Skocz do zawartości
Nerwica.com

niespełniona, niekobieca, niekochana-nie umiem się odnaleźć


lyneth

Rekomendowane odpowiedzi

Nigdy nie układało mi się z facetami. Zawsze byłam kumpelą, koleżanką do wszystkiego.

Mój jedyny poważny związek w życiu ewoluował z przyjaźni i zamienił się w coś bardzo chorego. Nie wiem dlaczego, może byłam za młoda. Był ode mnie starszy i zawsze był taki "nade mną" - to nie było takie ot partnerstwo. Po wielu bardzo niszczących mnie psychicznie latach mój (były już) facet doszedł do wniosku, że w sumie to lepiej by się nam było po prostu przyjaźnić. Jakimś cudem się zgodziłam i udawałam brak większego zaangażowania przez następne lata, będąc tak naprawdę na każde jego zawołanie (również w sprawach seksu). Boję się, że ten mój pierwszy "poważny" związek mnie tak bardzo zniszczył. Boję się, że może to moja wina, że to ja nie potrafię zbudować innej relacji, że to we mnie tkwi problem. Że byłam za bardzo od niego uzależniona, bo przecież nie rzuciłam tego wszystkiego po jego wyznaniach. Że już wtedy byłam jakąś desperatką, tak panicznie obawiającą się samotności, że zgodzi się na absolutnie wszystko.

Długo byłam sama, jakoś żaden się mną nie zainteresował. Często słyszę, że jestem fajna, że super kumpela, że traktują mnie jak siostrę. To kolejny powód, przez który uważam, że to ja, że to moja wina, że mnie tak traktują, mimo, że chciałabym już czegoś więcej, chciałabym spróbować nowego związku.

Poznałam jakieś 8 miesięcy temu super faceta. Jakoś tak od razu dobrze się nam spędza czas, widujemy się niemal cały czas. Bardzo uczynny, dobry facet. Lądowaliśmy już kilkakrotnie w łóżku, ale jednak do niczego nigdy nie doszło "bo szkoda to psuć". Ma swoje wady, jak każdy, ale i tak - gdyby tylko zechciał - chciałabym spróbować związku z nim.

Ale on wyznał mi, że traktuję mnie jak siostrę. I znowu moja depresja i najczarniejsze myśli - bo mnie nikt nigdy nie traktował jak kobietę, bo to na pewno moja wina, bo coś na pewno ze mną jest nie tak i już do końca życia zawsze tak będzie. To może się wydawać błahe, ale tak bardzo się wkręcam w te myśli, że potrafię przepłakać długie godziny.

I to rodzi kolejny problem - jako zapłakana kobieta z depresją już na pewno nikogo nie znajdę i to na pewno tylko i wyłącznie moja wina.

Do tego moje dwie dużo starsze siostry nie ułożyły sobie szczęśliwie życia i dla mnie to tylko kolejny smutek - że już nic nie zrobię, to rodzinnie jest coś z nami nie tak.

 

Jestem przez to wszystko straszliwie niestabilna emocjonalnie. Raz się cieszę, ubieram pięknie, idę na miasto, umawiam się ze znajomymi - bo przecież trzeba jakoś żyć, bo dam radę, bo na pewno kiedyś mi się uda coś zbudować. A jeszcze tego samego dnia potrafię myśleć o tym, że nie ma po co żyć, że już zawsze będę samotna bo najwyraźniej nie potrafię inaczej, nie jestem pewnie pełnowartościową kobietą. Przez te 8 ostatnich miesięcy udało mi się stworzyć z tym nowym facetem bardzo fajną relację. Może nie jest to jeszcze przyjaźń, ale bardzo się lubimy. A ja wściekła na cały świat chcę to już któryś raz rzucić, zerwać i zapomnieć, bo to tylko kolejny facet, który mówi mi, że czegoś mi brakuje. Nawet jeśli nie mówi tego wprost.

 

Nie wiem co z tym zrobić, próbuję się ratować na wszystkie sposoby. Rozwijałam już pasje, poświęcałam się pracy, wyjechałam nawet na jakiś czas za granicę do pracy, tylko po to, żeby racjonalnie pomyśleć nad swoim życiem. Udawałam dobre humory, wymyślałam różne spotkania, różne wycieczki, poszerzałam krąg znajomych. Tylko ileż można, tak bardzo mam już dość wszystkiego.

 

Jakieś rady? Czy może (a coraz częściej nad tym myślę) wizyty u psychologa okazałyby się pomocne?

Jeśli tylko komukolwiek się zechciało przebrnąć przez te wywody, to proszę, podzielcie się swoim zdaniem.

