Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Natręctw - Moja historia, objawy, co zrobić...


madeline20

Rekomendowane odpowiedzi

Ja skubię, ale skórki wokół palców 8) Też wzmaga się to w sytuacjacvh stresujących, ale nawet bez nich robię to codziennie. Niby nic, ale blizny wokół każdego palca to nieestetyczny wygląd. starałam się tysiące razy, jednak nie potrafię sie odzwyczaić. ale traktuję to chyba luźno, to część mnie, nie jestem modelką, bądź osobą medialną, wiec te palce chyba aż tak bardzo mnie nie przeszkadzają. Ale rozumiem Cię doskonale, że jest to dla Ciebie uporczywe.

Pozdrawiam ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich,

Czytając inne posty zrobiło mi się jakoś lżej na duchu, nie z tego powodu, zę jestem złośliwy i sprawia mi przewrotną przyjemność czytanie, jak inni borykają sie ze swoją chorobą, nie. Zrobiło mi się lżej, ponieważ przez wszystkie te lata kiedy cierpiałem (i cierpię nadal) na nerwice natręctw nigdy tak naprawdę nie miałem okazji o tym porozmawiać, nigdy nikt nie opowiadał mi o swoich przeżyciach w tej materii. Może dlatego przez pewien okres czasu wszystko wydawało mi sie mroczne, wstydliwe i na wskroś osobiste. teraz, kiedy czytam Wasze posty wiem, ze nie jestem sam, że można o tym powiedzieć, podzielić sie tymi wszystkimi szczegółami. Sprawić, ze w końcu troszkę "ulży", zdobyć sie na dystans...

Moja nerwica natręctw zaczęła sie coś około 7-8 roku życia, oczywiście nie miała wtedy takiej formy i natężenia jak później, ale to już wtedy kiełkowało. Zaczęło się od tego, ze kiedy oglądałem telewizję z rodzicami i przez dłuższy okres czasu sie nie odzywałem to w głowie roiła mi się myśl czy nie straciłem głosu. Konsekwencją tego było pomrukiwanie, żeby sprawdzić czy jeszcze mam głos. Na początku mruczałem rzadko, przeważnie kiedy oglądałem telewizję lub byłem w miejscu gdzie dłuższy czas trzeba siedzieć, nic nie mówić i być skupionym. Potem przeprowadzałem te "testy" głosu coraz częściej. W końcu rozwinęło się to wszystko, połączyło z innymi, nowo powstałymi objawami i powstał jeden z pierwszych rytuałów - określony sposób mruczenia skombinowany z niektórymi prostymi (aha!) czynnościami typu: wkładanie spodni czy skarpetek, których to oczywiście nie zawsze się udawało wykonać prawidłowo za pierwszym razem i wymagały powtórek i pomrukiwań aż z głowy ulatywało poczucie niepokoju. Czasem trwało to kilkanaście minut. Oprócz tego zacząłem dotykać ścian w domu, drzwi i innych miejsc (nie wiem czemu akurat te), zawsze przechodząc korytarzem musiałem dotknąć ręką ściany lub zahaczyć ją łokciem (kiedy np. niosłem coś w rękach, raz się przez to herbatą gorącą oblałem). Dywan w geometryczne wzorki - nigdy nie stawałem na fioletowych kwadratach. Omijałem (i do dzisiaj to robie) pęknięte płytki chodnikowe. Potem doszło do tego zamykanie oka od tej strony, od której mijam lustro w przedpokoju, nie spoglądanie w lustro kiedy nie potrzebuje (w łazience zamykałem oczy lub pochylałem nisko głowę), kiedy już zdążyło mi sie niefortunnie spojrzeć, to wzrok od lustra mogłem oderwać tylko przez specyficzny, gwałtowny ruch głową (i to mi pozostało do dziś). Na początku bolał mnie kark a potem sie przyzwyczaiłem.

Kiedy byłem starszy pojawiły sie nowe formy, związane z symetrią i liczbami. Wszystkie czynności w wypadku, kiedy nie udało mi się ich wykonać "prawidłowo" za pierwszym razem (prawidłowo, czyli tak, ze znikało uczucie niepokoju) wykonywałem odpowiednia ilość razy np. do siedmiu, dziewięciu, ośmiu, trzynastu (w zależności od tego jaka akurat liczba dawała mi "pokój"). jeśli coś się nie udało za pierwszym razem to robiłem to jeszcze sześć razy i zastanawiałem się czy za tym siódmym (lub dziewiątym, lub trzynastym, w zależności od liczby) jest w porządku. Jeśli nie, to wykonywałem tę czynność znowu siedem razy i w miarę potrzeb kolejne siedem razy. Potem to się przerodziło w superserię - 7x7 i supersuperserię (7x7)x7. Czasem głupie zamknięcie szafki, czy zgaszenie światła trwało kilkadziesiąt minut. Powoli zacząłem mieć ego dosyć i jakoś siłą woli przesunąłem te moje wyliczenia w stronę symetrii. Kiedy zamykałem jedno skrzydło szafki musiałem też na chwilkę otworzyć i zamknąć skrzydło drugie (w czym prawa strona byłą uprzywilejowana bo na niej zawsze kończyłem czynność i nie musiałem już uzupełniać odpowiednią czynnością po stronie lewej). Odnosiło się to też do stawiania kroków w pewnych miejscach, układania przedmiotów i całej masy rzeczy na które już nie zwracałem uwagi i wykonywałem automatycznie. Największe nasilenie mojej nerwicy miało chyba miejsce w liceum i to zwłaszcza przed położeniem się do łóżka. musiałem ułożyć jednym ruchem prześcieradło tak, żeby było idealnie (kilka, kilkanaście minut), odpowiednia kolejność podusze i ułożenie kołdry. jeśli podczas wykonywania tycz czynności coś mnie zakuło lub zaswędziało - zaczynałem jeszcze raz - do dziewięciu, osiemnastu, dwudziestu siedmiu (bo potem ugruntowała się pozycja liczby 9 - przemnożona przez dwa, daje wynik 18 a 1+8 to też dziewięć, 3x9=27, 2+7=9 itd. bardzo mi odpowiadało i odpowiada nadal, ze wszystko, nieważne ile prób, i tak kończy sie dziewiątką). Kiedy już jakimś sposobem pościeliłem musiałem jeszcze wyłączyć telewizor (skacząc kanałami do 9 i z powrotem) wrzucić skarpetki do szafki (nie wiem na czym polegała prawidłowość tej czynności ale zajmowała strasznie dużo czasu) ułożyć na krześle resztę garderoby. I kiedy już to wszystko było zrobione a ja już prawie mogłem sie położyć spać pozostawało jeszcze jedno - zgasić światło i po ciemku, o nic nie zaczepiając położyć sie do łóżka. Oczywiście wszystko wykonane odpowiednia ilością ruchów i kroków i prawie nigdy nie udawało się za pierwszym razem. A kiedy już sie w końcu udało położyć i przemyślawszy to jeszcze raz uznawałem, ze w żadnej czynności nie było błędu, mogłem w końcu zasnąć - nigdy twarzą do ściany i zawsze z prawą stopą pod kołdrą. Średnio od momentu kiedy czułem sie senny i zaczynałem ścielić a momentem kiedy mogłem już zasnąć w łóżku mijały 3 godziny. Oczywiście nie było mowy o skrótach czy pójściu na łatwiznę - myśli magiczne i narastający niepokój. Teraz już wygląda to lepiej, choć pewne rytuały są, zwłaszcza w momentach kiedy sie stresują lub denerwuje - wszystko to wraca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pocieszę Cię, że to co opisujesz to standardowe, wręcz podręcznikowe objawy nn i całkiem zwyczajne - ale to już pewnie wiesz, czytając inne posty.

