Skocz do zawartości
Nerwica.com

Coś umiera


ComfortablyNumb

Rekomendowane odpowiedzi

Z góry przepraszam za trucie Wam wieczoru. Przecież dzisiaj był ładny dzień.

 

Dlaczego piszę? Bo dzisiaj coś we mnie pękło. Mam skończone 19 lat, mieszkam z matką w kawalerce. Właśnie poszła do kościoła, a dzisiaj o 16 zaczęła się awantura. Cały czas siedziałem w fotelu i nawet nie potrafiłem jej nic odpowiedzieć. 2 godziny minęły jak 10 minut. O 16 wróciłem do domu, a ona wyczuła ode mnie papierosy. Jakiś czas temu się dowiedziała. Od 2 lat palę, ale nie więcej niż 1 co 2 dni. Mam dużo problemów, a to mi daje namiastkę spokoju. Spokojnie, nie będzie o papierosach ten temat. To był tylko zapalnik do kłótni, o czym dalej.

Ostatnio nie mamy dobrych relacji. W sumie od dawna. Czuję obojętność. Powiedziała, że jestem nikim, że nie jestem nic wart. Żebym spierdalał z domu. Odpowiedziałem tylko, że jest śmieszna. Na początku nawet nie byłem zaskoczony. Emocji w sobie miałem tyle, co podczas oglądania reklamy. Nawet mnie to śmieszyło.

Macie mnie za patologię? Ok. Nie będę mówił, żebyście mnie nie oceniali. Wręcz błagam o to - oceńcie mnie. Sam już nie wiem, czy jestem diabłem, czy jestem normalny. Ja w Boga nie wierzę i o to też są kłótnie. Uważa, że zniszczyłem jej życie, bo od początku, kiedy tylko zyję, ona walczy z ojcem (którego widziałem parę razy w życiu) o wszystko: o alimenty, o spokój, o WSZYSTKO.

Czasem czuję, że mnie kocha, ale chwilami mam wrażenie, że ja nic nie czuję. Raz jest dobrze, a innego dnia czuję się na dnie.

Spotykam się z dziewczyną. Od niedawna. Jest 2 lata młodsza i zależy mi na niej. Nawet nie mam jak jej zaprosić do siebie, bo się wstydzę. Wstydzę się swojego mieszkania. Boję się, że jak matka się dowie, że chcę z kimś być, to podczas kłótni o papierosy, powie mi, że z nią mi się też nie uda. Że z nikim mi sie nie uda, bo jestem debilem. Takie coś już kiedyś usłyszałem. Boję się, że zostanę sam przez moje problemy. Miałem wiele problemów z kontaktami z ludźmi, ale od dwóch lat jest lepiej. Jestem wolontariuszem, a od marca do września pracowałem w warsztacie. Zarobiłem trochę i wtedy czułem, że coś w moim życiu jest dobrego, że mam siłę, by iść dalej. Zacząłem robic prawo jazdy i kupiłem samochód, który mi zniszczyli wandale i wczoraj poszedł na złom. Czuję, że mój dobry okres, który miałem przez ostatnie dwa lata się kończy.

Ponoć jestem nieodpowiedzialny. Jestem, ale mimo wszystko uczę się systematycznie do matury z matematyki i fizyki, bo chcę iść na politechnikę. Chcę mieć lepszą przyszłość, ale jak mam ruszyć, skoro nie mam w sobie energii? Gasnę. Gaśnie we mnie coś, co tak bardzo kochałem. W sylwestra pierwszy raz w życiu spędziłem z dziewczyną parę godzin, kiedy wtuleni w siebie nawet nie musieliśmy wiele rozmawiać. Myślę, że jestem w stanie ją pokochać. Jeszcze za mało się znamy, żebym mówił, że ją kocham. Łatwo powiedzieć... To była jedna z najpiękniejszych chwil w moim życiu. Inną było to, jak pijany i po wypaleniu trawy tańczyłem w Lizbonie z jedną włoszką rok temu... Mówcie, co chcecie, ale te dwie chwile zapamiętam do końca życia. To było najlepsze, co mnie w życiu spotkało. Nie mam sił i płaczę. Płaczę, bo nie wiem, co mam robić. Chciałbym mieszkać sam, ale wiem jakie są realia. Nie stać mnie na wynajęcie pokoju, a gdy pójdę do pracy, to przez 3 miesiące nie będę miał czasu na naukę. Zawalę studia. Nie mogę ich zawalić. Już i tak jestem rok w plecy.

