Skocz do zawartości
Nerwica.com

Od dziecka niechęć do znajomości...


Magiczna

Rekomendowane odpowiedzi

Witam

Mam 25 lat i ten stan, któremu przypisuję depresję ciągnie się od dzieciństwa... w sumie od kiedy pamiętam.

Mam podejrzenia, że wpadłam w depresję, stany lękowe. Już od dziecka nie chciałam przebywać z rówieśnikami, w zasadzie nudziło mnie ich towarzystwo, po części tak jest teraz. Z jednej strony wolę zajmować się czymś konkretnym, ale z drugiej często (a ostatnio bardzo często) czuję się samotna, jest mi przykro, że nie mogę gdzieś z kimś pojechać i spędzić wspólnie czas.

Są dni, kiedy wstanę pogodna i wiem czego chce, nawet mam ochotę gdzieś wyjść, porozmawiać chociażby z kimkolwiek, natomiast już następnego dnia "świat się wali" i nic nie jestem wstanie zrobić...

Raczej jestem introwertykiem, także nawet nie mam potrzeby mówienia o tym innym. Zawsze sama chciałam wszystko rozwiązać i nie szukać pomocy u innych.

Ostatnio te stany i mieszane uczucia są nie do zniesienia. Nic nie mogę zrobić, dokończyć, mam kilka poważnych hobby, ale nawet to nie pomaga tak naprawdę.

Rok temu znalazłam kolejną pasję, wszystko było cudownie i pięknie dopóki nie skończyłam studiów, które uwielbiałam i dawały mi kontakt z naprawdę fajnymi ludźmi. Dodatkowo w tym czasie pojawił się mężczyzna, z którym często rozmawiałam, co potem przerodziło się w mocne uczucie, z jego strony też. Aktualnie ciężko mi wytrzymać bez kontaktu z nim chociażby kilka dni. Niestety bardzo boję się wejść w związek, podejrzewam, że swoim zachowaniem mogłabym skrzywdzić tę osobę, najpierw dać nadzieję, a potem się wycofać ze strachu. Sama też bardziej cierpię z powodu tych uczuć.

Aktualnie też nie pracuję, także mój kontakt z ludźmi jest okrojony co też nie ułatwia sprawy.

 

Tak jak pisałam na początku, od dziecka mam takie problemy, nie przeżyłam żadnej traumy, nie stało się nic takiego w dzieciństwie, tak po prostu było zawsze. Spędzanie czasu z rówieśnikami sprawiało mi jedynie przyjemność jeżeli dotyczyły np pracy zespołowej, hobby.

Jednak od kilku miesięcy wszystko jest to coraz bardziej uciążliwe i trudno się przebić przez tę "skorupę", coraz częściej jest mi przykro z błahych powodów, wiele rzeczy doprowadza mnie do łez, po czasie widzę, że nie potrzebnie... Jednak dopiero po czasie.

Stąd moje pytanie, czy psycholog pomógłby mi w tej sytuacji? Pytam, ponieważ jeżeli to będzie czysta, pocieszająca rozmowa na temat barwności życia, to obawiam się, że to nie zadziała.

Czy leki jakoś faktycznie mogą pomóc? Wiem, że nie zmienią mojej świadomości i tego co ukształtowało się już od dziecka. Jednak jeżeli jest cień nadziei w lekach, to być może byłabym skłonna spróbować.

Z góry dziękuję za odp

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Magiczna, na pewno warto na poczatku wybrac sie do psychologa. Zaden lek nie sprawi ze Ci sie zechce i bedziesz otwarta na nowe znajomosci, dopoki sama sie nie zmotywujesz. Najlepszym lekiem i terapia jest automotywacja...Sprobuj znalezc cos co Ciebie zainteresuje, siłownia, tance itd i idz do ludzi, otworz sie. W pracy dolacz do jakis grupek, wybierz sie do kina, jak to nie pomoze zawsze mozesz sprobowac lekow, chociaz na pewno bedzie jak pisałam powyzej. Terapia polega na dokonaniu zmian, jednak czy to zrobisz zalezy od Ciebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agusiaww, dziękuję za odp :)

Wiesz, problem w tym, że już była siłownia, tańce są dalej... Ale to nic nie daje...

