Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobliwe "ŚWIRY"


take

Czy wydaję się być chory umysłowo?  

49 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Czy wydaję się być chory umysłowo?

    • Raczej nie
      13
    • Raczej tak
      9
    • Zdecydowanie tak
      22
    • Zdecydowanie nie
      11


Rekomendowane odpowiedzi

Dla mojej natury w katolicyzmie wiele prawd wygląda logicznie (np. jedyny Bóg będący Trójcą, Wcielenie, Niepokalana Dziewica, aniołowie, nieśmiertelność duszy - nie reinkarnacja czy unicestwienie), ale pewne treści "odrzucają" moją mentalność (np. wieczne potępienie, możliwość utraty łaski uświęcającej i życia bez niej, konieczność sakramentów, męki w Piekle czy Czyśćcu). Razi ją idea pominięcia w łasce niektórych ludzi (z której wynika, że nienarodzone dzieci nie mogą być zbawione nigdy, bo nie miały szansy na chrzest). Mentalność "gardzi" heroizmem, a ceni wygodę i piękno nieuwarunkowane grzechem (jakaś wygodna praca (która powinna dawać zasługę i powinna być de facto przyjemnością) byłaby i bez grzechu, byłaby też prokreacja z udziałem męża i żony (ale grzechów nieczystych by nie było w ogóle, nawet pokus nieczystych by nie było), a więc byłaby wielka rodzina - rodzaj ludzki). Mentalność chce iść po najmniejszej linii oporu, bez jakichkolwiek większych cierpień czy trudów. Nie zależy jej na godnościach kapłańskich, zakonnych, męczeńskich, pustelniczych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mojej natury w katolicyzmie wiele prawd wygląda logicznie (np. jedyny Bóg będący Trójcą, Wcielenie, Niepokalana Dziewica, aniołowie, nieśmiertelność duszy - nie reinkarnacja czy unicestwienie), ale pewne treści "odrzucają" moją mentalność (np. wieczne potępienie, możliwość utraty łaski uświęcającej i życia bez niej, konieczność sakramentów, męki w Piekle czy Czyśćcu). Razi ją idea pominięcia w łasce niektórych ludzi (z której wynika, że nienarodzone dzieci nie mogą być zbawione nigdy, bo nie miały szansy na chrzest). Mentalność "gardzi" heroizmem, a ceni wygodę i piękno nieuwarunkowane grzechem (jakaś wygodna praca (która powinna dawać zasługę i powinna być de facto przyjemnością) byłaby i bez grzechu, byłaby też prokreacja z udziałem męża i żony (ale grzechów nieczystych by nie było w ogóle, nawet pokus nieczystych by nie było), a więc byłaby wielka rodzina - rodzaj ludzki). Mentalność chce iść po najmniejszej linii oporu, bez jakichkolwiek większych cierpień czy trudów. Nie zależy jej na godnościach kapłańskich, zakonnych, męczeńskich, pustelniczych.

 

Miałem podobnie jak Ty, w dodatku od katolicyzmu odstręczało mnie unowocześnianie kościoła na siłę czynione z różnym nasileniem od ok. 50 lat i fakt, że Bóg z niepokojącą tendencją ignorował moje modlitwy, w szczególności wtedy, gdy najbardziej Go potrzebowałem.

 

Podobnie jak i aniołowie i nieśmiertelność umysłu. nie duszy. Bo człowiek się zmienia, człowiek potrafi się radykalnie zmienić w czasie jednego żywota, więc cóż dopiero mówić o wieczności?

 

W buddyzmie też jest Trójca, Budda, Dharma i Sangha.

 

Świat nie ma końca, ani początku, Ja jestem Alfa i Omega - czy to czegoś nie przypomina?

 

Dla mnie konieczność sakramentów to sposób na zapewnienie sobie monopolu na zbawienie przez kościół. Za Chrystusa nie znali takich wynalazków.

