Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica lękowa -> Depresja + zdrada -> Gruz


Rekomendowane odpowiedzi

Zakładam już któryś z kolei temat, pewnie i staję się z tym nudna, ale jakoś dalej mam nadzieję, że obecność na tym forum pomoże mi choć minimalnie. Nie bardzo mam się do kogo zwrócić z tym konkretnym problemem. Wstydzę się tego, wstydzę się powiedzieć komukolwiek, wyżalić się i posłuchać rad kogoś, kto popatrzyłby na to z boku...

Mój chłopak, a właściwie pseudonarzeczony po 3,5 roku związku, praktycznie 2 tygodnie po zaręczynach całował się z inną. Tydzień rozłąki, odległość 600 km ode mnie (pojechał załatwiać sprawę z praktykami odnośnie studiów) i takie coś...

Nie przyznał się, ja sama, małymi kroczkami i podchodami wyciągnęłam z niego prawdę... płakał i błagał o szansę. Mówił, że wtedy zrozumiał jak mocno mnie kocha (a więc te 3 lata to co to było?) i że bardzo, bardzo tego żałuje, ale w ostatnim czasie w nas zwątpił(!).

Że nie powiedział mi tego od razu, bo widział, że jestem w złym stanie i jest coraz gorzej.

A działo się, problemy w rodzinie (nękający ojciec alimenciarz, mama w depresji), na studiach (nowe środowisko, trudny, nowy materiał - magisterskie, rzucone) i ten coraz silniejszy lęk... przed wszystkim. Brak jakiejkolwiek pewności siebie. Rzuciłam studia - koniec świata. Brak pracy, jakichkolwiek perspektyw z takim nastawieniem do życia (lęki, lęki i jeszcze raz lęki).

 

Ale o tym już było.

 

Jesteśmy nadal razem, ale ja nie umiem się z tego pozbierać. Wśród tylu kopniaków najbliższa osoba, ostatnia, na którą liczyłam i którą miałam jako pewniak dosrała mi okrutnie. I to w sposób jakiego NIGDY przenigdy bym się nie spodziewała (na początku naszej znajomości mówił, że brzydzi się zdradą). Rozsypałam się kompletnie. Rozum podpowiada mi, że należy to zakończyć, że dla nas obojga tak będzie lepiej (ja, "kochająca za bardzo", a on niedojrzały, roztrzepany lekkoduch), że oboje w zasadzie się krzywdzimy no i jeszcze ten incydent... Skoro ktoś nie ma zasad i moralności to czego mogę spodziewać się za lat 20-40? Skoro po 3 latach on "zwątpił" i uczynił mi najgorszą podłość w dodatku z dziewczyną, która zbytnio atrakcyjna nie jest... Niby przysięga, że jej nie przeleciał, ale skąd mam pewność, skoro na początku zarzekał się, że "nawet jej nie dotknął i tylko z nią tańczył"? Żadnej. Teraz, standardowo, sama będę sobie dopowiadała wersję wydarzeń... on nawet nie chce do tego wracać, nie chce o tym mówić i wie, że mam zbyt miękkie serce, by nie reagować na jego chwile załamania... Jak można po tygodniu-dwóch od proszenia kogoś o rękę zrobić coś takiego? W głowie mi się to nie mieści...

 

Nie radzę sobie z tym, nie umiem, choć wiem, co powinnam - albo odejść albo próbować wybaczyć i starać się wespół naprawić ten związek.

Ale ja naprawdę nie znajdują w sobie tej siły, by zrobić coś, cokolwiek, prócz wracania do tego tematu. Czuję się tak strasznie rozczarowana, tak oszukana i taka naiwna... Jak mogłam wierzyć, że ktoś może mnie kochać na 100% i być wobec mnie uczciwym? Przecież jesteśmy tylko ludźmi, popełniamy błędy i robimy głupstwa...

Ja jednak nie mogę usunąć tego uczucia, tej pustki i niewyobrażalnej straty, że straciłam coś cennego... i że to nie sen i nie ma od tego odwrotu... TO SIĘ STAŁO NAPRAWDĘ... i to boli tak strasznie mocno. Właściwie fizycznie.