To wszystko działa na chwilę, potem jest to samo. To takie uczucie jakby kontakty towarzyskie nie dawały mi przyjemności, ale potem narzekam gdzieś w głębi, że nie mam z kim pojechać chociażby na wakacje. Ogólnie rozmowy z ludźmi nie stanowią dla mnie problemów.

To wszystko ciągnie się od dziecka. Po prostu obawiam się, że to część mnie i nie da się nic z tym zrobić. Jedynie założyć chwilowe ubranie, pod którym się duszę jeżeli jest na mnie za długo. Trochę błędne koło. Tyle, że wcześniej cierpiąc, wiedziałam, że taka jestem i nie potrzebni mi ludzie, skoro źle się z nimi czuję, to nie muszę nigdzie wychodzić itd... Ale wszystko się zawsze odnawia kiedy właśnie poznaję osoby, na których mi zaczyna zależeć, a teraz jest kompletnie tragicznie bo faktycznie się chyba zakochałam. I trochę się tego boję szczerze mówiąc...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć,

 

mam bardzo sytuację jeśli chodzi o utrzymywanie kontaktów towarzyskich i bycie introwertykiem. Trochę o swoim życiu (w ramach po prostu wygadania się napisałem tutaj nieszcz-liwy-w-swojej-szcz-liwo-ci-t54746.html). Natomiast chciałbym odnieść się tutaj do Twojej sytuacji, trochę bazując na moich doświadczeniach. W dzieciństwie także pojawiło się u mnie takie przekonanie (uczucie?), że choć lubiłem towarzystwo to wolałem jednak w większości przebywać w odosobnieniu. I tak można powiedzieć przez całe życie. Uwielbiam poznawać nowych ludzi, nawiązywać relacje, natomiast nie czuje takiej potrzeby aby zbliżać się do ludzi. Tak samo przez całe życie wolę wszystko rozwiązać i rzadko szukam pomocy u innych. Trochę się to wiąże z takim „perfekcyjnym” podejściem i chęcią kontroli nad wszystkimi aspektami życia. Jest to pewna filozofia życia, która jest obecna w moim życiu. U mnie wchodzenie w związek zwykle kończyło się pewną ucieczką. Choć bardziej to wynikało z tego, że wmawiałem sobie „zauroczenie”, co w konsekwencji prowadziło nieuchronnie do zranienia. Wydaje mi się, że w takiej sytuacji przede wszystkim nie trzeba się spieszyć i nie powinno się nadinterpretować różnych sygnałów. Ja zwykle robiłem ten błąd, że angażowałem się bardzo emocjonalnie tylko po to aby być zaangażowany emocjonalnie. Brak takich prawdziwych i mocnych relacji w życiu skutkowało tym, że pragnąłem tych relacji w związkach i z góry było to skazane na porażkę. I oczywiście nadal się obawiam, że tak może być. Choć z drugiej strony, trochę nauczony doświadczeniem, mam wrażenie, że podejście z dystansem może pomóc. Można spróbować odnowić jakieś pasje lub nawet przejść się na jakieś otwarte wydarzenia gdzie jest dużo ludzi. Nawet nie chodzi o to aby nawiązywać znajomości ale systematycznie po prostu przebywać z ludźmi. W swoim życiu podejmowałem (i nadal podejmuje) różne kroki aby jednak bardziej budować relacje z innymi i przede wszystkim przestałem wymagać od siebie tego aby zmienić się od zaraz. Czasem udawało mi się zmienić podejście o 180 stopni i być bardziej ekstrawertykiem, jednak zawsze było to chwilowe i prowadziło później do zwątpienia czy myśli - czy mogę coś zmienić w życiu. Teraz bardziej skupiam się na zmianie małych, nawet bardzo małych nawyków (przyzwyczajeń) i poprzez wprowadzanie właśnie takich małych zmian udaje się powoli coś zmieniać. Wiadomo, że nie u każdego sprawdzi się metoda stosowana u jednej czy drugiej osoby, natomiast warto próbować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jokrk, witaj ;)

Faktycznie strasznie sporo się zgadza, przeczytałam Twój post. Mam w 90% tak samo :(

Ale szczerze myślisz, że te małe nawyki coś zmienią? Bo ja coraz częściej mam przekonanie, że taka po prostu jestem.

