Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jak sobie radzić z rozstaniami, jak stać się nieczułym?


Rekomendowane odpowiedzi

Witam.

Pewnie podobnych opisanych przypadków jest więcej, jednak nie do końca potrafiłem przypisać tego do żadnego z tematów, a chcę trochę rozwinąć się...

Otóż za miesiąc kończę 41 lat i znów jestem na rozstaju dróg. 2 dni temu zostawiła mnie kobieta z którą byłem pół roku. To jest w zasadzie mój 3 raz w życiu gdy zostawia mnie kobieta (a nie ja zostawiam kogoś), i możliwe że się uodparniam, ale nie do końca wygląda to tak jakbym chciał żeby było. Za pierwszym razem - jakieś 11 lat temu skończyło się to moją próbą samobójczą i wylądowaniem w szpitalu. Było to w Polsce. Po niedługim czasie - około roku - wyjechałem do Anglii. Tu poznałem przez internet dziewczynę z Polski, po 3 mies przyjechała do mnie a po niecałym roku wzięliśmy ślub. I tak jak pierwszą dziewczynę która mnie zostawiła kochałem całym sobą, tak jej już nie potrafiłem tak pokochać. Myślę że wyrobiłem sobie podświadomie mechanizm obronny przed ponownym skrzywdzeniem. Byliśmy ze sobą 5 lat, z racji tego że nie potrafiłem jej pokochać, przynajmniej tak jak powinienem kochać kobietę z którą byłem, byłem najzwyczajniejszym egoistycznym ciulem. Nie dziwię się że mnie zostawiła, choć wina wiadomo nigdy nie leży po jednej ze stron, nie będę się zagłębiał w szczegóły. Okazuje się że z tym rozstaniem też nie mogłem sobie poradzić, ciężko to przeżyłem, chodziły mi po głowie znowu głupie myśli. Jednak byłem bardzo świadomy tego co się ze mną dzieje - inaczej niż za pierwszym razem. Na szczęście dla mnie pojawił się ktoś - kolega, który widział co się ze mną dzieje i zajął się mną, po prostu - był. Dzięki niemu i własnej świadomości wyszedłem jakoś z tego. Cóż, przyszedł czas na kolejny związek. Minęło 3 lata od mojego rozstania z żoną. Znów poznałem kobietę z Polski - przez internet. Nie na żadnej stronie randkowej, po prostu na pewnej grupie na fejsie gdzie toczyły się rozmowy na różne tematy. Przypadliśmy sobie do gustu swoimi wypowiedziami, zaczepiłem ją i tak się zaczęła nasza znajomość. Było to dokładnie pół roku temu. Pomijając pewne szczegóły powiem że zdecydowaliśmy się na bycie razem, ona zdecydowała się przeprowadzić do mnie z córką. Muszę tu powiedzieć że od mojego rozstania z żoną miałem dużo czasu żeby przemyśleć swoje życie, postępowanie i to jaki byłem. Dużo udało mi się w sobie zmienić. Wyzbyłem się nadmiaru swojego pieprzonego egoizmu, nabrałem empatii. Postanowiłem być dla niej dobry, pokochałem ją całym sercem i postanowiłem oddać jej całego siebie. Zaczęliśmy mieć plany na wspólną przyszłość, na przeszkodzie stało tylko wyrobienie paszportu dla córki, musiało się to odbyć przez sąd. Z różnych względów sprawa się przeciągała, ona była u mnie w odwiedzinach dwa razy, ja byłem u niej raz. Ostatni raz była u mnie kilka tygodni temu. Ufałem jej pomimo że raz mnie okłamała do czego się po czasie przyznała. Postanowiłem że zaufam jej bo była tego warta.

Niestety dwa dni temu napisała mi na fejsie, że 2 miesiące temu spotkała kogoś kto jej uświadomił, że lepiej zostać w Polsce. Cóż, nie muszę opisywać swojej reakcji. Jak mogła poznać kogoś 2 mies temu skoro niecałe dwa mies temu była u mnie. Więc kombinowała na boku będąc u mnie, kochając się ze mną. No nie mogę tego zrozumieć. Mimo że zapewniała mnie że mnie nie zdradzała, to jest dla mnie niezrozumiałe. Spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba - krzyk, płacz i panika "mam już dość życia" i takie tam. Po kilku godzinach się uspokoiłem, próbowałem z nią pisać, błagać, prosić żeby przemyślała to wszystko.. do dzisiaj jeszcze próbuję, ale to raczej na próżno. Skoro pojawił się ktoś trzeci a ja jedyne co mogę to pisać.. wiadomo.