Nie wiem, co będzie, jeśli moja matka naprawdę zadzwoni na policję i każe mi się wyprowadzić. Nie mam dokąd pójść. Może ktoś z moich bliższych znajomych by mi pomógł, ale co ja będę czuł? Wstyd. Wstyd, że nawet nie będę umiał wytłumaczyć, dlaczego tak jest.

Przez 17 lat swojego życia nie zdobyłem żadnych wspomnień. Nie pamiętam nic dobrego. Większość czasu przesiadywałem przed komputerem i płakałem, gdy szedłem spać, bo wiedziałem, że jutro będzie tak samo. Ciągle jestem porównywany do kogoś. Mówi, że ten kolega się lepiej uczy, że tamten jest dobrym synem. Ja umiem odpyskować, kiedy wiem, że ona nie ma racji. Nie chcę się godzić z fałszem.

Chciałbym mieć normalne życie. Nie takie bez problemów, bo takiego nie ma, ale przynajmniej takie, gdzie czułbym, że mam szansę spełnić swoje marzenia. Kiedyś to czułem i było wspaniale...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przezytalam Twoj temat z tamtego roku z kwietnia. Nic sie widze nie zmienilo? Nie zrobiles zadnego ruchu zeby sie wygrzebac z tej beznadziei ? Jakas terapia...moze leki... jakis plan do ktorego dazysz? Bo po tym co piszesz to wnioskuje ze tak tkwisz z matka w tej kawalerce bez konkretnego celu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poszedłem do pracy, dobrze zarabiałem. Miałem plany, teraz myślę, że gdybym pracował dłużej, to byłoby nas stać na wynajęcie większego mieszkania, przy wynajmowaniu obecnego. Robiłbym to. Pracowałbym po te 12 godzin, żeby nie czuć się podle, ale straciłem pracę. Nawet nie podano mi powodu. Tylko mogę się domyślać, bo współpracownicy byli zadowoleni, więc musieli coś nakłamać.

Gdybym pracował, to mógłbym zapomnieć o studiach. Rozumiesz o czym mówię? Co nie zrobię, to wyjdzie i tak beznadziejnie, bo albo nie będę miał przyszłośći (za parę lat) i będę pracował jak wół, w miejscu które będę nienawidzieć, albo będę nadal siedział w tym podłym układzie. Przecież to był właśnie mój krok, żeby ruszyć.

Nie byłem na terapii, bo przez większość czasu twierdziłem, że nie jest mi potrzebna, że to przejdzie. Plan na życie zawsze miałem. Zawsze był szczegółowy, poukładany. Teraz go nie mam... Oprócz studiów i mojej chęci bycia z kimś...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ComfortablyNumb,

 

Chciałam ci napisać że nie jesteś.

Że, twoja matka sama ma problemy z głową, że absolutnie nie jesteś bardziej zaburzony od niej. To "zło" które widzisz w sobie, wzięło się ze zła istniejącego w twoim otoczeniu, z bezradności, nieumiejętności życia, rozumienia siebie i innych, emocji, niedojrzałości,..

 

Jest taka dobrze uzasadniona koncepcja, że nawet schizofrenia nie bierze się z genów ale z zaburzonych relacji w rodzinie. Ale rodzice nie mają siły wziąć odpowiedzialności na siebie i wziąć się za to i samemu pójść na terapię, bo to jest bardzo bardzo ciężkie i nie każdego stać na to by się tak emocjonalnie odsłonić.

