Skocz do zawartości
Nerwica.com

Potrzeba uzyskiwania litości i współczucia od innych


MarcinL

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

Gdzieś przeczytałem, że jedną z cech DDA jest potrzeba otrzymywania od innych współczucia i litości i zastanawiam się jak się tego pozbyć?

Moje życie to pasmo porażek, problemów i ciągłych dołków, jak nie moich to rodziny, czy bliskich, od kryzysu do kryzysu - długo by opisywać. I nie mogę się powstrzymać by podzielić się swoją dawką codziennych problemów z kimkolwiek, z każdym, jak tylko przydarzy się okazja, za każdym razem gdy ktoś zapyta się mnie 'co u Ciebie?' od razu opowiadam z czym obecnie nie mogę sobie poradzić lub co kiedyś mi się złego przydarzyło.

Prawdę mówiąc głównie żyje problemami, jest ich dość sporo i trzymam się chwiejnie i walczę, wiem że część jest do rozwiązania i jest tylko kwestią czasu, ale i tak narzekam i narzekam i narzekam i mam już tego dosyć.

Wszystko po to by ktoś mi powiedział, że mi współczuje? że dużo przeżyłem? lub po prostu podświadomie bardzo pragnę by ktoś mi w końcu pomógł bo ledwo daję radę?

Czy ktoś wie z czego to dokładnie wynika? Skąd to się bierze i jak to powstrzymać?

Zanim zdążę się ugryźć w język już zdążę palnąć coś o swoich problemach, a później wstydzę się, że ktoś wie jak bardzo beznadziejne mam życie. Bardzo chciałbym wszystko zatrzymywać dla siebie i pomimo wewnętrznego stresu, nerwów i lęków, które w sobie duszę i wiem, że to widać to jednak lepiej byłoby gdyby nikt nie wiedział czemu je mam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MarcinL, wiesz trochę inaczej do tego podejdź, z reguły jest tak im mocniej się przed czymś powstrzymujemy, staramy się coś zatrzymać to mocniej to się pojawia. Ponieważ dodajemy do tego stres i nerwy, staramy się robić na siłe.

 

Dlatego spróbuj zamiast tego podejść do tego obojętnie, wyrób sobie taką obojętność do tego. Jak nachodzi cię potrzeba zwierzenia się to po prostu ją ignoruj, nie staraj się jej stłumić niech sobie będzie. Podejdź jak jest to niech będzie; jak nie ma to nie ma. Jak się nie powstrzymasz i się komuś zwierzysz, nie ma problemu, niech to też będzie dla ciebie obojętne.

 

Zadaj sam sobie pytanie czy warto się tym tak dręczyć?? a nawet jak powiem czy to powód do nerwów?? Bądź do tego całkowicie obojętny

 

Zobojętniene na problem sprawia że znika,

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlatego spróbuj zamiast tego podejść do tego obojętnie, wyrób sobie taką obojętność do tego. Jak nachodzi cię potrzeba zwierzenia się to po prostu ją ignoruj, nie staraj się jej stłumić niech sobie będzie.

 

Mam podobny problem i takie podejście obojętności sprawia, że właśnie wszystko się ze mnie wyrywa.Ignorowanie po prostu pozwala temu płynąć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

Gdzieś przeczytałem, że jedną z cech DDA jest potrzeba otrzymywania od innych współczucia i litości i zastanawiam się jak się tego pozbyć?

Moje życie to pasmo porażek, problemów i ciągłych dołków, jak nie moich to rodziny, czy bliskich, od kryzysu do kryzysu - długo by opisywać. I nie mogę się powstrzymać by podzielić się swoją dawką codziennych problemów z kimkolwiek, z każdym, jak tylko przydarzy się okazja, za każdym razem gdy ktoś zapyta się mnie 'co u Ciebie?' od razu opowiadam z czym obecnie nie mogę sobie poradzić lub co kiedyś mi się złego przydarzyło.

Prawdę mówiąc głównie żyje problemami, jest ich dość sporo i trzymam się chwiejnie i walczę, wiem że część jest do rozwiązania i jest tylko kwestią czasu, ale i tak narzekam i narzekam i narzekam i mam już tego dosyć.

Wszystko po to by ktoś mi powiedział, że mi współczuje? że dużo przeżyłem? lub po prostu podświadomie bardzo pragnę by ktoś mi w końcu pomógł bo ledwo daję radę?