 

Zabrakło mi tutaj natomiast najważniejszej informacji - czy się leczysz, czy zasięgnąłeś pomocy specjalisty.

 

Kolejna sprawa, to, może sie mylę - ale wydaje mi się, że wciąż w jakiś sposób skupiasz sie na podmiotach natręctw, a one są tu kompletnie KOMPLETNIE nie ważne. Dziś to mruczenie i tak dalej, jutro, łyżeczka albo meteoryt.

 

Kiedyś, zapewne sporo PRZED owym mruczeniem, które bierzesz za początek, musiałeś nie pozwalać sobie na odczuwanie czegoś, bardzo, bardzo nie chciałeś czuć jakiejś obawy. Kompletnie nie ma znaczenia, czy to dziś sie wydaje racjonalne, czy nie, ale nie chciałeś tego czuć wtedy na tyle, że ''zamulałeś'' sobie umysł jakimś ''rytuałem myślowym". Z czasem weszło Ci to w nawyk i uciekałeś w ten sposób przed coraz większa ilością odczuć czy obaw, aż do zauważalnego i zapamiętanego przez Ciebie stanu.

 

Terapia może pomóc Ci dojść do źródeł, poradzić sobie z nimi mądrzejszymi metodami, (powtarzam to w nieskończoność i powtórzę, a napisała to kiedyś Bethi - "odwaga to nie jest nie bać się, odwaga to wiedzieć, że są rzeczy ważniejsze niż strach") pozwalać sobie czuć i teraz.

 

Objawy będą słabnąć, aż do całkowitego zaniku - nie pojawiły się takie, jakie są od razu, znikać tez będą stopniowo, ale z każdym dniem coraz szybciej.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich użytkowników.

Choruję na nerwicę natręctw od 7 lat i coraz trudniej pogodzic mi sie z myślą,ze będę musiała z tym życ do końca swoich dni.O nerwicy wiem juz chyba prawie wszystko,bo nieustannie siedze w internecie i czytam wiele na ten temat.Myslę ze zaden z Was sie temu nie dziwi ;)Jestem własnie w trakcie nawrotu.Kiedys juz napisałam krótką prośbe o pomoc na tym forum i ona zmieniła moje zycie.Mam więc cichą nadzieję ze i tym razem po czyjes mądrej radzie nieco mi ulży.

Chodzi o to że mam o jakieos czasu natrętne mysłi dotyczące swojego ciała.Jakis rok temu miałam atak i nie mogłam przestać sobie wyobrazac ze wychodzę ze swojego ciała.Było cieżko ale jakos przeszło.Teraz znów jest zle.Dwa dni temu w nocy nie mogłam zasnąc i przypomniałam sobie o facecie który siłą własnej woli wyleczył się z AIDS.Wyobrazał sobie,że wirus opuszcza jego organizm i ponoć sie wyleczył.Potem przypomniało mi się jak kolezanka opowiadała o swojej cioci która ciągle twierdziła ze ma guza mózgu wzięli ją do psychiatryka tam sie powiesiła a po sekcji zwłok okazało sie ze miała tego guza.Idąc tym tokiem myslenia,w mojej głowie uroiła się myśl ze jesli ciągle będę sobie wyobrażała ze tracę władzę w nogach,rękach,ciele to w koncu to na pewno się stanie.No i się zaczęło.Dostałam takiego ataku paniki że musiałam natychmiast skontaktować się z moim lekarzem.Zwiększyła mi dawkę leku.Od roku biorę Zotral.Proszę o kontakt jeśli ktoś przeżywał kiedyś podobne rzeczy dotyczące swojego ciała.To mi moze bardzo pomóc.Strasznie się boję ze to mi nigdy nie przejdzie...

Pozdrowienia dla wszystkich,trzymajmy sie..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czesc czy zdarza wam sie tak ze powtarzacie krótki fragment\zdanie z piosenki lub jakiegos tekstu np. z filmu. Ja tak mam jak ide po ulic i np po chwili zauwarzam ze juz od kilku minut powtarzam w głowie to samo zdanie i probuje przestac i czasem jest trudno.

 

A wogóle to też tak mam,że czasem gadam sam do siebie tak jak bym gadał do ludzi.

 

I jeszcze kiedyś jak byłem mały szybko biegłem po klatce na 3 piętro do domu bo sie bałem że mi się tam Jezus albo Maryja pojawi i mnie ukara za grzechy... To może być nerwica natrectw? Jakoś bardzo mi to nie przeszkadza bardzo dokucza mi nerwica lękowa, ale jestem ciekawy jak to ocenicie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To że powtarzasz sobie jakieś fragmenty np piosenki to normalne, chyba każdy tak ma, że jak spodoba mu się jakiś fragment piosenki czy czegoś i ciągle to powtarza w głowie. Naukowcy nazwali to swędzeniem mózgu :D (w teleexpresie kiedyś mówili o tym, ale nie wiem, czemu tak to nazwali) Nie ma na to rady, chyba zostaje Ci powtarzanie, aż ci się znudzi...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

anonim słusznie napisał, że takie powtarzanie dotyka każdego. podoba mi sie to określenie - 'swędzenie mózgu' :)

 

więc koshmar nie zadręczaj się tym.

