Skocz do zawartości
Nerwica.com

Brzydzę się sobą i nie chcę już żyć


noszila

Rekomendowane odpowiedzi

Wybaczcie, że może powielam jakiś wątek, zaśmiecam...najwyżej wyląduje to w koszu. Ale ja już naprawdę nie wiem co myśleć i co robić. Nie daję już rady ze sobą...

 

Dla niewtajemniczonych w wielkim skrócie jestem DDA i cierpię na depresję, lęk uogólniony, ataki paniki i cholernie niskie poczucie wartości.

 

I głównie do tego ostatniego chciałabym się odnieść. Nienawidzę siebie. Coraz bardziej. Znowu mam ochotę sobie coś zrobić, skrzywidzić samą siebie, zadać sobie ból, pociąć się żyletką jak dawniej.

Każdy dzień to męka. Ciągle słyszę w głowie głos krytyka który przypomina mi, jaka beznadziejna jestem i że do niczego się nie nadaję, a ponadto że jestem wstrętna, odpychająca i nic dobrego w życiu mi się nie należy. To jest po prostu jak głos siedzący w głowie. Czasem siadam, ściskam głowę, zatykam uszy, próbuję go nie słyszeć ale on powtarza, śmieje się ze mnie i w kółko mi docina...

 

Spotykam się od jakiegoś czasu z facetem. On ciągle mi powtarza, że jestem śliczna, mówi mi różne komplementy, a ja nie wiem czemu ale sprawia mi to ból. Zamiast się cieszyć, to mnie to jakoś tak paraliżuje, ściska, dusi, nie wiem co robić, czuję się przybita, zdezorientowana, chce mi się płakać, krzyczeć; najchętniej uciekłabym i schowała się gdzieś w kącie z głową wtuloną w kolana. Zamykam oczy, zaciskam powieki jak dziecko, które myśli że jak zamknie oczy to go nie będzie widać.

Brzydzę się sama sobą. Z jednej strony pragnę ciepła, bliskości, przytulenia jak małe dziecko, jak opuszczony pies...a z drugiej naprzemian wzdrygam się i sztywnieję, czuję ogromny strach, wstyd za siebie, za swój wygląd i swoje "ja".

 

Piszę do Was, bo niestety ale nawet psycholodzy, kiedy mówię im zwłaszcza o tym, że nienawidzę samej siebie, że się siebie brzydzę to robią wielkie oczy... Poza tym to chyba jedyne miejsce, gdzie mozna wylać z siebie wszystko...

Chodzę na terapię. Ale obawiam się, że nie udźwignę tego wszystkiego zbyt długo. Nie potrafię.

Chce mi się wyć do utraty tchu. Czasem mam dziwne poczucie, że chciałabym żeby facet zrobił mi krzywdę...fizyczną...żebym mogła poczuć ból, żebym dostała to na co zasługuję...

Nie wiem co będzie, kiedy dojdzie między nami do większego zbliżenia...boję się, że się rozpłaczę ze wstydu i nienawiści do siebie.

Nigdy zresztą wcześniej seks nie dawał mi przyjemności jako takiej. Zawsze było to dla mnie jedynie rozładowanie napięcia, po którym i tak czułam się podle, jak szmata. Na dodatek zawsze jakąś względną satysfakcję dawało mi tylko odczuwanie bólu. Moje myśli krążyły wokół pragnienia odczuwania bólu, bycia skrzywdzoną, poniżoną, popchniętą, może nawet uderzoną...to mnie pociągało i nadal siedzi w środku. Ból i płacz jednocześnie dawałby ukojenie. Cierpienie jednoczesnym spełnieniem.

 

Czuję, że rozsypuję się na kawałki. Jest coraz gorzej. Nie dosyć, że nadal pragnę bólu fizycznego, cierpienia, okaleczenia, ran, widoku krwi...że pragnę końca, własnej śmierci....to nie potrafię wierzyć w to, co słyszę dobrego od tego faceta. Nie rozumiem samej siebie, ale kiedy on mówi o mnie tak dobrze, to jedynie pragnę się rozpłakać, chcę błagać żeby przestał, że te pozytywne komentarze mnie paradoksalnie bolą psychicznie!

Na dodatek żaden psycholog którego dotychczas spotkałam tego nie rozumie. Nie rozumie, jak mogę aż takie rzeczy czuć i tak bardzo siebie nienawidzić i czuć taki wstręt do siebie.

Jestem tak strasznie zmęczona...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, czuję się podobnie. Zwłaszcza w okresach nasilonej depresji. Nienawiść do siebie powoduje, że w najlżejszym stopniu zaniedbuje siebie a w najcięższym tnę się i robię sobie różne złe rzeczy.

