Skocz do zawartości
Nerwica.com

Gigantyczna frustracja-prokrastynacja.


Stefan1157

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie drodzy forumowicze,

Mam tendencje do strasznego rozwlekania pisanych tekstów, dlatego postaram się możliwie zwięźle przedstawić mój problem.

 

Według większości definicji jestem prokrastynatorem. Od dziecka wielkie uzdolnienia, piątki i szóstki, olimpiady ze wszystkich przedmiotów etc. Schody się zaczęły w liceum, gdzie zacząłem się opuszczać i tak obecnie (studiuję) przestałem być wybitny, a jestem co najwyżej dobrym przeciętniakiem. Zanikła we mnie naturalna, spontaniczna motywacja, ciekawość wszystkiego - do wszystkiego musiałem zacząć się zmuszać. Wymagające zadania zaczęły sprawiać coraz mniej frajdy, a coraz więcej przykrych uczuć. Odruchowo więc uciekałem do tego, co łatwe i przyjemne, unikając obowiązków.

 

Nie przemawia do mnie jednak to, że cała ta przypadłość ma swoje podstawy w lęku (przed porażką, przed sukcesem etc.).

 

W moim przypadku największym problemem jest gigantyczna frustracja psychiczna związana z wykonywaniem ambitnych, kreatywnych i wymagających intelektualnie zadań. Gdy czegoś nie wiem, nie umiem, nie rozumiem, zaczynam się wściekać i stresować, co wpędza mnie w błędne koło, z którego ciężko wyjść i powrócić do stanu czystego, spokojnego umysłu. Z drugiej strony, jak już mi się coś uda, to zalewa mnie euforia. Podczas gdy normalnie nie zauważam żadnych większych zmian nastroju, tak w przypadku nauki/pracy intelektualnej, mam ogromne wahania. Czuję się wtedy trochę jak wariat. Już raz doprowadziło mnie to do rzucenia studiów (na które później wróciłem) i rzucenia świetnie zapowiadającej się i rozwojowej pracy.

Skąd się to dziadostwo bierze?

Może tak bardzo przyzwyczaiłem się do tego, że wszystko przychodzi szybko i łatwo i że zawsze będę najmądrzejszy przy nikłym nakładzie sił?

 

Prokrastynacja prokrastynacją, można jednak się zmusić do tego, aby spiąć dupę i usiąść do pracy. Tylko co z tego, skoro w moim przypadku ta praca staje się koszmarnie nieefektywna?

Ta wewnętrzna frustracja (tak to nazywam, lepszego określenia nie znalazłem) wytwarza w moim umyślę ogromną, psychiczną blokadę i w takim stanie mogę nawet siedzieć cały dzień i nic konstruktywnego nie zrobić. A wtedy spirala frustracji jeszcze bardziej się nakręca. Czasem pomaga przerwa, odejście na chwilę, zajęcie się czym innym.

 

Najlepsze jest to, że gdy tego nie mam (tej frustracji), bo przykładowo mam bardzo dobry nastrój, albo po prostu wiem jak coś zrobić i jestem w tym specjalistą, to wszystko wychodzi znakomicie.

Co z tym zrobić? Czyżby jedynym wyjściem dla mnie była psychoterapia?

 

Żadne cudowne recepty ze stron o motywacji i rozwoju osobistym kompletnie na mnie nie działają. Co z tego, że sobie ustawię pomidorek, jak w trakcie tych 25 minut więcej się wk***wiam, wyklinam i pesymistycznie dołuję, aniżeli robię?

 

Co ciekawe, to poza tym jestem naprawdę opanowanym, spokojnym, towarzyskim, serdecznym i zrównoważonym człowiekiem. Kosmicznie ciężko jest mnie wytrącić z równowagi, żyję z ludźmi w zgodzie i nawet sam siebie uważam za osobę generalnie szczęśliwą. Jednak gdy tylko przyjdzie mi pracować nad ambitnym zadaniem wymagającym kreatywności, samozaparcia, to się wykładam. Wpadam wtedy w depresję - dlatego rzuciłem pracę.

