Skocz do zawartości
Nerwica.com

Miłosierdzie Boże


drań

Rekomendowane odpowiedzi

Niezależnie od tego, czy istnieje klasycznie rozumiany osobowy Bóg, istnieje zjawisko relacji z nim. Ze wszystkimi nadinterpretacjami i błędami, które człowiek może do takiej relacji (i opowiadania o niej) wprowadzać (wystarczy przyjrzeć się chociażby temu, jak uczniowie zaczęli 'wariować' na górze Tabor). Do takich doświadczeń dorabia się później różne ideologie i potwierdzenia dla swoich teorii.

Ciekawi mnie, jak bardzo tzw. relacja z Bogiem pokrywa się z uważnością, bo ja tu widzę co najmniej ogromną część wspólną. Przy czym uwazność jest dla mnie doświadczeniem bardziej czystym, szczerym, prawdziwym, autentycznym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, nvm napisał:

Ciekawi mnie, jak bardzo tzw. relacja z Bogiem pokrywa się z uważnością

nvw,

poruszyłeś zapewne ważną kwestię w kwesti wiary świętej w Boga żywego . Przyznam się ,że nie do końca czaję o jakiego typu UWAŻNOŚĆ Ci chodzi ? Uważniosć na modlitwie ? , koncentracja na Osobie Boga ? , bycie tu i teraz i zdawanie sobie sprawy ,że nie jesteśmy sami  w tym gaimatiasie życia ?   Zmierzyc sie z moim pytaniem . Czy wypowiadanie słów do swojego Ojca w Niebie ma byc z sensem ( to znaczy nie prosimy Go o milion w Lotto , ale kto by nie chciał wygrać (-: . Zaufanie Bogu ? , Medytacja?

 Zapewne - powtarzam - temat bardzo ważny i ciekawy . Jedno wiem na pewno , uważności trzeba sie uczyć , a uczenie owo polega na powtarzaniu danej czynności umysłowej , aż w końcu dochodimy do górnej granicy jakiejś tam perfekcji , gdzie nawet w scisku i gonitwie dnia codziennego możemy wyłapać te uważnośc i wewnętrzna cisze > byc może w stanach silnego wzburzenia , złości , lęku czy tam jeszcze negatywnego nie zawswz esię nam to uda , ale zawsze przy treningu uważności będziemy bliżej celu niz dalej . Trud pilnej pracy tutaj szczególnie sie przydaje .Tak jakoś od siebie to widzę .

 Przykładowo muzyka organowa w pięknym Wielkim Kościel powoduje ,że troski dnia codziennego nie maja wtedy lub tylko czasami i (na podczss koncertu organowego w Kamieniu Pomorskim (-: , gdzie co roku przyjeżdzajasami wielcy mistrzowie muzyki organowej ) nad nami władzy , co by nam przeszkadzały . Dlaczego ? Ponieważ - tak myslę - organy stworzył sam Bóg co by nas wzruszyć ciszą samego Boga , ciszą która zamienia sie w piękno czystego strumienia uważności . Jakoś tak , jeszcze do końca nie wiem o co Tobie chodziło i czy...?tak to leci .. 

 Ale wielki plus za rzucenie TEMATU .(-;

 Narka . 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję, @Kalebx3 Gorliwy :)

Mówię o tzw. powierzeniu się Bogu. Oddaniu jemu/Jemu swoich problemów. Gdy wychodzę z ruminacji i poświęcam uwagę prawdziwemu życiu, to wymaga to zaufania, odwagi, ryzyka i intuicji. Można by to nazywać wiarą, ufnością.

I nie ma dla mnie tutaj większego znaczenia czy łączę to z obrazem Boga, choć taki obraz rzeczywiście może dodatkowo podnosić na duchu i zwiększać poziom serotoniny. Ale z drugiej strony wymaga pewnego wysiłku, co odciąga od głębszego odprężenia.

