Skocz do zawartości
Nerwica.com

Na pożeganie mnie pobił


Rekomendowane odpowiedzi

Witam.

Niektórzy pewnie mnie pamiętają; korzystałam z pomocy Forumowiczów, kiedy próbowałam się rozstać z chorobliwie zazdrosnym chłopakiem (dwuletni burzliwy związek).

Odeszła, odżyłam... On skamlał jak pies, żeby dać mu jeszcze jedną szansę i, jak się z pewnością domyślacie, dałam się przekonać.

Dwa miesiące było jak w bajce - starał się, trzeba przyznać. Choć wcześniej z reguły nie można było na niego liczyć, tym razem stanął na wysokości zadania, kiedy zachorowałam (zwyrodnienie odcinka szyjnego kręgosłupa - nie byłam w stanie się ruszać; trzeba było mnie wozić do lekarzy, na zastrzyki itp.). Naprawdę o mnie dbał i ostatecznie przekonało mnie to co do niego.

Jednym z warunków mojego powrotu była wizyta u psychiatry. Bez wahania się na nią zgodził. Na razie jest w trakcie badań (podejrzenie jakiegoś ucisku w głowie, ale o konkretach mieliśmy porozmawiać 27 marca).

I nagle pewnego dnia ze zwykłej sprzeczki zrobiła się ogromna awantura. Znów mnie wyzwał (od szmat, wariatek, chorych psychicznie - w końcu wciąż się leczę, itp. itd...). Nie chciałam go po tym znać - w styczniu przysięgał, że już nigdy mnie tak nie potraktuje.

Nie byłam w stanie już mu uwierzyć. Mimo wszystko widywaliśmy się czasem; zamęczał mnie kolejnymi obietnicami, błaganiami, przeprosinami... Byłam zdecydowana, że do niego nie wrócę - nie można być kimś, komu się w ogóle nie ufa.

Dziś wieczorem koniecznie chciał "powiedzieć mi coś ważnego". Podjechał, wsiadłam do auta i...

Dowiedział się skądś, że po rozstaniu z nim zaczęłam pisać smsy z kolesiem, z którym kiedyś się spotykałam (raptem miesiąc czy dwa). Nie udało nam się; on teraz ma dziewczynę i życzę im jak najlepiej - nawet nie miałam zamiaru się z nim spotkać. Gdy wróciłam do tego psychopaty, oczywiście urwałam kontakt, żeby moje kochanie się nie denerwowało. Napisałam do Michała po tym, jak mój luby po raz kolejny nazwał mnie szmatą - lubię tamtego kolesia; jest zabawny i fajnie było pogadać o pierdołach w długie samotne wieczory.

Mój narzeczony stwierdził, że zachowałam się jak prawdziwa zakłamana szmata (dokładnie takich słów użył), kurwa, dziwka i takie tam inne. Napluł mi w twarz (nawet dwa razy), wyszarpał za włosy, a potem otworzył drzwi kazał wypierdalać i wypchnął mnie kopem z auta. Na koniec otworzył szybę i krzyknął "jesteś kurwą jak twoja stara".

Podobno dlatego, że pytał mnie, czy w tamtym czasie, kiedy nie byliśmy razem miałam kontakt z Michałem, a ja powiedziałam, że nie; w ogóle nie przypominam sobie takiej rozmowy ani takiego pytania, ale mniejsza z tym. On często mnie kłamał, w różnych kwestiach, a ja mu to wszystko wybaczyłam. Nie przeczę, że być może potwierdziłam, że nie miałam z nim kontaktu, żeby uciąć temat... Nie pamiętam, naprawdę.

Nigdy go nie zdradziłam, a kilka niewinnych smsów, i to w czasie gdy nie byliśmy razem, nie uważam za zdradę. I przede wszystkim to nie jest powód, żeby uderzyć, opluć i kopnąć dziewczynę.