 

Umysł jest nieśmiertelny i tylko od niego zależy czy będzie powiększał swą świadomość czy nie.

 

Wizja, w której jeden człowiek jednym żywotem udowadnia swą wartość jest dla mnie nielogiczna. Jak 5 miesięczny płód poddany aborcji ma odpowiadać na równi z człowiekiem, który przeżył 60 lat? Powiesz, że taki płód od razu wędruje do raju albo do czyśćca? ale dlaczego? Może zostałby w życiu skończonym łajdakiem, dlaczego ma mieć ''fory''?

 

By udowodnić swoją wartość potrzeba nieco więcej czasu.

 

Pierwotnie nie było czyśćca. To wynalazek katolicyzmu, w prawosławiu nie ma czyśćca, bo odłączyło się ono od katolicyzmu zanim ów wynalazek zdążono rozpowszechnić.

 

W chrześcijaństwie nie pasuje mi wizja, w której skończony łajdak może przeprosić na sam koniec żywota, byle szczerze, a dzięki łasce sakramentów z miejsca trafia do czyśćca, o ile nie do raju. Nie musi naprawiać swoich krzywd, zadośćuczynić, wystarczy że ładnie przeprosi, dla mnie to niepoważne. Gdyby to było możliwe, świat zaroiłby się od łajdaków, szczerze skruszonych pod sam koniec, a Jaruzelski faktycznie trafiłby do raju, dzięki wstawiennictwu sakramentów.

 

Nienarodzone dzieci, niewierni, poganie, w buddyzmie mają szanse, o ile trzymają się zasad wyłożonych przez Buddę, całkiem zresztą niegłupich. Nie muszą nawet znać jego imienia, ani historii, o religii nie wspominając.

 

Ciało człowiek traci, ale umysł zachowuje swe właściwości, dlatego nie warto się przejmować wyglądem, stanem posiadania i zbytnio rozpaczać z powodu utraty bliskich, człowiek żegna się z wieloma miejscami, rzeczami i ludźmi, w trakcie continuum czasowego. Ważne, by wyciągnąć z tego materiału możliwie jak najwięcej wniosków.

 

Nielogicznym jest dla mnie także, sama pokusa stworzona przez Boga, który w ujęciu chrześcijańskim jest wszechwiedzący, wszechwidzący, zna wszelkie ludzkie myśli i działania. Skoro tak jest, to po co dał pierwszym ludziom drzewo poznania dobrego i złego? To nielogiczne, przecież musiał wiedzieć, że Adam i Ewa są na tyte słabi, że to jabłko zerwą, a skoro tak - to dlaczego nie dał im dostatecznej siły woli i słowności, by tego uniknąć? Chciał ich zatracenia? To bez sensu. Przede wszystkim, po co doskonały Bóg tworzył w takim razie świat? Żeby móc popatrzeć z wysokości na zmagania z życiem i cierpienia miriadów istot? Po co?

 

Między tym co wykładał Budda, a Chrystus jest ogromnie dużo podobieństw, tylko wyłożonych nieco innym językiem. Obaj ci panowie żyli w innych strefach kulturowych, daleko od siebie i w innych przedziałach czasowych, nie wierzę w przypadki, na tym świecie ich nie ma.

 

''Jeszcze dziś będziesz ze mną w raju'' - dla mnie te słowa nie oznaczają, że skruszony łajdak z miejsca powędrował z Chrystusem za rękę do raju, ale że dostał szansę, by udowodnić, że jest kimś lepszym w istocie, niż był dotychczas. Co z tą szansą potem zrobił - to już jego sprawa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wizja, w której jeden człowiek jednym żywotem udowadnia swą wartość jest dla mnie nielogiczna.

 

Dla mnie jest logiczna. Nie ma kolejnych wcieleń, nie ma kolejnych rodziców. Ma się tylko jednego biologicznego ojca i tylko jedną biologiczną matkę. Nie jest się kolejnym wcieleniem tej samej jednostki.