Myślałam nad psychoterapią (na początku nad lekami, ale sporo osób już mi odradziło), ale obawiam się, że jestem za "cwana". Czuję, że nie będę chciała za każdym razem współpracować z psychoterapeutą. W najgorszym przypadku dojdzie do kłamstwa, żeby mieć spokój, przykładowo powiem, że jakiś ćwiczenie wykonałam, a tak nie zrobię. Albo sama zrezygnuję za wcześnie. Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić tego spotkania ze specjalistą...

 

U mnie wchodzenie w związek zwykle kończyło się pewną ucieczką. Choć bardziej to wynikało z tego, że wmawiałem sobie „zauroczenie”, co w konsekwencji prowadziło nieuchronnie do zranienia. Wydaje mi się, że w takiej sytuacji przede wszystkim nie trzeba się spieszyć i nie powinno się nadinterpretować różnych sygnałów. Ja zwykle robiłem ten błąd, że angażowałem się bardzo emocjonalnie tylko po to aby być zaangażowany emocjonalnie.

 

Dokładnie, też chyba tak mam. Zawsze po czasie wydawało mi się, że ten mężczyzna w sumie to jakoś specjalnie mi się nie podobał. Tyle, że w moim przypadku właśnie to ONI zaczynali ze mną flirtować, a ja chyba nigdy sama nie zaczęłam.

W sumie teraz sobie to uświadomiłam po przeczytaniu Twojej wypowiedzi.

Chociaż aktualnie z obecnym mężczyzną też tak jest, to do niego czuję coś innego niż do tamtych.

I bardzo mi imponuje swoim zachowaniem, poza tym mamy jakąś sporą więź psychiczną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj :)

 

Wydaje mi się, że zmiana małych nawyków buduje (wzmacnia) umiejętność podejmowania pewniejszych decyzji. Swego czasu bardzo chciałem zmienić w sobie kilka kluczowych cech w bardzo krótkim czasie. I tak jak wcześniej wspomniałem w poście - czasem udawało się, choć na bardzo krótko. Później zdecydowałem zacząć od małych kroczków. Wiadomo, że często się mówi, że trzeba powoli, małymi kroczkami i według mnie jest to jakaś metoda, jednak musi być świadoma. Przykładowo, rzadko chodziłem na piwo ze znajomymi tłumacząc to sobie różnymi ważnymi (teoretycznie) obowiązkami i wymyślałem najróżniejsze wymówki, aby usprawiedliwić siebie przed sobą. Jednak po pewnym czasie doszedłem do wniosku, że nie zaszkodzi częściej uczęszczać na spotkania. W wyniku tego coraz więcej odkrywałem pozytywnych aspektów takich spotkań. Podobnie z jazdą pociągiem. Zamiast słuchać muzyki i gapić się w telefon (jak to zwykle robię) postanowiłem, co jakiś czas więcej obserwować ludzi i po prostu zastanawiać się nad ich codziennymi troskami. To z kolei prowadziło zwykle do ciekawych (i niekiedy pomocnych) przemyśleń. Zmiana małego nawyku może w konsekwencji zmienić kilka innych nawyków i krok po kroku budować pewność siebie – tak przynajmniej chyba jest u mnie – choć oczywiście to moja subiektywna opinia.

 

Niestety nie znam się na psychologii ani nie korzystałem z pomocy specjalistów, dlatego nie wiem czy psychoterapia pomoże – tutaj lepiej zapytać się kogoś kompetentnego. Jedyne co mogę powiedzieć, to żeby nie narzucać sobie chęci (lub podejmować decyzje) do gwałtownej zmiany wybranych cech charakteru, tylko mając na uwadze cel (dążenie) zmierzać do tego pośrednimi krokami.

