepsze jest to, że nie obchodzi mnie co myślą o mnie ludzie, kiedyś to było nie do pomyślenia, w zasadzie swój własny odbiór siebie uzależniałam od tego jak odbierają mnie inni. Teraz mam to gdzieś, jestem sobą i tyle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×