Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy ktoś może mi poradzić? Czy coś ze mną jest nie tak?


M.K250184

Rekomendowane odpowiedzi

Witam ja tak naprawdę nie wiem co mi jest.Nie mówię o tym nikomu.Czasem gadam i żalę się sama sobie,czasem wyobrażam sobie fajne rzeczy,sytuacje nie mające miejsca,by na chwilę poczuć się lepiej). w nierealnym świecie do tej pory mimo,że jestem dorosła nie od dziś.Myślę,że podświadomość moja nie dopuszczała myśli,że śmierć dotknię kogoś z moich bliskich.W styczniu 2013 gdy moja babcia(po mojej namowie) zgodziła się pójść do szpitala nie sądziłam,że to tak się potoczy.Miała zwykłe objawy grypy(wymioty i brak apetytu od miesiąca).Po tygodniu pobytu w szpitalu zdiagnozowali nowotwór z przerzutami i tego dnia co była diagnoza zmarła.Nie zdążyłam się nawet z nią pożegnać,bo od kilku dni była już nieświadoma i w większości spała(na przemian z wymiotami i płaczem z bólu).Byłam wtedy w ciąży(zmarła w styczniu a ja rodziłam w czerwcu).Nie zdążyła zobaczyć prawnuczki.Przeżyłam tą śmierć jak nic dotąd.Do tej pory nie pogodziłam się z nią.Odkąd umarła strasznie boje się śmierci(wpadam w paranoje).Mam 4 dzieci i nie chcę pozostawić je same(mąż pracuje i nie wychowa je sam),lękam się też tego,że mężowi coż się stanie(nie dam sobie wtedy rady) a jak coś stanie się dzieciom(nie przeżyje tego).To nie tylko to,bo odkąd umarła mam też inne lęki.Strach,że nie dam sobie rady,bo babcia była dla mnie jedyną osobą,której 100% ufałam i na,którą mogłam zawsze liczyć.Przy niej wiedziałam,że nic mi nie grozi i Ona zawsze mnie ochroni.Wiem,że mam męża ale nie wiem dlaczego nie potrafię czuć się przy nim 100% bezpiecznie choć go z całych sił kocham.Wpadam w jakaś paranoje.Nie okazuje tego tak,by gołym okiem było widoczne a to co mam wypłakać ,to wypłaczę w ciągu dnia jak mąż jest w pracy.Nie mam rodziców ,na których mogę liczyć(ojciec mamę zostawił jak zaszła ze mną w ciążę a mama od dzieciństwa nienawidzi mnie za to,że jestem podobna do ojca).Powiedziała mi nawet,że spłodzili mnie w piwnicy (jak można swojemu dziecku takie rzeczy mówić) oraz ,że śmierć babci(jej mamy) to moja wina.Wiem,że raka jej nie wsadziłam ale po tym jak tak mi powiedziała ,to zastanawiam się czy nie rozchorowała się,bo zbyt często odwiedzałam ją i męczyłam ją tymi odwiedzinami.Sama nie wiem.Mam też spore lęki związane z tym,że dzieci mi zabiorą.Jestem dobrą matką,dzieci maja wszystko co im potrzeba.Chodzi o to,że społeczeństwo patrzy na rodziny wielodzietne jako na patologię.Nienawidzę słowa ,,patologia,,.Kocham swoje dzieci ponad wszystko i to,że założyłam dużą rodzinę nie wynika przecież z patologii.Niestety przewaga jest tych co właśnie tak myślą.Pisałam też na innym forum,gdzie wypowiadałam się na temat innej rodziny wielodzietnej( wszyscy na forum gnoili ją oprócz mnie a ja zostałam zgnojona ,bo miałam dobre zdanie na temat rodziny wielodzietnej).Najwidoczniej ten świat nie jest dla mnie,jeśli wszyscy są tak bezduszni( ja tak nie potrafię).Jestem zbyt wrażliwa i dlatego nie mam przyjaciół.Taki chodzący dziwoląg ze mnie,którego nikt nie potrafi zrozumieć.Nawet w domu mają ze mną problemy.Proszę o posprzątanie swojego pokoju i przez kilka dni mogę prosić ,to dzieci na odpierdziel zrobią a ja i tak muszę poprawić.Boję się iść do lekarza,mam dzieci a jak stwierdzą chorobę to mogą mi je odebrać.Muszę z tym żyć.

BEZNADZIEJNIE SIĘ CZUJĘ.CIĄGŁE LĘKI.STRACH.UDAWANIE ,ŻE JEST OK.

 

 

M.K lat 31

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czasem wyobrażam sobie fajne rzeczy,sytuacje nie mające miejsca,by na chwilę poczuć się lepiej). w nierealnym świecie do tej pory mimo,że jestem dorosła nie od dziś.

