Skocz do zawartości
Nerwica.com

rozpad związku, choroba i natłok problemów


Rekomendowane odpowiedzi

Witam!

Piszę na forum, ponieważ trochę brakuje mi już metod walki z problemami. Zdiagnozowano mi nerwicę w lutym, wtedy też zacząłem brać antydepresanty (zszedłem z nich w połowie wakacji i nie biorę do teraz) i uczęszczać na psychoterapię. Miesiąc później wszedłem w związek z dziewczyną. Mieliśmy na początku problemy, ona weszła w związek z cieniem byłego chłopaka, który ją zdradzał i nie chciał zaprzestać kontaktu, ja wszedłem ze swoją nerwicą. Ponieważ nie była na początku do końca fair wobec mnie i utrzymywała kontakt z byłym chłopakiem na poziomie flirtu, bardzo nadszarpnęło to moje zaufanie do niej. Od tego zaczęły się lekkie trudności, ja miałem problemy z zaufaniem, ona z otworzeniem się - jednak rozwiązywaliśmy je na bieżąco, ja w ogóle zaprzestawałem kontroli czy bycia zazdrosnym, ona się coraz bardziej otwierała. Co ciekawe, przez pierwsze 2 miesiące związku nie byłem w niej zakochany, ani nawet zauroczony. Nie była dziewczyną moich marzeń jeśli chodzi o zainteresowania, błyskotliwość czy inteligencję, ale wraz z psychoterapią uczyłem się, że nie jest to konieczne. Związek był piękny, pełen emocji i wzruszeń i przez większość czasu to ona była tą bardziej zakochaną. Problemy zaczęły się we wrześniu/październiku, gdy ze względu na stres związany ze szkołą zaczęła mieć bóle brzucha, problemy ze snem i inne nerwowe sprawy. By wykluczyć choroby fizyczne chodziłem z nią po ginekologach, byłem z nią w szpitalu i nic nie wykryli. Już wcześniej sugerowałem, że to może być kwestia depresji (co sugerowała jej psycholog szkolna zanim się jeszcze poznaliśmy). Nie wiem jednak czy to rzeczywiście był problem z tym, bo ona na początku zaczęła upatrywać problemów w naszym związku, że za mało wychodzimy, że boi się wypalenia tak samo jak z poprzednim chłopakiem itp. Później zaczęła sugerować, że nie wie co do mnie czuje, więc zdystansowałem się emocjonalnie, by dać jej przestrzeń - zadziałało to pozytywnie, bo z płaczem już po jakimś czasie mówiła, że mnie kocha, ale że jest zagubiona. Niestety, kłótnie bywały u nas coraz częściej, starałem się w żadnej rozmowie nie używać ironii, złośliwości czy wypominania, ona natomiast stosowała wszelkie taktyki, których w związku się nie stosuje, tj. sarkazm, ironię, chamstwo. Rozstała się ze mną w Boże Narodzenie przez smsa - dla mnie był to ciężki okres, bo byłem chory, ale wraz z pomocą znajomych starałem się to przetrwać. Nie minęły 2 dni i ona zaczęła sugerować, że jest jej strasznie beze mnie, że mieliśmy tyle planów i że wciąż ma do mnie uczucia, więc spotkaliśmy się 3 dni temu. W końcu pogadaliśmy trochę zdystansowani, pierwszy raz w sposób prosty, normalny i bez kłótni - oboje przytuliliśmy się wiedząc, że teraz nie da rady do siebie wrócić i płacząc, że tak musimy się rozstać.

Mimo tego jako tako utrzymujemy kontakt, ona mówiła, że chce spróbować jeszcze raz, ale wiem, że natychmiastowy powrót będzie również powrotem do całego bólu, który nam się zgromadził podczas problemów przez ostatnie półtora miesiąca związku.

W czym jest mój problem? Ano w tym, że chciałbym zacząć robić coś dla siebie i zacząłem ćwiczyć, szukać nowych hobby etc. Niestety moje zdrowie nie jest w najlepszej kondycji i po raz 2 w tej przerwie świątecznej dopadła mnie choroba, co trochę uniemożliwia robienie czegokolwiek. Jest mi ciężko, mam chorobę Crohna, która mimo bycia zaleczoną działa na ogólne osłabienie organizmu. Jestem teraz przed sesją i mam dużo nauki, siedzę chory i nie wiem co ze sobą zrobić. Mam chęć odezwania się do niej i "wyżalenia się", ale wiem, że teraz nie mogę tego zrobić, bo będę miał tylko wyrzuty sumienia związane z moją słabością.

W tym roku piszę licencjat z ekonomii, później idę na psychologię - niezależnie od tego ile złych słów padło z jej ust w moją stronę, staram się wyjść z tego ze zdrowym przeświadczeniem, że nigdy nie jest to wina jednej ze stron. Po prostu cholernie ciężko mi mając tyle trudności, gdyż to w jej osobie mój umysł dopatruje się pomocy. Dodam, że mam 21 lat, a ona 18, nie mam do niej o nic pretensji, ale wiem, że z komunikacją w związku, gdy już przeszła jej faza zauroczenia było ciężko, gdyż ona jest bardzo impulsywna i pisze rzeczy, których nie sposób później zignorować.