Czy ktoś wie z czego to dokładnie wynika? Skąd to się bierze i jak to powstrzymać?

Zanim zdążę się ugryźć w język już zdążę palnąć coś o swoich problemach, a później wstydzę się, że ktoś wie jak bardzo beznadziejne mam życie. Bardzo chciałbym wszystko zatrzymywać dla siebie i pomimo wewnętrznego stresu, nerwów i lęków, które w sobie duszę i wiem, że to widać to jednak lepiej byłoby gdyby nikt nie wiedział czemu je mam.

 

Mam podobnie. Na swojej terapii i na co dzień. Ale wcale nie chcę się tego pozbywać. Czuję, że tego potrzebuję. Być może czasem dobrze jest pocieszyć się samej, ale współczucie od innych jest potrzebne. Myślę, że można smiało prosić o zrozumienie, wysłuchanie, współczucie, o co tylko się potrzebuje, gdy jest kryzysowa sytuacja.

Ale tak mysle też, że to może wynikać, byc może bardziej u mnie, z tego że gdy ktoś mi współczuje, to mam wtedy potwierdzenie, że mam prawo do swoich emocji. Bo w moim domu nie było miejsca na moje emocje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich!

 

Przeglądając forum, trafiłam na ten wątek i już sam tytuł mówi właściwie wszystko o mnie... Mam taki sam problem jak Wy, chociaż teraz wydaje mi się, że udało mi się już go trochę zwalczyć, przynajmniej w pewnym stopniu. Kiedyś, jeszcze kilka lat temu, rozmowę z bliższymi znajomymi, którym mogłam zaufać (a przynajmniej tak mi się wtedy udawało...) prawie zawsze kierowałam na temat swoich problemów. Czasami nawet jak danego dnia czułam się w miarę dobrze, to i tak przypominałam sobie jakieś problemy czy negatywne emocje sprzed jakiegoś czasu i mówiłam o nich, czasami nawet wymyślałam cokolwiek, jeśli w danej chwili nic nie przychodziło mi do głowy, tylko po to, żeby druga osoba trochę mi współczuła, żeby jakoś się mną emocjonalnie "zaopiekowała", bo tego mi zawsze brakowało, od dzieciństwa byłam sama ze swoimi emocjami, nikt nigdy nie wiedział o moim smutku, nigdy nie przytulił mnie płaczącej itd.

 

Dopiero, kiedy zauważyłam, że przez to te osoby zaczynają się ode mnie odsuwać, niechętnie ze mną rozmawiać, zdałam sobie sprawę z tego, co robię i teraz już jest o tyle lepiej, że jeśli nie czuję się źle, to nie kieruję już rozmowy na swój temat, nie użalam się, nie wymyślam złych emocji czy problemów. Ale jeśli faktycznie nie daję sobie rady, jest coś nie tak, nadal czuję tę potrzebę opieki i wzbudzenia współczucia w drugiej osobie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czasami nawet jak danego dnia czułam się w miarę dobrze, to i tak przypominałam sobie jakieś problemy czy negatywne emocje sprzed jakiegoś czasu i mówiłam o nich, czasami nawet wymyślałam cokolwiek, jeśli w danej chwili nic nie przychodziło mi do głowy, tylko po to, żeby druga osoba trochę mi współczuła, żeby jakoś się mną emocjonalnie "zaopiekowała", bo tego mi zawsze brakowało, od dzieciństwa byłam sama ze swoimi emocjami, nikt nigdy nie wiedział o moim smutku, nigdy nie przytulił mnie płaczącej itd.

 

Może wynika to z tego, że jesteś przyzwyczajona do negatywnych emocji? Wtedy nawet jak jest lepiej, wraca się do schematu, który się zna. Kilka lat temu znałem osobę, która stała mi się dosyć bliska. Wreszcie poczułem, że jest ktoś komu mogę powiedzieć wszystko. Dużo rozmawialiśmy o problemach, rozumieliśmy się. Jednak czasem tego było za dużo. Czułem jak to wysysa ze mnie energię.

Myślę, że dobrze jak jest równowaga, jak widzimy, że drugi człowiek ma gorsze i lepsze dni.

