Skocz do zawartości
Nerwica.com

Codzienność/Nicość


Ajsza

Rekomendowane odpowiedzi

Zrobiłam już chyba wszystko...

Choruję na depresję od 9 lat, leczę się ponad rok...

3 razy byłam w szpitalu psychiatrycnym, łącznie przez pół roku...

Ładowali we mnie tony leków i zastrzyków, miałam elektrowstrząsy...

Myślałam, że jestem chora bo żyję w niesprzyjających warunkach, nie miałam dobrych kontaktów z rodzicami, musiałam studiować medycyne, choć chciałam psychologie, itd...

Teraz w domu jest lepiej, tzn nie ma kłótni i awantur, mogę studiować to co chcę, chodzę na terapie...

A ja mimo to nie mam już siły żeby żyć...

Walczyłam przez 22 lata i teraz, kiedy powinno zaświecić dla mnie słońce, w mojej duszy zgasły wszystkie światła...

Bo ja nie potrafię się już cieszyć...

Nigdy nie widziałam słońca i kolorów i teraz okazuje się, że kiedy wszystko może być dobrze, ja jestem niewidoma...

Przez te wszystkie lata w ciemności straciłam wzrok...

Nie dla mnie barwy tęczy i kwiatów...

Nie wiem co robić...

Mam za sobą kilka prób samobójczych, ale teraz nie mam na to siły...

A może jednak mam...

Nie wiem...

Nie wiem co robić...

Zgasły wszystkie światła i nie mam już żadnej nadziei...

Zrobiłam już chyba wszystko...

Co teraz?...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam! postanowiłam napisć tu na forum, gdyż nie wiem jak mam sobie radzić z dokuczającymi niezmiernie uczuciami beznadziejności, bezcelowości. Nie potrafie poradzic sobie z wieloma obawami, nie nwidze w swojej osobie niczego dobrego natomiast czuje do siebie zniechecenie. Byłam kilka razy u lekarza ale nie porafiłam sie przed nimi otworzyć, bagatelizowałam problem. Jestem z dnia na dzień bardziej nerwowa. łatwo wpadam w zdenerwowanie.Nie bardzo wiem w jaki sposób moge sobie z tym wszystkim poradzić. Prosiłabym o jakieś sugestie. Z góry dziekuje.

 

(dop*Dark)Pinki nadawaj tematom bardziej wymowne tytuły a bedzie ok.....Pozdrawiam!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie ma na to wszystko jednej, uniwersalnej rady.

Nie wiem też, czy taki stan jest u Ciebie wywołany czymś konkretnym, czy raczej ogólnie życiem, istnieniem.

Ale może spróbuj być przez trochę sama dla siebie takim "miłosiernym Samarytaniniem" - poświęć sobie trochę czasu i pieniędzy. Pokochaj siebie - jesteś sama dla siebie w końcu najbliższym człowiekiem.

 

Człowiek myślący, wrażliwy, świadomy zawsze będzie miał wątpliwości co do sensu czy celowości istnienia. Dzięki takim myślom żyjemy głębiej, bardziej "duchowo", ale w tym życiu zawsze pozostaniemy osamotnieni w naszych odczuciach. A uzyskanie w tych kwestiach "pełnej jasności" wiązać by się musiało z czymś, co określa się zwykle jako "cud" czy "doświadczenie mistyczne".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie ma na to wszystko jednej, uniwersalnej rady.

Nie wiem też, czy taki stan jest u Ciebie wywołany czymś konkretnym, czy raczej ogólnie życiem, istnieniem.

Ale może spróbuj być przez trochę sama dla siebie takim "miłosiernym Samarytaniniem" - poświęć sobie trochę czasu i pieniędzy. Pokochaj siebie - jesteś sama dla siebie w końcu najbliższym człowiekiem.

 

Człowiek myślący, wrażliwy, świadomy zawsze będzie miał wątpliwości co do sensu czy celowości istnienia. Dzięki takim myślom żyjemy głębiej, bardziej "duchowo", ale w tym życiu zawsze pozostaniemy osamotnieni w naszych odczuciach. A uzyskanie w tych kwestiach "pełnej jasności" wiązać by się musiało z czymś, co określa się zwykle jako "cud" czy "doświadczenie mistyczne".

 

W pewnym sensie masz racje, nigdy nie uda sie odkryć tego wszystkiego tak ważnego, sam ten fakt nie jest przyczyną wszelkich rozterek. Problem w tym,iż ja nie widze nawet tych mniejszych celów, które mogłyby mnie w jakiś sposób napędzać do życia.Wszystko jest dla mnie takie niewyraźne. Niby codziennie wykonuję jakieś czynności ale robie to bez motywacji, brak mojego zaangażowania w tym wszystkim.Pomijam fakt krytycznego podejscia do siebie. Mam wrażenie,że wszyscy mnie otaczający negatywnie mnie oceniają, rozmawiając z kimś bardzo sie denerwuję by nie popełnić błędu, gafy; Po rozmowie z kimkolwiek analizuje jej przebieg pod kątem popełnionych przeze mnie błędów.

wolałabym być kimś innym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pomijam fakt krytycznego podejscia do siebie.

no więc nie pomijaj tego faktu i przestań być taka krytyczna.