Błagam, powiedzcie - co Wy myślicie? To jest moja wina?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cheiloskopia, tak twoja wina, teraz leć do niego i go przepraszaj. Lubisz być poniżana czy jak? Dał ci raz, drugi w kość i będzie tak cały czas dopóki na to pozwolisz, a jak widać pozwalasz na to więc albo zacznij się szanować i spieprzaj od niego albo żyj z tym psycholem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej,

mój pierwszy mąż był alkoholikiem, wyzywał, poniewierał, czasem uderzył. Byłam mężatką raptem dwa lata, zdążylam się opamiętać. Też obiecywał, przepraszał, zapisał się nawet na terapię, nie uwierzyłam mu.

Tobie radzę to samo, z Twojego opisu wynika, że to toksyczny zwiazek bez przyszłości.

Tego kwiatu pół światu, nie ten będzie inny, głowa do góry ;) .

Ja też kochałam, kochalam bardzo, zalewałam się łzami po rozwodzie, wytrzymalam. Dziś żyję w udanym związku od ponad 10 lat.

Powodzenia Ci życzę :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Argish, masz rację... Z tym mialam właśnie zawsze największy problem, że można było mi wmowic winę i to ja zawsze za wszystko wszystkich przepraszalam.

 

Ja też czułam, ze jestem winna temu wszystkiemu, widać to tak działa.

Dziś wiem, że było zupełnie inaczej. Ratuj się, uwierz w siebie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cheiloskopia, oczywiście, że Cię pamiętamy ;) ( masz specyficzny nick, chociażby to, ale historię też pamiętam )

Trudno cokolwiek Tobie w tej sytuacji powiedzieć, bo każde słowo sprawi Ci jeszcze większy ból :?

 

Jedno co Ci mogę powiedzieć z własnego doświadczenia ( ale akurat nie w kontekście relacji z facetami ), że za naiwność się płaci i zazwyczaj dostaje po dupie ... to jest niestety uniwersalna prawda, zarówno w realu, jak i w wirtualu ... nie można całej siebie poświęcać dla innych, bo inni przeważnie to wykorzystują albo w najlepszym razie

będą się doszukiwać w Twoim zachowaniu drugiego dna.

 

Na pewno dobrze by było, żebyś nie była teraz sama, a w dalszej perspektywie pomyślała o jakiejś pomocy psychologicznej dla siebie, żeby wyzwolić się z pewnych schematów, które powielasz.

 

Trzymam za Ciebie kciuki, żeby Ci się jeszcze ułożyło i żebyś trafiła na osoby, które potraktują Cię tak jak na to zasługujesz ( ale na pewno nie tak ! ) :great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cheiloskopia, niestety jak sie facet posuwał do takich sytuacji to wiadomo było ze i nadal tak będzie. Coz Twoja wina, że dałas mu kolejną i kolejną szansę. To nie miłosc tylko uzależnienie u Ciebie od niego i u niego od Ciebie, takie sa toksyczne zwiazki. Teraz oby to była nauczka dla Ciebie, bylo to pobicie zglosic na policje. Moj były tez gadał ze mnie zabije, ale mam do tej pory nagranie jak to mówił on wie o tym. Dlatego takie sytuacje trzeba albo zglaszac albo miec dowody i wiecej sie z taka osoba nie spotykac.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agusiaww, Też myślałam, żeby zgłosić pobicie na policję, ale dam sobie spokój. Nie chcę konfrontować się już z tym człowiekiem... Masz rację, dawałam mu kolejne szansy, bo wierzyłam, że po moim odejściu coś do niego dotarło; myślałam, że jeśli pokażę, że nie pozwolę się poniżać, bo znam swoją wartość, zacznie mnie szanować. Bardzo się myliłam i za swoją naiwność przypłaciłam powyrywanymi włosami, obitą szyją i chyba wybitym palcem u stopy (na pożegnanie, gdy już pozbierałam się z asfaltu, obolała i upokorzona zasadziłam kopa w jego ukochaną toyotkę; niefortunnie jak się okazało - palec spuchł i boli jak diabli; mam tylko nadzieję, że udało mi się uszkodzić to cacuszko).

