Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy mój mąż jest chory czy ja się oszukuję?


Rekomendowane odpowiedzi

Trzy tygodnie temu mój mąż oznajmił mi, że nie czuje się szczęśliwy w naszym małżeństwie, że poziom jego uczuć sięgnął stanu krytycznego, a on nie ma siły tego odbudowywać. Że nie myśli o rozwodzie, ale musi się wyprowadzić. Najpierw ulokował się u przyjaciół, tydzień temu wynajął mieszkanie. Powiedział, że niczemu nie jestem winna, że problem tkwi wyłącznie w nim. Nie, przyczyną nie jest inna kobieta. On ma zdiagnozowaną depresję, jest DDA, ma próbę samobójczą na koncie jakieś 12 lat temu, kilka terapii, ostatnią w ubiegłym roku przerwał a w czasie ostatnie rozmowy powiedział mi, że "nie czuje potrzeby, by na nią chodzić". Mojej teściowej powiedział z kolei, że jest w stanie przewidzieć, co powie terapeuta.

Jego przyjaciel twierdzi, że jestem w błędzie twierdząc, że ta decyzja to wynik depresji, bo z moim mężem jest wszystko OK. Ale on od dłuższego czasu bierze regularnie Wellbutrin XR, a przedtem brał Paxtin 20. Pakując jego rzeczy znalazłam trzy kolejne recepty na Wellbutrin XR. Nie wiem, co o tym myśleć, naprawdę. Przecież tak ciężkich leków nie łyka się na porost włosów - wyczytałam, że oba są na epizody ciężkiej depresji.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Biedroneczka38, Mąż będąc w depresji ma tzw. krzywy obraz patrzenia na wiele spraw. Podjął decyzję o wyprowadzce, bo może nie chce Cię krzywdzić. Tylko czy tak postępuje osoba, która czułaby się bezpiecznie w związku? Ciężko powiedzieć. Czy mąż ma w Tobie oparcie? Może na Tobie polegać? Wiążąc się z nim... wiedziałaś przecież, że ma za sobą spory bagaż doświadczeń. Myślę, że w drodze do zdrowia męża musielibyście przejść razem. Tylko czy Ty jesteś na to gotowa?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trzy tygodnie temu mój mąż oznajmił mi, że nie czuje się szczęśliwy w naszym małżeństwie, że poziom jego uczuć sięgnął stanu krytycznego, a on nie ma siły tego odbudowywać. Że nie myśli o rozwodzie, ale musi się wyprowadzić. Najpierw ulokował się u przyjaciół, tydzień temu wynajął mieszkanie. Powiedział, że niczemu nie jestem winna, że problem tkwi wyłącznie w nim.

W związkach zdarzają się przerwy i jest to całkiem naturalne. Czasami człowiek potrzebuje określić się od nowa a do tego niezbędny jest dystans. Piszesz, że mąż uczestniczył dość długo w terapii i to może być również efekt terapii, nawet jeżeli ją przerwał.

Moim zdaniem powiedział Ci wystarczająco dużo, żebyś to mogła zrozumieć, chociaż wiem jak bardzo to jest trudne. No i jego działania nie wyglądają na działania człowieka w ciężkiej depresji.

 

Mnie osobiście zastanowiło to:

Pakując jego rzeczy znalazłam..... .

 

W sytuacji gdy Twój mąż podejmuje decyzję o wyprowadzce Ty pakujesz jego rzeczy ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, ja zapakowałam jego rzeczy, ponieważ nie wyobrażałam sobie, że wejdzie do domu, w którym nie chce już żyć i będzie te rzeczy zbierał i pakował. To była moja postawa obronna. Nie udźwignęłabym tego. Nie uważam, że powiedział mi wystarczająco dużo. Czuję się oszukana. Zadałam masę pytań: dlaczego nie przyszedł porozmawiać, dlaczego się poddał, co było nie tak, dlaczego przerwał terapię, w jaki sposób ja zawiniłam, co robiłam nie tak. Poza tym co to znaczy, że we wrześniu było wszystko Ok, a w listopadzie już nie? Kiedy teściowa widząc w czasie świąt jego tabletki zapytała, co on łyka, powiedział "że jest problem". Tydzień później nasz przyjaciel zrobił to samo z nasza przyjaciółką - z tą różnicą, że on nie wspomaga się farmakologicznie.

