Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy się godzisz z chorobą psychiczną/


wiejskifilozof

Pogodzenie z chorobą.  

31 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Pogodzenie z chorobą.

    • Tak pogodziłem/pogodziłam się
      13
    • Nie nigdy się nie pogodzę
      16
    • Jestem zdrowy/zdrowa
      2


Rekomendowane odpowiedzi

żartujesz?nigdy sie nie pogodze z byciem rzeznym baranem który w 4 ścianach oczekuje jedynie na śmierć.należy mi się jak psu kość od życia uśmiechanie się,energetyzacja,zakochanie się,odżywanie coroczne po zimie i oczywiście dupeczki na wyścigi odsłaniające to co zima zasłaniają do wyboru do koloru.nikogo nie zamordowałem żeby los sie do mnie nie uśmiechnoł.może jesteś masochistą skoro z gównem za darmo i ni z gruszki ni z pietruszki sie pogodziłeś.to tak jak stojąc z boku może sprawiac wrażenie że żaby które dostały z wiatrówki wnet idą pod wodę i nie protestują przyjmując z pokorą tyle śrutu ile im poślesz.normalnie jakby w kolejce pchały się pod lufe same.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

żartujesz?nigdy sie nie pogodze z byciem rzeznym baranem który w 4 ścianach oczekuje jedynie na śmierć.należy mi się jak psu kość od życia uśmiechanie się,energetyzacja,zakochanie się,odżywanie coroczne po zimie i oczywiście dupeczki na wyścigi odsłaniające to co zima zasłaniają do wyboru do koloru.nikogo nie zamordowałem żeby los sie do mnie nie uśmiechnoł.

Zycie nie jest sprawiedliwe. To ze nikogo nie zamordowales nie znaczy, ze zasługujesz na cokolwiek. Nie ma takiej zasady, ze dobrzy ludzie sa szczęśliwi a zli nie. To smutne, ale tak jest. :x

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

właśnie.sęk w tym iz nie jedna świnia domowa pragnie być kotkiem perskim i uniknąć zarżnięcia ba być głaskana i podziwiana.jak ktoś zwierzolub zawiezie do weterynarza świnię z przetrąconym kręgosłupem to go zamkną jako wariata.tak jak by robił berlinki z kotów perskich.świnki też muszą istnieć żeby kotki żyły.a my chorzy psychicznie stanowimy wysokiej jakości nawóz pod zielsko na cmentarzu.po bujnym i niebieskawym zielsku mozna poznać iż ktoś za życia był śmiertelnie schorowany.im więcej bakterii i wirusów tym bujniejsze zielsko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nieboszczyk o ile wiem miałeś usunięte jądra? Chyba że się mylę, jeśli tak to brakuje ci męskich hormonów, ja bym na twoim miejscu kupował i je przyjmował testosteron itp.Przecież to totalny armagedon dla męskiego organizmu a jak wiadomo testosteron jest napędem mężczyzny

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie ma to żadnego znaczenia, czy się godzę, czy nie ... to nie ja o tym decyduję :? Ja mogę się jedynie starać zminimalizować skutki, na miarę swych możliwości i nauczyć się żyć na tyle, na ile pozwala mi nerwica / depresja / zaburzenia snu ... w przeciwnym wypadku zostaje tylko skoczyć z mostu :pirate:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pogodziłem się, teraz myślę ją wykorzystać to do odbudowy potęgi z ruin. W sumie gdybym nie miał chad z początkami schizofrenii byłbym idiotą do końca życia, teraz mam szanse wszystko zmienić bo już wiem jak wygląda dno i nigdy więcej go nie zobaczę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czasami mam takie zrywy... Nie, nie, nie, to nie jest znowu depresja, tak, owszem, źle się czuję, fatalnie się czuję, ale to pewnie niedobór witamin, anemia, niedoczynność tarczycy itp. itd. Kilka badań krwi co epizod sprowadza mnie na ziemię - jesteś chora i już będziesz. To tylko Twoja głowa. Lepiej pilnuj leków, tak dla własnego dobra.