 

Niestety nie potrafie tego zmienić. Wiem,że to może byc w dużej mierze przyczyna moich niepokoi ale nie bardzo wiem jak zmienić postawę wobec samej siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Latwo sie mowi, ale trzeba zaakceptowac siebie ze wszystkimi wadami i zaletami. Nie musisz byc idealna, bo nic i nikt nie jest idealny. Pamietaj, ze my sami jestesmy dla siebie najbardziej krytycznymi recenzentami. Inni oceniaja nas (bo oceniaja) bardziej ulgowo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chcialabym aby choc jeden dzien nie byl tak podobny do poprzedniego. jak zawsze wszystko zaczyna sie od tego ze trzeba sie zmuscic zeby wstac z lozka (chociaz i tak nikt by nie zauwazyl jakbym tego nie zrobila) pozniej uczelnia i udawanie ze mam swietny humor wieczorem powrot do domu i przekonanie rodzinki ze to tylko zmeczenie, ze musze sie wyspac. wiec zamykam sie w pokoju i ... nie jestem w stanie nic robic leze na lozku i wegetuje...

przez caly dzien mysli przelatuja mi przez glowe jak odrzutowce a ciagle powtarza sie jedna "po co to wszystko udajesz w koncu i tak jestes glupia lepiej bys sobie to darowala" a ja dalej uparcie to ciagne. bo po co ktos ma wiedziec ze w weekend znow siegnelam po zyletke albo ze nie bylam wstanie wstac z lozka albo ze nie przespalam kolejnej nocy bo cigle myslalam o tym jak w koncu zniknac z tego padolu lez ... tak wyglada kazda minuta, godzina, kazdy dzien, tydzien, miesiac, rok. tak od pieciu lat. jak dlugo jeszcze wytrzymam?!?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem że to niełatwe ale musisz spróbować sobie pomóc. Wiele osób było w takim stanie jak Ty, ale zaczęli jakoś powoli sie wygrzebywać. Np. ja. Jeśli sama sobie nie radzisz to może przestań choć przed jedną osobą udawać że wszystko jest ok i wyciągnij rękę po pomoc. ludzie rzadko zauważają że komuś jest ciężko. Uwierz - nie jesteś beznadziejna i głupia - nikt taki nie jest. Jeśli to możliwe to spróbuj odwiedzić jakiegos specjalistę. Wygadasz się - a to już dużo daje. pozdrawiam Cie i mam nadzieje że będzie lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiesz co ale jak tylko mowie ze sobie nie radze slysze ze przesadzam "no przeciez jestes bardzo zdolna osoba pracujesz studiujesz i ze wszystkim sobie radzisz" to uslyszalam ostatnio a rzeczywistosc wyglada tak mam jutro kolokwium i musze oddac dwie prace wszystko lezy na biurku a mi przybedzie kolejna blizna na nadgarstku bo nie moglam wczoraj sie powstrzymac nie moglam zniesc tego bolu i pustki...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no i włąśnie tak jest z ludźmi że wolą nie widzieć i wierzyć że wszystko jest pięknie. wkurzało mnie to niesamowicie. Jeśli nie masz kogoś kto Ci uwierzy, to pozostaje Ci chyba tylko : albo walczyć samemu i wyjść z tego doła albo iść do specjalisty i spytać go jak możesz sobie pomóc i jak on może Ci pomóc. Ale może jednak porozmawiaj z kimś z rodziny szczerze. Nie mów do wszystkich naraz tylko tak w cztery oczy. Może to coś da. Zawsze to będzie jakiś sprzymierzeniec. Nie znam Twojej rodziny więc nie wiem czy to możliwe. Nie wstydź się mówić o tym co ci jest. W końcu każdy może sobie nie poradzić w jakimś momencie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no i tu mamy problem w mojej "wspanialej" rodzince sie nie rozmawia bo przeciez to o czym sie nie mowi nie istnieje mialam tego przyklad jak chcialam popelnic samobojstwo najwazneijsze bylo to zeby nikt sie nie dowiedzial no ale rodziny sie nie wybiera prawda

 

[ Dodano: Nie Sty 14, 2007 6:07 pm ]

a co do walki to juz brak mi na nia sil poprostu mam dosc tego ze wszyscy dookola rzucaja mi klody pod nogi a ja stale jestem z tym wszystkim sama ilez mozna????