Kiedyś bardziej czułem potrzebę rozmawiania o swoich problemach. Teraz też, ale nie oczekuję, że to mi pomoże, bardziej chce zobaczyć, że druga osoba jest w stanie zrozumieć. Zrozumiałem, że mamy prawo do swoich emocji, ale musimy pamiętać też o tym, że z drugiej strony jest człowiek, który też czuje i ma swoje problemy. Czasem trzeba się powstrzymać od rozmów na pewne tematy. W skrajnych przypadkach dochodzi do tego, że jedna osoba traktuje drugą, mówiąc brutalnie, jak worek na swoje emocje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej,

 

jestem po 2 latach terapii DDA i od pewnego czasu borykam sie z czyms podobnym. Wlasciwie to na pewno gdzies tam na koncu glowy mialam zawsze ten problem, ale teraz odczuwam go bardzo mocno. Terapia nauczyla mnie tego, by nie spychac przykrych uczuc, nie zajadac ich i nie zapijac. Wiec czuje i czuje. I to, co czuje, jest bolesne. Czuje ogromna pustke w sobie. Dziure. Czarna. Dziure, ktorej nie jest w stanie wypelnic nawet moj kochajacy chlopak. Tak bardzo chcialabym byc wazna dla swoich rodzicow (z ojcem nie mam kontaktu od 2 lat - od momentu, gdy poszlam na terapie, z mama nam sie nigdy nie ukladalo). Tak bardzo chcialabym, by sie mna zaopiekowali. Zadzownili, zapytali, jak sie mam, przyjechali, przytulili. Cala moja rodzina jest toksyczna, nerwowa. Jest tylko jedna osoba, z ktora czuje sie dobrze i ktora mnie nie rani krytyka - to moj mlodszy brat. Ale jest za mlody i nie moge go obarczac swoim stanem, wiec czuje sie sama samiutenka. Z rzeczy, ktorych ludzie pragna mam wszytsko - pieniadze, dobra prace, urode i kochajacego chlopaka. Ale od lat zzera mnie pustka, pragnienie i potrzeba bycia kochana wlasnie przez moja rodzine. Nigdy tego nie doswiadczylam i tak bardzo tego pragne. I wiem, ze tego juz nigdy nie poczuje. Jest mi z tym bardzo ciezko. Jednoczesnie zauwazylam, jak bardzo brakuje mi ludzi, ciepla, tego, by mnie ktos spontanicznie przytulil. Nikt tego nigdy nie robi, pewnie nieswiadomie postawilam mur dookola siebie. Wiem, ze to minie, jak wszystkie ciezkie uczucia, tylko trzeba pozwolic sobie na ten smutek, na te lzy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dopiero, kiedy zauważyłam, że przez to te osoby zaczynają się ode mnie odsuwać, niechętnie ze mną rozmawiać, zdałam sobie sprawę z tego, co robię i teraz już jest o tyle lepiej, że jeśli nie czuję się źle, to nie kieruję już rozmowy na swój temat, nie użalam się, nie wymyślam złych emocji czy problemów. Ale jeśli faktycznie nie daję sobie rady, jest coś nie tak, nadal czuję tę potrzebę opieki i wzbudzenia współczucia w drugiej osobie...

 

Jak udało Ci się to ograniczyć? Też mam tego świadomość, a dalej gęba mi się nie zamyka :?

 

Może wynika to z tego, że jesteś przyzwyczajona do negatywnych emocji? Wtedy nawet jak jest lepiej, wraca się do schematu, który się zna. Kilka lat temu znałem osobę, która stała mi się dosyć bliska. Wreszcie poczułem, że jest ktoś komu mogę powiedzieć wszystko. Dużo rozmawialiśmy o problemach, rozumieliśmy się. Jednak czasem tego było za dużo. Czułem jak to wysysa ze mnie energię.

Myślę, że dobrze jak jest równowaga, jak widzimy, że drugi człowiek ma gorsze i lepsze dni.

Kiedyś bardziej czułem potrzebę rozmawiania o swoich problemach. Teraz też, ale nie oczekuję, że to mi pomoże, bardziej chce zobaczyć, że druga osoba jest w stanie zrozumieć. Zrozumiałem, że mamy prawo do swoich emocji, ale musimy pamiętać też o tym, że z drugiej strony jest człowiek, który też czuje i ma swoje problemy. Czasem trzeba się powstrzymać od rozmów na pewne tematy. W skrajnych przypadkach dochodzi do tego, że jedna osoba traktuje drugą, mówiąc brutalnie, jak worek na swoje emocje.

 

(Przepraszam, że nie odpisywałem, zapomniałem o wątku.)

Właśnie o to mi chodzi.