Myślałam o tym, że mąż nie dźwiga czegoś i się odsuwa. I że ta egoistyczna decyzja to jego obrona. Jestem zraniona, rozgoryczona i zła. Nie rozmawialiśmy od ponad miesiąca. Czasami widujemy się w pracy, ale bardzo się staram, żeby go unikać. Mam poczucie, że on sobie wyznaczył jakiś deadline, o którym nie mówi. W rozmowie z przyjaciółką padło, że "ma świadomość, że za pół roku nie będzie miał do czego wracać", w naszej rozmowie przebąkiwał coś o 6 miesiącach. A jednocześnie powiedział mi, że to nie jest na chwilę, tylko koniec. I że prawdopodobnie za jakiś czas zrozumie, że popełnia największy błąd w swoim życiu. Wiem, że dojdzie do jakiejś rozmowy - terapeutka powiedziała mi, że jeszcze nie teraz, bo oboje nie czujemy się gotowi. Bo emocje. Ja mam wrażenie, że w nim emocji nie ma - sms-owy kontakt - wyprany z emocji, jak z obcym człowiekiem. Czy coś takiego dzieje się w dwa miesiące? Po tylu lat szczęśliwego związku? No i po co łyka Wellbutrin? Skoro nie ma choroby?

 

-- 15 lut 2015, 11:20 --

 

Kiedy zaczął się odsuwać, jakby tracić siły, pytałam, czy coś się stało, czy mogę mu jakoś pomóc. Nie, nie. Jeszcze przed świętami na moje pytania czy jestem da niego ważna, czy mnie kocha, odpowiadał tak. Ale ma rozwalony łeb i nie wie, co dalej. Z nami, z jego życiem. A potem w czasie ostatniej rozmowy, gdy powiedziałam, że chcę o nas walczyć, że nie można ot tak jego decyzją przekreślać tylu szczęśliwych lat, padło, że nie jestem mu obojętna, że mu na mnie zależy. Dlaczego to ja go spakowałam? Bo uznałam, że musi ponieść konsekwencję swojej decyzji. Działam jak czuję. Nie zrobiłam niczego złego. Powiedziałam wszystko, co miałam do powiedzenia, żeby mieć świadomość kiedy zamknie drzwi, że zrobiłam i powiedziałam wszystko. Bardzo to dla mnie bolesne. Żyję dalej, tłumaczę sobie, że potrzebny jest czas, że tylko czas pokaże, co będzie dalej. Staram się nie analizować, nie wspominać, nie rozkminiać. Różnie z tym bywa. Wiem, że dałam mu dużo szczęścia. I spokoju. I miłości. A on to podeptał.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, ja zapakowałam jego rzeczy, ponieważ nie wyobrażałam sobie, że wejdzie do domu, w którym nie chce już żyć i będzie te rzeczy zbierał i pakował.

Ale to jego decyzja była przecież ? Ze względu na niego tak zrobiłaś ?

To była moja postawa obronna. Nie udźwignęłabym tego.

Mogłaś wtedy wyjść z domu.

Dla mnie to jest ważne, bo pokazuje mi Ciebie jako osobę kontrolującą.

 

Nie uważam, że powiedział mi wystarczająco dużo. Czuję się oszukana. Zadałam masę pytań: dlaczego nie przyszedł porozmawiać, dlaczego się poddał, co było nie tak, dlaczego przerwał terapię, w jaki sposób ja zawiniłam, co robiłam nie tak. Poza tym co to znaczy, że we wrześniu było wszystko Ok, a w listopadzie już nie? Kiedy teściowa widząc w czasie świąt jego tabletki zapytała, co on łyka, powiedział "że jest problem". Tydzień później nasz przyjaciel zrobił to samo z nasza przyjaciółką - z tą różnicą, że on nie wspomaga się farmakologicznie.

Czujesz się zraniona i oszukana i to jest b.trudne, wiem o tym. Tytko czasami dociekanie prawdy,szczególnie gdy ta druga osoba może jeszcze tej prawdy nie zna może być jeszcze bardziej raniące i często w sposób nieodwracalny. Mimo, że wydaje się to dziwne, to 2 mies. jest wystarczającym czasem, żeby podjąć decyzję, tym bardziej, żę ta decyzja nie jest nieodwracalna. Bardzo dobrze się zachowujesz, że unikasz z nim kontaktu teraz. To na serio nie jest czas, tym bardziej, że teraz jest w Tobie tyle trudnych uczuć i preten sji do niego.