I teraz tak. To już trzeci raz. Wydaje mi się że się uodparniam, ale nie do końca. Mój problem to to że muszę czymś się zająć żeby nie myśleć. Najlepsi są znajomi. Tylko że ja zrobiłem się typem samotnika. Mówiłem kilku znajomym co się stało, ale reakcje wiadomo - ciężko rozmawia się z kimś w takiej sytuacji, zazwyczaj relacje te są krótkie i zdawkowe. Nie mam jakichś bliskich przyjaciół tutaj. Rodzina.. cóż, mimo że jest w Polsce to mam z nimi kontakt. Ale nigdy jakoś nie potrafiłem rozmawiać z nimi o swoich problemach. Nie potrafię się im wygadać. Nie wiem dlaczego tak jest. Wychodzi teraz to że unikałem kontaktów z ludźmi, mam problem. Już mi doradzano - idź do pubu, tam jest pełno lasek, znajdź sobie "pocieszycielkę". Cóż, nie jestem typem podrywacza, nie jestem typem który przychodzi do baru, stawia lasce drinka i zaczyna konwersację. Jestem zbyt nieśmiały na coś takiego. Dlatego jak pisałem ostatnimi laty łatwiej było mi zawierać znajomości za pomocą internetu. I to jest moja bolączka. Nie wiem jak sobie mam teraz poradzić, bo oglądanie filmów, siedzenie przed kompem na necie jakoś na dłuższą metę nie pomaga. Boję się bo wiem, że zaczną mi wracać "glupie myśli".

Jest jeszcze jedno. Jak ja mam w ogóle nauczyć się "wdupiemania"? Znam kolesi którzy w takiej sytuacji idą do baru i mają najzwyczajniej wyje..ne na laskę. Ja tak nie potrafię. Znam jeszcze takich którym nie zależy na tym by być z kimkolwiek. Jak ja do cholery mam się uodpornić? Wydaje mi się że jestem zbyt wrażliwym facetem, i to jest problem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...proponuję lobotomię...

 

a tak na poważnie to warto pogadać z terapeutą i omówić dlaczego Twoje związki nie wychodzą....

 

To dlaczego nie wychodzą mnie nie nurtuje.. Każdy z poprzednich przeanalizowałem i wiem jakie błędy popełniałem.

Ostatni.. cóż, też wiem co było po mojej stronie, tu jednak zaważyło coś całkiem innego - nie rozwijałem się ale ona miała problemy..

Jak już pisałem - to akurat mnie nie nurtuje.. To raczej mój brak szczęścia.

Pytania były inne..

 

Moze rozejrzyj sie na miejscu zamiast sciagac laski z Polski? Przez net nie poznasz czlowieka

 

Przeczytałeś / łaś dokładnie co napisałem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ależ właśnie dlatego tu jestem. Nie potrafię sprawić, by przestały mi one szkodzić. Bo do tego to się właśnie sprowadza.

Ale czy każdy kto krzywdzi (emocjonalnie) innych lub nie daje się skrzywdzić bo jest na to nieczuły to socjopata?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

To dlaczego nie wychodzą mnie nie nurtuje.. Każdy z poprzednich przeanalizowałem i wiem jakie błędy popełniałem.

I co Ci to dało ????? Zmieniło się coś ?????

Ostatni.. cóż, też wiem co było po mojej stronie, tu jednak zaważyło coś całkiem innego - nie rozwijałem się ale ona miała problemy..

W pierwszym poście napisałeś, że ona prowadziła podwójne życie. Jak to się ma do Twojego rozwoju ?

Jak już pisałem - to akurat mnie nie nurtuje.. To raczej mój brak szczęścia.

Pytania były inne..

Brak szczęścia. Zawsze mnie to zadziwia. Jakby umiejętność życia,znalezienia właściwej osoby i bycia w związku zależała...no właśnie, od czego ? Od pogody? Miejsca w którym jestem ? A nie od tego jaka jestem, czego oczekuję, na co pozwalam, jaki mam podświadomy skrypt i w końcu jakiego partnera WYBIERAM.

Z Twojego pierwszego posta wynika, że angażujesz się nie tam, gdzie mogłoby być Ci dobrze. jeśli kobieta jest zaangażowana, "dobra", Ty tego nie szanujesz. Potrzebujesz być odrzucany, oszukiwany i w rezultacie porzucony.I nie ma to nic wspólnego z "brakiem szczęścia".