Można mówić o relacji z Bogiem, ale można mówić też o poddaniu się życiu, Sile Wyższej, itp.

 

Dzisiaj kontynuowałem sobie lekturę katolickiej książki psychiatrycznej: "Integracja psychiczna". Szczególnie zapadły mi w głowie następujące słowa: "Skocz zanim pomyślisz" (i też sądzę, że jest to sedno w leczeniu zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych, tudzież nerwicy lękowej maskowanej energią, jak oni to nazywają). Nie ma więc tutaj nawet myślenia o tym, kto ma mnie w tym wszystkim złapać. Jest po prostu skok - zanim w ogóle pomyślę. To poprzedza dla mnie wszelkie teorie, religie, itd.

Edytowane przez nvm

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba pomyśleć pozytywnie o danej osobie, pomyślę dzisiaj o Was @nvm i @anemon 🙏

 

A teraz wiadomości ze świata - biskup poślubił biskupa, a ślubu udzieliła im arcybiskupka :classic_smile:

 -> http://www.toronto.anglican.ca/2018/12/28/bishop-robertson-married-at-cathedral/ 

^^jestem od pewnego czasu tolerancyjny i jak najbardziej popieram ruchających się biskupów, pod linkiem jest ich zdjęcie, ładnie razem wyglądają :D Wolna miłość dla wszystkich :D 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, Liber8 napisał:

Chyba pomyśleć pozytywnie o danej osobie, pomyślę dzisiaj o Was @nvm i @anemon 🙏

 

A teraz wiadomości ze świata - biskup poślubił biskupa, a ślubu udzieliła im arcybiskupka :classic_smile:

 -> http://www.toronto.anglican.ca/2018/12/28/bishop-robertson-married-at-cathedral/ 

^^jestem od pewnego czasu tolerancyjny i jak najbardziej popieram ruchających się biskupów, pod linkiem jest ich zdjęcie, ładnie razem wyglądają :D Wolna miłość dla wszystkich :D 

 

Kanadyjczycy już od dawna przodują w liberalizmie obyczajowym, no ale to się niedługo skończy bo zamierzają sprowadzać miliony muzułmańskich "uchodźców"  i w następnym pokoleniu będzie tam obowiązywało prawo szariatu.😊 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, anemon napisał:

Dawno się nie modliłam. Jest coś, co koniecznie powinno znaleźć się w treści modlitwy?

Nie, wystarczy pozytywna intencja o wsparcie duchowe. Nawet nie trzeba tego ubierać w słowa, wystarczy skierować ku temu swoją uwagę. Słowa mogą być pomocne, jeśli ktoś tak czuje. Przynajmniej ja tak odczuwam kwestię modlitwy.

Dziękuję, @anemon i @Liber8

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uznaję, że skądś się wziąłem. I nie mam tutaj na myśli swojego ciała, które traktuję zaledwie jako pojazd. Mam na myśli swoją świadomość. Nie, nie osobowość (choć osobowość w jakimś stopniu częściowo mnie wyraża), czy ego. Nie umysł. Świadomość. Tudzież świadomego ducha.

To "skądś" to dla mnie źródło. A konkretnie siła wyższa. Wyższa ode mnie i od wszystkiego co znam (nie licząc niej samej). To jest głębia, z którą się mogę skontaktować. Właściwie to wystarczy przestać ją "zagłuszać", od niej uciekać. Czyli się zatrzymać. Albo rozpoznać. To jest to, co poprzedza wszelkie myśli.

Dlatego też uważam, że tzw. "oczyszczenie umysłu" (buddyjska medytacja?) to kontakt z Bogiem.

Stawiam też znak równości między ufaniem sobie (prawdziwemu sobie, czyli swojej głębokiej naturze) a ufaniem życiu czy ufaniem Bogu, Sile Wyższej, Wyższej Inteligencji, Nadświadomości, jakkolwiek.