Niepotrzebnie angażuję innych w swoje sprawy i nawet wtedy kiedy mam dobry humor - pierwsze skojarzenia w każdej rozmowie odnoszą się zawsze do czegoś z czym mam problem. Obarczam ich, a oni się ode mnie oddalają. Mimo to nie potrafię się pohamować.

 

Być może faktycznie dobrze jest się czasem zwierzyć dla samego wygadania się - ale wydaje mi się, że to dochodzi trochę do skrajności - zbyt wiele się opowiada lub zbyt często. Widzę, że niektórzy mają już dość, czasem nawet już sobie żartują z tego.

 

Dodatkowo jednocześnie chcąc litości i współczucia jednocześnie uważam je za uwłaczające mi. Czuję się upokorzony, gdy ktoś zna moje słabe strony - a przecież sam doprowadziłem do tego by ten ktoś je poznał.

 

Z tego co zauważyłem u innych to albo nie mają problemów wcale, albo umiejętnie wszystko przemilczają. I jeśli występuje opcja nr 2 to dałbym sobie rękę odciąć by też mieć w sobie tyle samozaparcia albo... obojętności do tego, by po prostu nie widzieć potrzeby zwracania na to wszystko uwagi.

 

I co pewien czas dostaje silnego przypływu energii "tak! tym razem naprawie wszystko, rozwiąże przynajmniej część" i za każdym razem jak tylko uda mi się to zrobić to przychodzi kolejny stos problemów. Więc mam dość i narzekam. I chcę by inni mi współczuli, wiedzieli, że się starałem i nic z tego nie wyszło. A potem przychodzą wyrzuty, po co ja to mówiłem, znów wiedzą że sobie nie radzę, że jestem tak głupi, że nie mogę z niczym sobie poradzić.

 

-- 09 kwi 2015, 19:10 --

 

Hej,

 

jestem po 2 latach terapii DDA i od pewnego czasu borykam sie z czyms podobnym. Wlasciwie to na pewno gdzies tam na koncu glowy mialam zawsze ten problem, ale teraz odczuwam go bardzo mocno. Terapia nauczyla mnie tego, by nie spychac przykrych uczuc, nie zajadac ich i nie zapijac. Wiec czuje i czuje. I to, co czuje, jest bolesne. Czuje ogromna pustke w sobie. Dziure. Czarna. Dziure, ktorej nie jest w stanie wypelnic nawet moj kochajacy chlopak. Tak bardzo chcialabym byc wazna dla swoich rodzicow (z ojcem nie mam kontaktu od 2 lat - od momentu, gdy poszlam na terapie, z mama nam sie nigdy nie ukladalo). Tak bardzo chcialabym, by sie mna zaopiekowali. Zadzownili, zapytali, jak sie mam, przyjechali, przytulili. Cala moja rodzina jest toksyczna, nerwowa. Jest tylko jedna osoba, z ktora czuje sie dobrze i ktora mnie nie rani krytyka - to moj mlodszy brat. Ale jest za mlody i nie moge go obarczac swoim stanem, wiec czuje sie sama samiutenka. Z rzeczy, ktorych ludzie pragna mam wszytsko - pieniadze, dobra prace, urode i kochajacego chlopaka. Ale od lat zzera mnie pustka, pragnienie i potrzeba bycia kochana wlasnie przez moja rodzine. Nigdy tego nie doswiadczylam i tak bardzo tego pragne. I wiem, ze tego juz nigdy nie poczuje. Jest mi z tym bardzo ciezko. Jednoczesnie zauwazylam, jak bardzo brakuje mi ludzi, ciepla, tego, by mnie ktos spontanicznie przytulil. Nikt tego nigdy nie robi, pewnie nieswiadomie postawilam mur dookola siebie. Wiem, ze to minie, jak wszystkie ciezkie uczucia, tylko trzeba pozwolic sobie na ten smutek, na te lzy.

 

Nie wiem czy jestem odpowiednią osobą, która powinna odpisać na Twój wpis i czy moja porada w ogóle będzie przydatna w jakikolwiek sposób, ale być może właśnie najlepszym sposobem wypełnienia tej pustki jest właśnie otworzenie się na innych - pozbycia się muru o którym piszesz. Zainicjowania pozytywnych interakcji, sytuacji. Zamiast oczekiwania na spontaniczne przytulenie - samej wychodzenia z takimi spontanicznymi zachowaniami wobec innych. Każda inicjatywa w stosunku do otwartych szczerych ludzi powinna spotkać się z jakimś oddźwiękiem, chociażby może wyjść z takim podejściem do zaufanych przyjaciół. Samemu sprawić komuś mały nieoczekiwany niezobowiązujący prezent, albo zaproszenia na pizze i porozmawianiu o czasach szkolnych lub niebieskich migdałach.