Myślałam o tym, że mąż nie dźwiga czegoś i się odsuwa. I że ta egoistyczna decyzja to jego obrona. Jestem zraniona, rozgoryczona i zła. Nie rozmawialiśmy od ponad miesiąca. Czasami widujemy się w pracy, ale bardzo się staram, żeby go unikać. Mam poczucie, że on sobie wyznaczył jakiś deadline, o którym nie mówi. W rozmowie z przyjaciółką padło, że "ma świadomość, że za pół roku nie będzie miał do czego wracać", w naszej rozmowie przebąkiwał coś o 6 miesiącach. A jednocześnie powiedział mi, że to nie jest na chwilę, tylko koniec. I że prawdopodobnie za jakiś czas zrozumie, że popełnia największy błąd w swoim życiu. Wiem, że dojdzie do jakiejś rozmowy - terapeutka powiedziała mi, że jeszcze nie teraz, bo oboje nie czujemy się gotowi. Bo emocje. Ja mam wrażenie, że w nim emocji nie ma - sms-owy kontakt - wyprany z emocji, jak z obcym człowiekiem. Czy coś takiego dzieje się w dwa miesiące? Po tylu lat szczęśliwego związku? No i po co łyka Wellbutrin? Skoro nie ma choroby?

Sama jedynie możesz sobie odpowiedzieć na te pytania i to pewnie będzie trwało długo. ja na podobne odpowiadałam 8 lat, schodziliśmy się rozchodziliśmy...w sumie zmarnowany i przecierpiany czas. Bo po takim czymś trzeba dokładnie przeorganizować siebie i swój związek. I muszą to zrobić oboje.

W każdym razie pracuj nad swoimi emocjami i daj sobie czas. Dużo czasu.

 

Kiedy zaczął się odsuwać, jakby tracić siły, pytałam, czy coś się stało, czy mogę mu jakoś pomóc. Nie, nie. Jeszcze przed świętami na moje pytania czy jestem da niego ważna, czy mnie kocha, odpowiadał tak. Ale ma rozwalony łeb i nie wie, co dalej. Z nami, z jego życiem. A potem w czasie ostatniej rozmowy, gdy powiedziałam, że chcę o nas walczyć, że nie można ot tak jego decyzją przekreślać tylu szczęśliwych lat, padło, że nie jestem mu obojętna, że mu na mnie zależy.

Bardzo trudno jest powiedzieć komuś po latach:nie kocham cię, nie zależy mi, tym trudniej, że samemu ma się taki mętlik i problem, że czuje się jedynie chaos i ból.

Szukasz odpowiedzi w chorobie, w zrytym mózgu - może to prawda a może nie. Ja bym się przyjrzała swojemu małżeństwu, swoim potrzebom.....

Dlaczego to ja go spakowałam? Bo uznałam, że musi ponieść konsekwencję swojej decyzji

W ten sposób ? A jaka to była dla niego uciążliwość ?

Działam jak czuję. Nie zrobiłam niczego złego. Powiedziałam wszystko, co miałam do powiedzenia, żeby mieć świadomość kiedy zamknie drzwi, że zrobiłam i powiedziałam wszystko.

Nie oceniam tego co zrobiłaś. Chcę Cię zrozumieć. On przyszedł po te spakowane rzeczy a Ty mu powiedziałaś co masz do niego ?

Bardzo to dla mnie bolesne. Żyję dalej, tłumaczę sobie, że potrzebny jest czas, że tylko czas pokaże, co będzie dalej. Staram się nie analizować, nie wspominać, nie rozkminiać. Różnie z tym bywa. Wiem, że dałam mu dużo szczęścia. I spokoju. I miłości. A on to podeptał.

A o sobie myślisz ? On dał Ci to czego Ty potrzebowałaś ? To jest też dobry czas, żeby myśleć o sobie i o swoich potrzebach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dał mi szczęście, inspirował mnie, czasami ściągał na ziemię swoim rozsądkiem. Było nam razem dobrze. Ja nie wiem, czy on ma zryty mózg. Tak naprawdę nie wiem, co o tym myśleć. Opancerzyłam się, ale nie umiem wyłączyć emocji i myślenia. A jednocześnie żyję bez niego i to życie trwa dalej. :) Świeci słońce, miauczy kot, tak samo zgrzyta klucz w zamku. A to, co mnie boli w tej chwili najbardziej to chyba ta... niewiedza. Moja mama mówi, że się oszukuję. Że sprawa jest jasna. Że tkwię w jakimś absurdalnym wyczekiwaniu, które mnie blokuje. Ale to bardzo świeże wszystko... Jak mam podświadomie nie czekać, skoro kocham?