 

Jak byłam mała to też szybko wbiegałam do domu na II piętro, bo bałam się np gwałciciela lub pijaka z dołu klatki. Poprostu dziecięcy strach, bezbronność.

 

Jedynie to gadanie do siebie może być niepokojące.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie juz dawno tutaj nie bylo, przegladam, trafilam na pytanie bez odpowiedzi, wiec wypada cos nagryzdac.

Powiem tak, jesli czujesz przymus to musi byc i grozba, co jesli tego nie zrobisz. To jest ten problem, przez obawy nie mozna spac, czlowiek czuje sie osaczony, z wielkim glazem na barkach, ciagle zadreczanie. Chodzilam do tych wszystkich specjalistow, ale jesli sie przed nimi nie otworzysz to nie masz na co liczyc. Kiedys mialam pewna wizje psychiatry, musial to byc czlowiek powazny, ale z tygrysim okiem, dodatkowo czytajacy miedzy wierszami, niestety na takiego nie trafilam. Teraz radze sobie z tym zupelnie sama. To glupie, ale musze to napisac. Wbrew podlym, ociemniajacym myslom nic sie nie stanie jesli czegos nie powtorzysz :) A przekonalam sie o tym, kiedy bylam wlasnie na wszytsko obojetna, zlewalam siebie, innych i przy okazji chorobe, nie zalezalo mi. Kiedy czulam, ze musze ponownie podniesc olowek, zastanawialam sie(chcialam logicznego wytlumaczenia), odciagalam dlon, a stwierdzenie "to tylko olowek, daj sobie spokoj, napij sie herbaty z cytryna" stawalo sie moim przyjacielem, i tak juz na niczym mi nie zalezalo, czulam jakbym z calych sil krzyczala w srodku, walczylam ze soba, ale olowek zostal na miejscu, z czasem (jak to bywa) zapominalam o podobnych sytuacjach- takie sa "konsekwencje" klocenia sie ze soba. Nielogiczna podswiadomosc nie moze miec kontroli!

Wiesz, po kazdym takim wyczerpujacym zwyciestwie nabieram pewnosci siebie. Nie zawsze staje sie na piedestale, jednak latwiej jest sie z tego uniesc podczas pierwszych prob kiedy zaliczamy niby stan krytyczny (bez kontaktu z rzeczywistoscia). Podczas tych lepszych dni jest trudniej, bo juz na czyms ci zalezy i boisz sie sprzeciwiac- tu czesto ponosze porazke. Jednak sie nie poddaje, a ludzi z dyplomami juz nie zamierzam odwiedzac. Kiedy przeczytasz cale forum nie bedziesz mial juz zabdych pytan. Pozrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc. Wpadlem tu zeby opowiedziec swoja historie.

Przez blisko 2 lata cierpialem na bardzo silna nerwice natrectw. Wywolalo ja u mnie przemeczenie - chcialem byc najlepszy w klasie i zakuwalem sie do pozna. Stresowalem sie, ze jak nie dostane dobrej oceny, to mnie wyrzuca z liceum - to byla 1. klasa. Bylo to tak naprawde nieuzasadnione, bo pelno kolegow i kolezanek mialo slabe oceny i jakos nikomu nie grozilo wyrzucenie i nikt tym sie zbytnio nie przejmowal. Ja jednak panicznie sie balem, ze pare trojek i juz mnie wywala. Skonczylo sie tak, ze bylem najlepszy w klasie, mialem czerwony pasek, a swiadectwo wreczyla mi sama dyrektorka na koniec roku. Niestety tym ciaglem lekiem, ze dostane slaba ocene - co u mnie gratyfikowalo - najpierw strach przed dwoja, potem troja, wreszcie czworka - spowodowalem, ze poszukiwac zaczalem 'pomocy' w czymkolwiek, by lepiej sie nauczyc w nocy. Wmowilem sobie, ze jak nie spojrze na zegar na scianie to czegos tam nie zapamietam. Potem zaczalem myslec, ze jak patrzac na ten zegar wyobrazam sobie np jakiegos kolege co zle sie uczy, to tego nie zapamietam. Tak wiec zerkalem na ten zegar co chwile i ciagle wbijalem sobie jakies obrazki do glowy. Robilo sie to potwornie meczace i przenioslo sie u mnie na niemal kazda czynnosc zyciowa !!! Nawet przy myciu rak - oczywiscie zawsze musialo byc 4 razy, myslac o jakims tam obrazku czy zdaniu, przez co potrafilem myc rece nawet przez 15 minut parzac je sobie goraca woda ! Mimo bolu dalej lalem ukrop, bo przeciez mialem zla mysl w glowie ! Zaczely mnie draznic rozne dzwieki, gdy ktos glosno oddychal, ja zaczynalem sie dusic, nie moglem zlapac oddechu. Mialem wrazenie, ze ten glosny oddech wchodzi do mojej glowy i zabija moj mozg. Popijajac jakikolwiek napoj to samo- musialem miec dobra mysl w glowie przy przelykaniu: jak bylo zle, to powtarzalem i powtarzalem az w koncu mialem pelen brzuch i 'calowalem' pusta butelke czy kubek. Gdy slyszalem jakis dzwiek zaczynalem go 'odbijac'. Na glosne kroki reagowalem swoim tupaniem siedzac przy krzesle. Gdy ktos sie zaczynal smiac, ja plulem na sciane. Tak plulem, ze az zeszla z niej farba. Pograzalem sie w tej nerwicy i pograzalem. Mialem problemy z zasnieciem, gryzlem swoje koszulki. Mylem sie rzadko, gdyz kazda kapiel to samo -umycie np. nogi nie myslac o czyms tam bylo nieprawidlowym jej umyciem. Wmawialem sobie, ze myslac zle, powoduje, ze ta noga jest brudna, zla, skazona. Malala liczba moich kolegow. Nie mialem wtedy internetu czy komputera. Po powrocie ze szkoly, w ktorej niewiele gadalem z kolegami zaczynalem sie bawic w swoja nerwice. W drugiej klasie nerwica byla silniejsza od moich ambicji szkolnych i zaczalem dostawac coraz gorsze stopnie. Rodzice byli na mnie zli, nie mogli patrzec jak mi odbija i chcieli mnie oddac do szpitala psychiatrycznego. Nie wiedzialem wtedy, ze to, na co cierpie, jest czesta choroba w spoleczenstwie. Sam juz zaczynalem myslec, ze jestem wariatem. Ocknalem sie dopiero wtedy, gdy nareszcie sie porzadnie zakochalem. Wtedy wreszcie te glupie nawyki zanikly. Przekonalem sie, ze to czy siade tak z ta mysla w glowie czy inna nie bedzie mialo znaczenia. Wtedy z kolei - w kolko myslalem o swojej ukochanej. W kolko wyswietlalem sobie jej obrazek w moich oczach. Nerwica zatem trwala - ale juz byla lagodniejsza. Niestety doprowadzala ona do depresji. Tracilem chec do zycia, do zdania marury. Schudlem kilkanascie kilo. Mialem caly czas zaschniete gardlo, scisniete. Platal mi sie jezyk jak mowilem, zasypiajac czulem dusznosci, panicznie balem sie ciemnosci. Mialem objawy klaustrofobiczne, ciagle pocily mi sie rece. Nieustanny lupiez. Ciagle przyspieszone bicie serca. Dopiero jak sie porzadnie rozczarowalem ta miloscia, nerwica zupelnie ustapila. Dzisiaj w zasadzie czuje jeszcze pewne jej objawy, czasami mozg mi nadaje jakies obrazki, kawalki slow gdy robie takie codzienne czynnosci, jak np. przekrecanie zamku w drzwiach, jest to jednak juz silnie zlagodzone. Na ta nerwice nie wiem czy sa jakies leki - podejrzewam, ze mozna dostac jakies psychotropy. Szkoda, ze moi rodzice nie skierowali mnie za wczasu do jakiegos psychologa, moze by mnie wyleczyli. Niestety ja to mialem przez blisko 6 lat tak naprawde, dopiero ostatnie wydarzenia wybily mi zupelnie z glowy ta nerwice.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja mam tylko do was takie jedno pytanko : ocencie czy to jest nerwica natrectw , bo sama juz nie wiem!!!!!!!!!

