Skocz do zawartości
Nerwica.com

Pomóżcie czekam na odpowiedz


marewski

Rekomendowane odpowiedzi

Nie, to nie oznacza tylko depresji oznacza ze w obrazie choroby współistnieja zarówno zaburzenia depresyjne jak i nerwicowe(lękowe). Mowie ''zaburzenia'', poniewaz ani depresja ani nerwica nie jest choroba w pelnym tego słowa znaczeniu, jest tylko, a moze aż zaburzeniem.Pozdrawiam:):)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuje za odpowiedź. Dziś idę do psychiatry, co prawda to irlandczyk ale spróbuję mu wytłumaczyć w czym problem. Cały weekend zmarnowany na płacz i jedzenie, w nocy płacz w poduszkę, w dzień w łazience przy odkręconym kranie. Tak się boję że zabraknie mi sił to podejmowania kolejnych prób. Nie mam niestety osoby której mogę o tym powiedzieć, przynajmniej nie tutaj. Zresztą czytałam posty na innym forum i ludzie nie rozumieją (broń boże nie mam o to pretensji) ja też wcześniej nie rozumiałam, a to jest jak rozkaz z zewnątrz. Jako anorektyczka ważąca 43 kilo czułam nadludzką siłę, a teraz jako bulimiczka ważąca 65 kg. czuję się bezsilna. To paradoks? Czy takie jest życie? Jest 7:35, dla wszystkich nowy początek dnia, a dla mnie to koszmar z którego nie budzę się od 2 lat. Wiem że rola słuchacza nie jest fascynującym zajęciem ale gdyby ktos zechciał ze mną prowadzić ten wątek ... I'll be gratefull

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hey, pisz tutaj na forum, chętnie podyskutuję z Tobą a i w miarę możliwości wesprę radą ;)

:arrow: To super, że zdecydwałaś się na wizytę u lekarza-to zawsze jakiś punkt zaczepienia i pierwszy krok do zwycięztwa; piszesz, że chorowałaś wcześniej na anoreksję, teraz popadłaś w drugą skrajność - bulimię -> kiedyś wydawało mi się że anoreksja i bulimia to 2 różnie choroby a coraz częściej słyszy się, że jedna uzupełnia się z drugą; pewnie zabrzmi to banalnie, ale prawdy zazwyczaj tak brzmią: if there's a will there's a way :) czyli wszystko tak na dobrą sprawę zależy od nas...lekarze mogą nam pomagać, naprowadzać, ale sami musimy walczyć o siebie, bo kto inny zrobi to za nas?

:arrow: co do tego, że ludzie nie rozumeją, to nigdy się nie dziw; jeśli ktoś nie przeżył czegoś na własnej skórze to jak ma tak na prawdę rozumieć? Jak słusznie zauważyłaś, nie można mieć o to do ludzi pretensji (szkoda na to czasu i energii, którą można lepiej wykorzystać-choćby zacząć się leczyć, niż rozpaczać i wszystko nienawidzieć), każdy ma inne doświadczenia i przez to inaczej myśli, co nie znaczy, że tylko my mamy problemy lub tylko my czujemy się beznadziejnie, nieudacznie; no ale to już rozumiesz, kto wie czy nie lepiej ode mnie ;)

:arrow: trzymam kciuki za twoją silną wolę i oczywiście postuj kiedy czujesz need

 