Oczywiście możesz nadal nie zajmować się tym o czym napisała Follow_ czyli dlaczego nie wychodzą Ci związki.

Oczywiście możesz również przeprowadzić pracę nad swoimi uczuciami i próbować je zamrozić. Tylko, że wtedy zamraża się wszystkie uczucia. I te przyjemne też. I żyje się w pustce, głębokiej samotności, jak maszyna, za szarą grubą szybą oddzielającą od innych ludzi, przez którą nie przebija się najmniejszy promień słońca i radości.

Jak koniecznie chcesz wiedzieć jak to się robi to Ci powiem. Chociaż ja od dawna pracuję nad tym, żeby je odzyskać i...żyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja uwazam jak patrze wsrod ludzi i znajomych ze aktualnie masie ludzi nie wychodza zwiazki. I to nawet nie chodzi, ze ktos kogos zdradził, czy bił (bo wiadomo wtedy to juz inna sytaucja) ale po prostu ludzie zwyczajnie sie nie dogaduja, nie okazuja sobie wiekszego zainteresowania raczej sie tak ze soba stykaja i uwazaja to za zwiazek. Niestety w zwiazku trzeba pracy, pracy a dopiero pozniej sa przyjemnosci. Mało ludzi teraz jest gotowych na taka prace, zarowno jak i mezczyzn jak i kobiet. Jak sie cos psuje, to nawet nie probuja tego poprawic tylko odchodzą. I to jest wlasnie bolączka naszych czasów. Ze małej ilosci osob zalezy...Co do Twojego postu to rozumiem Cie doskonale, ja tez ciazko przezylam rozstanie mimo ze mialam powod do tego i sama zerwałam. A moj byly mial to gdzies, wiec po prostu sa ludzie tacy i inni. Wlasnie tym co nie zalezy jest łatwiej...po prostu takie zycie. Nie zobojetniejesz na takie sytuacje bo jestes czlowiekiem, masz uczucia...chyba ze jak napisałam by Ci nie zalezało. Po prostu musisz to przetrwac, wiesz ze bedzie ciezko ale poradzisz sobie bo i wczesniej sobie poradziles. Natomiast trzeba miec nadzieje ze sie spotka fajna kobiete, uwazam ze kobiety powinienes sobie poszukac wokol siebie, wlasnie isc do pubu, czy na jakiejs imprezie-i to nie chodzi by wyrwac jakas malolate czy pocieszycielke, tylko zeby DOBRZE POZANAC OSOBE. Mi sie wydaje ze Twoje zwiazki byly dosc powierzchowne wiec stad glownie problemy. Jednak osobę dobrze poznac to jest długotrwały proces i do tego nalezy ja miec w swoim bliskim otoczeniu a nie na odleglosc głownie przez kompa. Mysle, ze masz szanse sobie ulozyc zycie, tyle ze kwestia powyzszych warunkow.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie dowalajcie człowiekowi.

 

tbadoo, nie da się całkiem zobojętnieć, jeśli się chce kochać. Sam piszesz, że w jednym związku się przyczaiłeś i nie byłeś za bardzo zaangażowany - dla mnie to jest zrozumiałe, że ktoś z takim doświadczeniem i sposobem reagowania, jak Ty (próba samobójcza) czuje się bezpiecznie w związku, w którym nie kocha za mocno - tylko że sam widzisz, że to nie ma przyszłości.

Moim zdaniem możesz wzmocnić system weryfikacji :) - to znaczy np. nie angażować się w związki "zdalne" - to bardzo zwodnicze, silne emocje a mało realizmu i przyglądać się kolejnym kandydatkom na zimno, zanim się jeszcze zakochasz. I swoim reakcjom (czy nie tracisz krytycyzmu).

Możesz też poczytać coś o uzależnieniu od miłości (głównie publikacje skierowane do kobiet, ale myślę że problem jest ten sam w przypadku mężczyzn, tylko rzadszy)

http://www.kobieceserca.pl/ksiazki.html

Szkoda że nie masz przyjaciół.

Na pewno wiesz z poprzednich razów, że ból mija, a z każdym dniem jest lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może dlatego warto poszukać specjalisty...

Gdybym chciał to zrobić to nie szukałbym tutaj porad.

 

I co Ci to dało ????? Zmieniło się coś ?????

Z czego wnioskujesz, że ciągle popełniam TE SAME błędy?????