 

Moją mentalność odstrasza sama możliwość wiecznego potępienia. Zwłaszcza bolesnego czy takiego, które łatwo może dosięgnąć biedną istotę.

 

Uważam, że przyjemność "seksualna" jest jako taka zła (nie jest to przyjemność prokreacyjna (czyli taka, która jest spowodowana prokreacją - gdyby nie było grzechu, to każde współżycie prowadziłoby do prokreacji, odbycie współżycia byłoby czymś wspaniałym, byłby to "współudział" w dziele stworzenia, prokreacji towarzyszyłby jakiś rodzaj ekstazy, co jest logiczne ze względu na jej piękno, doniosłość, niepowtarzalność), lecz taka, która związana z uprzedmiotowieniem czy nawet upokorzeniem drugiego człowieka, zaspokojeniem żądzy, która pojawiła się przez grzech pierworodny). Gdyby nie było grzechu, to prokreacja i tak by była, ale nie byłoby pożądliwości i tych przypominających narkotykowy "haj" rozkoszy seksualnych. Przyjemności z jedzenia i picia (jak miły smak) jawią mi się jako coś wartościowego, nadającego życiu dodatkowych barw, a nie jako coś złego samego w sobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wizja, w której jeden człowiek jednym żywotem udowadnia swą wartość jest dla mnie nielogiczna.

 

Dla mnie jest logiczna. Nie ma kolejnych wcieleń, nie ma kolejnych rodziców. Ma się tylko jednego biologicznego ojca i tylko jedną biologiczną matkę. Nie jest się kolejnym wcieleniem tej samej jednostki.

 

Moją mentalność odstrasza sama możliwość wiecznego potępienia. Zwłaszcza bolesnego czy takiego, które łatwo może dosięgnąć biedną istotę.

 

Uważam, że przyjemność "seksualna" jest jako taka zła (nie jest to przyjemność prokreacyjna (czyli taka, która jest spowodowana prokreacją - gdyby nie było grzechu, to każde współżycie prowadziłoby do prokreacji, odbycie współżycia byłoby czymś wspaniałym, byłby to "współudział" w dziele stworzenia, prokreacji towarzyszyłby jakiś rodzaj ekstazy, co jest logiczne ze względu na jej piękno, doniosłość, niepowtarzalność), lecz taka, która związana z uprzedmiotowieniem czy nawet upokorzeniem drugiego człowieka, zaspokojeniem żądzy, która pojawiła się przez grzech pierworodny). Gdyby nie było grzechu, to prokreacja i tak by była, ale nie byłoby pożądliwości i tych przypominających narkotykowy "haj" rozkoszy seksualnych. Przyjemności z jedzenia i picia (jak miły smak) jawią mi się jako coś wartościowego, nadającego życiu dodatkowych barw, a nie jako coś złego samego w sobie.

 

Skoro to jest logiczne, to dlaczego daje się ludziom tak nierówne szanse? Ktoś urodzony w zapijaczonej i zdegenerowanej patoli staje do wyścigu o zbawienie w szranki z facetem urodzonym w dobrej chrześcijańskiej rodzinie, gdzie tu sprawiedliwość?

 

Ktoś wreszcie zrozumiał swoje błędy i chciał się naprawić, ale - pech - zmiótł go właśnie samochód albo trzęsienie ziemi, gdzie tu sprawiedliwość?

 

Ktoś się urodził jako Indianin w amazońskiej puszczy, nie wie nic o chrześcijaństwie, ale jest przyzwoitym człowiekiem, dlaczego zostaje wykluczony z tego wyścigu o zbawienie? Tylko dlatego, że nikt go nie polał święconą wodą i nie odprawił odpowiednich sakramentów?