greets

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam pewien problem . Od jakiś 5 miesięcy strasznie wychodzą mi włosy :( Łykałam między innymi skrzypowitę, ale nie widzę ,żadnego efektu. Przyjaciółka powiedziała mi, że może sie tak dziać z powodu utraty wagi lub stresu. Z utraty wagi nie chcę zrezygnować, a przecież panowanie nad stresem graniczy z jakimś cudem!!! :shock: Sama nie wiem już co robić...może ktoś z was miał podobny problem i jakoś sobie z nim poradził???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dwa lata temu wychodziły mi włosy tak bardzo,że prawie wyłysiałam.Pierwsza ważna rzecz,jeśli masz długie włosy to najlepiej je skrócić.Trzeba zrobić szczegółowe badanie krwi (także ilość magnezu,potasu,itp.).Wtedy będzie wiadomo czego brakuje w organiżmie.Zrób też badania w kierunku tarczycy.Tylko w ten sposób można dojść co się dzieje.U mnie był niedobór wielu pierwiastków a tarczycę mam w porządku.Moja doktor przepisała mi zestaw leków,łącznie z zastrzykami wzmacniającymi i przyniosło to super efekty.Pamiętaj,że lekarz musi wiedzieć na co się leczysz i jakie przyjmujesz leki,bo to też ma wpływ na organizm.Życzę powodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam

 

niedawno pomyslałam, że mam depresję i hipochondrię. pewnie wynika jedno z drugiego. od 2006r. odwiedziłam juz niezliczoną ilość lekarzy, podejrzewając u siebie wszystko, co najgorsze. faktycznie miałam bardzo silne bóle głowy, ale lekarz zapisał leki przeciwmigrenowe i było lepiej. było, bo już nie jest....na jutro mam termin na rezonans głowy, nie mogę jechać, bo w piatek lekarz stwierdził u mnie płyn w lewej komorze płuca, od tygodnia nie mogę leżeć na plecach, bo się duszę. zastanawiam się skąd i dlaczego to wszystko mnie spotyka...z jednej strony panicznie boję się śmierci i przed nią uciekam, z drugiej strony widzę, że wszystkim byłoby lepiej beze mnie,bo tylko męczę wszystkich moimi sprawami, chorobami, dolegliwościami. oczywiście nie wiem skąd się wzięła woda w płucach, ale wystarczy wyszukać i już jest wynik, że to ma związek z sercem czy nowotworem i przychodzą głupie myśli, że czeka mnie tylko śmierć.....chciałam nawet uwierzyć w hipochondrię, ale dolegliwości przecież są prawdziwe, zdiagnozowane, więc przecież "nie wydaje mi się".......ale z drugiej strony widzę, jak bardzo męczy mnie życie, jak bardzo tracę chęć i nie widzę sensu istnienia, bo to moje istnienie to tylko stres i bieganie od lekarza do lekarza. bardzo potrzebuję pomocy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

 

Piszę tutaj korzystając z chwili uspokojenia a mam ich ostatnio bardzo mało, proszę więc o jakąś poradę.

 

Więc, jakiś czas temu moje zdrowie (fizyczne) uległo pogorszeniu, nie będę rozpisywał się o co chodzi. Na początku nie przejmowałem się tym zbytnio ponieważ wydawało mi się że pójdę do lekarza i wszystko się rozwiąże. Ale jednak NIE! Nie wiedziałem co mi dolega i zacząłem wyszukiwać chorób, objawów itd. w necie... popadłem w straszliwą paranoję i rozpacz ponieważ wmawiałem sobie najgorsze. Po jakimś czasie okazało się że bliska mi osoba, mieszkająca w tym samym domu ma identyczny problem i to od tego samego czasu! Tylko nic mi o tym nie powiedziała! I tutaj problem powinien się rozwiązać, bo przecież jest to do wyleczenia, jakiś zarazek, bakteria itp.

I rzeczywiście trochę się uspokoiłem, ale co jakiś czas wpadam do neta i znowu wmawiam sobie najgorsze, przez to odciąłem się od znajomych, zawalam sobie sprawy... no, oczywiście chorzy nadal jesteśmy, ale w trakcie badań i w końcu się to wyjaśni i wyleczy. Jednak objawy nadal powodują u mnie ataki płaczu, paniki, histerii... całe życie olewałem istotne rzeczy takie jak szkoła itd. a TO dopadło mnie w momencie w którym chciałem się wykazać, chociażby sam dla siebie... wciąż mówię sobie że "nie potrafię sprostać nawet własnym wymaganiom", mam przelotne myśli samobójcze, boli mnie to że tracę tyle czasu ale nic z tym nie mogę zrobić bo nadal się źle czuję.... no i najważniejsze... mimo iż w końcu się wyleczymy to ja jakoś nie potrafię w to uwierzyć, czuję się jak inwalida, skazany na dom, lekarzy... boję się że po wyleczeniu nie będę w stanie powrócić do normalnego funkcjonowania, że będę płakał nad sobą i bał się powrotu (sic!) choroby... boję się że mogę zostać hipochondrykiem