Zawsze lepiej kogoś innego obwinić.

Nie zmienisz swojej matki, bo nie można zmienić kogoś kto tego nie chce, ona ma swój własny garb do noszenia przez całe życie.

 

Jedyne co możesz zrobić to zadbać o siebie, tak jak uważasz że na ten moment potrafisz. Czy to będzie terapia, czy coś innego to już twój wybór i twoja świadomość.

 

A to że ona cię zniechęca do dziewczyn to, to jest też chore ;-(

to tak jakby chciała cię mieć dla siebie ;-( ona kiedyś umrze.. a ty zostaniesz sam z spierdoloną psychiką.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niedojrzałość... Sam nie wiem, czy jestem gówniarzem, czy hipokrytą. W swoim życiu momentami czuję się jak król, a czasem jak małe dziecko karcone przez matkę. Gdy patrzę na problemy moich znajomych, powody ich kłótni w związkach, to myślę sobie, czy ci ludzie nie mają za dobrze? Czy muszą sobie sami tworzyć ściany, których nie potrafią przejść? Kłótnie o spóźnienie 10 minut, o spotkanie się z koleżanką/kolegą. Myślę, że ja bym się nie kłócił o takie rzeczy. Nie byłbym tak cholernie zazdrosny, ale pewnie bym spieprzył na innej płaszczyźnie. Idąc tym tokiem, to wszyscy jesteśmy niedojrzali ;)...

 

Muszę iść na studia, bo to jest jedna z niewielu rzeczy, jaka mnie jeszcze trzyma i daje nadzieję. Boję się tylko, jak to wszystko się potoczy, w czasie mieszkania razem.

Z jednej strony jestem jej wdzięczny za pomoc w moich sprawach z ojcem i w pchaniu tego wózka przez tyle lat, a z drugiej strony nie mam przez sporo czasu do niej uczuć, jakie powinien mieć syn.

 

Dzisiaj też... Miałem iść do pubu na kabaret, żeby się napić ze znajomymi, a wyszło, jak wyszło ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chodziło mi to że twoja matka jest niedojrzała i że jeśli chcesz mieć choć trochę lepszą świadomość niż ona musisz się wysilić bardziej niż ona to zrobiła w swoim życiu.

Ona ci pokazała i nauczyła cię tego jak się żyje na jej sposób i jeśli Ci to odpowiada to tak też można.

 

twoje uczucia do niej to nie jest twoja wina tylko wypadkowa tego co się z nią dzieje i z tobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z jednej strony jestem jej wdzięczny za pomoc w moich sprawach z ojcem i w pchaniu tego wózka przez tyle lat,

e zaraz ..a to laska jakas? To oni nie ptrafia sie dogadac, to oni wybrali siebie a potem to spieprzyli. Jak sie ludzie decyduja na dziecko to zadna laska ze potem pchaja ten wozek latami bo na tym polega rodzicielstwo. Ktos takiego ojca Ci wybral

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jejku sorry że ja tak autorytarnie Ci piszę - jakbym była co najmniej Bogiem i wszystko widziała przez ściany :-)

 

ale nie wierzę że to Twoja wina.

I zawsze możesz spróbować mieć inne życie, lepsze,... pójść na terapię. Oczywiście może Ci się nie udać, nie ma reguły.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14, Nie broń mnie tak mocno! Idź na adwokata. Na to nigdy nie jest za późno ;). Wiesz, niby tak, ale niektórzy ludzie pokazują się z prawdziwej strony po czasie. Poznali się w 1994, ja już byłem w 1995, więc dość szybko (przynajmniej wg mnie) i po tym czasie się zaczęło sypać - przemoc i te sprawy. Ojciec mówił, że chce mnie widzieć, ale jest po wylewie na wózku, ma 76 lat... a ja nie mam jak się z nim skontaktować, bo jego otoczenie mnie izoluje. To jest jedna z tych spraw, jakie będą mnie kłóć do końca.