 

Nie powiedziałem, że reinkarnacja polega na wcielaniu się w tą samą jednostkę. Jeśli ktoś jest przyzwoity i dobry, to zyskuje coraz lepsze warunki do oświecenia, jeśli nie pracuje nad sobą i ignoruje swoje problemy - trafia w coraz gorsze położenie, aż wreszcie zostaje zdegradowany do stanu zwierzęcego. Każdy ma podobne szanse, każdy w czasie swych żywotów może dużo poznać, dużo posmakować i trochę przeżyć, jeśli w wyniku tej wędrówki podejmuje pracę nad sobą, to jest pomocny zarówno samemu sobie jak i reszcie, jeśli zostaje egoistą i materialistycznym łajdakiem, przyjdzie mu za to zapłacić pewną, coraz bardziej srogą cenę.

 

Pisząc o drzewie dobrego i złego nie miałem na myśli prokreacji, ale sam fakt, że wszechwiedzący Bóg dał ludziom to drzewo w zasięgu ręki. Przecież wiedział, że oni po to jabłko sięgną, On przecież w ujęciu chrześcijańskim wie i przewiduje wszystko. Więc po co to zrobił? Po co im dawał tą pokusę, skoro wiedział, że się jej nie oprą? Chciał skazać ich na potępienie, marny i pełen bólu żywot? to nielogiczne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pisząc o drzewie dobrego i złego nie miałem na myśli prokreacji, ale sam fakt, że wszechwiedzący Bóg dał ludziom to drzewo w zasięgu ręki. Przecież wiedział, że oni po to jabłko sięgną, On przecież w ujęciu chrześcijańskim wie i przewiduje wszystko.

Wszechwiedza Stwórcy i wolna wola stworzeń są całkowicie od siebie niezależne, inaczej wszechwiedza nie byłaby taka wspaniała i w mniejszym czy większym stopniu przypominałaby znajomość scenariusza przedstawienia kukiełkowego.

 

Owocem zakazanym nie było jabłko, pogląd o jabłku jako owocu z drzewa poznania dobra i zła wziął się z podobieństwa łacińskich słów "malus" i "malum" (http://pierzchalski.ecclesia.org.pl/index.php?page=10&id=10-01&sz=&pyt=15):

 

Tradycja ludowa identyfikuje drzewo z jabłonią. Czyni to z powody zbieżności fonetycznej, jaka w łacinie występuje pomiędzy malus, "jabłko" i malum, "zło", oraz malum, "zły".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro to jest logiczne, to dlaczego daje się ludziom tak nierówne szanse? Ktoś urodzony w zapijaczonej i zdegenerowanej patoli staje do wyścigu o zbawienie w szranki z facetem urodzonym w dobrej chrześcijańskiej rodzinie, gdzie tu sprawiedliwość?

 

Ktoś wreszcie zrozumiał swoje błędy i chciał się naprawić, ale - pech - zmiótł go właśnie samochód albo trzęsienie ziemi, gdzie tu sprawiedliwość?

 

Ktoś się urodził jako Indianin w amazońskiej puszczy, nie wie nic o chrześcijaństwie, ale jest przyzwoitym człowiekiem, dlaczego zostaje wykluczony z tego wyścigu o zbawienie? Tylko dlatego, że nikt go nie polał święconą wodą i nie odprawił odpowiednich sakramentów?

 

Moją mentalność takie sytuację też przerażają. I między innymi dlatego tak "buntuje się" przeciw religiom.

 

Mentalność ma odmienny pogląd na opisane powyżej sytuacje. Niezgodny z dogmatami mówiącymi, że poza Kościołem [Katolickim] nie ma zbawienia (przynajmniej w dosłownej interpretacji tego dogmatu) i że chrzest jest konieczny do odpuszczenia grzechu pierworodnego i do zbawienia. Mentalność "uważa", że im więcej cierpienia czy odpowiedzialności, tym większa nagroda i pozycja w Niebie. Dla niej wszyscy powinni być w łasce uświęcającej i nie potrzebować sakramentów do tego, aby móc zdobywać zasługi czy otrzymać odpuszczenie grzechów.