 

Także jestem chyba na etapie targowania się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Drogi Apofisie,

Masz lekkie epiody depresji, przechodzące czasem w silne. Masz tu serotroninę. Łykaj dwa razy dziennie. Odstaw alkohol, myśl pozytywnie.

Drogi Apofis powrócił zatem do swego domostwa, najadł się Elicei, popił browarem i poszedł na spotkanie ze znajomymi. Tam dostał dziwnego ataku, jakoś wrócił do domu, choć po drodze miał spięcie z policją.

Dziś ten sam jegomość nie je już Elicei ani innej chemii. Zwiększył jedynie dawkę browarów. Gdy jest źle np w pracy stara się wyjść z firmy, by go nikt nie widział w tym stanie. Apofis wie, że z depresji w pełni się nie wychodzi. Akceptuje to, bo co ma zrobić. Stara się żyć. Gdy płynie stara się później policzyć straty i iść dalej. Po roku powrócił na nerkę. Znaczy, że dobrze nie jest skoro szuka kontaktu z podobnymi sobie.

Nie martw się Apofisie. I to kiedyś minie, tak jak wszystko mija na tym świecie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziś ten sam jegomość nie je już Elicei ani innej chemii. Zwiększył jedynie dawkę browarów. Gdy jest źle np w pracy stara się wyjść z firmy, by go nikt nie widział w tym stanie.

 

To się nazywa samoleczenie metodą alkoholową. Zaczęłam tak robić i dzień w dzień chlałam wódkę. Po kilku miesiącach codziennego picia wybąkałam o tym terapeutce (chyba dlatego, że jej ufałam). Alkohol zamieniłam na leki, z solenną obietnicą abstynencji. W leki już nie wierzyłam co prawda, ale przyrzekłam, że spróbuję. Ostatni raz. Szczęśliwie tym razem... lek był odpowiedni (ogromne zaskoczenie z mojej strony), a skutki uboczne łagodne i dało się je przeżyć. Po jakimś czasie poczułam się trochę lepiej. W międzyczasie przewinęłam się tu i ówdzie przez grupy AA... i choć nie zostałam z nimi na dłużej, bo zrozumiałam, że tam nie pasuję, to jednak nauczyłam się wiele o alkoholizmie, ludziach, ich emocjach, słabościach i o tym ile może znaczyć więź.

 

(Jeśli abstynencji utrzymać się nie da, to trzeba się zastanowić nad uzależnieniem. To jest na dłuższą metę szkodliwe, wyniszczające i działa na człowieka jeszcze bardziej depresyjnie).

 

Apofis wie, że z depresji w pełni się nie wychodzi.

 

Nieprawda. Nie do końca. (Zależy jakiej). Niektórzy mają nawroty, a inni ich nie mają. A jeśli mają - można to z długoletnim doświadczeniem w chorowaniu rozpoznać szybciej i szybciej poszukać pomocy. Pewnie brzmię jak jakaś spokojna, hinduska święta krowa, ale to tylko staż w chorobie (9 lat). Z czasem zaczyna się patrzeć na to nieco inaczej.

 

Dokładnie, wszystko mija - również przykre stany emocjonalne. Nie zawsze trzeba na to czekać aż do śmierci. Można w trakcie życia też spróbować z nimi zawalczyć.