 

wel2, Może nim jesteś? Tego nie wiadomo. Każdy trochę z wszystkowiedzącego ma, a to czasem jest pozytywne, bo można wyłapać coś przydatnego ;). Ja też nie wierzę, że to moja wina. Na pewno nie w całości. Mojej matki też nie. Po prostu tak się wszystko ułożyło, a my na to sobie pozwoliliśmy. Moja matka wierzy bez rozsądku w Boga, Jezusa i te sprawy, akurat po jej operacji, kiedy mało nie umarła. Właśnie wtedy - jakoś rok temu doznała "nawrócenia". Na początku mnie to bawiło, a teraz już widzę, że to nie jest dobre. Każdy ma w sobie coś głupiego - moja matka ma ślepą wiarę, a ja mam moje papierosy, alkohol i karaoke w pubie. I co najgorsze każdy z tej głupoty się cieszy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ComfortablyNumb, czyli lubisz to swoje życie... ale coś w nim umiera... i pewnie będzie dalej umierało aż za kilka lat to już będzie taka martwica że ledwo ręką podniesiesz :P

 

pewnie, że nie należy kogokolwiek obwiniać. Tylko dobrze sobie kiedyś zdać sprawę co to są te słowa, które tak ci odbierają energię. Taki wzorzec wychowania przekazywany z pokolenia na pokolenie. A może być inaczej, ale często nie ma siły na zmianę.

Już lepiej przyrosnąć do tego fotela z piwem w ręku. No bo co to jest życie, kto by to wiedział. Wszyscy mają problemy z emocjami czy się ma puste konto w banku, czy się jest milionerem bez różnicy - jedno licho :P

Po co się zmieniać.... wystarczy że raz na jakiś czas się ponarzeka na forum i można już spokojnie dalej sączyć piwo. Pewnie że można.

Tylko znajdź sobie jakąś fajną dziewczynę do towarzystwa :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wel2,

Na teraz to jest dobry odchamiacz raz w tygodniu, ale celując w dobrą pracę w przyszłości, nie mogę przyrosnąć z piwkiem do fotela. Wygodne to, ale bolesne na dłuższą metę. Takie moralne odleżyny. Teraz niby weselszy jestem, bo jak widać mam dostęp do internetu - znaczy nie została wezwana policja. Sukces jak cholera.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14, Widzę, że umiesz rozsądnie myśleć, więc Twoje dziecko będzie normalne - nie to, co ja ;). Problemem nie jest rozwód, tylko zachowanie ludzi po rozwodzie. Czasem lepiej się rozwieść, niż truć związek, którego przecież nie ma i wychowywane dziecko. O dziecko się nie martw. Poradzi sobie z tym wszystkim.

 

-- 13 sty 2015, 22:49 --

 

wel2, Na parę dni na pewno, później znów to samo. No właśnie...trzeba pracować nad sobą, szczególnie, gdy jest ciężko. Ależ ja teraz jestem mądry po tym wszystkim. Mimo wszystko - nie polecam być mądrym. Głupi ma w życiu łatwiej i cieszy się z małych rzeczy. Daję 2/10. ;)

 

-- 15 sty 2015, 16:30 --

 

Dzisiaj podobna sytuacja. Coraz częściej myślę o terapii, bo bez tego chyba będzie ze mną słabo. Dzisiaj podczas rozmowy, którą zaczęła i którą sprowadziła do tematu...tak, kurwa, wiary, powiedziała, że wtedy podczas jej operacji poczuła ciepło i w sumie to i tak by przeżyła, bo to był cud, a nie zasługa lekarzy ( którzy napierdalali defibrylatoren, żeby przeżyła).

Coraz gorzej mi z tym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×