Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wasze pytania |depresja|, czyli '' CO ZROBIć?''


anita27

Rekomendowane odpowiedzi

Pokahontaz-twoje myśli,to moje myśli.Ale wiesz,wymyśliłam sobie,że trzeba próbowac cieszyć się każdą chwilą i na siłę doszukiwać się w niej pozytywów.Wtedy człowiek czuje,że nie zmarnował tej chwili.Próbować tak żyć jakby ten dzień był ostatni.Wiem,patrzę też na ludzi zdrowych jak biegają żeby się wyrobić.Cóż ja też do niedawna tak biegałam chociaż byłam chora.Ale to ma jednak sens,chociaż nikt o nas nie bedzie długo pamiętał.Sens dla nas i dla tych,którym bez nas byłoby trudno żyć.Taki nasz malutki sensik.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

 

Nawet nie wiecie jak musiałem się zmobilizować żeby napisać tego posta.

 

mam 20lat i odkąd pamiętam nic mi się nie chce. Cały czas krytykuje pomysły innych osób, ciągle jestem zmęczony, nic nie sprawia mi satysfakcji. Coraz bardziej alienuje się. Doszło do tego że większość czasu spędzam przed komputerem, albo telewizorem. Zakupy zacząłem robić przez internet. Jedynie mobilizuje się do wyjścia na uczelnie, albo zmuszam się żeby wyjść ze znajomymi do pubu na piwo. Nie pamiętam jakiejś szczególnej chwili w moim życiu od której zacząłem się zachowywać się tak jak się zachowuje. Pewnie czytaliście setki takich wypowiedzi. Mówicie że najpierw trzeba udać się do psychologa. Pamiętam jak po próbie samobójczej miałem kontakt z psychologiem szpitalnym. Ale nie wiem czy można nazwać pomocą to że nazwał to co zrobiłem głupim wybrykiem.

Mimo to wierze Wam że jedynym słusznym rozwiązaniem jest udać się do specjalisty. Więc moim pytaniem do Was jest gdzie mam się udać? Mam iść do przychodni i powiedzieć że już nie chcę tak żyć?

Gdzie szukać dobrego specjalisty? Takiego który by mi pomógł.

Jestem człowiekiem strasznie nie zaradnym. Trudność mi sprawia mi nawet robienie zakupów. W każdym miejscu publicznym czuje się spięty.

Wiem że Macie doświadczenie w tych sprawach. Proszę pomóżcie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj jogurt :smile:

Tak,chocby do przychodni..możesz również zacząc od lekarza rodzinnego,on pokieruje Cię dalej,zapewne własnie do psychologa.

Wierzę że mogłeś zrazic się do takiej pomocy po po kontacie z psychologiem szpitalnym,ale niestety tak bywa...ja sama zmieniałam psychologa trzy razy i niestety nie mam szczęscia,co wcale nie oznacza że Tobie sie nie uda.Jest mnóstwo dobrych specjalistów,

Życze powodzenia.....i nie zwlekaj.

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja chyba nigdy nie zdecyduje się na poradę psychologa.

Wydaje mi się, że albo sobie człowiek sam poradzi albo, nikt inny nie będzie w stanie mu pomóc.

Jestem w bardzo podobnej sytuacji jak ty, ludziom wydaje się, że jestem bardzo wesołym człowiekiem, ale to tylko maska, którą zakładam aby nie obnażać rzeczywistości.

Ja zawsze radzę aby porozmawiać z przyjacielem, być chodź przez chwilkę egoistą i zadbać o siebie.

Jeśli potrzebujesz rozmowy to mój numer gg: 4995520.

