Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobliwe "ŚWIRY"


take

Czy wydaję się być chory umysłowo?  

49 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Czy wydaję się być chory umysłowo?

    • Raczej nie
      13
    • Raczej tak
      9
    • Zdecydowanie tak
      22
    • Zdecydowanie nie
      11


Rekomendowane odpowiedzi

Piszecie, że jesteście tacy chorzy i nieprzystosowani do świata, a jakoś skończyliście studia i z tego co Was czytam to wyglądacie na inteligentnych gości. Dziwna sprawa...

Skończyłem studia, bo chodziłem na uczelnie o bardzo małych wymaganiach i miałem korepetycje z prawie każdego przedmiotu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skończyłem studia, bo chodziłem na uczelnie o bardzo małych wymaganiach i miałem korepetycje z prawie każdego przedmiotu.

Ale je skończyłeś. Chciałeś skończyć studia. A ja mimo, że nie jestem aż tak chory jak Wy to nie poszedłem na studia bo mi się nie chciało. Teraz pojawia się pytanie czemu Wam się chciało, a mi się nie chciało. Zastanawia mnie to dlaczego osoby bardziej chore niż ja robią coś ze swoim życiem, a ja mam na wszystko wyje*ane i nic mi się nie chce robić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy więc umiejętności szkolne nie są twoją mocną stroną? A może coś innego sprawiało, że nauka tak trudno tobie szła (np. problemy w rodzinie, problemy z innymi uczniami czy studentami, zła postawa nauczycieli, trudności ze skupieniem uwagi czy skoncentrowaniem się, natręctwa, objawy psychotyczne)? Twoje problemy w edukacji, brak tej łatwości uczenia się, są kolejnym argumentem wskazującym na to, że twoja sytuacja nie wygląda na wesołą. Moje problemy szkolne były wyraźnie mniejsze niż twoje (co prawda miałem w jednej z klas szkoły średniej godziny rewalidacyjne, myślę, że dzięki diagnozie całościowego zaburzenia rozwoju oraz miałem dwie jedynki na półrocze w jednej z klas), ale maturę napisałem bardzo dobrze i nawet z pewnych egzaminów pisemnych miałem 100% (co prawda na poziomie podstawowym). Mi nauka tego, czego wymagają w szkole, mogła nieraz przychodzić z "dziecinną łatwością".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale je skończyłeś. Chciałeś skończyć studia. A ja mimo, że nie jestem aż tak chory jak Wy to nie poszedłem na studia bo mi się nie chciało. Teraz pojawia się pytanie czemu Wam się chciało, a mi się nie chciało. Zastanawia mnie to dlaczego osoby bardziej chore niż ja robią coś ze swoim życiem, a ja mam na wszystko wyje*ane i nic mi się nie chce robić.

 

Dla mnie studia mogą mieć też charakter pewnej ucieczki od rzeczywistości i problemów związanych z nią. Na dodatek wtedy, gdybym nie poszedł na studia, to rodzina mogłaby się "pogniewać", że taki mądry chłopak się marnuje. Mama kiedyś powiedziała, że chciałaby, abym zrobił magistra. Łatwość uczenia się też mi pomagała, myślę, że to dzięki niej trafiłem do takiej szkoły średniej, w której miałem raczej spokój (miałem dobre oceny w gimnazjum i poszedłem do klasy, w której teoretycznie powinni być najlepsi uczniowie). Chodzenie do szkoły, na zajęcia mogło być dla mnie czymś w rodzaju przyjemnej rutyny, takiego "wypełniacza czasu". Myślę, że religijność też mi pomogła w życiu (np. w wakacje w 2008 r. potrafiłem się naprawdę sporo modlić, a potem dostałem w tym roku diagnozę z grona F84, zaś w 2010 r. wręcz wspaniale napisałem maturę), mimo tego, że pewne moje poważne problemy są związane właśnie ze sferą religijną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie podobałoby mi się to, gdyby ktoś zaprzeczał temu, że jestem chory umysłowo, bo to ignorowanie poważnego problemu. W dzieciństwie po prostu dopuszczono mnie do spowiedzi i Komunii jak normalne dziecko, nie miałem adekwatnej pomocy. Potem miałem straszne przeżycia religijne, strach przed piekłem, problemy z ogarnięciem wybryków z dzieciństwa i wczesnego okresu nastoletniego.