 

Mam nadzieję, że coś wyniknie z Twojej więzi z obecnym mężczyzną i tak jak wspomniałem wcześniej, lepiej traktować tę relację jako coś „zwykłego” i nie podejmować bardzo emocjonalnych decyzji tylko pozwolić tej więzi się rozwijać. Jeśli jest bardzo ciężko wytrzymać bez kontaktu, to warto podjąć kroki w celu nawiązania kontaktu z innymi osobami - np. odezwać się do starych znajomych i pójść na kawę. Pozwoli to trochę nabrać perspektywy co do tej więzi. Kiedyś zakochałem się bardzo mocno w jednej dziewczynie, tak mocno, że zanim się obejrzałem utraciłem wielu znajomych i przyjaciół. Taka "wampiryczna" relacja. Prawie cały czas spędzaliśmy wyłącznie ze sobą. Trwało to trochę, jednak udało się przerwać relację, w momencie gdy wyjechałem na ferie. Poznawałem wtedy trochę nowych ludzi i przebywanie z nimi uświadomiło mi co się ze mną i moim życiem dzieje. Po powrocie zakończyłem relacje i przyznam szczerze, że wyszło to dobrze - dla mnie i dla niej. Wyrwaliśmy się z relacji, która niszczyła wszystko wokoło. Dlatego przydaje się od czasu do czasu spojrzeć na życie z szerszej perspektywy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, też chodzi o to, że ja już wcześniej próbowałam wyjść gdzieś. I zawsze kończy się tak samo, pójdę, fajnie, fajnie, ale do czasu. Po kilku godzinach pragnę po prostu iść do domu, jeśli są jakieś większe imprezy, nie znoszę spać u kogoś w domu, nie mogę zasnąć. Bardziej się męczę niż "bawię". I jednego dnia potrafiłam im powiedzieć, że chętnie za tydz pójdziemy gdzieś, ale potem... Zdarzyło się nawet kilka razy, że godz przed spotkaniem dzwoniłam, że jednak nie przyjdę, bo... i tutaj łańcuszek wymówek (tak jak u Ciebie), ew mówiłam, że mi się nie chce po prostu. Potem to ciągłe zachęcanie z ich strony, że będzie fajnie, żebym szła... Jeszcze bardziej mnie wkurzało i już na 100% wiedziałam, że nie pójdę. Ostatnio wszystko to sobie przypominam i często czuję trochę poczucie winy, że oni to odbierali pewnie jakoś negatywnie z mojej strony. Wiem, że nie mają do mnie pretensji o to, ale jeżeliby mieli, to pewnie potrafiłabym to zrozumieć.

Od jakichś dwóch lat spotykam się regularnie co miesiąc, dwa (zależy jak im pasuje) z kilkoma osobami posiedzieć, pogadać, naprawdę ich lubię. I zazwyczaj bardzo się cieszyłam, że się z nimi spotkam. Ale ostatnio nawet z nimi nie mam takiej szczerej ochoty gdzieś iść.

 

Kiedyś zakochałem się bardzo mocno w jednej dziewczynie, tak mocno, że zanim się obejrzałem utraciłem wielu znajomych i przyjaciół. Taka "wampiryczna" relacja. Prawie cały czas spędzaliśmy wyłącznie ze sobą. Trwało to trochę, jednak udało się przerwać relację, w momencie gdy wyjechałem na ferie. Poznawałem wtedy trochę nowych ludzi i przebywanie z nimi uświadomiło mi co się ze mną i moim życiem dzieje. Po powrocie zakończyłem relacje i przyznam szczerze, że wyszło to dobrze - dla mnie i dla niej. Wyrwaliśmy się z relacji, która niszczyła wszystko wokoło.

 

No... tak... U mnie wcześniej było tak, że chyba faktycznie trochę poddawałam się tym emocjom, ale jakby cały czas żyłam tym życiem co poprzednio/zanim wydawało mi się, że ktoś mi się podoba itd. czyli szkoła, potem wiadomo studia, inne zajęcia.