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak czytam Wasze posty to jakbym czytała swoje myśli. Kiedyś był czas że w moim życiu gościło szczęście tak było do 2003 potem nastały ciemne chmury i wszystko prysło jak bańka mydlana. Straciłam pracę, chłopaka , skreślili mnie z listy studentów, zachorowałam. Od tych trzech lat nie mogę sie pozbierać,walcze z tym co utraciłam a zarazem straciłam sens na robienie czegokolwiek.Przeżyłam dwie hospitalizacje bo wcześnie nie udałam sie do specjalisty i moja depresja przerodziła się w psychozę. Próbuje z tego wyjść ale po drugiej hospitalizacji straciłam wogóle wiarę że cokolwiek sie zmieni w moim życiu, juz nie wierzę w magiczna moc psychoterapii i farmakologii to nic nie daje. Regularnie chodzę na terapię dla DDA do lekarza specjalisty po leki ale to bezsensu. Czasem mam wrażenie że jest mnie 2: ta pierwsza mocny charakter dążaca do celu studia, kursy, walka z chorobą i ta druga schorowana z przeszłością na karku. Czasem mam wrażenie że niczego już w życiu nie dokończę ....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak mam to zrobic?Jak,kiedy tracisz resztki nadzieji,taranowany kolejnym dolem po lepszej chwili?Kiedy chcesz byc taki jak kiedys,nie wiedzac tak naprawde po co,chociaz wiesz bardzo dobrze?Dlaczego chce odzyskac dawne chwile jesli juz nic mnie nie obchodzi,kiedy wszystko jest bez sensu?Placzac,zastanawiam sie po co?Czuje sie jak odaty z uczuc Czlowiek,z ktorego uczucia caly czas sie wylewaja.Caly czas mam nadzieje na lepsze jutro,ktorego nie moge zauwazyc.Wszystko co napisalem,zdaje mi sie teraz stekiem bzdur.Zastanawiam sie czy wyslac tego posta,bo przeciez to tez nie ma sensu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Wydaje mi się, że albo sobie człowiek sam poradzi albo, nikt inny nie będzie w stanie mu pomóc. "

 

Bardzo łatwo wypowiedzieć takie słowa, phi jeszcze łatwiej je napisać! Aronia a wiesz co ci powiem... radzę sobie sama przez ostatnie 5lat. SAMA.

 

Nikomu nic nie mówiąc w ciszy przeżywam dramat, a w lepsze dni śmieję się sama z siebie i własnej głupoty a chwilę później płaczę nad własną beznadziejnością.

 

Samemu... ładnie to brzmi. Absurdalny jest fakt, że nauczyłam się żyć sama ze sobą. Najczęsciej wypowiadane zdanie "SAMA dam sobie radę", a tymczasem to sama trwa już tyle lat i wcale mi nie jest z tym dobrze.

 

Każdego dnia walczę. Zdaję kolejne egzaminy, odrzucam z życia kolejne osoby i walczę. Żyję nie dla tego, że widzę w tym sens. Żyję, bo trudniej jest odejść, uciec.

 

Dawno temu, kiedy wydawało mi się, że zakończyłam wyjątkowo trudny okres w moim życiu (B Z D U R A - przeszłość zawsze jest obok) obiecałam sobie, że nigdy ale to nigdy nie poddam się. I fakt, wywaliłam wszystkie tabletki, przestałam wychodzić na przejście bez rozglądania się.

 

Ale teraz jestem sama. Dokładnie tak jak chciałam. Dam sobie SAMA radę. I dzisiaj już trudno porozmawiać z przyjacielem, bo stronię od ludzi, uciekam, chowam się i modlę się by żaden z nich do mnie nie przyszedł.

 

Uciekam a miałam walczyć.

 

A przecież mogłam wybrać pomoc. I co? Teraz mam rozwalone życie i doskonale rozwiniętą umiejętność samoistnienia. A wystarczyło żeby ktoś mnie popchnął.

Żal ale ja już polubiłam samotność.

 

Żal

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

oczywiscie ze napisanie tego posta mialo sens! bywaja takie chwile w zyciu czlowieka ze jest bardzo trudno - w naszym przypadku trafilo na nerwice i derealziacje o ktorej zreszta pisales wczesniej. powiem Ci chlopie ze d/d minie! bylo wiele osob ktore cierpialy podobnie jak Ty (w tym oczywiscie i ja) i wiesz - przeszlo im! mi d/d zmniejszyla sie do 5-10% poprzedeniego stanu. biore lek antydepresyjny cital i jest oki.oczywiscie sa chwile ciezsze ale gdy tlumacze sobie - chlopie to nerwica, zadna psychoza ci nie grozi i setki, tysiace ludzi przezywa to z toba - jest latwiej. pamietaj nic nie trwa wiecznie i nasze dolegliwosci w koncu ustapia. wazne by sie nie poddawac, bo skoro wczesniej bylo dobrze to w przyszlosci tez tak moze byc!

mowie Ci - bedzie spoko! jak cos to pisz :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

We mnie bardzo mocne jest pragnienie pomocy ze strony innych.