i nigdy nie poczuję się dobrze. Kurczę, ta druga osoba która choruje zbytnio nie przejęła się tym co się z nią dzieje i spokojnie sobie czeka na wyniki itd. a ja dalej wariuję... trochę rzadziej niż wcześniej... ale tyle to już trwa!!!! Mam dość!!!! Gdyby od razu było wiadomo że nie tyko mi to dolega to bym się tak nie czuł! :/ Ja chcę wrócić do normalnego życia!

Wierzę w to ale jednocześnie nie!!! Boję się kolejnego dnia, najchętniej bym to przespał... nie wstawał z lóżka (śpię czasem po 14h!!!) bo najgorzej czuję się właśnie w czasie dnia... tylko noc mnie "w miarę" uspokaja, chociaż na początku miałem 'jazdę' non stop

 

Pomocy! Jak się uspokoić??? Jak cierpliwie czekać do poprawy???

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

HejIntruz!

Ciężki przypadek,zwłaszcza,że nie piszesz o jaką chorobę konkretnie chodzi.Mam podobny przypadek z moim mężem.Cierpi na bóle kręgosłupa.To trwa już prawie rok czasu.Przeszedł operację,ale pojawił się następny problem.I tak w kółko-od lekarza do lekarza.Staramy się od tego odciąć.On robi sobie frajdę grając na komp.Oglądamy sporo filmów.Też spróbuj znależć sobie jakieś zajęcie,które pozwoli Ci przetrwać.Na pewno masz jakieś hobby poza wyszukiwaniem na necie różnych schorzeń ;) Życzę Ci szybkiego powrotu do zdrowia.Pamiętaj,że myśląc pozytywnie pomagasz organizmowi to zwalczyć.Trzymaj się :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kilka lat temu przechodzilem depresje. Skonczylo sie na lekach. Obecne samopoczucie powinienem skojarzyc natychmiastowo z depresja a mimo wszystko zaczalem kreowac w glowie przedziwne historie.

 

Niepokojace objawy zrodzily sie jakies dwa tygodnie temu. Idac do pracy mialem ochote plakac. Nie zwracalem na to uwagi, staralem sie to zdlawic w sobie. Bedac juz w pracy odczuwalem ogromna niechec do rozmow z ludzmi, do zalatwiania czegokolwiek poprzez pytanie kogos o cos. Wraz z tymi objawami pojawil sie duzy kryzys w moim zwiazku, z dziewczyna z ktora mieszkam. Wtedy zaczalem zatracac emocje, ochota na igraszki sie mocno zmniejszyla.

 

Drugim etapem moich zmartwien byl wynik badan okreslajacy ze mam niedobory zelaza we krwi. Zaczalem brac jakies leki z zelazem oraz zestawy witaminowe (nienajgorszej firmy). Wtedy wlasnie pojawilo sie uczucie nieobecnosci. Zatracenia w czasie.. Odciecia od otoczenia. Powtarzalem wciaz ze dziwnie sie czuje po tych suplementach diety.