Chyba kazdy z nas tak ma, to calkowicie normalne. Kazdy marzy o czyms lepszym, niz ma teraz i czuje sie lepiej, w swoich myslach, anizeli w rzeczywistosci.

 

 

Odkąd umarła strasznie boje się śmierci(wpadam w paranoje).

Zastanow sie, dlaczego boisz sie smierci. Boisz sie bolu? Tego, ze nie zdarzysz sie pozegnac z rodzina?

 

 

Wiem,że mam męża ale nie wiem dlaczego nie potrafię czuć się przy nim 100% bezpiecznie choć go z całych sił kocham.

Porozmawiaj z nim moze o tym? Jezeli nie powiedzialas o swoich problemach swojemu mezowi, to tez nie wie co przezywasz i nie jest w stanie okazac Ci takiego wsparcia, jakiego potrzebujesz.

 

 

[...]mama od dzieciństwa nienawidzi mnie[...] Powiedziała mi nawet,że spłodzili mnie w piwnicy (jak można swojemu dziecku takie rzeczy mówić) oraz ,że śmierć babci(jej mamy) to moja wina.

I dlaczego mialabys w takie pierdoly wierzyc?

 

Mam też spore lęki związane z tym,że dzieci mi zabiorą.Jestem dobrą matką,dzieci maja wszystko co im potrzeba.Chodzi o to,że społeczeństwo patrzy na rodziny wielodzietne jako na patologię.

Glupoty prawisz. Ludzie patrza na rodziny patologiczne, bo takie sa. Klotnie, glod, zebranie, brudne ubrania, narkotyki lub przeszlosc kryminalna. Nie sadze abys wpasowywala sie w ktorakolwiek dziedzine.

 

 

Nawet w domu mają ze mną problemy.Proszę o posprzątanie swojego pokoju i przez kilka dni mogę prosić ,to dzieci na odpierdziel zrobią a ja i tak muszę poprawić.

Zatem nieporzadek w pokoju, to Twoj problem, nie dzieci.

 

 

Boję się iść do lekarza,mam dzieci a jak stwierdzą chorobę to mogą mi je odebrać.

Dopoki nie zagrazasz ani samej sobie, ani nikomu innemu, tak sie nie stanie. A jeszcze masz meza, ktory najpierw sie zaopiekuje nimi.

 

 

Sama wiesz w czym jest problem, nie poradzilas sobie ze smiercia, masz trudne dziecinstwo, nie masz na kogo liczyc. Zwroc sie o pomoc do psychiatry, ktory wypisze leki konieczne, by opuscily Cie lęki i rozpocznij psychoterapie, na ktorej nauczysz radzic sobie w zyciu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

M.K250184, wybiegając ciągle w przyszłość co to będzie jak poumierają/umrę (a to nastąpi bo wszystkich to czeka) ucieka Ci teraźniejszość. Żyjesz w wyimaginowanym świecie, świecie którego nie ma bo co by było gdyby ... jest teraz a co będzie jutro nie wiesz, nikt nie wie i tego nie zmienisz za nic na świecie! Żyj tym co teraz, dzisiaj bo to jest sensem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kaja123, piękna myśl, żyj i ciesz się teraźniejszością.. tylko przecież sedno problemu zazwyczaj tkwi w tym, że właśnie z tą teraźniejszością człowiek tak bardzo nie umie sobie poradzić. Z uczuciami w ogóle, z żałobą, małżeństwem, chaosem w spadku po bolesnym dzieciństwie, co sprawia, że nie umie się tego szczęścia tu i teraz odnaleźć i ucieka się w fantazjowanie i ciągle boi się śmierci, w tym bliskich

zwłaszcza, gdy się w sobie samym oparcia i równowagi nie umie stworzyć to te obawy są zrozumiałe.

Dobre rady i złote myśli tu raczej nie pomogą... choć można to zadowolenie z tu i teraz obrać jako cel swojej pracy nad poukładaniem swojego wnętrza. Wierząc, że to zadowolenie z tu o teraz i oparcie w sobie złagodzi kiedyś te obawy o przyszłość. Ja tu widzę do terapii problem straty i poczucia odrębności..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kaja123, piękna myśl, żyj i ciesz się teraźniejszością.. tylko przecież sedno problemu zazwyczaj tkwi w tym, że właśnie z tą teraźniejszością człowiek tak bardzo nie umie sobie poradzić.
nie zgadzam się. Nie nie radzimy sobie z teraźniejszością tylko z przeszłością. M.K250184, żyje przeszłością i cierpi po stracie bliskiej osoby (normalne) ale przede wszystkim żyje przyszłością i wymyśla sobie scenariusze z lekka horrorystyczne i to ją stresuje, dołuje i nie pozwala normalnie żyć. Gdyby wymyślała co ją może spotkać przyjemnego zapewne objawy by się zmniejszyły. Nie żyje tu i teraz, tym co sie dzieje, tym co się toczy na bieżąco i na co ma jakikolwiek wpływ. :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie nie radzimy sobie z teraźniejszością tylko z przeszłością.