 

Mentalność rażąco sprzeciwia się dogmatyce katolickiej. Mentalność "uważa", że sakramenty są niekonieczne do zbawienia. Mentalność "myśli" ewidentnie heretycko. Mentalność "nie wierzy w popełnienie grzechu, który nie mógłby być odpuszczony". Według niej zbawienie powinno być DLA KAŻDEGO, bez żadnych "ale" czy "jeśli".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pisząc o drzewie dobrego i złego nie miałem na myśli prokreacji, ale sam fakt, że wszechwiedzący Bóg dał ludziom to drzewo w zasięgu ręki. Przecież wiedział, że oni po to jabłko sięgną, On przecież w ujęciu chrześcijańskim wie i przewiduje wszystko.

Wszechwiedza Stwórcy i wolna wola stworzeń są całkowicie od siebie niezależne, inaczej wszechwiedza nie byłaby taka wspaniała i w mniejszym czy większym stopniu przypominałaby znajomość scenariusza przedstawienia kukiełkowego.

 

Owocem zakazanym nie było jabłko, pogląd o jabłku jako owocu z drzewa poznania dobra i zła wziął się z podobieństwa łacińskich słów "malus" i "malum" (http://pierzchalski.ecclesia.org.pl/index.php?page=10&id=10-01&sz=&pyt=15):

 

Tradycja ludowa identyfikuje drzewo z jabłonią. Czyni to z powody zbieżności fonetycznej, jaka w łacinie występuje pomiędzy malus, "jabłko" i malum, "zło", oraz malum, "zły".

 

Już mniejsza o to, czy był to ananas, jabłko czy gruszka - nazwijmy go umownie po prostu owocem.

 

Skoro Bóg dał człowiekowi wolną wolę, to dlaczego nie uczynił go trochę dojrzalszym i posiadającym więcej samodyscypliny? Mógł to zrobić, przecież stworzył człowieka od zera, zamiast tego stworzył pierwszych ludzi na wzór dzieci, które nie wiedzą co dobre, a co złe. Obdarował owe dzieci wolną wolą, a potem dał im pokusę. Jak się zachowa dziecko, któremu daje się pełną swobodę ruchu, a jednocześnie oferuje jakiś- jakikolwiek - owoc na pokuszenie, którego nie wolno dotykać? czy to czekoladka, czy samochodzik czy cokolwiek innego? Ano małe dziecko ten samochodzik zgarnie, nawet jeśli znajduje się on na szosie, po której za chwilę przejedzie samochód ciężarowy. Dziecko nie przewiduje swoich działań, tylko bierze co mu się podsunie pod nos, jest ciekawe świata i próbuje nowych rzeczy, wkłada palce do kontaktu, pod rozgrzane żelazko i w ogóle, robi różne głupie rzeczy.

 

Bóg w ujęciu chrześcijańskim stworzył pierwszych ludzi jako emocjonalne dzieci, w oddali pokazał im zakazaną zabawkę, a jednocześnie pogroził palcem, że za żadną cenę nie mogą jej tykać, bo stanie się źle. Wiadomo jak dziecko w takiej sytuacji się zachowa.

 

Więc, dlaczego Bóg nie dał pierwszym ludziom nieco dojrzalszego charakteru? tworzył ich, zarówno jak i cały świat, od zera.

 

Rodzice też nie dają dziecku od razu pełnej swobody ruchu, bo by zwyczajnie zginęło, przejechane przez samochód albo wykorzystane przez pierwszego lepszego pedofila. Nie skazują również dziecka na jakieś męki i wieczyste nieprzyjemności, tylko dlatego, że zrobi jakiś psikus.