 

Trzecim etapem byl element zaskoczenia. Od bardzo dawna obawialem sie tego ze moge byc homoseksualista.. Strach przed tym mnie potrafil naprawde paralizowac. Pomimo tego przeciez ze nigdy nie mialem takich zapedow, mialem w swoim zyciu duzo zwiazkow hetero ktore sprawialy mi przyjemnosc. No taka moja fobia.. Poszlismy ze znajomym do miejsca ktore sie okazalo byc tylko i wylacznie dla homoseksualistow i wychodzac z tamtad bylem naprawde w szoku z przyczyny moich lekow podejrzewam. Wtedy tak naprawde sie wszystko juz porzadnie rozkrecilo.

zaczalem sie czuc jak pijany, nie wiedzialem co mi jest. Obserwujac wlasne samopoczucie balem sie, przeciez jeszcze dwa tygodnie temu czulem sie w miare dobrze.. Doszly wraz z tym problemy ze snem, czulem sie wstajac jakbym wogole nie spal, jakbym dryfowal caly czas, bezemocjonalnie. Zamykajac oczy widzialem jakies absurdalne pół-sny. Przerazilem sie na dobre.

 

Do teraz te symptomy pozostaly. Suplementow diety nie biore juz od tygodnia. Nie czuje juz takiego smutku i melancholii jak wczesniej, ale najbardziej mi przeszkadza uposledzenie myslowe.. Jestem rozkojarzony, nie mam tej werwy co kiedys. Wciaz tak naprawde nie jestem pewien co mi sie dzieje. Troche sie lekam tej calej sytuacji.

Zaczynam sobie powoli ukladac zycie i niestety dopadla mnie najprawdopodobniej depresja. Wczoraj popilem, wiem ze nie powinienem, ale mialem juz niesamowicie dosc tych mysli przeslaniajacych zycie. Po kilku drinkach sie czulem bardzo dobrze, normalnie rozmawialem, smialem sie jakby nigdy nic do 5 rano. Niestety poranek okazal sie bezlitosny, spalem krotko, ale nie czuje zmeczenia, wrocily mysli, wrocilo uczucie zatracenia rzeczywistosci.

 

Martwi mnie ta sytuacja, niedlugo mam podjac prace ale w tym stanie nie wroze temu nic dobrego. Moja dziewczyna pomimo tego ze jest wyrozumiala, moze w koncu miec dosc.

 

Siedze teraz skolowany piszac to o czym tak naprawde rozmyslam od 2 tygodni.. Chcialbym z tego wybrnac ale pozytywne spojrzenie na swiat mi nie pomaga, negatywne mysli naplywaja, glowa stoi przed nimi otworem. Nie chcialbym tez zaczynac prawdziwej depresji od poczatku, psycholodzy..leki.. Nie ma na to czasu teraz. Prosze powiedzcie co o tym sadzicie, czy to depresja? Czy jest szansa ze sie z tego wymigam? Jezeli tak to ile trzeba czasu i jakie kroki nalezy podejmowac?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zmeczonyproblemami być może to nie nawrót depresji,tylko chwilowe zachwianie samopoczucia.Może to związane z osłabieniem wiosennym.Wg mnie jesli to nie minie w najbliższym czasie powinieneś jednak zgłosić się do lekarza.Daj sobie 2 tyg.Staraj się wyciszyć i robić rzeczy,które sprawiają Ci frajdę.Jak najmniej bezczynnie rozmyślać.Rozmawiaj z dziewczyną,z przyjaciółmi,słuchaj muzyki,czytaj,zajmij się swoim hobby itp itd.Zabijaj te myśli.Mam nadzieję,że to minie.Życzę Ci tego z całego serca. :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od kilku miesięcy czuję, że dzieje się ze mną coś niedobrego...poradzono mi żebym zrobił sobie test Becka i wyszło mi 38 pkt. Wiem, że przez moje zachowanie cierpi cała moja rodzina, żona, dziecko kocham ich ale jednocześnie wstydzę się przed nimi przyznać do swojej przypadłości. Oni myślą, że stali mi się obojętni, że pewnie mam inny obiekt zainteresowań. Żona ciągle robi mi wyrzuty, wini mnie za sytuacje jaka panuje u mnie w domu. Ja sam nie potrafiłem wytłumaczyć tego co się ze mną dzieje, dopiero teraz dotarła do mnie prawda, wszystko wskazuje na to, że mam depresję. Ciągłe krzyki i pretensje żony działają na mnie jeszcze gorzej, często miewam myśli samobójcze ale chyba nie miałbym odwagi tego zrobić. Od pewnego czasu zacząłem szukać ucieczki w alkoholu i widzę, że to na chwilę pomaga lecz rano jest jeszcze gorzej ale nie potrafię na trzeźwo zasnąć. Czuje, że niedługo całkiem przestanę radzić sobie sam ze sobą. Mam wrażenie, ze żona którą bardzo kocham mnie nienawidzi...Jestem słaby i nie radze sobie z tym darem zwanym życiem... Nie wiem co mam robić, wkółko to samo... Wszystko co dotknę zamienia się w kupę odpadków, które niszczą mnie i innych... Poniżam innych by samemu się lepiej poczuć, to złe, żałosne, beznadziejne... Usprawiedliwianie też nie ma sensu... Więc co mam żyć bo żyć?... Na co mi to wszystko?... Gdybym mógł cofnąć się w czasie, wiele bym zmienił... Zmienił bym głównie siebie... Trudno jest żyć z kimś kogo się nie lubi, zwłaszcza gdy tym kimś...jestem ja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj mrbluesky