A teraz jest inaczej, ponieważ naprawdę mi zależy na tym człowieku, czuję coś dziwnego, innego do niego. I na samym początku czułam się jak typowy "zakochaniec", czyli nowa spódniczka, nowe perfumowane mleczko do ciała o słodko-ciepłym zapachu ;) I hop na spotkanie, żeby go lepiej poznać ;)

 

A teraz chyba wróciłam na ziemię i po prostu się boję. Bo jednego dnia wydaje mi się, że mogłabym z nim siedzieć cały dzień, nawet nic nie robiąc (czego nie znoszę zazwyczaj), ale już im bliżej tego, że jest okazja żeby się spotkać, to nagle taki mętlik w głowie i nie wiem jak mam się zachować przy nim. Nie wiem czy brnąć w to czy nie. Strasznie uczucie, nikomu tego nie życzę ;)

Nigdy nikomu niczego nie zazdrościłam, ale w tym momencie chciałabym się zamienić z kimś bardziej normalnym, po prostu się zakochać i się cieszyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zdarzyło się nawet kilka razy, że godz przed spotkaniem dzwoniłam, że jednak nie przyjdę, bo... i tutaj łańcuszek wymówek (tak jak u Ciebie), ew mówiłam, że mi się nie chce po prostu. Potem to ciągłe zachęcanie z ich strony, że będzie fajnie, żebym szła... Jeszcze bardziej mnie wkurzało i już na 100% wiedziałam, że nie pójdę.

 

Miałem bardzo podobnie do Ciebie. Bardzo często planowałem różne spotkania lub wyjścia, a na dzień lub nawet na kilka godzin przed spotkaniem rezygnowałem. I czasem znajomi zachęcali (czasem nachalnie) do pójścia. Ja z kolei stanowczo odmawiałem. Patrząc na to z perspektywy czasu, wydaje mi się, że wewnętrznie chciałem dopuszczać do takich sytuacji. Chciałem aby ludzie namawiali na spotkania lub wyjścia, aby móc wyrazić swoją indywidualność i introwertyzm - mówiąc nie. I choć oczywiście później żałowałem tego, że nie poszedłem to jednak jakoś świadomie dopuszczałem do takich sytuacji.

 

A teraz chyba wróciłam na ziemię i po prostu się boję. Bo jednego dnia wydaje mi się, że mogłabym z nim siedzieć cały dzień, nawet nic nie robiąc (czego nie znoszę zazwyczaj), ale już im bliżej tego, że jest okazja żeby się spotkać, to nagle taki mętlik w głowie i nie wiem jak mam się zachować przy nim. Nie wiem czy brnąć w to czy nie. Strasznie uczucie, nikomu tego nie życzę ;)

Nigdy nikomu niczego nie zazdrościłam, ale w tym momencie chciałabym się zamienić z kimś bardziej normalnym, po prostu się zakochać i się cieszyć.

 

Nie wiem jak długa trwa Wasza znajomość, natomiast można dać sobie więcej czasu i pozwolić poznać się w różnych sytuacjach, przy różnych nastrojach tak aby bardzo dobrze znać fundamenty tej więzi. Może wtedy pojawi się większa pewność co do tej relacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem jak długa trwa Wasza znajomość, natomiast można dać sobie więcej czasu i pozwolić poznać się w różnych sytuacjach, przy różnych nastrojach tak aby bardzo dobrze znać fundamenty tej więzi. Może wtedy pojawi się większa pewność co do tej relacji.

 

Bardzo krótko, ogólnie znamy się kilka miesięcy. Ale właśnie wydaje mi się, że on jest strasznie opiekuńczy, wyrozumiały i cierpliwy. Wręcz idealny dla mnie charakter bo ja sama jestem "trudna" i potrzebuję czasami odpoczynku i zrozumienia, zapewne wiesz o czym mówię ;) Ja po prostu nie potrafię się przyzwyczaić i przekonać, że ktoś chce o mnie tak dbać i mnie potrzebuje. Tak mi się wydaje, że może coś takiego jak pisałeś, że chcę być niezależna, troszkę pewnie wciąż dziecinnie żyć: jak to się mówi "zjeść ciasto i mieć ciastko"