 

Mentalność ma odmienny pogląd na opisane powyżej sytuacje. Niezgodny z dogmatami mówiącymi, że poza Kościołem [Katolickim] nie ma zbawienia (przynajmniej w dosłownej interpretacji tego dogmatu) i że chrzest jest konieczny do odpuszczenia grzechu pierworodnego i do zbawienia. Mentalność "uważa", że im więcej cierpienia czy odpowiedzialności, tym większa nagroda i pozycja w Niebie

 

Sakramenty to po prostu wynalazek kościoła, by zapewnić sobie monopol na zbawienie i przy okazji, rozmaite profity, zarówno ze strony arystokracji jak i plebsu. Przecież każdy chce mieć po życiu dobrze, a nie może mieć dobrze, jeśli nie będzie uczestniczył w sakramentach, płacił na kościół i się go słuchał.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mentalność "buntuje się" przeciwko obowiązkowi sakramentów i "wolałaby, aby ich w ogóle nie było". Mentalność "bardzo pysznie" atakuje Kościół i święte księgi. Oburzają one ją.

 

Jutro chciałbym się udać do szpitala i pokazać swoje skierowanie... CO tu się w mojej mentalności wyprawia... "Powstanie" przeciw wszystkim tradycyjnym religiom... Mentalność może uważać religie za wielkich wrogów, jest "oburzona" na niemal wszystkie religie monoteistyczne za ich ekskluzywizm, rygoryzm, legalizm... Mentalność może mieć "urojenia" wielkościowe, posłannicze i odniesienia, może mieć idee, że jej misją jest zniszczyć tradycyjne religie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mentalność może mieć "urojenia" wielkościowe, posłannicze i odniesienia, może mieć idee, że jej misją jest zniszczyć tradycyjne religie.

 

Nie pękaj. Ja swego czasu też miałem przeróżne dziwne urojenia wielkościowe i posłannicze. Plusem owych urojeń jest, że chociaż przez chwilę człowiek się może poczuć jak superbohater i zapomnieć o depresji. Minusem zaś- że niestety cholernie dezorganizują one życie.

 

Nie ty jeden masz przeróżne urojenia wielkościowe i posłannicze o dziwnym podłożu, potem będziesz patrzył na to z dystansem. Nieraz bardzo dużym dystansem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Te urojenia wielkościowe, posłannicze to pokusy. Ale moja mentalność też jest nędzna. Psychika uważa, że to RELIGIE dezorganizują mi życie, że to strach przed straszną karą i otoczenie dezorganizują mi życie - bardziej niż te wszystkie świry w mojej mentalności.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mentalność "nie znosi życia religijnego" i chce od niego uciec (nie chodzi tu o np. ZUPEŁNY brak modlitwy). "Buntuje się" przeciwko Tradycji katolickiej, objawieniom świętych Kościoła, możliwości strasznych kar pośmiertnych.

 

Ujmę to tak, dziwnym byłby ojciec, który skazuje na wieczne potępienie, czy to poprzez smażenie w smole czy też bardziej subtelne męki emocjonalne, swoje dzieci, nawet wyrodne.

 

Co do modlitw, modlitwy nie poparte działaniem i odpowiednią intencją, mają dziwną tendencję do niespełniania się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mojej mentalności torturowanie wyrodnych dzieci jawi się tak samo jak torturowanie zupełnie niewinnych - bardzo źle! Torturowanie to dla niej coś wyjątkowo obrzydliwego, rodzaj "rozpusty" i "nierządu", tylko o innej podstawie, jakby idolem w tym "nierządzie" i w tej "rozpuście" nie była "przyjemność seksualna", a męka jakiejkolwiek istoty. Dla mentalności także bycie najgorszym grzesznikiem, bluźniercą nie czyni tortur czymś sprawiedliwym. Torturowanie jest dla niej czymś bezwzględnie złym, tak samo jak zgwałcenie. Czymś, co nie powinno istnieć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mojej mentalności torturowanie wyrodnych dzieci jawi się tak samo jak torturowanie zupełnie niewinnych - bardzo źle! Torturowanie to dla niej coś wyjątkowo obrzydliwego, rodzaj "rozpusty" i "nierządu", tylko o innej podstawie, jakby idolem w tym "nierządzie" i w tej "rozpuście" nie była "przyjemność seksualna", a męka jakiejkolwiek istoty. Dla mentalności także bycie najgorszym grzesznikiem, bluźniercą nie czyni tortur czymś sprawiedliwym. Torturowanie jest dla niej czymś bezwzględnie złym, tak samo jak zgwałcenie. Czymś, co nie powinno istnieć.