 

Najgorsze w tym wszystkim jest uczucie samotności, że nie ma się nikogo, że jest się samym z tym wszystkim i że tak naprawdę nikomu na tobie nie zależy...

 

Właściwie nie wiem po co się męczyć, skoro wątpię by cokolwiek miało mnie jeszcze naprostować...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bojkotek, jak sama napisałaś, wiesz, co masz robić, tylko nie znajdujesz w sobie siły. Zwątpiłaś... W sumie wyjścia masz dwa - zostać i starać się z narzeczonym odbudować Waszą relację albo odejść, wierząc, że za jakiś czas spotkasz osobę, która pokocha Cię prawdziwie i która będzie Cię szanowała. W sprawach sercowych cóż można doradzić... Trzymaj się! Pozdrawiam i powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przede wszystkim dziękuję serdecznie za odzew!

 

Dzisiaj czuję się dużo, dużo lepiej, próbuję myśleć o sobie i tylko o sobie. O zmianie swojego podejścia i walki z chorobą. Skupiam się na sobie.

 

Agusia, mówisz, że nie wybaczyłabyś... Powiem Ci szczerze, że ja zawsze, zawsze odkąd tylko pamiętam byłam przekonana, że również nie wybaczyłabym czegoś takiego. Zawsze dziwiłam się dziewczynom/kobietom w podobnej sytuacji, że pozostawały przy partnerach (co różnie się oczywiście kończyło)... Nie wiem skąd była ta pewność, skąd również wzięło się we mnie przekonanie, że mój tego w życiu by nie zrobił. Każda tak myśli pewnie. Z tego powodu właśnie czuję ogromny wstyd. Wstyd przed sobą, że okazałam się taka słaba, że nie potrafię dotrzymać danego sobie słowa. Jestem sobą rozczarowana.

Bo problem pojawia się, gdy okazuje się, że kochasz tego człowieka tak mocno, że nawet taki czyn nie wywołuje w tobie nienawiści...

Chodzą mi po głowie również myśli, że nawet jeśli umiałabym odejść, zebrała w sobie resztki siły i zrobiła to, dotrzymała sobie słowa to... przecież skąd mam pewność, że inny nie zrobiłby tego... naprawdę nie znam już chyba żadnego małżeństwa, w którym by tego nie było.

Wiem, takie myśli są żałosne, ale cóż, przychodzą same.

 

Powiem szczerze, że w tym momencie tkwię w tym, bo nie wiem czy rozstanie w moim obecnym stanie nie zabiłoby mnie. Chcę wziąć się za siebie, tylko siebie i sprawdzić czy naprawdę kocham go tak mocno, czy CHCĘ o to walczyć, czy może uzależniłam się i boję się po prostu zostać sama. Nie wiem jak to jest. Niby to tylko 3 lata... ale dla mnie to aż. Nie pamiętam już jak to było przed nim, nie wiem czy umiałabym to uciąć i powrócić do tamtego etapu... Nawet nie chcę sobie wyobrażać co czują kobiety po kilkudziesięciu wspólnych latach i okazuje się, że mąż miał (i ma) X czasu kochankę...

 

Dlaczego ludzie są tacy podli? Jak można w tak prosty sposób, nagle i bez wyobraźni zniszczyć wszystko to, co łączyło dwoje ludzi... Tyle planów, marzeń... Jak teraz z tego zrezygnować? Po co tacy ludzie pozwalają żeby ktoś ich pokochał? Przecież jesteśmy w jakimś stopniu odpowiedzialni za to, jakie uczucia ktoś do nas żywi...

 

Wniosek nasuwa mi się jeden... nie warto mieć zasady, nie warto się ich trzymać, nie ma sensu być wiernym, bo i tak życie zasadzi ci siarczystego kopa w dupę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bojkotek, i nie wybaczylam, chociaz nie powiem sprobowalam wybaczyc ale dla mnie to juz bylo nie do przejscia. Jak druga osoba Cie krzywdzi a Ty chcesz jeszcze to juz nie jest milosc a patologia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×