Zależy mu na naszym kontakcie i chciałby żeby między nami coś było, a ja wszystko hamuję. Jest to dosyć skomplikowana sprawa, oczywiście z mojej winy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chodzi o przyzwyczajenie się to rzeczywiście nie jest to takie łatwe. Chęć decydowania o każdym kroku, poczucie niezależności i bezpieczeństwa jest silne w mocno zindywidualizowanych jednostkach i oddanie części tego towarzyszy uczuciu dyskomfortu. Pamiętam jak raz rozbudziłem uczucia u jednej dziewczyny, choć oczywiście były złudne uczucia z mojej strony i stworzyliśmy związek, który nie miał szans na istnienie. Wszystko układało się dobrze, aż do momentu kiedy zapytałem się, czy chce być ze mną. I choć odpowiedź była pozytywna, to w tym momencie poczułem się bardzo ograniczony i cała relacja stała się dla mnie ciężarem. Oczywiście przyznaje, że zachowałem się i to nie tylko w tej sytuacji, jak stereotypowy chłopak, który rozkochuje i porzuca. Chciałem tylko zwrócić uwagę na to, żeby mieć świadomość co to znaczy związać się z kimś. Jest to duża odpowiedzialność, która wymaga poświęceń z obydwu stron. Nie chce Cię tutaj wcale oddalać od myśli stworzenia związku czy coś, po prostu chcę podzielić się moim, subiektywnym doświadczeniem. Obecnie nie wiem jakbym postąpił gdybym nawiązał z drugą osobą bliższą, emocjonalną więź. Trochę się tego boje, że wszystko potoczy się według znanego mi bardzo schematu. Jednak z drugiej strony, mając nawet na uwadze odpowiedzialność w związku, nie można ciągle uciekać od tego. Na pewno nie jest rozwiązaniem negowanie bliższego wiązania się z drugą osobą, nawet dla introwertyków. Może rozwiązaniem byłoby podzielenie się wszystkimi obawami z nim. Wyobrazić sobie różne sytuacje, zobaczyć jakie uczucia będą towarzyszyć konkretnym momentom i spróbować się wewnętrznie do tego odnieść. Jeśli jest w stanie wysłuchać Ciebie i Twoich wątpliwości to będzie to krok do przodu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałem tylko zwrócić uwagę na to, żeby mieć świadomość co to znaczy związać się z kimś. Jest to duża odpowiedzialność, która wymaga poświęceń z obydwu stron.

 

Wiem, dlatego nie wiem co mam zrobić, jakie kroki podjąć. Ale z drugiej strony obawiam się że nigdy nie będę gotowa na związek.

Jako nastolatka inaczej do tego podchodziłam, bardziej optymistycznie, ale wiadomo patrzyłam na to z innej perspektywy. Pewnie było mi obojętne czy zranię czy nie. Teraz już kompletnie się pogubiłam i nie spodziewałam takiego efektu kilku rozmów z nim.

Trochę się obawiam z nim rozmawiać na takie tematy, wiem że będzie mi przykro i strasznie ciężko to wydobyć z siebie.

A nie chcę żeby naszą znajomość kojarzył tylko z moimi "nienormalnymi" sprawami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Według mnie nie ma "nienormalnych" spraw, mogą być jedynie bardziej osobiste. I prędzej czy później będzie trzeba porozmawiać z nim o Twoich uczuciach czy też wątpliwościach. Na początku możesz podjąć temat samego znaczenia związku. Co to znaczy dla Ciebie i dla niego. Każdy inaczej wyobraża sobie bycie z kimś. I może rozmowa o tym pozwoli rozwiać trochę wątpliwości. Można przyjąć, że osoby zindywidualizowane będą bardziej preferowały luźniejszy związek na początku (tj. nie przesadzać ze spotkaniami, telefonami, sms-ami i jakimiś ograniczeniami), dla których moment związania winien być niemalże niezauważalny. Wiadomo, nie jest to regułą i niekoniecznie jest to łatwe. W moim odczuciu budując więź powinno się trochę odkrywać siebie. Będzie wtedy łatwiej w sytuacji np. gdy więź umocni się na tyle, że będzie powoli zmierzać się w kierunku bardziej "formalnej" relacji. Jeśli chodzi o to jak z nim rozmawiać. Nie musi to być rozmowa wprost ukierunkowana na konkretny temat. Lepiej pozwolić mu wygadać się o jego marzeniach, planach, poprzednich relacjach lub tego jak wyobraża sobie związek i wplatać w rozmowę własne przemyślenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×