Ale to mówienie o sobie tak bardzo boli więc staram się sama wyleczyć.

Wiem do czego to może doprowadzić, rozumiem cię całkowicie, ale ja inaczej nie umiem.

Wiem, że to może doprowadzić to pogłębienia się problemów, ale każdy człowiek jest inny.

Dziękuję, że to napisałaś.

Staram się nie uciekać a walczyć, staram się szukać ludzi, mówić o problemach, ale coraz bardziej zamykam się w sobie.

To jest tak, że czym dłużej trzymamy to w sobie tym trudniej nam o tym mówić, już ma się ochotę wygadać a jednak jest to uczucie, ten głos, który w podświadomości mówi nam "poradzisz sobie sama", to jest jak błędne koło.

Dziękuje jeszcze raz.

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a czuję się podobnie jak Grzybek. kiedyś byłam wesołą, pełną optymizmu dziewczyną, która niczego się nie bała, uwielbiałam podróże, dużo występowałam, byłam pełna radości......................

dziś nie umiem się z niczego cieszyć, nie ma mowy o podróży a już sama na pewno, o wyjściu z domu, mało co mnie cieszy. moje życie toczy się od ataku do ataku i ciągły stres kiedy on nastąpi.

Ja już tak nie mogę..............

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pamietaj nic nie trwa wiecznie i nasze dolegliwosci w koncu ustapia

I to może podtrzymywać człowieka na duchu.

Trzeba mocno wierzyć, że nam się uda, walczyć o to.

Musimy nieść ten nasz krzyż ale z pewnością kiedyś nam się to zwróci.

pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

AFRODYTA 77 musisz walczyć, musisz uwierzyć, że ta druga natura okłamuje cię.

Dzięki pragnieniom, marzeniom, jakimś celom, przezwyciężamy to co złe.

W życiu jednak trzeba mieć jakiś cel, o coś walczyć, wtedy uwierz mi jest łatwiej.

Wierze mocno z całego serca, że można osiągnąć spokój ducha.

Najlepsze są chyba radykalne zmiany, zimy prysznic i do przodu.

Nie można się poddawać, załamywać bo to ciągnie nas bardziej ku dołowi.

Musimy znaleźć taki punkt zaczepny w naszym życiu, żeby to on nas wyciągał z tych głębin.

Trzeba żyć z dnia na dzień, mieć plan i się go trzymać.

Tak łatwo jest prawić morały, a tak trudno samemu się do nich zastosować.

Miejmy nadzieje, że jeszcze wszyscy odnajdziemy w sobie choć kropelkę nadziei, że wyskrobiemy kawalątek siły.

Mocno w to wierze, że uda się nam wszystkim, bo przecież każdy z nas jest tego jak najbardziej wart.

 

Atisarda Rozumiem o co chodzi, rozumiem to rozdarcie.

Czasami trudno nam podjąć decyzje, trzeba popatrzyć w głąb duszy i zobaczyć co jest dla nas największą wartością- wydaje mi się, że największą wartością jaką mamy jest życie, więc nie warto w nie wątpić. Trzeba tylko umieć zawalczyć o swoje szczęście, a ona też jest nam przeznaczone. Bóg kocha nas tak mocno, że kiedyś za te wszystkie cierpienia otrzymamy nagrodę, on nas kocha i ochrania.

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Atisarda wiesz, najbardziej w życiu niesamowite jest to, że zawsze można zacząć coś nowego i podobno nigdy nie jest za późno. Dzisiaj się posypie, jutro może narodzi się cos wielkiego.