 

Czyli Twoja mentalność nie jest wcale taka zła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mentalność może nazywać głoszących męki piekielne "największymi heretykami". Dla mentalności tradycja i obrzędy są niepotrzebne. Nie jestem jak bogacz, tylko raczej jestem ułomnym, ubogim prostaczkiem gnębionym przez pokusy i pożądliwość. W życiu zawodowym i społecznym jestem "dno", a to, co się dzieje w sferze religijnej, jest jeszcze gorsze. Dla niej ktoś, kto nie znał Kościoła, też powinien otrzymać łaskę zbawienia wiecznego. Dla mentalności tradycja i obrzędy są "wielkimi zawadami w życiu".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mentalność może nazywać głoszących męki piekielne "największymi heretykami". Dla mentalności tradycja i obrzędy są niepotrzebne.

 

Dla niej ktoś, kto nie znał Kościoła, też powinien otrzymać łaskę zbawienia wiecznego.

 

Dla mentalności tradycja i obrzędy są "wielkimi zawadami w życiu".

 

Powtarzam, Twoja mentalność wcale nie jest taka zła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tu nie chodzi nawet o to, czy moja mentalność jest taka zła czy nie, tylko o to, czy jestem w łasce Stwórcy. Mentalność "bardzo niepochlebnie" myśli o doktrynie katolickiej. W religiach widzi wielkie źródło moich problemów. Religie obwinia za to, że jest ze mną aż tak źle. Chce, żeby wszystkim było dobrze. "Od tego wszystkiego dostałem takiego świra, że "we łbie się nie mieści"".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tu nie chodzi nawet o to, czy moja mentalność jest taka zła czy nie, tylko o to, czy jestem w łasce Stwórcy. Mentalność "bardzo niepochlebnie" myśli o doktrynie katolickiej. W religiach widzi wielkie źródło moich problemów. Religie obwinia za to, że jest ze mną aż tak źle. Chce, żeby wszystkim było dobrze. "Od tego wszystkiego dostałem takiego świra, że "we łbie się nie mieści"".

 

Doktryna jakiejś religii i łaska Stwórcy niekoniecznie muszą zachodzić z sobą w korelację, jeśli nie pasuje Ci ta doktryna, sprawdź inne i spróbuj żyć w zgodzie z tą, która jest kompatybilna z Twoimi przekonaniami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale w katolicyzmie wydarzyło się np. tyle cudów. Dla mentalności tradycyjna doktryna katolicka to wielka niesprawiedliwość. Razi ją ogromnie. Mentalność chce wytoczyć religiom "proces sądowy". Chce zmiecenia pewnych doktryn z powierzchni ziemi raz na zawsze, bo są one dla niej bardzo obrzydliwe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale w katolicyzmie wydarzyło się np. tyle cudów. Dla mentalności tradycyjna doktryna katolicka to wielka niesprawiedliwość. Razi ją ogromnie. Mentalność chce wytoczyć religiom "proces sądowy". Chce zmiecenia pewnych doktryn z powierzchni ziemi raz na zawsze, bo są one dla niej bardzo obrzydliwe.

 

W innych religiach też wydarzyło się wiele cudów.

 

Jeśli nie pasuje Ci ta doktryna, poszukaj innej. Jest wiele religii, w których miały miejsce rozmaite cuda we wcale nie mniejszej ilości, niż w katolicyzmie.

 

Poza tym, jeśli za cudy katolickie uznajesz cudy mające miejsce przed podziałem w 1054, to owe cudy w równej mierze należą do tradycji prawosławnej i protestanckiej.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cuda katolickie zdarzają się względnie często. Jest tyle świadectw uzdrowień... Tylko że wizja zbawienia wśród członków Kościoła obecnie dla mojej mentalności zdaje się być wyraźnie inna, niż głoszona dawniej, np. w średniowieczu.