Sam ostatnio pomimo stałego zachowywania dystansu do innych zaproponowałem bliżej nieznanej mi osobie wspólną realizację pewnych projektów w wolnym czasie z uwagi na te same zainteresowania. Człowiek ten nawet nie zdaje sobie sprawy jak wiele zmienił w moim samopoczuciu, mimo, że nie spędzamy i tak wiele czasu na to, to i tak takie porozumienie bardzo dużo u mnie zmieniło i nie czuję się już tak źle jak wcześniej. Może warto spróbować takiej sublimacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może wynika to z tego, że jesteś przyzwyczajona do negatywnych emocji? Wtedy nawet jak jest lepiej, wraca się do schematu, który się zna. Kilka lat temu znałem osobę, która stała mi się dosyć bliska. Wreszcie poczułem, że jest ktoś komu mogę powiedzieć wszystko. Dużo rozmawialiśmy o problemach, rozumieliśmy się. Jednak czasem tego było za dużo. Czułem jak to wysysa ze mnie energię.

Myślę, że dobrze jak jest równowaga, jak widzimy, że drugi człowiek ma gorsze i lepsze dni.

Kiedyś bardziej czułem potrzebę rozmawiania o swoich problemach. Teraz też, ale nie oczekuję, że to mi pomoże, bardziej chce zobaczyć, że druga osoba jest w stanie zrozumieć. Zrozumiałem, że mamy prawo do swoich emocji, ale musimy pamiętać też o tym, że z drugiej strony jest człowiek, który też czuje i ma swoje problemy. Czasem trzeba się powstrzymać od rozmów na pewne tematy. W skrajnych przypadkach dochodzi do tego, że jedna osoba traktuje drugą, mówiąc brutalnie, jak worek na swoje emocje.

 

Bardzo możliwe, że jestem przyzwyczajona do negatywnych emocji, bo w sumie to właśnie one towarzyszą mi przez większą część życia, jednak myślę, że chodzi też o samotność, o deficyt uwagi innych osób - nauczyłam się, że tylko jeśli coś jest nie tak, inni zwracają na mnie uwagę, interesują się mną, więc w pewnym sensie robiłam wszystko, żeby ten stan utrzymać.

 

Jak udało Ci się to ograniczyć? Też mam tego świadomość, a dalej gęba mi się nie zamyka :?

 

Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, bo proces ograniczania tego trwał dosyć długo, nie umiem powiedzieć dokładnie, kiedy udało mi się to zmienić, ale też myślę, że nie jestem odpowiednią osobą do udzielania rad w tej kwestii, bo tak naprawdę popadłam ze skrajności w skrajność - teraz jestem zamknięta w sobie do tego stopnia, że tłumię emocje, ukrywam je często nawet sama przed sobą, wszystko wypieram, zagłuszam, a potem to wszystko wraca ze zdwojoną siłą i to właśnie te "powroty" wpędziły mnie w nerwicę, więc może lepiej będę milczeć. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdzieś przeczytałem, że jedną z cech DDA jest potrzeba otrzymywania od innych współczucia i litości i zastanawiam się jak się tego pozbyć?

 

A to dla mnie nowość, bo ja nie lubię współczucia, a tym bardziej litości. Zawsze mnie złości, gdy ktoś mi mówił, że mi "współczuje" albo, że jest im mnie "szkoda" (tego to już w ogóle nie toleruję).

 

Nawet po śmierci mojej matki koleżanki patrzyły na mnie z takim ogromnym współczuciem w oczach, a ja byłam wręcz wściekła (to było dwa lata temu, ale nadal pamiętam).

 

Nie wiem czy to wynika z mojego wiecznego udawania, że taka jestem silna i ze wszystkim dam sobie radę (głównie w przeszłości) :?:. Obecnie proszę o pomoc, przyznaję, że czegoś nie potrafię, płaczę - i to sporo, ale za silną nadal się uważam, tyle, że bardzo wrażliwą, o czym też otwarcie mówię. Ale współczucia nadal nie lubię i nie chcę. Co najwyżej zrozumienia, ale nie litości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×