 

Wszyscy jesteśmy tak bardzo do siebie podobni... ŹLE, my wszyscy jesteśmy zupełnie różni, ale to co nas dotyka upodabnia nas - jakbyśmy pili z jednej zatrutej studni, która zatruła nasze organizmy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zadaję sobie to pytanie, jeżeli nie to pogońcie mnie

 

Pewnie moje problemy są błache, nic nie znaczące wobec ogromu tutaj przedstawianych.

 

Ale jak odbudować zaufanie, jak udawać, że wszystko jest ok kiedy bliski człowiek

kłamie w żywe oczy, a ja uśmiecham i widzę tylko jego zakłamaną twarz i poczucie wyższości, że jest sprytniejszy/mądrzejszy.

 

Jak bardzo boli to udwanie, a mnie się nie chce walczyć/buntować, wyciągać tegp na światło dzienne.

 

Jak to poukłądać, czy można egzystować ze świadomością, że ktoś nie mam do mnie zaufania takiego jakie ja w nim pokładałam -.

 

Czuję się jak nic nie warte zero, nie warte nawet prawdy .

 

Czy po iluś latach można nie znać człowieka ??

A może ja już mam schizy bo wszędzie węszę kłąmstwo, nie potrafię, już bez ironii patrzeć ludzim ufnie w ocy

 

normlanie błędne koło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No chyba nie jest to depresja, tylko problem życiowy, co? Radzę Ci wydobyc prawdę na świtło dzienne, odbudujesz szacunek do siebie, chociaż będzie strasznie bolało. Inaczej będziesz się męczyć bardzo długo. Nie wiem czy dobrze zrozumiałam, ale chodzi o zdradę, tak?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No nie jest to zdrada małżeńska w potocznym tego słowa znaczeniu.

 

Po prostu , kłamie, ma tak jakby drugie życie , obok tego

no ja to tak widzę, ale dla mnie to to gorsze

bo w oczach innych nie mam się o co czepiać.

Z zewnątrz też bym tak myślała, ale od środka to już nie jest takie białe.

 

Depresji nie będę miała chyba takiej klasycznej, bo mam bardzo "obowiązkowy" rozum ,mój świat się może walić , ale ja nie daję sobie prawa na słabości.

 

Zresztą cały czas słyszę, że mam się uśmiechać, bo o co mi chodzi.

Nie mam prawa być smutna, a mózg mi się gotuje

 

Nie wiem w którym kierunku iść, może to ja jestem toksyczna ?

Chyba cały czas chodzi mi o uszczerbek na zaufaniu.

 

Dobra , skoro to nie to miejsce, jednak uderzę może do fachowca, który mi to pomoże poukładać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No i temat sie rozwinol, chyba dobrze zrobilem ze go poruszylem, a o to terapie to ja sie zapytam swojego psychologa. Jeszcze raz dziekuje za rady. Jestescie normalnie bardzo kochani:)

 

[ Dodano: Sob Sty 27, 2007 10:11 pm ]

Nie wiem czy dobrze sie wyraze, ale chcialbym sie zapytac jak sobie radzicie przy depresji z tako cecho jak lenistwo?? Wiem, ze jak cierpi sie na depresje, to sie nic nie chce, ale ja jestem swojo drogo leniwy. I nie wiem jak sobie z tym poradzic. Doradzcie cos :(:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czułam się już dobrze. ale zawsze kiedy czuję się dobrze jestem i tak zła, bo wiem że to sie za chwilę skończy. i chwilę (względnie) dobrego samopoczucia będę musiała odpokutować 2 tygodniami depresji :cry:

Najpierw nerwica, agorafobia, teraz stany depresyjne...zgubiłam się już w tym. Juz nie wiem jakie objawy skąd pochodzą. Właściwie newiele już czuję.

Z czym mam walczyć? jak walczyć z nerwicą kiedy nawet nie mogę zmusić się do jedzenia. jestem już taka chuda...nie poznaję się w lustrze. kiedy zaglądam rano do lodówki robi mi się niedobrze. nie wiem czy to, ze jestem między ludźmi i czuję się okropnie jest spowodowane nerwicą czy agorafobią? skąd mam wiedzieć kiedy nawet w osiedlowym warzywniaku wszystko mnie boli, jest mi źle...pani głupio na mnie patrzy bo wciąz przychodzę w dresie i rozczochrana i burczę coś niezrozumiałego. jak mam odróżniac objawy? mam to leczyć osobno? za co się zabrać? jak walczyć z tym szajstwem będąc w depresji? kiedy muszę walczyć o kazdy ruch o każdy kęs?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niteczko.... musisz być silna i nie dawać się zwalczyć, walczysz z wieloma wrogami... bądź jak Bruce Lee!