 

bittersweet, Ty też masz bardzo dużo racji; samoocenę zawsze miałam bardzo niską. Po terapii trochę się to zmieniło, ale ciągle ciężko mi uwierzyć, że jestem coś warta. W każdym razie nawet dla mnie, której się wydaje, że nic dobrego już ją w życiu nie spotka, facet bijący dziewczynę to zwykły śmieć. Wolę zostać starą panną i kupić sobie czarnego kota, niż użerać się do końca życia z takim frajerem (kot przynajmniej nie powie do mnie per "szmato").

 

Argish, Niutek, Arhol, bittersweet, agusiaww, tosia_j, Macie rację - mam nauczkę. Nigdy nie pozwolę się nikomu w ten sposób traktować. Takie moje noworoczne, trochę spóźnione, postanowienie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie w sumie nie dziwi, że zadajesz pytanie o to, czy to Twoja wina. Nie chodzi o to, że jesteś winna (przynajmniej z tej wersji nic na to nie wskazuje), chodzi o to, że dokładnie tak to działa. I to jest jedna z najbardziej okrutnych rzeczy, jakie można zrobić słabej osobie: obwinić ją za wszystkie świństwa jakie się zrobiło. Nawet jeśli byś go zdradziła i okłamała, bicie słabszej osoby za karę jest niedopuszczalne i to nigdy nie będzie winą nikogo poza Twoim chłopakiem. Jest chamem i Twoje próby usprawiedliwiania go niedługo sprawią, że sama przestaniesz brać siebie na poważnie. Urwij kontakt, na zawsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wysłowiona,

Przeczytałam to, co napisałaś sto razy i jestem w ciężkim szoku...

Zawsze wszystko było moją winą - wmawiał mi sukcesywnie przez dwa lata. A ja w to wierzyłam...

Dla przykładu - chłopak, mimo młodego wieku, ma problemy z prostatą, a co za tym idzie - nie zawsze jego życie seksualne wygląda tak, jakby sobie tego życzył. W momentach, nazwijmy to delikatnie, "łóżkowych porażek" słyszałam, że to moja wina, bo jak sobie pomyśli o moim byłym chłopaku i o tym, że tamten też mnie dotykał, odechciewa mu się. Z perspektywy czasu widzę, jaka głupia byłam, że go pocieszałam, przepraszałam (! tak, przepraszałam za to, że nie był moim pierwszym i jedynym - żałosne, wiem) i prosiłam, by o tym nie myślał. Nie przyszło mi nawet do głowy, że to zwykła manipulacja i wpajanie we mnie poczucia winy.

Podobnie postępował odwoławszy ślub; przytaczał dziesiątki argumentów świadczące o tym, iż czuł się niekochany, nieważny (np. dlatego, że nie pozbyłam się wszystkich rzeczy, które dostałam od swojego byłego chłopaka albo które, jego zdaniem, przypominały mi tamten związek; nie widziałam sensu w wyrzucaniu/sprzedawaniu kolczyków z białego złota tylko dlatego, że dostałam je na osiemnastkę od gościa, z którym wtedy byłam, nie chciałam spalić jakiegoś tam misia, który nic dla mnie nie znaczył, ale po prostu był ładny , a z tych najbardziej skrajnych - bo gdy leciała w radiu jakaś tam piosenka to się zamyśliłam, rozmarzyłam i on był PEWNY, że myślałam wtedy o kimś innym). I, choć teraz sama się sobie dziwię, poddawałam się. Oficjalna wersja jest taka, że ślub został odwołany, bo byłam w szpitalu - broniłam gnoja. Wcale nie byłam; wyszłam prawie dwa tygodnie wcześniej przed ustaloną datą ślubu, ale czułam, że nie doszło do niego przeze mnie, bo tak mi wmawiał...