 

W pierwszym poście napisałeś, że ona prowadziła podwójne życie. Jak to się ma do Twojego rozwoju ?

Ty tak na poważnie? A jak to się ma do poprzednich razy i moich doświadczeń?

 

Nie dowalajcie człowiekowi.

Cóż, niektórzy uważają, że jak komuś porządnie przypieprzyć w łeb to się obudzi, jeszcze inni po prostu szukają sposobu na wyładowanie swoich frustracji..

 

tbadoo, nie da się całkiem zobojętnieć, jeśli się chce kochać. Sam piszesz, że w jednym związku się przyczaiłeś i nie byłeś za bardzo zaangażowany - dla mnie to jest zrozumiałe, że ktoś z takim doświadczeniem i sposobem reagowania, jak Ty (próba samobójcza) czuje się bezpiecznie w związku, w którym nie kocha za mocno - tylko że sam widzisz, że to nie ma przyszłości.

Moim zdaniem możesz wzmocnić system weryfikacji :) - to znaczy np. nie angażować się w związki "zdalne" - to bardzo zwodnicze, silne emocje a mało realizmu i przyglądać się kolejnym kandydatkom na zimno, zanim się jeszcze zakochasz. I swoim reakcjom (czy nie tracisz krytycyzmu).

Możesz też poczytać coś o uzależnieniu od miłości (głównie publikacje skierowane do kobiet, ale myślę że problem jest ten sam w przypadku mężczyzn, tylko rzadszy)

http://www.kobieceserca.pl/ksiazki.html

Szkoda że nie masz przyjaciół.

Na pewno wiesz z poprzednich razów, że ból mija, a z każdym dniem jest lepiej.

Po części szukałem odpowiedzi tutaj, po części chyba chciałem się gdzieś wygadać..

Dziękuję, jakieś wnioski pewnie z tego wyciągnę.. a to że czas leczy rany to wiem, szkoda że tak długo..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem miesiąc po rozstaniu. Po czwartym już w moim życiu i pierwszym, które cholernie bolało. Nie da się być nieczułym, choćby nie wiem jak bardzo starało się osiągnąć ten stan.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdybym chciał to zrobić to nie szukałbym tutaj porad.

No i widzisz co z tego wychodzi :D

 

Z czego wnioskujesz, że ciągle popełniam TE SAME błędy?????

Nie pisałam o Twoich błędach, bo o nich nic nie wiem. Napisałam, że wciąż masz te same REZULTATY.

 

 

W pierwszym poście napisałeś, że ona prowadziła podwójne życie. Jak to się ma do Twojego rozwoju ?

Ty tak na poważnie? A jak to się ma do poprzednich razy i moich doświadczeń?

Całkiem poważnie. bo możesz się milion lat rozwijać a jak ktoś chce być z kimś innym albo jest po prostu interesowną świnią i patrzy gdzie mu wygodniej to nic Ci to nie da. Prawda ? Rzecz cała chyba w złym doborze partnerek albo w nieuleczonej traumie.

 

Cóż, niektórzy uważają, że jak komuś porządnie przypieprzyć w łeb to się obudzi, jeszcze inni po prostu szukają sposobu na wyładowanie swoich frustracji..

Nie da się ukryć, że jestem zwolenniczką cucenia wiadrem zimnej wody.

 

Po części szukałem odpowiedzi tutaj, po części chyba chciałem się gdzieś wygadać..

Dziękuję, jakieś wnioski pewnie z tego wyciągnę.. a to że czas leczy rany to wiem, szkoda że tak długo..

Wygadać się dobra rzecz :). Leczy. Po coś ten czas jest potrzebny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zadra zostaje po każdym rozstaniu. Na zawołanie nie staniesz się nieczuły. Po tym jak zostałam porzucona też bardzo chciałam nic nie czuć, ale tak się nie da. Co prawda zauważyłam (i nie tylko ja), że stałam się chłodna, bardziej obojętna i nie przywiązuję się właściwie do niczego, ale nie czuć nic - to chyba niemożliwe. Wykrzycz się, wypłacz, wyrzuć z siebie złe emocje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...

wciąż masz te same REZULTATY... blablabla... bo możesz się milion lat rozwijać a jak ktoś chce być z kimś innym albo jest po prostu interesowną świnią i patrzy gdzie mu wygodniej to nic Ci to nie da...

nic dodać nic ująć

 

...Rzecz cała chyba w złym doborze partnerek albo w nieuleczonej traumie.

I chyba trafiłaś w sedno...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×