 

otoz od 4 iesiecy leczylam sie na depresje i nerwice lekowa ale leki mi nie pomagaly wiec jakies 2 tyg temu poszlam do innego poleconego psychiatry, stwierdzil on ze to co sie ze mna dzieje to nerwica natrectw!!!

no i ni jestem pewnabo czytajac wasze posty to ja mam zupelnie inne problemy! otoz strasznie boję sie smierci i moje mysli podpowiadaja mi ze po co cokolwiek robic jak i tak umre !! wobec tego stracilam ochote na wszystko ledwo zyje bo wszystko przekladaj moje mysli ktore powtarzaja mi "po co????" !!!!! w dodatku kolejnymi objawami sa mysli samobojcze i to ze czesto widze w swoich myslach swoja smierc tzn widze jak sie zabijam jak moja rodzina placze itp!!!! w dodatku jak patrze na moich bliskich to nie widze w nich kocganych mi osob tylko chodzace kosci i mieso czyli zero uczuc i wogole , boje sie co to moze byc??? lekarz stwierdzil ze natretne mysli !!!!!!!!!!! czy to prawda?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jako nowy witam wszystkich forumowiczów .

Odkąd tylko pamiętam cierpię na nerwice natręctw ,lecz do pewnego momentu nie zdawałem sobie z tego sprawy, myślałem ze po prostu już takli jestem. Dopiero gdy zachorowałem na głęboką depresje i trafiłem do psychiatry, to pewne rzeczy zostały mi uświadomione i wtedy zaczołem ,,walkę ‘’ z tą choroba. Leczę się od 2003r. (w tym miałem rok przerwy).Cały czas biorę leki, ale powiem wam że zbytnio mi nie pomagają ,a nawet bywa gorzej. Do tego stopnia ze musiałem zrezygnować z pracy, bo choroba strasznie mi ją utrudniała (dostawałem w pracy takich ataków leków że wożono mnie do szpitala na zastrzyk uspokajający ). Od lutego tego roku chodzę na terapię. Na początku była poprawa, ale potem wszystko zaczęło wracać. Już chwilami brakuje mi siły, ale się nie poddaje  ciągle pracuje nad samym sobą. W tej chwili oczekuje na pobyt w klinice nerwic w Warszawie, bo zostałem do niej przyjęty, tylko czas oczekiwania jest od 3do9 miesięcy. Moja rodzina nie wie ze jest to nerwica natręctw(dopiero jak dostałem skierowanie do kliniki to im powiedziałem ze mam nerwice i tylko tyle). Do momentu zanim dostane wezwanie do kliniki nerwic mój Terapeuta zaproponował mi pobyt na oddziel dziennym psychiatrycznym, i się na zgodziłem. Może to cos mi pomorze(mam taką cichą nadzieję ).Dobra, to by było na początek tyle o mnie. Pozdrawiam wszystkich znerwicowanych i nie tylko 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jak przeczytałam Twojego posta MankaManka to aż sie popłakałam bo tak długo szukałam kogoś kto będzie czuł to co ja. Mnie denerwuje szczekanie psów i pociaganie nosem a czasem wszystko. trwa to u mnie juz jakieś 7 lat. Niewiem jak się tego pozbyc. poczatkowo rodzina mowiła mi " jesteś nie tolerancyjna, poprostu się wyłącz i nie myśl o tym" ale tak się nie da. Jak już raz usłyszysz to słyszysz cały czas prawda? Poza tym boisz sie miejsc w których możesz to usłyszeć. Dosc dziwne jest to że np. kiedy mi się zdarzy pociagnąc nosem to nie mysle o tym i wtedy mnie to nie denerwuje. Zastanawiam się jakie to banalne szczekanie psa, pociaganie nosem to dzwieki takie normalne a dla mnie kojarza sie tylko z piekłem i mękami... podam swoje gg jak będzie ktos chciał o tym dłużej pogadac 6287202