 

Długo siedziałam i rozkminiałam to w gabinecie psychoterapeuty. Są we mnie jakieś iskierki dobra, motywacji i różnych pozytywnych uczuć ale czemu wciąż jestem taką straszną sadystką wobec samej siebie... To forma ucieczki od rzeczywistości. Zamiast poradzić sobie ze złością do innych ludzi - rodziców, chłopaka, znajomych którzy mnie krzywdzą (może nie w jakiś traumatyczny sposób np. jakąś złośliwą uwagą) to złość kieruję na siebie. Wyrażam ją dopiero jak się nagromadzi aż po sufit i reakcja na drobnostkę jest za duża do sytuacji i wciąż dotyczy mnie a nie kogoś innego.

 

Dodatkowo długo rozmawialiśmy o tym by nauczyć się rozróżniać sytuacje w których ktoś mnie krzywdzi i "oddzielić" mnie od tej sadystki - czyli samej siebie. Jak pojawiały się takie myśli to omawiałam ich sens i racjonalizując różnego rodzaju lęki i nienawiść do siebie za coś. Często docieraliśmy do muru jakbym było "bo jestem potworem". Ale z czasem potwór został uwięziony w klatce i zdaje sobie z tego sprawę kiedy wychodzi. I w sumie zależy ode mnie na ile mu pozwolę dokonać zniszczeń.

 

Uświadomił mi również, że mimo wszystko jest niewiele rzeczy w moim życiu dla których warto jednak budować a nie niszczyć. Mam silne poczucie obowiązku chodzenia do pracy i jakoś udało mi się chociaż na tym podnieść się z kolan.

 

Nigdy nie nauczyłam siebie kochać. Krok po kroku staram się to budować robiąc dla siebie różne dobre rzeczy, afirmując siebie i w dobrych chwilach mówię sobie, że siebie kocham. Kilka lat temu byłoby to niemożliwe... ale widzę, że to zaczyna działać! Wracają dobre uczucia... są to jak pęknięcia w wielkiej kupie gówna którą się czuję....

 

W gorszych chwilach odnoszę się do innych osób i proszę by powiedziano mi coś miłego... takiego co mogłabym się chwycić i nie "polecieć" z tematem... Staram się tego nie kwestionować bo skoro są ze mną i mnie kochają to kwestionowanie tego jest ranieniem tych ludzi.

 

Jeśli chodzi o seks to spróbuj BDSM. Może da Ci większą satysfakcję i w jakiś sposób "nakarmi" potwora.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja Ciebie rozumiem.

Też miałam i miewam jeszcze czasami momenty, że siebie nienawidzę. Rodzic mnie szarpał, upokarzał od dziecka. Jak dorosłam zaczęłam szukać fizycznego i psychicznego bólu u mężczyzn. Rozumiem Cię. Też nie potrafię przyjmować komplementów.

Dziwią mnie Ci Twoi terapeuci. Oni bagatelizują sprawę przecierając oczy ze zdumienia kiedy mówisz, że się nienawidzisz. Przecież to typowe dla osób zaburzonych. Ja nie wiem, czy Ci ludzie są jacyś niedouczeni czy zwyczajnie głupi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

może jesteś w związku na który nie jesteś gotowa? Jesteś z mężczyzną, ale nie wierzysz, że Cię kocha, może chciałabyś poczekać dopóki będziesz całkowicie pewna tego, że on jest z Tobą z miłości. A co jeśli dojdzie do większego zbliżenia? Boisz się tego, chyba nawet nie chcesz. I stąd chcesz siebie ukarać, że robisz coś wbrew sobie, coś do czego nie jesteś w pełni przekonana.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W gorszych chwilach odnoszę się do innych osób i proszę by powiedziano mi coś miłego... takiego co mogłabym się chwycić i nie "polecieć" z tematem... Staram się tego nie kwestionować bo skoro są ze mną i mnie kochają to kwestionowanie tego jest ranieniem tych ludzi.

 

Jeśli chodzi o seks to spróbuj BDSM. Może da Ci większą satysfakcję i w jakiś sposób "nakarmi" potwora.

 

To już duży sukces, że potrafisz poprosić o miłe słowa, komplementy które mogłyby Cię wesprzeć. Moim problemem nadal jest to, że dobre słowa i opinie na mój temat są jak ostre igły które wbijają mi się w głowę. Nie wiem dlaczego wywołuje to ból psychiczny.

No i właśnie. Problemem jest ból psychiczny, nie umiem sobie z nim radzić, a z kolei mam pociąg do bólu fizycznego...

Bardzo mądrze piszesz, że rani się bliskie osoby kiedy zaprzecza się ich słowom. Wiem, że robię źle...

Co do BDSM to nie byłabym w stanie zrobić tego z kimś, z kim nie łączy mnie głębsze uczucie, a z kolei obecny facet...cóż, nie wiem czy byłby z tego zadowolony a ponadto jest zbyt wcześnie żeby w ogóle o tym mówić w tej relacji.