Ja sobie nie radzę z teraźniejszością - z moimi OBECNYMI uczuciami, z obecnym chaosem w mojej głowie w związku z tym, co się TERAZ dzieje, z obecnymi relacjami. Np. wyobraź sobie, że uczucie radości i zadowolenia wywołuje we mnie TU I TERAZ lęki. Mam też tu i teraz trudność ze znoszeniem i radzeniem sobie z innymi emocjami, z panowaniem nad sobą, albo z zaufaniem, itd.

Wynika to z tego, że w przeszłości tak a nie inaczej było i nagle nie zacznę ufać isię cieszyć tym tu i teraz, zwłaszcza, że jak na ironię boję się cieszyć, boję się odnosić sukcesy i doceniać to, co mam w życiu (a obiektywnie rzecz biorąc mam sporo -i na tym tragizm polega, że rzeczy dobre nie cieszą lub przerażają). I właśnie nad tym pracuję.

 

gdyby wymyślała co ją może spotkać przyjemnego zapewne objawy by się zmniejszyły.

Skad wiesz, jak byłoby u autorki wątku..?

U mnie akurat przyjemne rzeczy powodują lęk. Życzliwość ludzi i ich empatia, ciepło -także (choć zarazem tego chcę). Bywa, że i autoagresją reagowałam. W przyszłość też wybiegam, w sensie boję się jej i śmierci bliskich, bo sama w sobie jeszcze nie zbudowałam oparcia. Jak zbuduję i im lepiej będę sobie radzić z tu i teraz, tym mniej się będę niepokoić, że kiedyś odejdą. To analogicznie jak z małym dzieckiem -im lepiej sobie radzi z rzeczywistością tym mbiej się boi, że mamie coś się stanie:) moze sie spokojniej bawic z kolegami i na tym skupiac, a nie nerwowo rozgladac za mama i trzesc ze strachu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kaja123, oczywiście, że żyje się tu i teraz, de facto nie ma innej opcji ;) a już najlepiej o tym wiedzą buddyści zen - przeszłość i przyszłość to stany umysłu. No ale do osiągnięcia tego w praktyce wielu ludziom daleko, mnie na pewno.

 

Ja właśnie jestem w psychoterapii :) To miałam na myśli pisząc, że pracuję nad sobą. I moje podejście jest jej wynikiem, no i autopsja oczywiście - u siebie zauważyłam tę zależność, że im lepiej radzę sobie z obecnymi relacjami, tym rzadziej się lękam o przyszłość i tym mniej uciekam w fantazje i świat nierealny. Czyli to wybieganie w przyszłość u mnie nie jest przyczyną, ale objawem trudności, obroną, gdy stan obecny jest zbyt trudny do przyjęcia, ogarnięcia, do skoncentrowania się -o ktorym piszesz.

 

Jest wiele złotych myśli, rad i metafor - pięknych, mądrych, a także truizmów - problem zaczyna się wtedy, gdy mimo usilnych prób nie udaje nam się wcielić tych mądrości w życie i korzystać z tego, co dobre, z własnych zasobów, człowiek się blokuje, strach paraliżuje itd. I tu wg mnie jest właśnie miejsce na terapię:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy to są objawy nerwicy?-WĄTEK ZBIORCZY

Post 16 sty 2015, 21:15

 