Co do osobowości Siły Wyższej (lub jej braku) to sprawa jest paradoksalna - w obu stronach metody widzę pewną prawdę. To, czy Bóg jest osobowy, czy nie, jest dla mnie nieuchwytne - raz obraz jest bardziej osobowy a raz mniej. Gra chmur, mgły, świateł. Nie da się tego zamknąć w sztywną formę. Nie da się uchwycić Boga/Siły Wyższej. To raczej bez znaczenia.

Edytowane przez nvm

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że to Pan Jezus odmienił moje życie. Wciąż choruję na CHAD, ale z Nim tak nie boli.

Moje życie było koszmarem, jeszcze większe zło od tego, które mnie spotkało, ja sama zadawałam innym. Półtora roku temu, zaczęłam żałować wyrządzonego zła, którego nie dało się już naprawić, a  którego świadomość, do tamtej pory, zagłuszałam.  Przebywałam u kogoś z mojej rodziny i tam nagle zwróciłam uwagę na obraz Jezusa Miłosiernego. Poczułam coś jak...ufność. Przypadek sprawił, że przyszłam do kościoła. Poczucie winy zmniejszyło się. Przychodziłam codziennie. Później natrafiłam na modlitewnik i medalik św. Faustyny, patronki Bożego Miłosierdzia, nawet nie wiedziałam, kto to jest.  Ktoś zabrał mnie na spotkanie wspólnoty katolickiej Mamre. Tam znów przez "przypadek" dostałam obrazek Jezusa Miłosiernego, z cytatami z "Dzienniczka" św. Faustyny. To był ten sam Obraz, w który wpatrywałam się przed przyjściem do kościoła. Z tyłu obrazka były słowa koronki do Miłosierdzia Bożego, które Pan Jezus podyktował św. Faustynie. Koronkę odmawiałam na zwykłym różańcu, to był dla mnie prawdziwy ratunek. Pewnego dnia pomyślałam: "muszę pojechać jutro do księdza, którego wybrałam, jako spowiednika. Nie muszę się spowiadać. Muszę tam być" Spowiadałam się i zdanie, które usłyszałam zostanie w moim sercu: "Nie ma takiego grzechu którego Pan Jezus by nie odpuścił".  Na miejscu dowiedziałam się, że ten dzień mojej spowiedzi to 5 października, wspomnienie św. Faustyny...  

Od roku prawie codziennie przychodzę do kościoła i mam siłę by żyć, ufać. Wcześniej nie było we mnie miłości, tylko zło. I pustka.


 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, to jest piękne :) Mi również wiara wiele daje w codzienym życiu, a bywa tak, że jest to jedyna deska ratunku. Z moją psychą jest ostatnio dość nieciekawie. 

Wiem że nie jest to postawa wzorowego chrześcijanina, ale za Różaniec chwytam praktycznie tylko w najgorszych momentach. Zawsze pomaga. Po prostu mówię, a Oni działają :) 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Również polecam różaniec oraz koronkę do miłosierdzia Bożego. Silnie uspokajają, jeśli są odmówione z czcią, a nie odbębnione. Niestety, również chwytam się za te rzeczy, dopiero jak mi się "ze chce".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 21.01.2017 o 11:43, Gość napisał:

 

Reinkarnacja wiele by tłumaczyła, nabroiłeś, to zdychaj teraz za młodu, dobrze ci tak. :D Wiara katolicka nie dopuszcza takiej opcji i ciężko znaleźć w tym sens.

Przez połowę życia wierzyłam w reinkarnacje. Ale teraz przestałam w nią wierzyć i jest mi z tym lżej. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Wirginia Zachodnia napisał:

Przez połowę życia wierzyłam w reinkarnacje. Ale teraz przestałam w nią wierzyć i jest mi z tym lżej. 

Wszystko ma swoją przyczynę i cierpienie również. Zdrowia, pieniędzy, właściwych nawyków i życiowego farta nie dostaje się za nic, a wielu się z tym rodzi.