Co do spakowania... tak, chciałam go ukarać. Pokazać mu: podjąłeś taką decyzję? To jej konsekwencja. Boli? Ma boleć. Bo mnie przez ciebie boli serce i dusza. Bo wszystko zniszczyłeś.

 

-- 20 lut 2015, 21:10 --

 

Nie oceniam tego co zrobiłaś. Chcę Cię zrozumieć. On przyszedł po te spakowane rzeczy a Ty mu powiedziałaś co masz do niego ?

Nie było mnie wtedy w domu. Wszystko było przygotowane - elegancko. Bo taka jestem. Potem dostałam maila z podziękowaniem i jakimś tłumaczeniem, że pozwolił sobie wziąć coś tam... Bardzo grzeczny i pełen szacunku. Jak od pana z banku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

[quote name='"Biedroneczka38" daj sobie czas teraz. dużo czasu. Przeżywaj wszystkie uczucia jakie się pojawiają' date=' bo tak teraz trzeba. To swoista żałoba i trzeba ją przeżyć do końca. Przeżyć i później zamknąć ten okres swojego życia. Bo to jest etap...kawałek...życie będzie się toczyć dalej. Nie przyśpieszaj niczego. Ale w tym wszystkim myśl o sobie, znajdz czas i ochotę na jakąś przyjemność....nawet drobną...kino, paznokcie...nie wiem co lubisz...bądż dla siebie dobra.

Co do spakowania... tak, chciałam go ukarać. Pokazać mu: podjąłeś taką decyzję? To jej konsekwencja. Boli? Ma boleć. Bo mnie przez ciebie boli serce i dusza. Bo wszystko zniszczyłeś.

Myślisz, że bardziej go to bolało niż gdyby sam chodził po Waszym mieszkaniu i z kącików i szaf wyciągał swoje rzaeczy ?

Nie było mnie wtedy w domu. Wszystko było przygotowane - elegancko. Bo taka jestem. Potem dostałam maila z podziękowaniem i jakimś tłumaczeniem, że pozwolił sobie wziąć coś tam... Bardzo grzeczny i pełen szacunku. Jak od pana z banku.

Cóż...tacy eleganccy jesteście. On elegancko spakowany, Ty z eleganckim mailem....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmmm, moje działanie to chyba było takie "ok, teraz na moich zasadach" - zresztą napisałam mu to w mailu, że to najtrudniejsza sytuacja w moim życiu i ma mi jej nie utrudniać jeszcze bardziej, ja wszystko ogarnę i tyle. Eleganccy? Bo ja wiem... Mogłabym wyrzucać koszule przez okno i ciąć jego garnitur w paski, ale to nie w moim stylu :) Nie jestem histeryczką. Poza kilkoma spokojnymi mailami, w których zadawałam ważne pytania (zero odpowiedzi), komunikacja z mojej strony była bardzo... męska. Konkret, konkret, konkret. Na zimno, bez emocji. Az siebie nie poznawałam. Porąbane to wszystko :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Biedroneczka38, 1. to nie sa cięzkie leki, Twoj mąż ma/miał depresję, a Ty nie masz bladego pojecia co to jest.

2. wreszcie zaczęły działać i przejrzał na oczy, przykro mi.

3. dorosły czlowiek nie potrzebuje psychoterapii, to nie jest pomocna dłoń.

4.chyba poznalas go przed ślubem dosyc długo by przekonac się o trwałosci jego charakteru i mimo to zaryzykowałas przeczuwając ze jest podłym hujem. No chyba musiialas to wyczuc, a ze nie przyjelas tego do wiadomosci to nalezaloby sie zastanowic dlaczego. Mozze brak Ci zaufania do samej siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmmm, moje działanie to chyba było takie "ok, teraz na moich zasadach" - zresztą napisałam mu to w mailu, że to najtrudniejsza sytuacja w moim życiu i ma mi jej nie utrudniać jeszcze bardziej, ja wszystko ogarnę i tyle. Eleganccy? Bo ja wiem... Mogłabym wyrzucać koszule przez okno i ciąć jego garnitur w paski, ale to nie w moim stylu :) Nie jestem histeryczką. Poza kilkoma spokojnymi mailami, w których zadawałam ważne pytania (zero odpowiedzi), komunikacja z mojej strony była bardzo... męska. Konkret, konkret, konkret. Na zimno, bez emocji. Az siebie nie poznawałam. Porąbane to wszystko :)

 

Ja też nie jestem histeryczką ale swojemu zrzuciłam wszystko z biurka do wora na śmieci :D

 

Nie poznawałaś siebie bo sobie zamroziłaś uczucia. Właściwie dlaczego nie chciałaś mu okazać swojego bólu ?