 

Pozdrawiam,

L.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A przepraszam, zapomniałam się przedstawić:) mam 26 lat, już po studiach.

Z tym pierwszym poważnym byłam od 19 roku życia do 24. Wiem, że niewiele, ale mam wrażenie, jakby ten problem się za mną ciągnął, ciągnął i nie szło go rozwiązać już w żaden możliwy sposób.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po wielu bardzo niszczących mnie psychicznie latach mój (były już) facet doszedł do wniosku, że w sumie to lepiej by się nam było po prostu przyjaźnić. Jakimś cudem się zgodziłam i udawałam brak większego zaangażowania przez następne lata, będąc tak naprawdę na każde jego zawołanie (również w sprawach seksu).

 

:shock:

 

Poznałam jakieś 8 miesięcy temu super faceta. Jakoś tak od razu dobrze się nam spędza czas, widujemy się niemal cały czas. Bardzo uczynny, dobry facet. Lądowaliśmy już kilkakrotnie w łóżku, ale jednak do niczego nigdy nie doszło "bo szkoda to psuć". Ma swoje wady, jak każdy, ale i tak - gdyby tylko zechciał - chciałabym spróbować związku z nim.

Ale on wyznał mi, że traktuję mnie jak siostrę.

 

:shock:

 

I znowu moja depresja i najczarniejsze myśli - bo mnie nikt nigdy nie traktował jak kobietę, bo to na pewno moja wina, bo coś na pewno ze mną jest nie tak i już do końca życia zawsze tak będzie.

 

Wcale mnie to nie dziwi po tym co przeczytałem na początku. :shock:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lyneth, zwiazek, który jest w młodym wieku, związek który jest toksyczny... często kończy sie tak, że gdzieś w nas coś zostaje. Tym bardziej, że był to facet starszy od Ciebie, który byc moze gdzies tam Toba manipulował i wykorzystywał twoja łatwowiernośc. Ale spanie ze swoim byłym... nigdy. Jedni rada sobie z taki przeżyciami, z nieudaną pierwszą miłościa sami... inni potrzebuja wsparcia kogoś z zewnątrz.

Skoro czujesz że sama nie dajesz rady... nie ma nic złego w wizycie u psychologa czy psychiatry...

Jestes młodą dziewczyną która ma całe zycie przed sobą... i trzeba walczyc o to życie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po pierwsze - to nie jest kwestia tego, że nie jestem kobieca w wyglądzie czy ubiorze, co to to na pewno nie. Więc tym bardziej nie wiem gdzie tkwi problem.

 

I tak, ja wiem jak to strasznie brzmi. Ale byłam w nim cały czas wtedy zakochana, ślepo zakochana. A on zawsze i tak był "nade mną" w tym związku, to on o wszystkim decydował więc i na taki "przyjacielski seks" się zgadzałam. I straszliwie tego żałuję, nie wiem co ja wtedy sobie myślałam - pewnie roiłam sobie w głowie, że kiedyś się do mnie jeszcze przekona, że jeszcze będzie dobrze. Albo że na nic innego i tak mnie w życiu nie stać, więc trzeba się cieszyć tym udawaniem związku.

 

A lądowanie w łóżku z drugim facetem - to tylko jakieś niewinne całowanie się, chyba nic w tym złego. I to nie od razu, dopiero niedawno. Jak próbował wcześniej albo czegoś więcej to dostawał z liścia.

 

I generalnie chodzi mi o to, że nie wiem już jak z tego wszystkiego wybrnąć. Mam zerwać wszystkie moje znajomości z mężczyznami i oczekiwać na cud?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

A lądowanie w łóżku z drugim facetem - to tylko jakieś niewinne całowanie się, chyba nic w tym złego. I to nie od razu, dopiero niedawno. Jak próbował wcześniej albo czegoś więcej to dostawał z liścia.

 

 

hardkorowa kobieta ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lyneth, wybacz że ostr pojechałem ale taki jestem. :P Wizyta na jakiejś terapii raczej wskazana chyba że samej Ci się uda wyciągnąć wnioski z twojego zachowania i innych facetów. Zresztą nie ma nic na siłe (czyt. związku też).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale on wyznał mi, że traktuję mnie jak siostrę. I znowu moja depresja i najczarniejsze myśli - bo mnie nigdy traktował jak kobietę, bo to na pewno moja wina, bo coś na pewno ze mną jest nie tak i już do końca życia zawsze tak będzie. To może się wydawać błahe, ale tak bardzo się wkręcam w te myśli, że potrafię przepłakać długie godziny.