Choć na pewno epizod depresyjny w życiu zmienia sposób w jaki na nie patrzymy. Ale do tego można się zaadoptować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nieboszczyk o ile wiem miałeś usunięte jądra? Chyba że się mylę, jeśli tak to brakuje ci męskich hormonów, ja bym na twoim miejscu kupował i je przyjmował testosteron itp.Przecież to totalny armagedon dla męskiego organizmu a jak wiadomo testosteron jest napędem mężczyzny

urologia podjeła decyzje za mnie zanim jeszcze sie ocknołem bo to przecież było w polskim szpitalu a nie w stanach,chinach,japonii czy indiach gdzie opieka medyczne by była z górnej półki.jak myślisz dlaczego nowatorskie,eksperymentalne operacje typu komórki macierzyste pobrane z kóz nosowych,immunopresje którymi mają leczyć różnorakie paraliże,zespoły móżdżkowe czy nawet choroby psychiczne i nowotwory oczywiście do bólu kosztowne odbywają się właśnie w tych dalekich,mało znanych krajach a nie w polszy?w polszy kastracja po spulpieniu miednicy była oczywiście za darmo jak każde gówno nic nie warte.urologia się tłumaczyła iż pozostawienie jąder w organizmie groziłoby zapaleniem otrzewnej.jasne poco szukać innego sposobu jak można upierdolić.tak najłatwiej i za darmo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pogodziłam to mało powiedziane. W pewnym sensie ją kocham. Choć momentami nienawidzę.

Ale dzięki niej czuje się wyjątkowa. I w sumie nie wiem, czy chcę zdrowieć. Podświadomie.

A może raczej nadświadomie.

Depresja <3

 

*unosi brwi ze zdziwienia*

 

:hide:

 

Dziewczyno... Cierpienie nie czyni nikogo wyjątkowym. Cierpienie to po prostu cierpienie. Wiele osób cierpi.

Natomiast romantyzacja depresji jest szkodliwa - zarówno dla jednostki, jak i społecznie....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zatem szkodzę sobie :) I otoczeniu być może też. Ale jeszcze gorzej na nie wpływałam będąc super zdrową i pewną siebie. Widocznie nie umiem znaleźć odpowiedniego balansu.

Poza tym, jakkolwiek głupio to nie zabrzmi, wielu wielkich pisarzy cierpiało na depresję lub inne zaburzenia psychiczne. Jak wiele z tego można czerpać natchnienia. Z cierpienia właśnie.

A teraz głos rozsądku, który wbrew pozorom gdzieś jeszcze w mojej głowie siedzi: tak, wiem że to niezdrowe, dlatego się leczę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dawno , dawno temu jak byłam w liceum uważałam się za wyjątkową jednostkę, cudownego wrażliwca, który nie potrafi się odnaleźć na tym świecie, pełnym brutalnych, prymitywnych ludzi, osób płytkich - dlatego też z nimi w ogóle nie rozmawiałam. Tak mi nie tylko minęły lata w liceum, ale także w gimnazjum - 6 zmarnowanych lat. Później po przeprowadzce poszłam na terapię, dzięki której wróciłam na ziemię, było to twarde lądowanie. Cała aura cudowności minęła. Ta moja interpretacja rzeczywistości miała na celu "oswojenie się" ze swoim cierpieniem i lękiem. Tak jak oswaja się człowiek ze swoim oprawcą - w pewnym momencie to co złe uchodzi za dobre, a wszystko po to by oczyścić swoje sumienie i uchronić się przed smutną prawdą. Nie byłam wówczas gotowa na przyjęcie prawdy o tym jak wygląda moje życie.

Skoro jeszcze trochę masz w sobie rozsądku to lepiej się nim kieruj, nie ma nigdzie teraz miejsca dla romantyków, szczególnie takich co cierpią na depresję. No chyba że w " jednostkach specjalnych" - ale tego nikomu nie życzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zatem szkodzę sobie :) I otoczeniu być może też. Ale jeszcze gorzej na nie wpływałam będąc super zdrową i pewną siebie. Widocznie nie umiem znaleźć odpowiedniego balansu.

 

Pewnie, przesadna pewność siebie tez może być szkodliwa i wręcz chorobliwa. Może z czasem znajdziesz ten balans. Życzę Ci tego.

 

Poza tym, jakkolwiek głupio to nie zabrzmi, wielu wielkich pisarzy cierpiało na depresję lub inne zaburzenia psychiczne. Jak wiele z tego można czerpać natchnienia. Z cierpienia właśnie.