 

Nie każda choroba psychiczna musi wymagać leżenia w szpitalu, nie każde upośledzenie umysłowe musi być związane z niepełnosprawnością intelektualną, nie każdy autyzm musi być podobny do zespołu Kannera.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo lubię pisać to, co lubię oraz o tym, co mnie interesuje. Miło jest, kiedy ktoś w przyjemny sposób zwraca na mnie uwagę. Nigdy nie miałem sympatii i wygląda na to, że ze względu na upośledzenie do końca życia nie będę zdolny do małżeństwa. Celibat bywał dla mnie przykry. Zwracać uwagę na swoje to lubiłem od małego i niestety mimowolnie mogę być z tego powodu bardzo irytujący. Mojej mentalności nie zależy jakoś bardzo na tym, czy to, co piszę czy mówię, im się podoba, czy nie. Mam potrzebę kontaktów z innymi osobami, ale na własnych zasadach. Kontakt interpersonalny jest dla mojej psychiki jak jakaś zabawa, jeżeli jest taki, jak ona lubi. Chcę wyrozumiałości, braku agresji. A moje "zanudzanie" niestety bywa niemiłe dla innych osób. Myślę, że mam nieprzystosowanie do życia w świecie osób. "Normalne" kontakty mnie nie interesują. Wolę raczej takie jednostronne kontakty na własnych zasadach niż samotną zabawę. Mam jakiś "ekstrawertyczny" autyzm, który może bardziej rzucać się w oczy.

 

Zauważyłem, że się w zasadzie nie obrażam na innych, a moja mentalność ma tendencje do usprawiedliwiania innych. Myślę, że mogłem się obrażać, jak byłem nieletni na... dziewczęta, które nie chciały być moimi partnerkami. Pamiętam, że kiedyś nie mogłem sobie przypomnieć tego, żebym czuł tęsknotę. Moja potrzeba kontaktu z innymi "nie liczy się z wymogami rzeczywistości". "Wszyscy mają mnie lubić "takim, jakim jestem"" i nigdy nie być agresywni.

 

Myślę, że dobrze, że wypłacają mi tę rentę, bo to jest też i jakiś element terapii (znak, że moja niepełnosprawność nie jest mała, dzięki temu, że mam rentę, mam wyraźny dowód, że jest naprawdę bardzo źle z moim poziomem funkcjonowania). Na dodatek to poprawia budżet mój i rodziny. Boję się, że w Ameryce stwierdziliby, że mam tylko problemy osobowościowe, trudności w uczeniu się (np. np. zasad społecznych) i problemy emocjonalne. A w Polsce dostałem diagnozy całościowego zaburzenia rozwoju i choroby psychicznej, które to określenia pasują do mojego problemu. Przez zlekceważenie moich problemów, gdy byłem mały, mogłem nabawić się porządnej "kociarni we łbie". W sferze religijnej miewałem wielki zamęt. Dłuższa spowiedź przeraża mnie - organizowanie tego wszystkiego, podejmowanie decyzji, no i ta odpowiedzialność... Myślę, że mój przypadek jest znakomity jako przykład osoby upośledzonej psychicznie. Moja historia ma sporo wątków, a pokaźna niepełnosprawność była jakby "niewyczuwalna niczym czad" (jak byłem dzieckiem, to raz napisano o mnie, że psycholog nie widzi nic niepokojącego - żenada!).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale je skończyłeś. Chciałeś skończyć studia. A ja mimo, że nie jestem aż tak chory jak Wy to nie poszedłem na studia bo mi się nie chciało. Teraz pojawia się pytanie czemu Wam się chciało, a mi się nie chciało. Zastanawia mnie to dlaczego osoby bardziej chore niż ja robią coś ze swoim życiem, a ja mam na wszystko wyje*ane i nic mi się nie chce robić.