 

-- 08 sty 2015, 12:28 --

 

Jak dorosłam zaczęłam szukać fizycznego i psychicznego bólu u mężczyzn. Rozumiem Cię. Też nie potrafię przyjmować komplementów.

Dziwią mnie Ci Twoi terapeuci. Oni bagatelizują sprawę przecierając oczy ze zdumienia kiedy mówisz, że się nienawidzisz. Przecież to typowe dla osób zaburzonych. Ja nie wiem, czy Ci ludzie są jacyś niedouczeni czy zwyczajnie głupi.

 

A czy nadal szukasz tego bólu? Jak sobie z tym radzisz?

 

Nie wiem, może sposób w jaki mówię o swojej nienawiści jest niezrozumiały i nawet przerażający dla terapeutów. Jakoś czasem trudno im przyjąć do wiadomości, że można mieć do siebie aż tak silną niechęć.

 

-- 08 sty 2015, 12:31 --

 

może jesteś w związku na który nie jesteś gotowa? Jesteś z mężczyzną, ale nie wierzysz, że Cię kocha, może chciałabyś poczekać dopóki będziesz całkowicie pewna tego, że on jest z Tobą z miłości. A co jeśli dojdzie do większego zbliżenia? Boisz się tego, chyba nawet nie chcesz. I stąd chcesz siebie ukarać, że robisz coś wbrew sobie, coś do czego nie jesteś w pełni przekonana.

 

Wierzę, że mnie kocha, bo pokazuje to w czynach i gestach, a nie tylko słowach. Tylko trudno mi pojąć, za co mnie kocha.

Co do zbliżenia może i pewnym sensie masz rację, że nie chcę go ale z tego powodu, że boję się iż znowu potraktuję tą sytuację wyłącznie w kategorii poczucia swojego poniżenia, oddania się komuś, dawania przyjemności drugiej osobie jednocześnie wciąż myśląc tylko o tym, jak okropna jestem i czy lada moment nie usłyszę tego, jesli nie od niego, to od samej siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

noszila, pracowałam nad sobą długo. Byłam na terapii grupowej i indywidualnej. Znalazłam kochającego, wrażliwego partnera, który nie lubi bdsm w łóżku. Zaakceptowałam to i już mnie do tego nie ciągnie. Nie chcę sobie sprawiać więcej bólu bo już wiem, że zasługuję na to by siebie szanować i akceptować. Zaczęłam robić to co ja chcę a nie inni. Czytam dużo mądrych książek o psychologii, np. wszystkie Kępińskiego. Wiesz, wiele czynników składa się na to, że jest ze mną lepiej. Sprzyjają mi sytuacje i ludzie. Ale to się zmieniło dopiero po terapii. Przed nią przebywałam z toksykami, psycholami. Po terapii, kiedy mi się poprzestawiały wartości i wzrosła samoświadomość ciągnie mnie do normalnych ludzi. Zaczęłam patrzeć krytycznie na tą obłudną "fajność" którą widziałam w toksykach, ryzykownych sytuacjach i zachowaniach. Cenię sobie miłość, oddanie, wzajemność, spokój. No ale Twoje problemy mogą mieć inny profil psychologiczny, bo ja np. nie cięłam się nigdy ale nadużywałam imprez, ludzi, alkoholu. Taka ucieczka od życia. Już mi to nie potrzebne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, wiele czynników składa się na to, że jest ze mną lepiej. Sprzyjają mi sytuacje i ludzie. Ale to się zmieniło dopiero po terapii. Przed nią przebywałam z toksykami, psycholami. Po terapii, kiedy mi się poprzestawiały wartości i wzrosła samoświadomość ciągnie mnie do normalnych ludzi. (...)Taka ucieczka od życia. Już mi to nie potrzebne.

 

Przestawienie wartości...mam taki ogromny opór przed tym i gruby mur, że nie wiem czy to jest wykonalne, dlatego coraz częściej myślę, że jednak nic a nic się nie da z tym zrobić i zmienić.

Mówisz, że już nie potrzebujesz tych ryzykownych zachowań, czyli po prostu jakby znalazłaś w życiu inne, które Ci je zastąpiły, a które są bardziej zdrowe ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niewiele się zmieni jak nie chcesz tego zmieniać...

 

Brakuje mi siły, wiesz, już wiele lat walczę z tym nieustannie i czuję się zapędzona w róg bez wyjścia. Nie umiem ruszyć z miejsca, w którym się znalazłam.

 

Ciociu Arashko tylko się nie denerwuj niepotrzebnie, bo szkoda Twojego zdrowia a nie chcę żeby znów zrobił się off-top i niepotrzebna nerwowa dyskusja :hide:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Brakuje mi siły, wiesz, już wiele lat walczę z tym nieustannie i czuję się zapędzona w róg bez wyjścia. Nie umiem ruszyć z miejsca, w którym się znalazłam.