 

bruce-lee.jpg

 

...twój chochlik Cię pozdrawia! :lol:

 

PS. już mi całkiem odbija więc Nitka i wszyscy - wybaczcie :lol:

 

[ Dodano: Sob Lut 10, 2007 12:08 am ]

...dobra już teraz poważnie... nie wiem co to agorafobia, więc to pominę... ale przede wszystkim musisz żyć nadzieją, że to kiedyś zwalczysz - to da Ci siłę na przeciwstawianie się codziennym problemom i walkę z tym całym cholerstwem

kiedy zaglądam rano do lodówki robi mi się niedobrze

mam to samo, i nie tylko ja, i nie tylko nerwicowcy, to dla niektórych normalne rano...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie. Biorę Zoloft od dwóch miesięcy. Na początku czułam się po nim lepiej, byłam spokojniejsza i moje lęki się zmniejszyły. Ale ostatnimi dniami czuję się gorzej. Jestem bardziej nerwowa, nie panuję nad sobą, moje lęki znowu dały mi o sobie znać, znowu boję się chodzić do szkoły, odczuwam lęk przed ludźmi, jestem cały czas spięta jak jestem poza domem. Zaczęłam brać Zoloft po połówce 25mg od jakichś dwóch tygodni. Może dlatego czuję się gorzej, bo wcześniej brałam całą tabletkę 50mg. Wczoraj byłam oststni raz u mojego psychiatry. Wypisał mi jeszcze receptę na jedno opakowanie. I na tym koniec. Dalej mam sobie sama radzić. Doszłam do wniosku że zrezygnuję z brania tych tabletek. Ale mówili mi że nie mogę przerwać leczenia. Ale czuję się paskudnie, znowu wpadłam w depresję, ciężko jest mi się podźwignąć i się nie poddawać. Tym bardziej że męczy mnie napadowe bicie serca, którego nie potrafię sama opanować. Podłamałam się, zostały mi dwa miesiące nauki, później matura, niby szybko powinno zlecieć, ale ja sie boję że nie dam rady, nie wytrzymam, nie potrafię się pozbierać i wziąść się w garść, a jak tego nie zrobię zawalę szkołę, bo już znowu myślę o tym, żeby znowu nie chodzic do szkoły, bo odczuwam ten lęk. Jak mam się zmobilizować? Jak dalej walczyć i się nie poddawać? Nie wiem, naprawdę nie wiem... :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie rezygnuj z tabletek przed maturą teraz są ci najbardziej potrzebne. Wiem, co przeżywasz, bo ja miałam to rok temu. Nie załamuj się dasz radę zostało Ci już tak niewiele, tyle wytrzymałaś to i to wytrzymasz, niedługo wystawienie ocen, nauczyciele z przedmiotów, których nie zdajesz matury na pewno w marcu dadzą wam spokój. Nie ma się, co martwic teraz Twój stres sięga zenitu, ale to minie wraz z ostatnim egzaminem i wtedy poczujesz ogromna ulgę i zadowolenie z siebie, że Ci się udało. Trzymam kciuki :D:D:D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie trac nadzieji ze bedzie lepiej bo wlasnie ta nadzieja to jest to lepiej.Ja walcze z tym od ponad roku ale jakos daje rade nie stawiam sobie zbyt wygorowanych poprzeczek ktore by tylko by powodowaly nawroty nerwicy i lekow!chodz do szkoly przeciez juz prawie ja skonczy, teraz masz tylko fakultety(czy jak to tam sie nazywa ) a matura nie podchodz do niej tak powaznie jak zdasz to zdasz jak nie to nic przeciez sie nie stanie, najwazniejsze jest twoje zdrowko!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×