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 7:51 pm ]

hmm może ogolnie mało napisałam o sobie ale to przez te emocje. No więc już jako mała kilku letnia dziewczynka czasem nie mogłam się uspić bo słyszałam brzęczenie lodówki na innym pietrze u siebie w domu. Nikt inny nie słyszał takich cichych dzwieków. Potem poszłam do szkoły muzycznej tam dobry słuch był mi potrzebny. Ale nagle zaczęło mnie denerwować nerwowe również pocaganie nosem mojej babci. Nie mogłam z nią przebywać to była dla mnie tragedia. Potem złościło mnie przełykanie śliny mojej mamy to jak tata strzelał paznokciami, a teraz niedawno szczekanie psa. Dawno nie robiłam eeg ale jak byłam dzieckiem dostawałam co jakiś czas strasznych, wręcz nie do opisania bóli głowy przy których byłam na pograniczy utraty przytomności. Moje eeg wtedy wykazało jakies nieprawidłowości ale nikt nie wiedział o co chodzi. Bóle przeszły została tylko łagoniejsza migrena no i to wsłuchiwnie się. Strasznie bolało mnie to jak nie mogłam przebywać z rodziną tylko dlatego że coś mnie w nich denerwowało. Te wyrzuty sumienia były ogromne. Ale to jest wg mnie jedynie natręctwem nie sadze zeby miało jakies powiązanie z neurologią chociaż kto wie. Dziwne jest to że z pośród miliona róznych dźwieków zawsze wyłapuje te które mnie denerwują. denerwują trudno to tak nazwac to jest coś co doprowadza mnie do pasji wraz z nieopisanym lękiem. Paranoja. Jak można bac się dźwieku pociaganie nosem? a jednak można... Chodże na psychoterapie od roku . Musze przyznać ze jest lepiej. Mam dni kiedy mogę siedzieć z babcia, albo słuchac odgłosów natury...wraz z psami. Jednak troche więcej nadal jest dni w których płacze juz za pierwszym brzmieniem szczeknięcia. aha u mnie jest jeszcze taka mała tendencja że wyłapuje dźwieki które już kogoś denerwują tzn. kilka miesięcy temu nie drazniły mnie psy mogłam sobie spać przy szczekaniu całego stada, ale moja mama kiedyś powiedziala" nie wytrzymam przez tego psa sąsiadów się dziś nie uspie" i o d tamtej pory zaczełam sie wsłuchiwac czy rzeczywiście tak często szczeka a potem zaczeło mnie to równiez denerwowac. Może ktoś podobnie reaguje na takie sugestie. Czekam na jakieś posty i pozdrawiam wszystkich

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

gdy mysli natretne wracaja jak bumerang co jakis czas ? czy leczy sie wtedy NN czy nie? leki chyba nie lecza powstawania ich tylko objawy silne prawda? bo to jest wlasnie moj problem umiem sobie z nimi poradzic i jest cisza jakis czas i znow sobie je przypomne :roll: nie wiem co robic leczyc czy nie co z tego jak pobiore leki odstawie za jakis czas a te same mysli natretne wroca?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a JA REAGUJE POCENIEM SIE I TOTALNA NIEMOCA PONOWNEGO ZASNIECIA NA DZWIEK TZW. SAPANIA (NIE MYLIC Z CHRAPANIEM) I GARDLOWEGO 'KLIKANIA' W NOCY . NIE MOWIAC JUZ O DZWIEKU PILOWANIA PAZNOKCI, ZWLASZCZA JESLI JESZCZE KTOS TO ROBI W MIEJSCU PUBLICZNYM NP. AUTOBUSIE. ZGROZA!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja również myślałem że jestem sam ze swoją nerwicą ,że nikt nie wie jak to jest .Udałem się na testy nerwicowe do psychiatry i co się okazało wszystko tam było wszystkie moje obiawy natrectwa typu (sprawdzanie kurków od gazu po kilkadziesiąt razy dziennie).,i zrozumiałem że niemoge być jeden z tymi natręctwam.Czytam forum i widze że ktoś ma te same troche się uspokajam mimo wszystko. :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmm. Ja się zmagam z nerwica natrectw od 4 lat, w tej chwili mam 18. Zaczęło się nagle, spadło jak grom z jasnego nieba, całkowicie uniemozliwiając mi normalne życie. Moja nerwica polega na myciu rąk, żeby broń Boże ktoś się nie pobrudził, już nawet nie chodzi o mnie. Z tym, że na początku tzn przez pierwszy rok, może troche dłużej, myłme ręce kilka godzin dziennie, nie mogłem już dotykać niczego. Siedziałem na kanapie ze złożonymi rękami i nie robiłem nic. Kolejne rzeczy stawały sie brudne - jedna po drugiej. Właściwie nie żyłęm tylko wegetowałem bo było to połączone z bardzo silnymi wyrzutami sumienia i jego okropna wrażliwościa. Zero radości tylko popadanie w depresje. Próbowanie różnych mydeł nie wysuszających rąk nie zostawiających śladów na rękach. Teraz wiem, że sie nie da. Moje ręce wyglądały jakbym miał permanentnie założone biała gumowe rękawiczki. Najgorsze były mydła w płynie. Od nich moja skóra była tak sucha, że każdy ruch powodował jej rozerwanie i okropny ból. Leciał krew wszytsko się babrało. Potem wizyta u psychologa i psychiatry po ktorych byłe całkiem załamany, dotarło bowiem do mnie, że jestem chory i sam z tego nie wyjdę. Teraz żyje normalnie, jestem prawie zdrowy. Prawie wszystko zawdzieczam moim rodzicom, którzy stwierdzili, że nie będą oszczedzali na moim zdrowiu. miałem to szczescie że mogłem sobie pozwolic na jedne z najlepszych leków, rodzice nie przejęli sie też rachunkami za wodę - o 300zł wiekszymi niz normalnie... pewnie się przejęli ale nie dali po sobie poznać. Nie wiem co bym zorbił bez leków, przyjaciół i rodziców. Chyba cała akcja "wyjście z nerwicy natręctw" byłaby niemożłiwa. Jeżeli kiedykolwiek bedziecie się zastanawiać czy wziąć leki, to uważam że powinniscie sie na to zdecydwać - naprawdę bardzo pomaga