W ogóle nie chciało mi się uczyć, nienawidziłem studiów, poszedłem tylko dlatego, żeby rodzice nie zrobili mi piekła.

 

Czy więc umiejętności szkolne nie są twoją mocną stroną? A może coś innego sprawiało, że nauka tak trudno tobie szła (np. problemy w rodzinie, problemy z innymi uczniami czy studentami, zła postawa nauczycieli, trudności ze skupieniem uwagi czy skoncentrowaniem się, natręctwa, objawy psychotyczne)?

Do pierwszej klasy technikum nauka szła mi dobrze i lubiłem się uczyć. Potem łatwość wchłaniania wiedzy i chęć do nauki mi przeszły z nieznanych powodów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mamie się chyba nie podoba to, że swoją edukację chcę zakończyć na jednym dyplomie magisterskim i nie zamierzam robić doktoratu czy iść na jakiś kolejny kierunek. Jeden wystarczająco mocno "dał mi w kość", myślę, że i bez problemów religijnych byłoby podobnie w moim przypadku - jestem "oderwany od rzeczywistości", a praca i nauka "jakby musiały" być dla mnie "zabawą", aby były efektywne.

 

W pierwszej klasie szkoły średniej, z tego, co pamiętam, miałem pierwsze dwójki (oceny dopuszczające) na świadectwie. Były też one w drugiej klasie, a w trzeciej, z tego, co pamiętam, dwójek nie było.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zauważyłem, że charakterystyczne dla moich zaburzeń jest nagły duży ich postęp co kilka lat, w wieku 7-dmiu lat bardzo nagłe (z dnia na dzień) pojawienie się masy lęków i innych problemów emocjonalnych oraz wrażenia specjalnego pilnowania mnie przez społeczeństwo; w wieku 12 lat nagłe pojawienie się kompulsywnych zachowań, w wieku 17 lat nagły spadek koncentracji i zdolności wchłaniania wiedzy oraz chęci do nauki, w wieku 21 lat nagła totalna niechęć do nauki i kolejny spadek koncentracji i obecnie w wieku 25 lat nagły atak somatyzacji (wcześniej zaburzenia przebiegały bez somatyzacji) i powstanie kolejnych lęków oraz powstanie "ktosia".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie też zaburzenia postępują, ale nie tak nagle. Do ok. 3 r. ż. mogłem być "całkiem normalny", ale już przed ukończeniem 7 r. ż. pojawiły się wyraźne problemy (np. miałem napisane o "zaburzeniach emocjonalnych", a babcia zabierała mnie do bioenergoterapeuty). W gimnazjum miałem dużo natręctw kontrolujących i głupich zachowań. W liceum zaczęły się problemy religijne (poważne), ok. 16 r. ż. pojawiła się "podejrzliwość" wobec obcych, jeszcze przed osiemnastymi urodzinami były u mnie pewne bardzo dziwaczne myśli. Koincydencje, których nie uważam za objaw psychotyczny, pojawiły się przed dwudziestymi trzecimi urodzinami. Poziom funkcjonowania nie rośnie u mnie z wiekiem. A nietypowość wzrasta, choć już we wczesnym dzieciństwie była pokaźna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie też zaburzenia postępują, ale nie tak nagle. Do ok. 3 r. ż. mogłem być "całkiem normalny", ale już przed ukończeniem 7 r. ż. pojawiły się wyraźne problemy (np. miałem napisane o "zaburzeniach emocjonalnych", a babcia zabierała mnie do bioenergoterapeuty). W gimnazjum miałem dużo natręctw kontrolujących i głupich zachowań. W liceum zaczęły się problemy religijne (poważne), ok. 16 r. ż. pojawiła się "podejrzliwość" wobec obcych, jeszcze przed osiemnastymi urodzinami były u mnie pewne bardzo dziwaczne myśli. Koincydencje, których nie uważam za objaw psychotyczny, pojawiły się przed dwudziestymi trzecimi urodzinami. Poziom funkcjonowania nie rośnie u mnie z wiekiem. A nietypowość wzrasta, choć już we wczesnym dzieciństwie była pokaźna.