 

Zima - masz mistrzostwo świata w szerzeniu otuchy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też nie jestem histeryczką ale swojemu zrzuciłam wszystko z biurka do wora na śmieci :D

 

Nie poznawałaś siebie bo sobie zamroziłaś uczucia. Właściwie dlaczego nie chciałaś mu okazać swojego bólu ?

 

Okazałam - napisałam co czuję, jak się czuję w tej sytuacji. I powiedziałam mu to wszystko w czasie ostatniej rozmowy. Wystarczy :) Aha, no i w trakcie eleganckiego pakowania hmmm.... poległo to i owo. Jak odkryje, zaboli. Oj zaboli :)

 

-- 20 lut 2015, 22:43 --

 

a jaki tu niby poziom ma być? to tylko forum internetowe

Dobra, ja maszerując do pracy sama sobie mruczę pod nosem "ty chuju" :) bardzo terapeutyczne :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aha, no i w trakcie eleganckiego pakowania hmmm.... poległo to i owo. Jak odkryje, zaboli. Oj zaboli :)

 

No....ludzka twarz.... :D

 

a jaki tu niby poziom ma być? to tylko forum internetowe

Dobra, ja maszerując do pracy sama sobie mruczę pod nosem "ty chuju" :) bardzo terapeutyczne :)

 

Bardzo. Działa pozytywnie jak diabli :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aha, no i w trakcie eleganckiego pakowania hmmm.... poległo to i owo. Jak odkryje, zaboli. Oj zaboli :)

 

No....ludzka twarz.... :D

 

a jaki tu niby poziom ma być? to tylko forum internetowe

Dobra, ja maszerując do pracy sama sobie mruczę pod nosem "ty chuju" :) bardzo terapeutyczne :)

 

Bardzo. Działa pozytywnie jak diabli :D

Nooooo, niszczenie pewnych rzeczy sprawiło mi taką radość jak mało co ostatnio :) A mruczenie pod nosem jeszcze większą - terapeutka mi powiedziała, że koncertowo zaliczam kolejne etapy żałoby. Tempo mnie trochę przeraża nawet ;) A może nie? :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nooooo, niszczenie pewnych rzeczy sprawiło mi taką radość jak mało co ostatnio :) A mruczenie pod nosem jeszcze większą - terapeutka mi powiedziała, że koncertowo zaliczam kolejne etapy żałoby. Tempo mnie trochę przeraża nawet ;) A może nie? :)

Ciesz się z tego co jest i oby szybko przeszło....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Mam nadzieję, że szybko, chociaż... 8 wspólnych lat to nie chwila ;)

 

i po 8 latach tak szybko się ogarnłęłaś po porzuceniu... widocznie nie były to szczesliwe lata... bo w trzy tygodnie po takim czymś raczej niemożliwe jest przejscie nad tym do porządku dziennego. No chyba ze to chwilowa euforia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak !!!! Dokładnie tak.

Możesz mieć wszystko czego zapragniesz :D

A on sobie zrobił kuku :) 39 lat, rozwalone życie osobiste, wynajmowane mieszkanie, samotność plus mega stresująca praca i wspomaganie pigułkami szczęścia :) a wszystko własnymi łapkami i na własne życzenie :) gratulacje :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

i po 8 latach tak szybko się ogarnłęłaś po porzuceniu... widocznie nie były to szczesliwe lata... bo w trzy tygodnie po takim czymś raczej niemożliwe jest przejscie nad tym do porządku dziennego. No chyba ze to chwilowa euforia...

 

To były szczęśliwe lata, nikt mi nie wmówi, że było inaczej. Ja zadziałałam bardzo instynktownie - usunęłam rzeczy natychmiast, od razu trafiłam do terapeutki i praktycznie można powiedzieć, że wystawiłam go za drzwi. Bo przez ostatnie 2 miesiące to jego "zapadanie się" doprowadzało mnie jednak do szału. Ogarnęłam się... hmmmm - usłyszałam na terapii, że mam w sobie taką siłę, że mogłabym pomagać innym w takiej sytuacji. Cóż, człowiek poznaje siebie przez cale życie.

 

-- 20 lut 2015, 23:20 --

 

czyli to koniec?

 

A jak mam na to patrzeć twoim zdaniem? Mam się łudzić? Czekać? Prosić? Myślisz, że jego milczenie co niby oznacza? Rozterki?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×