 

Negatywna afirmacja też nie jest dobrą drogą. Ciągłe powtarzanie sobie tego samego sprawia, że staje się to prawdą.

Wiem, że to nie jest łatwe bo sama często się tak czuję. Dlatego warto na terapii zacząć szukać tej swojej dobrej strony, którą widzą inni i za którą Cię kochają.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Negatywna afirmacja też nie jest dobrą drogą. Ciągłe powtarzanie sobie tego samego sprawia, że staje się to prawdą.

 

Staram się nie powtarzać sobie już takich złych, negatywnych komunikatów, tylko problemem jest głos krytyka, który pojawia się w głowie zanim zdążę się zorientować i którego nie zawsze umiem zagłuszyć. Czuję się jakby mi ktoś siedział w głowie albo za uchem i ciągle coś powtarzał a ja nie wiem jak to wyłączyć :bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

noszila, to już podpada pod natręctwa myślowe :? Znam temat aż za dobrze, aczkolwiek nie w kontekście samoakceptacji, ale mechanizm jest bardzo podobny.

 

Boję się powiedzieć wprost "słyszę głos" bo wiadomo jak to zabrzmi :zonk:

E...tak na serio o każdy słyszy jakiś głos w swojej głowie...nie przywiązywałabym się do tego za bardzo :D

 

Ciągle słyszę w głowie głos krytyka który przypomina mi, jaka beznadziejna jestem i że do niczego się nie nadaję, a ponadto że jestem wstrętna, odpychająca i nic dobrego w życiu mi się nie należy. To jest po prostu jak głos siedzący w głowie. Czasem siadam, ściskam głowę, zatykam uszy, próbuję go nie słyszeć ale on powtarza, śmieje się ze mnie i w kółko mi docina...

To nie tak. Nie walcz. Wszystko z czym walczysz wzmacniasz jedynie. Zaakceptuj, że jest on jakąś częścią Ciebie (niezależnie skąd i od kogo się wziął). Wysłuchaj co mówi, podziękuj i powiedz mu, że myślisz inaczej. Znajdz coś co Ci się w sobie podoba (na pewno to jest, tylko poszukaj dobrze, choćby jedna, najmniejsza rzecz) i powiedz mu o tym. A później mu powiedz, żeby sobie odszedł. Z szacunkiem. I tak za każdym razem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pamiętam, że przed terapią chyba nikt nie mógłby mnie przekonać, że jestem coś warta. Dopiero terapeutka - wrażliwa i widać dobra, pokazała mi że jednak jestem. I to, że tak siebie źle postrzegam nie jest moją winą, jest to wypaczone.

Nie zamieniłam się w gnuśnego narcyza - może tego się boisz. Ale kiedy zrozumiałam, że należy mi się szacunek od innych a zwłaszcza od samej siebie, trochę się zmieniło. Właściwie bardzo. Wcześniej związki z toksykami. Teraz jestem kochana, komplementowana... choć dostaję czasami w kość, bo mam jeszcze kilka nieuświadomionych parszywych zachowań. No i staram się robić w życiu to co chcę. Wyeliminowałam durnoty, sprawy nieistotne, które truły moją głowę.

 

-- 09 sty 2015, 01:20 --

 

Istotne, żeby dostrzec w życiu co jest ważne. Życie jest kruche. Szukajmy w nim ciepła, więzi takiej prawdziwej, szanujmy ludzi którzy chcą być obok nas. Nie wymagajmy od siebie cudów. Ale starajmy się być dobrymi dla tych, którzy na to zasługują.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14, dziękuję :)

Ale zaznaczam że ja w tej chwili mam dobry czas. Dobre rzeczy mnie spotykają. Choć nawet teraz czasami to gówno do mnie wraca w postaci "głosów" - nie jesteś tego warta, umrzyj. Ale ja już wiem że to choroba. Że to się wytworzyło przez to w jakich warunkach dorastałam. Że mam prawo do takich myśli, bo byłam tak gnębiona. I już to akceptuję. To maleństwo we mnie nie potrafiło inaczej zareagować na to zło. Bo jak inaczej mogło, gdy widziało jak ojciec kopie po brzuchu leżącą matkę? No przecież nie pomyślało - ojej życie takie nieprzewidywalne, piękne, nic tylko brać. :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NaaN, a teraz masz już całkowity spokój ? Bo to cholerstwo lubi wracać :zonk: Trzeba się mieć na baczności, a raczej mieć świadomość, żeby nie dać się ponownie wkręcić.

 

Nie, nie mam spokoju. Wraca ale nie straszne. Radzę sobie tak, że jesli jest to coś nowego to nad tym pracuję, a jak jakaś staroć z pajęczyny spadnie to po prostu wyśmiewam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×