Dobijał mnie ciągle tekstem: KAŻDY MA TO, NA CO ZASŁUŻYŁ...

... czasem dodawał: PRZECIEŻ WIESZ, ŻE GDYBYŚ TYLKO CHCIAŁA, MÓGŁBYM BYĆ DLA CIEBIE DOBRY...

 

Nawet nie wiecie, jak bardzo "gimnastykowałam się", żeby zasłużyć na jego miłość i dobre traktowanie. Często poniżałam się, płaszczyłam przed nim... Robiłam wszystko, co kazał/chciał/mógłby chcieć.

 

Byłam bezwolną kukiełeczką. Kukiełeczką, która zrobi wszystko, byle tylko jej nie zostawiał. A on to wykorzystywał; czuł moją słabość i strach.

 

wysłowiona,

 

teraz dopiero "kminię" to wszystko. I strasznie mi przykro, że w tak okrutny sposób manipulował mną człowiek, któremu ufałam jak nikomu na świecie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...Zawsze wszystko było moją winą - wmawiał mi sukcesywnie przez dwa lata. A ja w to wierzyłam...

.... Nie przyszło mi nawet do głowy, że to zwykła manipulacja i wpajanie we mnie poczucia winy.....

.....Robiłam wszystko, co kazał/chciał/mógłby chcieć....

.....manipulował mną człowiek, któremu ufałam jak nikomu na świecie...

Nie przejmuj się. Tobie się udało.

Jak ma przejrzeć na oczy osoba manipulowna jw. od dwudziestu kilku lat?

Manipulowana przez człowieka, któremu z definicji ufa się jak nikomu na świecie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie przejmuj się. Tobie się udało.

Jak ma przejrzeć na oczy osoba manipulowna jw. od dwudziestu kilku lat?

Manipulowana przez człowieka, któremu z definicji ufa się jak nikomu na świecie?

 

To strasznie przykre... Rozumiem, o co Ci chodzi - cóż z tego, że ktoś Ci to powie, wytłumaczy, pomoże Ci otworzyć oczy, skoro TAMTO jest już tak głęboko zakorzenione; błędne przekonanie o braku własnej wartości etc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmm,

 

Po 1) najlepiej podejmij terapię

- nie tyle żeby "odreagować" sytuacje upokarzania, przemocy fizycznej/psychicznej etc. ... ale żeby wiedzieć i zmienić to coś w tobie, co spowodowało że byłaś z takim typem. Innymi słowy, żeby kolejny wybranek nie był podobny

 

Po 2) z twojego opisu - abstrahujac czy sama nie dasz się po raz enty wchłonąć przez niego (a tak często mają ofiary) --- on nie wydaje się takim typem osoby, który by tak łatwo odpuszczał.

I nie myślę, żeby znów przyszedł Ciebie błagać - ale bardziej w takim negatywnym kontkeście, że może Ci kiedyś zrobić realną krzywdę.

Nie daj Boże - dla niego - zobaczy Ciebie za parę tygodni / miesięcy szczęśliwą (w związku czy przy czymś innym) albo tylko o tym usłyszy od kolejengo kolegi ... to akurat on wydaje się takim co mógłby zrobić Ci coś złego.

 

I to tak BARDZO POWAŻNIE - jeżeli kiedykolwiek znów najdzie Ciebie, będzie zastraszał, uderzy (czy nawet jak nie zostawi żadnego realnego śladu fiz. /sms z pogózkami etc) --- IDŻ NA POLICJĘ.

I "nie dawaj sobie spokoju" z policją, jak to napisałaś. Tak właśnie myślą ofiary, a dwa - jak on (który jest niebezp.) dowie się, że inni wiedzą, że ty już nie jesteś taka słaba - być może Ci odpuści.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

essprit, Masz rację - to typ człowieka, który nie odpuszcza łatwo. Wstydzę się przyznać, ale między innymi tym mnie urzekł; uporem, z którym dążył do celu. Celem byłam ja.