Od: 16 sty 2015, 18:15

Posty: 5

Witam ja tak naprawdę nie wiem co mi jest.Nie mówię o tym nikomu.Czasem gadam i żalę się sama sobie,czasem wyobrażam sobie fajne rzeczy,sytuacje nie mające miejsca,by na chwilę poczuć się lepiej). w nierealnym świecie do tej pory mimo,że jestem dorosła nie od dziś.Myślę,że podświadomość moja nie dopuszczała myśli,że śmierć dotknię kogoś z moich bliskich.W styczniu 2013 gdy moja babcia(po mojej namowie) zgodziła się pójść do szpitala nie sądziłam,że to tak się potoczy.Miała zwykłe objawy grypy(wymioty i brak apetytu od miesiąca).Po tygodniu pobytu w szpitalu zdiagnozowali nowotwór z przerzutami i tego dnia co była diagnoza zmarła.Nie zdążyłam się nawet z nią pożegnać,bo od kilku dni była już nieświadoma i w większości spała(na przemian z wymiotami i płaczem z bólu).Byłam wtedy w ciąży(zmarła w styczniu a ja rodziłam w czerwcu).Nie zdążyła zobaczyć prawnuczki.Przeżyłam tą śmierć jak nic dotąd.Do tej pory nie pogodziłam się z nią.Odkąd umarła strasznie boje się śmierci(wpadam w paranoje).Mam 4 dzieci i nie chcę pozostawić je same(mąż pracuje i nie wychowa je sam),lękam się też tego,że mężowi coż się stanie(nie dam sobie wtedy rady) a jak coś stanie się dzieciom(nie przeżyje tego).To nie tylko to,bo odkąd umarła mam też inne lęki.Strach,że nie dam sobie rady,bo babcia była dla mnie jedyną osobą,której 100% ufałam i na,którą mogłam zawsze liczyć.Przy niej wiedziałam,że nic mi nie grozi i Ona zawsze mnie ochroni.Wiem,że mam męża ale nie wiem dlaczego nie potrafię czuć się przy nim 100% bezpiecznie choć go z całych sił kocham.Wpadam w jakaś paranoje.Nie okazuje tego tak,by gołym okiem było widoczne a to co mam wypłakać ,to wypłaczę w ciągu dnia jak mąż jest w pracy.Nie mam rodziców ,na których mogę liczyć(ojciec mamę zostawił jak zaszła ze mną w ciążę a mama od dzieciństwa nienawidzi mnie za to,że jestem podobna do ojca).Powiedziała mi nawet,że spłodzili mnie w piwnicy (jak można swojemu dziecku takie rzeczy mówić) oraz ,że śmierć babci(jej mamy) to moja wina.Wiem,że raka jej nie wsadziłam ale po tym jak tak mi powiedziała ,to zastanawiam się czy nie rozchorowała się,bo zbyt często odwiedzałam ją i męczyłam ją tymi odwiedzinami.Sama nie wiem.Mam też spore lęki związane z tym,że dzieci mi zabiorą.Jestem dobrą matką,dzieci maja wszystko co im potrzeba.Chodzi o to,że społeczeństwo patrzy na rodziny wielodzietne jako na patologię.Nienawidzę słowa ,,patologia,,.Kocham swoje dzieci ponad wszystko i to,że założyłam dużą rodzinę nie wynika przecież z patologii.Niestety przewaga jest tych co właśnie tak myślą.Pisałam też na innym forum,gdzie wypowiadałam się na temat innej rodziny wielodzietnej( wszyscy na forum gnoili ją oprócz mnie a ja zostałam zgnojona ,bo miałam dobre zdanie na temat rodziny wielodzietnej).Najwidoczniej ten świat nie jest dla mnie,jeśli wszyscy są tak bezduszni( ja tak nie potrafię).Jestem zbyt wrażliwa i dlatego nie mam przyjaciół.Taki chodzący dziwoląg ze mnie,którego nikt nie potrafi zrozumieć.Nawet w domu mają ze mną problemy.Proszę o posprzątanie swojego pokoju i przez kilka dni mogę prosić ,to dzieci na odpierdziel zrobią a ja i tak muszę poprawić.Boję się iść do lekarza,mam dzieci a jak stwierdzą chorobę to mogą mi je odebrać.Muszę z tym żyć.

 

-- 20 sty 2015, 17:06 --

 

Dzisiaj jestem kompletnie załamana.Czuję,że nie mam żadnego wsparcia.Chce mi się wyć.Gdyby istniała bezbolesna i szybka śmierć to skorzystałabym.Coraz bardziej widzę,że nikomu na mnie nie zależy.Wciąż tylko problemy,długi itp. a ja już nie daję rady.Wokół mnie nie ma raczej nikogo dorosłego kto wspierałby mnie jakkolwiek.Nie no najlepiej gdy jestem smutna zdołować mnie bardziej,zostawić bez wsparcia,pokazać że jestem nikim i zamknąć się w pokoju.

Mąż he ja tak naprawdę to nawet nie mam partnera,bo wydaje mi się,że partnerstwo trochę na czymś innym polega.

Ktoś wcześniej radził mi pogadać z mężem o moich problemach ale jak widać nie ma to sensu,bo u mnie nie ma partnerstwa a miłość to raczej tylko z mojej strony.

Cała aż się trzęsę z nerwów tak jestem wyprowadzona z równowagi.Najgorsze jest to,że to co dotyczy mnie i dzieci to mój tylko problem a nie jego.

BOŻE MÓJ JAK JA BYM CHCIAŁA ZNALEŹĆ W SOBIE ODWAGĘ I ODEJŚĆ Z TEGO ŚWIATA.

Nie wiem jak długo strach przed zostawieniem dzieci samopas i bólem powstrzyma mnie...czuję,że powoli ta nić pęka.

 

-- 20 sty 2015, 23:05 --

 

Szkoda,że nie mam z kim pogadać:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×