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

w mojej "wspanialej" rodzince sie nie rozmawia

no to tak jak u mnie niestety. Musisz sie zebrać sama i pójść po jakąś pomoc do psychologa. i nie bój się takiej wizyty. Nie jest źle. Poszukaj tu na forum dobrego specjalisty w twoim miescie. Jeśli sama nie dajesz rady to chyba najlepsze wyjście. ja też tak musiałam zrobić. Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dzieki juz znalazlam musze sie umowic na wizyte dzieki przyjaciolce namowila mnie wczoraj na to. wiem ze to nic strasznego w koncu juz raz bylam. no tak ale tylko raz wiec co to za pomoc. w kazdym razie musze cos zmienic bo jak tak dalej pojdzie to sama siebie wykoncze. pozdrawiam

 

[ Dodano: Pią Sty 19, 2007 3:11 pm ]

az mnie denerwuje ten moj ostatni wpis ciekawe kto mnie zarazil takim optymizmem??? no coz nic sie nie zmienia kolejny szary, pusty dzionek jakich wiele juz bylo i wiele pewnei jeszcze bedzie...

 

[ Dodano: Pią Sty 19, 2007 7:17 pm ]

znow staczam sie...spadam w otchlan, przepasc bez dna...a jednak dno istnieje... dotykam go... przynajmniej jakas stbilizacja... to tylko chwila... dno zaczyna sie osowac... powstaje szczelina, z ktorej wyziera bol i rozpacz... dno znika... znow spadam... mam wrazenie ze to nigdy sie nie skonczy... jeszcze wieksza czern, rozpacz, pustka...chce sie obudzic... nie moge...to nie sen to kolejny dzien czegos co inni nazywaja zycie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Doskonale wiem co czujesz i jestem calym sercem z toba .Tacy ludzie jak ty i ja sa wlasnie perelkami tego swiata , wrazliwosc etc .Wierze ze to minie , a ty pokochasz zycie i staniesz sie lepsza poprzez te doswiadczenia ,a ktorych nie da sie latwo opisac .... big buziak bedzie dobrze ! 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hmm... dzieki za twe slowa ale (jak zawsze jest jakies ale) juz nie wierze w to ze to kiedys minie a tymbardziej ze moglabym sie stac lepsza osoba.ja juz od dawna jestem martwa i to sie nie zmieni....

 

[ Dodano: Wto Sty 30, 2007 1:00 pm ]

"bedzie dobrze"

kiedys napewno

pytanie tylko kiedy?

ciekawe czy tego dozyje?!?!?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kiedy gasną wszystkie światła żałujemy, że nie mamy ... prywatnego generatora, żałujemy, ale ponoć każdy ma takie "urządzenie" w sobie, trzeba tylko dobrze poszukać... Sukcesów w poszukiwaniach!!! Ja też wciąż szukam, nie ustaję i na pewno nie zrobiłam jeszcze wszytkiego w tym zakresie, Ty na pewno też nie...Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Własnie wrocil ojciec z pracy jak przewaznie pijany znow sie wydziera dokladnie nie wime o co chodzi bo siedze zamkniety w swoim pokoju zeby uniknac starcia bo juz nie mam sily a niechce go uderzyc choc czasami mysle ze to w czyms pomoze ale podobno agresja budzi agresje. Nie wiem co jest grane ale slysze same kurwy i tym podobne slowa, mam dosc mam ochote wyrwac sie z tad isc gdzies zapomniej ale nie wime gdzie nie mam prawie nikogo. Przez caly czas bylo ok przez caly dzien wszystko swietnie sie malowalo zaczynalem nowe zycie nie wime co mam robic bo przyszedl i zaczal swoje...

 

mam ochote zniknac raz na zawsze...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ty nie znikaj, tylko jak już się zaczniesz leczyć, kombinuj, jak zamieszkać na swoim. Ja wiem, że póki się mieszka z rodzicami, to brzmi to jak jakaś egzotyka, ale jest dużo, dużo prostsze, niż Ci sie wydaje i wymaga tylko odrobinkę niezbędnej odwagi na początek. Ale każdy z nas ma w sobie odwagę, nawet jeśli czasem musi się do niej odrobinkę dokopać.

 

Jak już gdzieś indziej pisałem, wyprowadziłem się z domu tuż po skończeniu 18 i wszystkim którzy sądzą, że absolutnie nie da sie utrzymać i zamieszkać samemu przed skończeniem studiów, a najlepiej to emeryturą, chętnie służe wymienieniem najprostszych możliwości :smile:

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam sie. Ja żałuje, że wyprowadziłem sie tak późno. Poczucia beznadziejności nie zmniejszyło, ale przynajmniej mam swój wymarzony święty spokój (mimo, że mieszkam w akademiku ;) ) Jak zaczne się leczyć napewno będe bardziej doceniał tamtą decyzje o wyprowadzce. 3maj sie! Polecam samotny, długi spacer, albo przejażdżke rowerem. Działa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×