 

Depresja jest chorobą jak każda, jest ciężko, bywają bardzo złe i trudne chwile. Wiem, bo sama cierpię na depresję. Od strony rodziców również często spotykam się z brakiem zrozumienia choć oni wiedzą o mojej chorobie. Robią mi wyrzuty o byle co podczas, gdy czasami ja nie mam siły żeby wstać z łóżka.

 

Uważam, że powinieneś jak najszybciej zgłosić się do lekarza, może to być psycholog albo psychiatra, a alkohol nie jest dobrym rozwiązaniem, może na chwilę tak, ale on może tylko pogłebić twoją depresje i wpędzić w alkoholizm. I przede wszystkim powinieneś powiedzieć żonie o tym co Cię gryzie, ona robi Ci wyrzuty ponieważ nie wie co się z Tobą dzieje, napewno się martwi, zapewne nie podejrzewa, że masz depresje. Naprawdę nie ma się czego wstydzić, jest to choroba jak każda inna.

 

Na zmiany zawsze jest czas i wcale nie jest za późno, masz żone i dziecko, masz dla kogo żyć! Nie zmarnuj tego!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj mrbluesky! Pierwszy krok masz za sobą- uświadomiłeś sobie,ze to depresja.Poczytaj trochę na ten temat.Idż przygotowany na wizytę u psychiatry.To następny trudny krok,ale chcesz to zmienić,więc daj sobie pomóc.Porozmawiaj z żoną,powiedz,że jest Ci przykro,że ją ranisz i że chcesz to zmienić i dlatego potrzebujesz psychiatry,bo sam nie dajesz sobie rady.Ona na pewno zrozumie i wreszcie odetchnie,że to nie inna kobieta w Twoim życiu.Mów jej często, ją kochasz i że nie ona jest przyczyną depresji.Może to stres w pracy a może co innego?

Idż jak najszybciej do psychiatry,bo sam wiesz,że alkohol niczego nie rozwiąże,a tylko pogłębi problemy.

Trzymam kciuki!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, szukam pomocy, kogoś z kim mogłabym porozmawiać, jestem bardzo skryta i nie umiem tak na forum opisać swoich problemów. Ogólnie ciężko mi jest o nich mówić, ale z ludźmi których się nie zna podobno czasami łatwiej szczerze porozmawiać. Wyszło mi że mam depresję 33 w skali becka, no i tak też się czuję. Zastanawiam się nad pójściem do psychologa ale wcześniej chciałabym z kimś jeszcze porozmawiać. Mógłby ktoś mnie wysłuchać, bardzo proszę i z góry dziękuję za pomoc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam co prawdaż dopiero 14 lat, ale mam wielki problem. Powinnam się cieszyć życiem i każdą chwilą ale ja cały czas myśle co będzie jak niebęzie już moich najbliższych, rodziców, braci... osób bez ktorych niemoge żyć.Wyobrażam sdobie pogrzeby.Boje sie cmentarzy, śmierci. Cały czas płacze, kilkanaście razy dziennie, niewytrzymuje, niemyśle, nie dbam o siebie już... wogóle sie nie uśmiuecham, wszystko wywołuje u mnie płacz, niemoge słuchać jak ktoś mówi ,,kocham cie" bo wiem, ze ta osoba odejdzie i zostanie ból i tęsknota.Niewidze też wogóle sensu w życiu.Niewiem co mm robić.Pomóżcie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