 

Innym przypada los dziedzicznej patoli umysłowej, alkoholowej i finansowej.

 

Jakim prawem Bóg miałby oceniać tylko na podstawie jednego żywota na równi dziewczynę z kasty prostytutek w Nepalu i Donalda Trumpa? Jakim cudem ludzie mieliby w jeden żywot rozwiązać wszystkie swoje problemy i zarobić sobie na zbawienie? Ludzie są tak różni, z tak innymi zmagają się problemami, że wizja w której Bóg rozdaje żywoty ot tak sobie i daje życiowe atrybuty ''za darmo'' jest dla mnie odstręczająca,  zaś karma wyjaśnia wiele aspektów naszego życia, również dziedziczność cech, które sprawiają, że trafiamy w danym żywocie do takiej rodziny, kraju i planety, a nie innej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ze mną jest tak, że jestem wierząca i to się nigdy nie zmieni. Ale... od dwóch miesięcy nie daję rady pójść do kościoła, i tego nie potrafię zrozumieć...dlaczego On, Bóg nie chce mi pomóc, przecież chcę iść do kosciola, na Mszę. Nie wiem, i przykro mi,że przez zaburzenie nie mogę tam pójść choć tak bym chciała, po prostu za duzo tam ludzi. Moze jutro się odważe o 7:00 rano? zobaczymy...mam lęk przed ludzmi, nie lubię gdy ktoś się na mnie gapi. denerwuje mnie to-głównie gdy faceci się patrzą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 25.01.2019 o 01:59, słodko-słona mieszanka napisał:

Myślę, że to Pan Jezus odmienił moje życie. Wciąż choruję na CHAD, ale z Nim tak nie boli.

Moje życie było koszmarem, jeszcze większe zło od tego, które mnie spotkało, ja sama zadawałam innym. Półtora roku temu, zaczęłam żałować wyrządzonego zła, którego nie dało się już naprawić, a  którego świadomość, do tamtej pory, zagłuszałam.  Przebywałam u kogoś z mojej rodziny i tam nagle zwróciłam uwagę na obraz Jezusa Miłosiernego. Poczułam coś jak...ufność. Przypadek sprawił, że przyszłam do kościoła. Poczucie winy zmniejszyło się. Przychodziłam codziennie. Później natrafiłam na modlitewnik i medalik św. Faustyny, patronki Bożego Miłosierdzia, nawet nie wiedziałam, kto to jest.  Ktoś zabrał mnie na spotkanie wspólnoty katolickiej Mamre. Tam znów przez "przypadek" dostałam obrazek Jezusa Miłosiernego, z cytatami z "Dzienniczka" św. Faustyny. To był ten sam Obraz, w który wpatrywałam się przed przyjściem do kościoła. Z tyłu obrazka były słowa koronki do Miłosierdzia Bożego, które Pan Jezus podyktował św. Faustynie. Koronkę odmawiałam na zwykłym różańcu, to był dla mnie prawdziwy ratunek. Pewnego dnia pomyślałam: "muszę pojechać jutro do księdza, którego wybrałam, jako spowiednika. Nie muszę się spowiadać. Muszę tam być" Spowiadałam się i zdanie, które usłyszałam zostanie w moim sercu: "Nie ma takiego grzechu którego Pan Jezus by nie odpuścił".  Na miejscu dowiedziałam się, że ten dzień mojej spowiedzi to 5 października, wspomnienie św. Faustyny...  

Od roku prawie codziennie przychodzę do kościoła i mam siłę by żyć, ufać. Wcześniej nie było we mnie miłości, tylko zło. I pustka.


 

Super, lubię takie świadectwa wiary. U mnie odwrotnie - to znaczy nie mam żalu że jest jak jest, mam żal że zaburzenie powoduje że oddalam się od Boga, nieraz płaczę, wołam RATUJ mnie Jezu, ale On jest głuchy na  moje wołania. (ps: św Faustyna jest moją patronką z bierzmowania.)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×