I to rodzi kolejny problem - jako zapłakana kobieta z depresją już na pewno nikogo nie znajdę i to na pewno tylko i wyłącznie moja wina.

Do tego moje dwie dużo starsze siostry nie ułożyły sobie szczęśliwie życia i dla mnie to tylko kolejny smutek - że już nic nie zrobię, to rodzinnie jest coś z nami nie tak.

 

To nie jest błahe usłyszeć od chłopaka, który Ci się podoba, z którym się całujesz i masz chęć na więcej, że traktuje Cię jak siostrę. Ale za dużo tu czarnowidztwa i mowy o tym, że coś z Tobą nie tak i eskalowania problemu. To znaczy rozumiem, że takie czarne myśli się mogą pojawiać, zwłaszcza jak ktoś ma do nich tendencję, ale nie możesz się nakręcać czy się temu poddawać (trochę samoobrony!), wcale nie musi tak być do końca życia, że Ci się nie ułoży, nie każdemu od razu się udaje, po nieudanym związku można stworzyć bardzo udany, uczymy się na błędach - nigdzie nie jest powiedziane, że musisz powtarzać zachowanie, o którym już wiesz, że nie ma sensu czy że podążysz drogą swoich sióstr (a może i one ułożą sobie jeszcze życie?) .26 lat to mało i na pewno wiele się jeszcze w Twoim życiu wydarzy, też w sferze damsko-męskiej, za wcześnie żeby mówić "nigdy". I czy naprawdę nikt Cię nie traktował jak kobietę?

Z tego co napisałaś, ciężko mi wywnioskować dlaczego ten obecny chłopak chce pozostać na stopie przyjaźni (czy z siostrą się ktoś całuje w łóżku?), poprzedni Cię wykorzystywał, bo nie umiałaś się przeciwstawić. Z tym poprzednim związkiem to niepokojące, bo raczej rzeczywiście był toksyczny, i to może temat na terapię - żeby poznać schematy, które Cię trzymały w takim związku (to nie jest wina tylko najwyżej nieświadomość) i ich nie powtórzyć Ale nie jesteśmy w stanie stwierdzić na forum czy na pewno tego akurat potrzebujesz. Przeczytałam Twój wpis, dla mnie to za mało, żeby się kapnąć, w czym problem, psycholog może bardziej pogrzebać.

Myślę że tu możesz znajdziesz literaturę dla siebie, dobry portal, polecam

http://www.kobieceserca.pl/czytelnia.html

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko teraz się zastanawiam jak do tego w ogóle podejść, bo chyba nie mogę też oczekiwać, ze psycholog nagle sprawi cuda i wszystko od razu i pięknie naprawi.

Psycholog nie, raczej terapeuta sprawi, że nauczysz się nowych mechanizmów, żeby uporać się ze swoimi trudnościami nawet w zakresie nawiązywania relacji (zdrowych) z mężczyznami. Ale musisz chcieć pracować nad sobą. Terapia jest długotrwałym procesem, to nie miesiąc czy pół roku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podobnie jak Ty w młodym wieku miałam związek ze sporo starszym facetem. Był bardzo toksyczny. Wprawdzie w moim przypadku to ja akurat go zakończyłam, ale ciągnęło się to latami.

Ten związek miał dużo elementów BDSM i wtedy sądziłam, że mi się to podoba, a teraz nie mam takich ciągot. Pewnie też bałam się samotności, wolałam to niż nic. Teraz jak myślę o tej relacji, to czuję obrzydzenie. Też godziłam się na taki seks.

 

Jednak w końcu zdecydowałam się, że to kończę i będę sama. Nie wierzę w Boga, ale tu chyba jakaś opatrzność nade mną czuwała, bo poznałam chłopaka :)

Normalnego, w moim odczuciu w wtedy nudnego.

W sumie to nie chciałam tej relacji rozwijać, bo myślałam, że nie ma mi nic ciekawego do zaoferowania, ale dałam sobie szansę, pomyślałam, że spróbuję inaczej.

 

I tak to trwa. Jesteśmy szczęśliwi, mam swoje problemy nierozwiązane z dzieciństwa, jednak na tej płaszczyźnie odzyskałam równowagę i spokój.

 

Sądzę, że nie zaszkodzi Ci fachowa pomoc, jeśli czujesz taką potrzebę. I nawet jeśli ten pierwszy związek był taki zły i toksyczny i był dnem, to jest się od czego odbić żeby wiedzieć jak to nie ma wyglądać w przyszłych relacjach.

 

Powodzenia :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×