 

Pamiętam, jak tylko rzuciłem studia (i potem pracę) to momentalnie wyszedłem ze stanu depresyjnego i na następny dzień znowu zacząłem cieszyć się życiem.

Po***ne to wszystko...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może tak bardzo przyzwyczaiłem się do tego, że wszystko przychodzi szybko i łatwo i że zawsze będę najmądrzejszy przy nikłym nakładzie sił?

 

 

Widzisz.. masz doskonały wgląd w siebie i rozeznanie co z czego wynika.

Chciałbyś się dowiedzieć jak się pozbyć tego przekonania? :) Jak ci powiem, że wcale nie jesteś taki mądry, by bez wysiłku, od ręki wykonać pewne zadania, to poczujesz się lepiej ..będzie ci lżej?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzisz.. masz doskonały wgląd w siebie i rozeznanie co z czego wynika.

Chciałbyś się dowiedzieć jak się pozbyć tego przekonania? :) Jak ci powiem, że wcale nie jesteś taki mądry, by bez wysiłku, od ręki wykonać pewne zadania, to poczujesz się lepiej ..będzie ci lżej?

 

Dzięki za odpowiedź!

W sumie to ja zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem taki mądry. Ogrom porażek, jakie odniosłem do tej pory i obserwując to, jak daleko uciekli do przodu inni względem mnie - to wystarczy, aby racjonalnie, rozumowo przyjąć fakt, że wcale nie jestem taki mądry. Z tym że ja nawet nie marzę o tym, aby być jakimś wybitnym geniuszem. Jedyne czego pragnę, to być dobrym w tym co robię (a jestem programistą) i mieć satysfakcjonującą pracę przynoszącą godne pieniądze.

 

Tyle że odnoszę wrażenie, jakby to gdzieś siedziało głęboko w podświadomości, nad czym nie panuję. Emocje w tym wypadku zdecydowanie biorą górę nad zdrowym rozsądkiem i trzeźwą oceną sytuacji. To trochę tak jak z chorym na NN, który myje 30 razy ręce i doskonale o tym wie, że to bez sensu, a i tak to wykonuje, bo się boi zarazków (emocja w postaci lęku pokonuje racjonalny ogląd rzeczy).

 

Jak np. pracuję nad jakimś projektem, to doskonale wiem o tym, że projekt jest trudny i wymaga wielu dni/tygodni żmudnej i ciężkiej pracy, aby go ruszyć do przodu. Ale z drugiej strony wewnątrz mnie ciągle się coś burzy, targają mną silne emocje, co chwila pojawiają się w mojej głowie takie "demoniczne" myśli jak:

 

- "jesteś beznadziejny, nie dasz sobie rady" (czyli to, co Ty mi napisałeś, ale wykrzywione 1000x)

- "to zadanie jest takie trudne, a jeszcze tyle przede mną - zanim to zrobię, to się psychicznie wykończę"

- "a może to nie jest moje powołanie, może się do tego nie nadaję, nie mam predyspozycji i powinienem zacząć się w życiu czymś innym? I rzucić to w cholerę?"

- "co za po***ana technologia/program/problem/człowiek" (wstaw cokolwiek, na czym można wyładować swoją złość)

 

Owszem, pojawiają się tu również lęki (np. przed oceną ze strony innych), ale odnoszę wrażenie, jakby miały w tym wszystkim mniejsze znaczenie.. Zaobserwowałem, że na przestrzeni lat poziom mojego lęku jednak się obniżył (np. kiedyś byłem strasznie nieśmiały, teraz jest odwrotnie) - ale raczej nie przełożyło się to znacząco na poprawę mojej sytuacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Stefan1157, Czy była lub jest w Twoim otoczeniu jakaś osoba, która ma bardzo surowy stosunek do innych osób, ktoś wymagający, agresywny, zauważający bardziej wady niż zalety osób czy sytuacji? ..osoba, która mogła mieć na ciebie duży wpływ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

[videoyoutube=A1-wUV0-_JY][/videoyoutube]

Stefan1157, Czy była lub jest w Twoim otoczeniu jakaś osoba, która ma bardzo surowy stosunek do innych osób, ktoś wymagający, agresywny, zauważający bardziej wady niż zalety osób czy sytuacji? ..osoba, która mogła mieć na ciebie duży wpływ?

iconTrue.png

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Stefan1157, Czy była lub jest w Twoim otoczeniu jakaś osoba, która ma bardzo surowy stosunek do innych osób, ktoś wymagający, agresywny, zauważający bardziej wady niż zalety osób czy sytuacji? ..osoba, która mogła mieć na ciebie duży wpływ?