Ja problem religijny miałem w wieku nastoletnim. Pomimo, że miałem ateistyczny pogląd (znowu sprzeczność pomiędzy moimi wrażeniami, a przekonaniami), nachodziło mnie wrażenie, że Bóg uwziął się na mnie, że jak nie wykonam pewnych rytuałów, to "wdroży" wrogie plany wobec mnie, miałem też w głowie myśli "od Boga", w których naśmiewał się ze mnie.

Obecnie ten problem jak na razie minął.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Całą swoją kondycję mogę podejrzewać o bycie czymś nadprzyrodzonym. Moja perwersja wygląda mi szatańsko, jakby prosto z Piekła pochodziła, od duchów nieczystych, upadłych aniołów, a więc miałaby jakieś nadprzyrodzone źródło (niedobre istoty duchowe). Czytałem w Dzienniczku św. Faustyny o iskrze, która wyjdzie z Polski i przygotuje świat na ostateczne przyjście Zbawiciela, to miałem myśli, że to ja jestem ową iskrą (a nie np. św. Jan Paweł II), co wygląda na mocne idee urojeniowe. Mam rozważania duchowe, które określiłbym jako naprawdę zaawansowane. "Nie potrafię żyć normalnie", mam inny sposób funkcjonowania, "nieźle autystyczny".

 

Bycie kapłanem czy zakonnikiem jest ewidentnie niekompatybilne z moją kondycją. Dla mnie milczenie wewnętrzne wygląda na udrękę czy coś niemożliwego, ciągle myślę o czymś, co mi się podoba, "nie potrafię" spokojnie ustać w miejscu, ciągle "coś robię" (chociażby w myślach). Jestem "infantylny". Jestem "kosmitą", mam ukrytą niepełnosprawność. Kontakt ze mną może być bardzo irytujący dla kogokolwiek :( Natura nie ma "tradycyjnej" emocjonalności. Jakby nie rozumiała potrzeby bycia kochanym, choć nie wyklucza założenia rodziny i PRAGNIE małżeństwa (dobrego, świętego). Nie chce heroizmu, chce wygody. Dla niej jakby albo coś było bardzo łatwe, albo "nie do wykonania". "Ma być komfort i już!". Bezpieczeństwo jest dla niej ważniejsze niż prestiż. Uznaje, że musi być jakiś rozsądny ład (np. odrzuca rozwiązłość i pijaństwo). Ale nie chce tragedii. Możliwe, że nie ma nikogo takiego jak ja, nie było i nie będzie. "

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A mnie ciekawi czy jak kiedyś czytałem na temat dzieci indygo i poprzez czytanie tej lektury stwierdziłem ze nim jestem i jestem urodzonym wybrancem to cxy można powiedzieć że miałem urojenia? I patrząc na zdj myślałem ze odzialowuje na mnie, zresztą od zawsze wierzyłem w oobe/ld to może to wcale nie było urojenie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Całościowo nie powinno się nikogo oceniać przez internet, ktoś w internecie może być np. megajęczadłem, a w realu siedzi cicho, że go "nie widać i nie słychać"; albo np. w internecie strasznie nerwowy, konfliktowy, a w realu oazą spokoju, całkowicie unikającym konfliktów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Do przyjaźni małżeńskiej czy rodzicielskiej chyba ewidentnie się nie nadaję. Czytałem o wielu osobach z zespołem Aspergera i są dużo mniej "dziwaczne" od mojego przypadku. Przeprowadzam ostatnio bardzo zaawansowane rozważania religijne, myślę, że mi pomagają, wyglądają mi na jeszcze niezwyklejsze niż koincydencje. Schizofrenicy wcale tak "dziwnie" na tle mojego przypadku nie wyglądają, nawet ci gorzej funkcjonujący, leżący w szpitalach. Typowy aspergeryzm to też wyraźnie inny profil kondycji niż w moim przypadku.