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc, jestem tu nowy i mam pytanie do was. Od kilkunastu miesiecy mam problemy z cisnieniem skacze mi nawet do 180/90, serce tez mi wali. Wiec poszedelm na badania do przychodni, po ktorych nic sie nie dowiedzialem bo wyniki byly dobre a lekarka mi mowi ze sie bardzo denerwuje i mam nerwice (w sumie to 2 mi tak powiedzialy). Rowniez w pracy zauwazylem ze robie jakies glupie rzeczy przed wyjsciem do domu - sprawdzam czy woda jest zakrecona czy grzejniki powylaczane, listwa od komputera wylaczona, oczywiscie wszystko po 100 razy. Juz nie mowiac o zamykaniu dzrzwi i kłódki po te sprawdzam z 1000 razy:) a po zrobieniu kilku kroków w strone domu zaczynam sobie wmawiac ze ich nie zamknalem. Wiec prosze odpowidzcie mi czy to naprawde nerwica??

 

 

P.S Chyba mam tez natręctwo mysli np. jak mnie brat wkurzy to strasznie mnie zaczyna nosic i wyobrażam sobie ze biore noz i wbijam mu w głowe ( oczywiscie nic takiego bym nie zrobil).

 

 

Z góry dzieki i za wszystkie błedy ortograficzne przepraszam:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zalinkuje swoje posty w wypowiedziach, to bedzie latwiej. Troche bedzie z tego balagan, przepraszam, ale wydaje mi sie, ze jesli ktos bedzie chcial mi pomoc (czy raczej-bedzie mial czas), to tak bedzie latwiej, niz pisac wszystko od nowa jeszcze raz..

 

Trafiłam na to forum, majac bardzo męczące objawy NN. Pisalam o tym tu: http://www.forum.nerwica.com/viewtopic.php?p=52403&highlight=#52403 . Pozniej napisalam to: http://www.forum.nerwica.com/viewtopic.php?p=83479&highlight=#83479 , http://www.forum.nerwica.com/viewtopic.php?p=83903&highlight=#83903 , http://www.forum.nerwica.com/viewtopic.php?p=85209&highlight=#85209 (problem stale powracający, mimo tego, ze niejednokrotnie dostalam potwierdzenie od osob kompetentnych (ksiadz, teolog), ze jesli planuje sie z kims slub, to jedyna granica jest wspolzycie, mam manie poszukiwania potwierdzenia i tego,z e byc moze zataje "grzech bliskosci" i pojde do piekła!), http://www.forum.nerwica.com/viewtopic.php?p=83905&highlight=#83905 (to na szczescie uciekło), http://www.forum.nerwica.com/viewtopic.php?p=83520&highlight=#83520 ... Na dodatek mam powazne problemy z akceptacja siebie (http://www.forum.nerwica.com/viewtopic.php?p=90182&highlight=#90182 i http://www.forum.nerwica.com/viewtopic.php?t=6920&postdays=0&postorder=asc&start=45 przede wszystkim).

 

 

Nie wiem tak na prawde, co mi jest. Tak, jak pisalam, trafilam na forum z objawami NN. Mialam isc na psychoterapie, a pierw do psychiatry. Za pierwsza wizyte u psych zaplacila moja mama, po tym, jak ja obudzilam w nocy cala roztrzesiona. Mowila, ze jesli bede chciala, to moge chodzic na psychoterapie, po czym powiedziala, ze to za drogie i ze mam jesc persen i deprim:/ dobre sobie:( Od tamtego czasu zbieralam sie 1000 razy, zeby cos wykombinowac-np chcialam isc do psychiatry za swoje pieniadze i dac mamie wynik diagnozy, zeby miala czarno na bialym. Probowalam isc do psychiatry, ale za pierwszym razem ludzie w poczekalni patrzyli na mnie, jak mi sie zdawalo-wrogo, nieprzyjaznie. Przestraszylam sie i ucieklam :oops: Innym razem bylam zdecydowana i poszlam zmoim chlopakiem, wydawalo mi sie,z e to bedzie pewniejsze. I nie potrafilam sie zdecydowac, aby zapukac do gabinetu, stalam i stalam i stalam pod nim w nieskonczonosc....i tylkoo oblewalo mnie naprzemian zimno i goraco i tak w kolko, az w koncu zwialam, z reszta ta sytuacje opisywalam w ostatnim linku. Powiem Wam szczerze-marze o psychoterapii. Ale wiem, ze dopóki nie bede miala wlasnej swobody finansowej (wlasna praca), to nie widze tego:(

 

do moich dziwactw nalezy takze budzenie sie w srodku nocy i przerazliwy lek-nie wiem, przed czym. wiem,z e nie jest to wynik koszmaru, tylko strach przed samym niespaniemw nocy chyba, bo nie wiem, przed czym innym???????? Leże w lozku, serce mi wali, boje sie ruszyc, drazni mnie kontakt ciala z czymkolwiek, zaczynam oddychac gleboko i modlic sie, aby zasnac jak najpredzej.. i myslac o tym, nie moge zasnac i tak w kolko. Ostatnio nie wytrzymalam i poszlam do rodzicow. Mialam nadzieje, ze to moze w koncu jakos wplynie na decyzje dot. placenia za moja psychoterapie. I co uslyszalam?????? Znow to o jedzeniu deprimu i...ze powinnam wyzyc sie, uprawiajac jakis meczacy sport i wtedy bede zbyt zmeczona, aby miec lęki!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :evil::cry::cry::cry: CO TO MA BYC ZA POMOC?!?!?!?!? ;(((((((((((((((((((((((

 

Odechcialo mi sie;( wzielam persen i poszlam spac do siebie;(((((((((((((

PRzed nastepna noca panicznie balam sie, ze znow sie obudze... I oczywiscie obudzilam sie, mimo,z e wzielam persen przed spaniem....