właśnie przeczytałam w pewnej dobrej książce, że dopiero świadomość bólu, jaki nastąpi, kiedy stracimy naszych najbliższych pozwala nam w pełni zadbać o relacje z nimi, opiekować się sobą nawzajem, cieszyć się ich obecnością - tu i teraz. Cokolwiek nastąpi, będzie miało miejsce w przyszłości, i to raczej odległej. Więc nie zatracaj się w tych myślach, bo w ten sposób tracisz cenne chwile kiedy macie siebie nawzajem. Wszystko ma w życiu swój czas, żałoba także, ale to nie jest jej czas.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W zasadzie pierwszy raz piszę na tym forum... pisywałam wcześniej na innych, ale mam kiepskie z nimi doświadczenia, zawsze znalazł się ktoś niemiły i wulgarny, kto potrafił jeszcze bardziej dobić :?

Piszę w konkretnej sprawie... otóż... mam problem, dość duży i niezwykle skomplikowany... nie mogę o nim opowiedzieć nikomu z bliskich, bo każdy jest w niego jakoś zaplątany i tak naprawdę zabrnęłam strasznie w to wszystko:( tak strasznie, że sama nie umiem sobie poradzić..

No i tak... nie chciałabym tego opisywać na forum, bo znając życie znajdzie się ktoś, kto potępi, albo coś... Dlatego zwracam się do wszystkich z ogromną prośbą... Czy jest ktoś, kto czułby się na siłach, aby wysłuchać (raczej przeczytać) o mojej sprawie na PW? Na mailu, gg, czymś takim... bardzo proszę... błagam tylko, aby jeśli ktoś się zdecyduje, był naprawdę osobą wyrozumiałą i raczej tolerancyjną... Bo mi nie chodzi o to, by ktoś mi powiedział, że coś zrobiłam źle... Ja wiem, co i kiedy zrobiłam źle... Nie chcę, by ktoś powiedział, że jestem nie w porządku... wiem, że jestem... bardzo proszę tylko o to, by ktoś mnie wysłuchał(czyli przeczytał) i ewentualnie pomyślał razem ze mną, co mogę teraz zrobić...

ostrzegam, to naprawdę skomplikowane...

ta osoba, która by ew. chciała, będzie pierwszą osobą która się o tym wszystkim dowie.. ale nie mogę już tego trzymać w sobie, i nie wiem co mam robić, a tymczasem coraz bardziej się pogrążam... momentami myślałam o samobójstwie:/

ale chcę z tego wybrnąć...

bardzo proszę o pomoc...

jeżeli umieściłam wątek w złym temacie bądź też na tym forum nie stosuje się takich praktyk i formy pomocy o którą proszę - z góry bardzo przepraszam...

 

pozdrawiam

proszę o odpowiedzi...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli jeszcze nie znalazła się taka osoba, to jak najbardziej mnie możesz o wszystkim opowiedzieć.

Co prawda może czasem jestem nieco zgryźliwa i złośliwa, ale zawsze w momencie, gdy ktoś nie widzi czegoś co robi źle.

W Twoim przypadku jest inaczej.

 

 

Jeśli uważasz, że jestem odpowiednią osobą, to proszę napisz na gg. (numer w podpisie).

 

Pozdrawiam, K.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×