 

"Nie mam kontaktu z rzeczywistością" w pewnym stopniu. "Normalne życie" to coś "zabójczego" dla mojej psychiki, stąd nieprzystosowanie do życia rodzinnego, społecznego i zawodowego. Nie oznacza to, że nie mogę mieć kontaktów społecznych czy wykonywać jakichkolwiek zajęć (np. chodzenia do sklepu na zakupy, studiowania). Leki na schizofrenię nie wyglądają na coś potrzebnego w moim przypadku, bo moja choroba przypomina jakieś "grube upośledzenie umysłowe" bez niepełnosprawności intelektualnej, a nie "postradanie zmysłów", które skutecznie leczy się lekami psychotropowymi i leżeniem w szpitalu psychiatrycznym.

 

Wygląda na to, że przez tę autystyczną, upośledzającą chorobę celibat do końca życia jest jedynym dobrym rozwiązaniem w moim przypadku. Tak "oderwana" i dysfunkcyjna" psychika, która "jakby śniła cały czas", tym bardziej wyklucza życie kapłańskie, duchowne czy konsekrowane. Raczej jestem "skazany" na bezżenność i umartwienie z nią związane ze względu na niepełnosprawność rozwojową i przewlekłą. Mimo wysokiej inteligencji jestem jak to stereotypowe "biedne dziecko z zespołem Downa". Mam "książkowy" i "znakomity" przypadek "ukrytej niepełnosprawności". Powiedziałbym, że to rzeczywiście jakiś rodzaj kalectwa i upośledzenia. W sferze religijnej doszło do "masakry" w moim przypadku (Wielki Zamęt, "trwoga egzystencjalno-eschatologiczna", straszne skłonności do skrupulanctwa).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam bardzo dziwną relację z matką. Z jednej strony nie mam z nią żadnej więzi uczuciowej, jest dla mnie "obca", z drugiej strony "nie mogę" bez niej podjąć żadnej decyzji ani niczego zrobić (czasem nawet proszę ją o zgodę na pójście do toalety). Tak jakby mój umysł stworzył jakąś "maszynę wirtualną" uwiązania do matki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też nie odczuwam przywiązania do matki. Może to "psychopatycznie" zabrzmi, ale moja mentalność mogłaby się ucieszyć w pewien sposób z tego, że zginęłaby - bo coś się dzieje. Chociaż wolitywnie oczywiście nie chcę nieszczęścia. Dla niej "fajne" może być to, jeżeli coś się dzieje.

 

z drugiej strony "nie mogę" bez niej podjąć żadnej decyzji ani niczego zrobić (czasem nawet proszę ją o zgodę na pójście do toalety). Tak jakby mój umysł stworzył jakąś "maszynę wirtualną" uwiązania do matki.

 

U mnie tak nie ma. Nie pytam mamy o zgodę na pójście do toalety. Może "bardziej żyję w swoim świecie"? To dobrze, że nie jestem tak bardzo zależny od matki. Ale z podejmowaniem decyzji to mam problem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja prawie na wszystko "muszę" mieć zgodę matki. Nie spotkałem na forach żadnej osoby, która byłaby zależna od matki aż tak, jak ja, a tym bardziej osoby bez więzi uczuciowej z nią. Myślę, że u mnie przyczyną jest fobia lub lęk paranoiczny przed agresją (psychiczną i fizyczną). Być może "uroiłem" sobie, że matka będzie agresywna wobec mnie, gdy zrobię coś bez jej zgody i dlatego unikanie narażenia się na konflikt z nią stało się moją "chorą ideą życiową".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×