 

Trudno mi powiedziec, co dokladnie mi jest, bo nie mam juz takich objawow Nn, jak mialam miesiac temu. Co mam, to to, o czym pisalam w "Manii na temat Boga"-mimo, ze ksiadz i teolog(niejednokrotnie) tlumaczyli mi, ze jesli planuje slub, to jedyna granica jest seks...to ja i tak potrafie miec nawroty mysli,z e "potrzebuje potwierdzenia" (przeciez juz je dostalam kilka razy!!!), ze byc moze zatajam grzech przy spowiedzi, ze "pojde do piekła"...za co, za milosc????? ;(

 

Poza tym czuję lęki niezwiązane z niczym. Potrafie nic nie robic, np ogladac tv i jesc sniafdanie i czuc lek-nie wiem, przed czym. Sam w sobie. Jakis niepokój. Taki cień....

 

Jestem nerwowa, płaczliwa, szybko sie denerwuje, usprawiedliwiam sie bezsensownie, zakladam jedynie czarne scenariusze "bo tak bezpieczniej".... Brak akceptacji siebie sprawia, ze trudno mi uwierzyc, ze moge miec jakas wartosc, ze moge byc dla kogos wazna (z wyjatkami-wiem, ze jestem wazna dla mojego chlopaka, chociaz nie mam pojecia, jak to mozliwe). Czuje sie gorsza od innych:(

 

Ostatnio na zajeciach jestem bardzo aktywna i zaczelam sie obawiac, ze ludzie beda mnie brac za kogos, kto sie wyzyzsza i beda obgadywac za plecami... a tego nie chce... i zaczelam sie zastanawiac, czy nie lepiej usunac sie w cien, podczas, gdy dlugo walczylam o to, aby miec ta pewnosc siebie i przemoc sie, zeby zglaszac sie na zajeciach. Odwage mam dopiero od czasu bycia na 2gim roku studiow, czyli od zeszlego roku.... I co? I teraz to jest probleme,m, bo co, jesli inni beda o mnie zle mowic? Martwie sie tym 'zlemowieniem', bo bedac uczennica gimnazjum, przezywalam takie dreczenie i odtad nie potrafie uwierzyc, ze moze byc inaczej:( Ostatnio zestresowalam sie i zmartwilam bardzo tym, ze znajomy okreslil moje gadanie jako "pierdoły", zapewne tylko dlatego, ze było sprzeczne z tym, co mowila jego dziewczyna...

 

Mialam duzy problem ze zdaniem prawa jazdy, bo nie wierzylam w siebie. W koncu zdalam i teraz nie jezdze, bo mam wstret do tego. Szczegolnie, ze musze jezdzic z moim bratem, ktory sobie ze mnie kpi i ktory ogolnie ma taki charakter, jakby mna troche pogardzal;( wstydze sie przy nim jezdzic iz achowuje sie jak debilka:( To jeszcze bardziej mnie zniecheca:((((((

 

Nie potrafie dogadac sie z rodzicami, sa tacy niedzisiejsi i sztywni, model rodziny - hierarchia, czyli dziecko jest podwladnym, ktory ma mniej do gadania. Kiedy chce sie klocic o swoje zdanie, to slysze sugestie, ze jestem zlym dzieckiem, lub wrecz teksty typu "pamietaj o czwartym przykazaniu!", "tak to sobie możesz do kolezanki mowic!", "i ty chodzisz do spowiedzi/Komunii??????". I to tylko na to, ze mam inne zdanie, niz mama i ze probuje to zdanie przeforsowac. A jesli przypomne mamie, ze cos niemilego powiedziala, to na mnie krzyczy "wiesz, co to znaczy wybaczac???", podczas, gdy sama potrafi sie czpeiac i mi wypominac:( Dochodzi do tego,z e zaczynam miec wyrzuty sumienia, jesli sie na nia zdenerwuje z jej winy:(((((((((((( bo wmowil a mi przypadkiem , czy nie, ze jestem zla:(((( Ona sobie pewnie nie zdaje sprawy z tego.... Ale nie chce z nia o tym rozmawiac, bo uslysze kolejne wyrzuty;(

 

W ogole ostatnio zaczyna mi sie chciec plakac z byle powodu, ot tak po prostu, siedze sobie i mi smutno, coraz smutniej, a w domu nie mam mozliwosci wyplakania sie, bo zaraz ktos sie przyczepi;((((

 

Ostatnio głównym moim stwierdzeniem jest smutne "wszystko jest bez sensu" :( Na duchu potraf podniesc mnie jedynie moj facet, a on niedlugo na dlugo wyjezdza:(( I nie wiem, jaks obie sama poradze:(((((

 

Mam wrazenie, ze jestem spieta w sobie, spętana niewidzialnym czyms, jakims lękiem, ktory nie pozwala mi normalnie funkcjonowac. I ze sie tylko pogrążam:( Ze, jak to mowi kolezanka, ktora od roku namawia mnie na terapie, biję się po głowie, zamiast sobie pomoc.;(

Ratunku:( Co mi jest tak w ogóle? bo ja juz sama nie wiem;((((((((

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiec prosze odpowidzcie mi czy to naprawde nerwica??

My możemy przypuszczać, a na pewno to Ci to potwierdzi psycholog, więc radzę się wybrać ;)

 

sredniowieczna_panna, to wygląda mi na to, że jak już mówisz masz pewne obsesje, czyli jakąś formę NN a do tego dochodzą jeszcze jakieś lęki i niepokoje co może być nerwicą lękową. Chociaż tego nie gwarantuję lekarzem nie jestem. Sprawa z rodziną [szczególnie z matką] wygląda tak jakby oni mieli problemy i próbowali się dowartościować czy nie wiem co dowalając Tobie. Może Twoja matka miała taką matkę jaką sama teraz jest i nie umie się po prostu z Tobą dogadać. Wiem jedno, że powinno się z tym iść na psychoterapię jak najwcześniej ale widzę, że masz z tym problemy. Napisz mi jak dokładnie wygląda to, że nie możesz sobie zafundować terapii. Myślałaś o znalezieniu pracy? Albo o państwowym psychologu?

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trudno opisac, jak to dokladnie wyglada, bo piszac tak dlugiego posta, nie potrafie oddac swojej relacji z rodzina i z innymi-za duzo spraw naraz. Łatwiej sie to ze mnie "odczytuje", kiedy akurat ktos mnie zrani i wypisuje sie na blogu albo (najczesciej) na kolezenskim forum. (oba niestety zahasłowane, wiec nie moge zalinkowac).