Wiem, że powrót do niej nie rozwiązałby problemów, bo wielu rzeczy nie widzi, albo widzi, tylko potrzebuje kilku dni wybuchów, by w końcu przyznać, że miałem rację. To więc, wraz z moją chorobą, powodują u mnie uczucie bezsilności, gdyż w moim obecnym stanie jest jedyną osobą, która mogłaby zaspokoić moją potrzebę wsparcia/zrozumienia/bycia kochanym, ale jest też osobą do której powrót byłby możliwy tylko wtedy, gdy sam nauczyłbym się zaspokajać te swoje potrzeby bez pomocy innej osoby, bo inaczej żyłbym w ciągłym stresie, że znów pod wpływem jej impulsu zostanę z uczuciem "nie pomogła mi".

 

Mam znajomych, mam przyjaciół, którzy mogą mi pomóc, ale zawsze to ja byłem tym, który dawał ludziom rady. Wiem, że potrzeba czasu, wiem, że muszę być cierpliwy i wiem, że te rzeczy, które przeżywam są normalne. Problem w tym, że po długim okresie psychoterapii i zajmowania się psychologią/filozofią/teologią na własną rękę brakuje mi chyba tego uczucia "wow, masz rację!". Czuję, że mam odpowiedni mindset, by poradzić sobie właściwie z sytuacją, ale brakuje mi chyba cierpliwości, a przede wszystkim tej jednej osoby, która by mnie kochała nawet w sytuacjach kryzysowych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

withapain, coz w zwiazku nigdy nie jest rozowo, tym bardziej ze dziewczyna weszla z bagazem. Dobrze ze sie rozstaliscie bo chyba obydwoje pomyliliscie milosc, ona z potrzeba odegrania sie na chłopaku Ty z potrzeba tego zeby ktos był blisko. U Ciebie swiadczy to tez o tym, ze reagowales racjonalnie w sytuacjach kłotni, na zimno...coz czas leczy rany...skup sie na nauce, zacznij uprawiac jakis sport...i nie brnij w to dalej bo tylko bedzie gorzej emocjonalnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. jestem mezatka od ponad 7 lat. od ponad 6 lat choruje na miastenie, zespol miasteniczny, sarkoidoze, kamice nerkowa i ciagle cos nowego dochodzi, bo jednego zawsze malo. maz mnie nie wspiera, a wrecz przeciwnie ciagle mnie jeszcze niszczy psychicznie, juz nie mam sily i nie wiem jak mam z tym walczyc i jak zyc. stres oznacza dla mnie pogorszenie do tego stopnia ze nie jestem w stanie sama chodzic, podniesc sie, uczesac, umyc a tu ciagle mi doklada, jAK widzi ze mam dobry humor, probuje sie usmiechnac to momentalnie mi go popsuje, np. powie ze mu dzieci nie dalam, ktorych to on nie chce, ja robie wszystko aby je miec i strasznie mi z tym zle, nie czuje sie kobieta do konca, choc nikt do dzis nie potwierdzil ze nie moge ich miec, a ona nawet grupy krwi nie chce sobie zrobic, bo "igly sie boi". ciagle ma jakies ale do mojej rodziny i mi o tym truje non stop. juz nie wyrabiam psychicznie, prosze o jakies porady co ja moge zrobic jak z tym wszystkim sobe poradzic i zyc. prosze pomocy!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

aldosia7 bez wątpienia potrzebujecie pomocy oboje. I Ty i Twój mąż. Musicie poukładać swoje emocje w związku z Twoją chorobą, Waszą przyszłością. Bycie w związku z chorą osobą nie jest proste, nie jest też niemożliwe, musimy tylko odnaleźć się w tej roli (co czasem wymaga i czasu i wskazówek). Moim zdaniem powinniście zacząć od szczerej poważnej rozmowy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bardzo dziekuje za odpowiez. tak, wiem ze potrzeba rozmowy, tylko moj mąż nie chce rozmawiac na temat choroby, to jest temat tabu w domu niestety, jak tylko zaczynam rozmowe, to zmienia temat, albo wychodzi. mowi, ze on nie ma z tym problemu, choc w czynach widac co innego, ale jemu nie da sie nic powiedziec, nie chce sluchac nawet. malo tego naduzywa alkoholu i w tym te nie widzi problemu. ja nie wiem jak mam do niego dotrzec. namawiam go na wizyte u psychologa, ale on nawet nie chce o tym slyszec i powiedzial ze nawet sila go nie zaciagne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tylko moj mąż nie chce rozmawiac na temat choroby, ....... jak tylko zaczynam rozmowe, to zmienia temat, albo wychodzi. mowi, ze on nie ma z tym problemu, ..... ale jemu nie da sie nic powiedziec, nie chce sluchac nawet. malo tego naduzywa alkoholu i w tym te nie widzi problemu. ja nie wiem jak mam do niego dotrzec. namawiam go na wizyte u psychologa, ale on nawet nie chce o tym slyszec i powiedzial ze nawet sila go nie zaciagne.

 

Siłą nie ma sensu. Nie chce, to trudno.

Ty zostajesz z tym co masz.A masz brak kontaktu, brak wsparcia, brak odpowiedzialności za związek i w nagrodę obwinianie.

O taki związek chcesz walczyć ?

Jego się nie zaciągnie do terapeuty - może rusz się tam sama, zobaczysz jak wygląda Twój sposób rozmowy, jakie masz oczekiwania i pragnienia związane ze związkiem i być może się zmienisz. Bo on na razie na pewno tego nie zrobi. Choćby dlatego, że wygodnie jest mieć kogoś nad kim ma się kontrolę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×