 

Depresja ma różne fazy. Żeby być kreatywnym, trzeba nawiązać kontakt z własnymi uczuciami. Tym ludziom się udało. Problem w tym, że najczęściej depresja jest jakimś owijającym nas szczelnie tworem, który zamyka nas na świat i nawet nas samych i prowadzi do odrętwienia, w którym kreatywność jest niemożliwa, a jej brak bardzo dotkliwy. Człowiek się czuje odarty ze wszystkiego i okaleczony. No jak to? Był taki wyjątkowy i kreatywny. I co się stało? Jest tylko strzępkiem. Można się na swojej wyjątkowości zawieść. To bardzo przykre.

 

Rozumiem, że czasem cierpieniu trzeba nadać jakiś sens. To, że ono w jakiś sposób uszlachetnia, czy też czyni kogoś wyjątkowym - to właśnie próba nadania sensu. Mam nadzieję, że zrozumiesz, że to ślepa uliczka, która potrafi wszystko spotęgować do punktu, w którym staje się nie do zniesienia. Cierpienie w chorobie będzie się przydarzać tak, czy inaczej. Nie ma potrzeby go podkręcać. Można się sparzyć.

 

A teraz głos rozsądku, który wbrew pozorom gdzieś jeszcze w mojej głowie siedzi: tak, wiem że to niezdrowe, dlatego się leczę

 

Cieszę się, że masz taki głosik. I że się leczysz.

 

katia010, bardzo dobrze napisane.

 

Aha i żeby nie było, że ja taka mądra d...a jestem i robię wykłady - ja tez kiedyś myślałam, że jestem wyjątkowym płatkiem śniegu. Pierdzielenie. To, co przywraca życie jest w poczuciu jedności,, przynależności do świata (tak se), społeczeństwa (fffuu), albo natury (ok). Co kto woli.

 

No ale tą drogę pewnie przyjdzie Ci przedreptać na własnych nogach, Yvaine i w sumie nic w tym złego. Po prostu jak przeczytałam tamten Twój post, to skóra mi scierpła, bo wiem jak niebezpieczna może być taka postawa.

 

Zdrowia życzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

.... Żeby być kreatywnym, trzeba nawiązać kontakt z własnymi uczuciami. ...

Co to konkretnie znaczy "nawiązać kontakt"?

Z praktycznej strony przydatna jest umiejętność regulacji emocji. Co zwykle sprowadza się do ich tłumienia - choć bywa, że i do wzmocnienia. Natomiast pojęcie "kontaktu" z nimi jest dla mnie zagadkowe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co to konkretnie znaczy "nawiązać kontakt"?

 

To znaczy nie tłumić, nie próbować zmieniać, wpływać na nie - ale je zauważać, uznawać ich prawo do istnienia i je akceptować, jakie by nie były i jakkolwiek by się nam nie podobały. Uczyć się je rozpoznawać, pogodzić się z nimi i z tym, że się nam przytrafiają. Bo się przytrafiają - one przychodzą i odchodzą, nasilają się i opadają itd.

 

Np. smutek. Smutek sam w sobie nie jest zły i można z nim żyć. Problemy sprawiają metody walki z nim, spychanie go, zagłuszanie itp. Ta szarpanina ze smutkiem, żeby odszedł jak najprędzej, bo jest nieprzyjemny.

 

Na zasadzie - smutek jest nieunikniony, ludzki i potrzebny, bo coś sobą reprezentuje, coś nam komunikuje, ale cierpienie z jego powodu jest opcjonalne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem.

Identyfikacji własnych emocji jako tako sie nauczyłem, choć to proces wymagający właczenia myślenia - nie automatyczny i dość inercyjny.

Jednak, gdy widzę, że moje emocje stają się sprawczo destrukcyjne, wolę je regulować w zakresie możliwości.

No ale ja chyba nigdy (na ile potrafię rozpoznać) nie miałem depresji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×