 

Co wydaje mi sie pewne, to to, ze moje problemy zaczely sie w okresie dojrzewania, kiedy mialam problemy z rowiesnikami, a wzmogły sie, kiedy bylam nieszczesliwie zakochana (pisalam o tym w kilku zalinkowanych postach). I ze problemy z akceptacja siebie rzutuja na wiekszosc moich problemow emocjonalnych. I niestety, problemy emocjonalne rzutuja na zdrowie fizyczne (jelito drazliwe, hiperprolaktynemia czynnosciowa).

 

Z terapia to jest tak, ze bylam raz u psychologa (rok temu, mialam bardzo silne objawy NN, te z pierwszego posta) i umowilam sie, ze bede chodzic do tej pani na terapie, tylko pierw mialam isc do psychioatry po diagnoze, bo pani psych miala szereg przypuszczen (depresja, nerwica, zla samoocena, problemy w komunikacji z innymi ludzmi itd), ale powiedziala, ze bez opinii lekarza nie moze pracowac. No i zbieralam sie do tego, probowalam pojsc do panstwowego psychiatry po ta opinie, ale jak pisalam-dwa razy stchorzylam... nie wiem, czemu :((((((( chyba balam sie, ze powie, ze sobie cos ubzduralam i ze wcale nie potrzebuje leczenia... moze to wplyw tego, ze rodzice lekcewaza problem (typu mama czy tata: "po prostu ksiazek sie naczytała").

 

Prace zaczynam za rok, bo wtedy bede studiowac zaocznie. Teraz studiuje dziennie i w tym roku pisze prace dyplomowa, wiec nie mam kiedy isc do pracy:( Tzn moglabym niby dawac korepetycje, ale sie do tego nie nadaje. JAk wspominalam, moj facet niedlugo wyjezdza, na poczatku grudnia, a ja mam tyle roboty na uczelni, ze nawet ostatnio trudno mi bylo wygospodarowac cchociaz 1 dzien w tyg, aby sie z nim spotkac, a co dopiero gdybym miala isc do pracy:( Mam co prawda dostawac stypendium naukowe za zeszly rok akademicki, ale z tego, co mi wiadomo, ma to byc 80zl/ms, czyli tyle, ile kosztuje 1 wizyta:/ a trudno mi wyciagac jeszcze z kieszonkowego drugie tyle (pani psych proponowala 2 spotkania w ms lub 4, wybralabym te 2), skoro kieszonkowe mam jeszcze na np. ksero, telefon, jedzenie na uczelni itp., szczegolnie, ze rodzicow tak na prawde stac na ta psychoterapie. Skad wiem? Ano stad, ze od listopada zeszlego roku do teraz co jakis czas slysze o tym, czy np. nie chcialabym chodzic na jakies kursy jezykowe albo np. tata chcial kupic działke itp. Oni maja pieniadze, tylko lekcewaza problem, uwazaja, ze 160zl/ms to za duzo;( (dla mnie to duzo, bo to akurat moje wypracowane nauką kieszonkowe na takie rzeczy, jak jedzenie na uczelni, telefon, ubranie, skladki klubu, do ktorego naleze, czasem jakies bilety, ale dla nich to nie jest az taki majatek) (moze mysla, ze terapia to jakies pogaduszki i tyle?) wiec dlaczego mialabym wykladac ze swoich oszczednosci, ktore nie sa jakies niemozliwie duze? To nisprawiedliwe:( ale mam dosc juz wracania do tego tematu, bo wtedy mnie traktuja jak kogos, kto sie po prostu nie wyspał i ma zły humor:( albo jak dziecko ("wyjdz, to nie film dla ciebie!") Nie umiem romzmawiac o swoich problemach w domu, bo wiem, ze zostałyby zle odebrane;( np. niezrozumiane lub zrozumiane opacznie, spłycone... wiadomo, ktos kto nigdy nie przeszedl takich problemow, nie moze zrozumiec...ale czemu nie moze traktowac mnie powaznie?;( chyba po prostu tego nie potrafią:((((

 

W jednej rzeczy widze nadzieje-wspominalam o hiperprolaktynemii. Lekarka jeszcze tego 'oficjalnie' nie potwierdzila, ale mam wyniki badan potwierdzajace to. Hiperprl. czynnosciowa to taka choroba, ktora sprawia, ze pod wplywem stresu nastepuje gwaltowny wyrzut prolaktyny do krwi. Przez to ma sie takie 'kobiece' problemy typu nieregularny okres itp, generalnie kobiety z hiperprl maja problem z zajsciem w ciaze. A skoro ja sie stresuje praktycznie codziennie, to moj organizm wariuje z ta prolaktyna i mam nadzieje, ze kiedy pojde do gin, to babka takze zaleci, abym sie wybrala do psych - szczegolnie, ze leki, ktore bierze sie na ta chorobe, maja skutek uboczny w postaci zaburzen emocjonalnych i po nich to dopiero moze byc... To bedzie jakis dowod dla rodzicow, ze to rzeczywiscie jest wazne...

 

Gdybym miala wieksza sile przebicia, to bym umiala pogadac z nimi, ale skutecznie mnie zniechecili do takich rozmow:( Zdecydowana wiekszosc powaznych rozmow konczy sie klotnia. Albo po prostu tych rozmow nie ma, profilaktycznie, zeby sie nie denerwowac.... Niby to jest typowe w tym wieku, ale kiedy widze np. rodzine mojego chlopaka, tam wszyscy maja zupelnie inne podejscie doo siebie, sa bardziej otwarci i weseli, bo u nich panuje partnerski model rodziny... to wydaje mi sie, ze to nie jest typowe tak na prawde, ze to zalezy tylko i wylacznie od ludzi. Pewnie chca dobrze, ale im nie wychodzi.

 

Co do lekarza panstwowego-u nas w przychodni jest jedynie psychiatra, nie ma psychologa. Szukalam, ale znalazlam jedynie platnych. Poza tym...szczxerze omowiac, chetnie bym chodzila do tej pani, u ktorej bylam, bo czulam sie u niej swobodnie, a to wazne dla kogos, kto ma problem w kontaktach z innymi...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×