 

Poruszyłeś bardzo ważna kwestię.

Właśnie najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że nigdy nikt nie wywierał na mnie presji. Rodzice zawsze byli dla mnie bardzo łagodni i wyrozumiali (aż za bardzo) - zawsze przekonani, że cokolwiek by się nie działo, to ja i tak jestem taki mądry i zdolny, że ze wszystkim sobie poradzę. Nigdy w życiu nie dostałem opieprzu za złą ocenę, zawalenie czegoś - nawet moje irracjonalne i pochopne rzucenie studiów spotkało się z dużym zrozumieniem (o rzuceniu pracy nikt nie wie, wstydzę się tego strasznie).

W szkole, na studiach, w moim otoczeniu - również nie przypominam sobie, aby nękał mnie jakiś tyran, który mógłby mnie wpędzić w toksyczny perfekcjonizm.

 

Odnoszę wrażenie, że to wszystko narzuciłem i wmówiłem sobie ja sam. Presja od zawsze była i jest wewnętrzna, a nie zewnętrzna.

Tak samo jak z tą pracą, którą rzuciłem - takiego szefa to można by ze świecą szukać. Świetni ludzie w firmie, którzy daliby mi doskonałe warunki do rozwoju - sporo czasu na rozwinięcie skrzydeł i do tego przyzwoite pieniądze jak na "świeżaka". Mimo to nie wytrzymałem psychicznie. Przyczyna w 100% wewnętrzna, czynniki zewnętrzne zdecydowanie się do tego nie przyczyniły.

I tak było zawsze.

 

Jak czytałem historie ludzi podobnych do mnie, to jednak w większości przypadków przyczyna leżała właśnie np. w toksycznych i wymagających rodzicach, którzy surowo karcili za każdą przyniesioną 4+, bo przecież muszą być same piątki. U mnie jednak to wytłumaczenie nie ma zastosowania. Sam się w to wpędziłem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Brzmi trochę jak perfekcjonizm (z tymi lękami, o których piszesz) a trochę jak złe nawyki. Co do wkurwiania się - ja czasami też tak mam, a często zamieniam się w taką zrzędę. Pomaga mi jedna rzecz, tak na szybko (bo na długi dystans to praca nad motywacją, strachem przed porażką, krytyką, odpowiednie podejście do pracy). Ty bardzo dobrze wiesz, że Twoje reakcje są "nieadekwatne". Następnym razem jak się zdenerwujesz, postaraj się zdystansować do sytuacji. Wyobraź sobie, że siedzisz obok i patrzysz na siebie. Zobacz siebie jako małe dziecko, które rzuca klockami i krzyczy, bo mu coś nie wyszło. Małe zirytowane dziecko. Spójrz na siebie z uśmiechem i zobacz jaka ta postawa jest absurdalna. Powinieneś poczuć ulgę i spokój. Ja przynajmniej tak czułam i no, możesz spróbować :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Krytyka w domu, że do niczego się nie nadaję. O oceny w szkole się nie czepiali, bo sami się gorzej uczyli ode mnie. Nie mówili kim mam być w przyszłości, nie wywierali presji w tej kwestii. Nic nie mówili, że mam założyć rodzinę w przyszłości. Wprost przeciwnie chcieli żebym została w domu i ich utrzymywała. Podkopywali moje poczucie własnej wartości. Teraz jest prokrastynacja i ciągły głos, że do niczego się nie nadaję. Ich już nie ma umarli i nie muszę się nimi przejmować, a mimo to nadal mam niskie poczucie własnej wartości. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×