Czasem nie odbierałam telefonów od niego, czasem wykręcałam się od spotkania, czasem dawałam mu do zrozumienia, iż fajnie jest pójść na pizzę, ale nie chcę nic więcej. On mimo wszystko przyjeżdżał, mimo wszystko dzwonił, mimo wszystko mówił ludziom: To ta kobieta. Rodzinie i znajomym przedstawiał mnie jako przyszłą matkę swoich dzieci, nie zapytawszy mnie wpierw o zdanie.

Nie wiedzieć czemu, poczytałam to sobie za swoisty komplement; komuś na mnie zależy, bo o mnie walczy.

Teraz dopiero widzę, że nie było to do końca zdrowe... i na samym starcie pozwoliłam zrobić z siebie kukiełeczkę, troskę i miłość myląc z chęcią posiadania.

Masz zatem rację, że jest to temat do pracy na terapii. Poczyniłam już pewne kroki w tym kierunku (ostatnio załapałam takiego doła, że od razu zgłosiłam się na terapię grupową, bo czuję, że sobie sama z sobą jednak nie poradzę).

 

Candy14, Teoretycznie to wiem... gorzej z praktyką; boję się, że w zamian za dobre słowo, pochwałę czy odrobinę troski jaką okaże mi partner, stanę się uległa, bezwolna... Essprit ma rację. Boję się tego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...To strasznie przykre... Rozumiem, o co Ci chodzi - cóż z tego, że ktoś Ci to powie, wytłumaczy, pomoże Ci otworzyć oczy, skoro TAMTO jest już tak głęboko zakorzenione; błędne przekonanie o braku własnej wartości etc.

Nikt nie wytłumaczy. Niestety.

 

...boję się, że w zamian za dobre słowo, pochwałę czy odrobinę troski jaką okaże mi partner, stanę się uległa, bezwolna...

Skoro juz bedzie partnerem, co w tym złego? Związek nie wojna. Sam jestem uległy wobec dziewczyny, którą uznam za partnerkę. Bo mogę.

Nie rozpuszczajcie wyobraźni. Dupek odpuści. A gdyby przypadkiem nie odpuścił, wówczas należy reagować zdecydowanie - nie teraz czarnowidztwem osłabiać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NN4V, Chodziło mi o uległość wbrew sobie (np. w łóżku robiłam mnóstwo rzeczy, które dalece odbiegały od granic mojej tolerancji - on tego chciał, więc to bez marudzenia robiłam; podobnie w setkach innych sytuacji - zmuszałam się do określonego zachowania, bo on tego sobie życzył). Byłam w stanie zrobić wszystko, byle zasłużyć na dobre słowo, pochwałę, byle w jego oczach uchodzić za ideał.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Coś Ci powiem - dla mnie osobiście największą porażką byłby brak asertywności u partnerki. Ja chcę by ona była szczęśliwa ze mną, ale nie jestem bogiem, by domyślić się, co ona chce. Co jej sprawia przyjemność, co nie. Na co ma ochotę, na co nie ma. Asertywność partnerki zdejmuje ze mnie obowiązek dociekania powyższych. Dlatego brak asertywności jest najwieksza krzywdą jaką możesz wyrządzić partnerowi o dobrych intencjach. Brak asertywności to brak gotowosci do budowania zdrowej relacji. Nie wpuszczaj się w taki kanał. Poczekaj z kolejnymi związkami aż będziesz gotowa.

 

-- 11 kwi 2015, 20:21 --

 

Tak w ogóle kosa mi się w kieszeni sama otwiera, kiedy dowiaduje się o istnieniu takich dupków. Bywa, że trudno mi uwierzyć jak można być takim [tu długa litania słów miłych inaczej]. Jedną dobrą stronę widzę w tym, że się uwolniłaś od niego i od sposobu myślenia ofiary. Myślę też, że już nie pozwolisz się wpuścić w żaden przmocowy kanał. Nie obawiaj się, najgorsze za Tobą. Wystarczy zapomnieć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×