 

Nie chodzi o to, aby czynić cuda mocą imienia Pana, nie chodzi nawet o samo wyganianie złych duchów, ale o to, aby nasze imiona były zapisane w Niebie, abyśmy byli zbawieni na wieki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cuda katolickie zdarzają się względnie często. Jest tyle świadectw uzdrowień... Tylko że wizja zbawienia wśród członków Kościoła obecnie dla mojej mentalności zdaje się być wyraźnie inna, niż głoszona dawniej, np. w średniowieczu.

 

Nie chodzi o to, aby czynić cuda mocą imienia Pana, nie chodzi nawet o samo wyganianie złych duchów, ale o to, aby nasze imiona były zapisane w Niebie, abyśmy byli zbawieni na wieki.

 

W innych religiach też cuda zdarzają się często i również są na to rozmaite świadectwa.

 

Ponadto, reformy posoborowe złagodziły ową surową katolicką doktrynę i dziś już niemal wszystko jest w katolicyzmie względne. Jeśli Jan Paweł II mógł modlić się z przedstawicielami wszelkich możliwych religii, włącznie z animizmem, to możesz się równie dobrze odnalezc w katolicyzmie, wystarczy przyjrzeć się tylko współczesnej katolickiej doktrynie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale czyją mocą takie cuda miałyby być czynione? Nie chce mi się wierzyć w cuda w innych religiach.

 

Mentalność "strasznie krytykuje" doktrynę katolicką. Krytykuje strasznie niektóre dogmaty. Np. krytykuje niezbędność sakramentów. Dla mentalności taka religia jawi się jako coś niezdrowego, bo obrzędy stają się w niej ważniejsze niż np. praca i rodzina.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale czyją mocą takie cuda miałyby być czynione? Nie chce mi się wierzyć w cuda w innych religiach.

 

Mentalność "strasznie krytykuje" doktrynę katolicką. Krytykuje strasznie niektóre dogmaty. Np. krytykuje niezbędność sakramentów. Dla mentalności taka religia jawi się jako coś niezdrowego, bo obrzędy stają się w niej ważniejsze niż np. praca i rodzina.

 

Zapewne tą samą mocą, co w katolicyzmie, a przedstawiciele konkurencyjnych albo i niekonkurencyjnych religii mają równe prawo podejrzewać źródło cudów katolickich.

 

Również uważam, że kwestia sakramentów jest podejrzana. Chrystus nic nie mówił o sakramentach. Kościół zarezerwował sobie drogę do zbawienia poprzez sakramenty, by ludzie byli od niego uzależnieni. Jeśli ostatnia łajza ma odprawione wszystkie sakramenty, a w codziennym życiu nie robi nic, by zmienić się na lepsze, to sakramenty nie poprawiają w jej położeniu nic, poza śrubowaniem sobie ego, że wprawdzie ktoś jest łajzą, ale ma prawo czuć się lepszy, bo przerobił wszelkie możliwe sakramenty. Ostatni sakrament też takiej łajzie nie pomoże.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mentalność chciałaby, aby KAŻDY POJEDYNCZY CZŁOWIEK otrzymał łaskę zbawienia wiecznego. Dla mojej natury wypełnianie obowiązków religijnych jest koszmarem. Mentalność "przeciwstawia się" uzależnieniu czynienia dobra od bycia w Kościele. Dla niej wielu np. protestantów czy żydów zasługuje na większą nagrodę niż niejeden katolik, bo dla niej w ocenie czyjejś wielkości liczą się takie rzeczy, jak odpowiedzialność, cierpienie, czystość intencji, a nie znajomość słusznych doktryn. Dla mentalności "dawny katolicyzm" "jawi się strasznie przez ekskluzywizm i rygoryzm".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×