Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co to za zycie w permanentnym lęku


bojkotek

Rekomendowane odpowiedzi

Już naprawdę nie daję rady... Nie mam do kogo się zwrócić, a sama nie wytrzymam już tego dłużej. Jest mi bardzo, bardzo źle, każdy poranek to fala czarnych myśli, kilka prostych rzeczy do zrobienia, a problem by w ogóle zwlec się z łóżka.. Boję się cholernie wszystkiego, nawet tego, że gdy w nocy wyjdę na korytarz zapalić do okna, to po prostu z niego wyskoczę... Ta myśl jest tak natrętna, że boję się o tym nawet myśleć. Nie panuję nad sobą, nad lękiem, który mnie ogarnia w najmniej spodziewanym momencie, jak wyjście do sklepu (wydaje mi się, że wszyscy się na mnie patrzą) czy zajęcia, podczas których siedzi się tylko i słucha. Boję się, że zawalę studia, mam braki w materiale, opuszczam mnóstwo zajęć, bo boję się na nie iść... Boję się ośmieszenia.

Jak zawalę studia to nie będę dostawać alimentów, musiałabym iść do pracy, a tego - też się boję, okropnie... Nie nadaję się do niczego, jestem słaba, cienki bolek po prostu...

Wiem, że słabe jednostki powinny się same wyeliminować, ale... ja tak kurczowo trzymam się życia, chciałabym żyć, chciałabym jeszcze założyć rodzinę (choć wiem, że nie powinnam), chciałabym coś zobaczyć, osiągnąć... ale przecież wiem, że tak nie będzie, bo strach hamuje każde moje przedsięwzięcie.

Nie dam rady, naprawdę, nie dam... a skończyć ze sobą - też się boję....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie... nie chodzę... wybieram się już odkąd pamiętam, ale boję się nawet zadzwonić i umówić na wizytę... na którą pewnie i tak musiałabym czekać z tydzień, a po tym tygodniu (albo dłużej) pewnie bym stchórzyła i nigdzie nie poszła...

Prosiłam chłopaka, by mnie zapisał i zawiózł, żebym nie wiedziała wcześniej.. ale cóż, on tak bagatelizuje mój stan, że chyba zorientuje się dopiero jak będzie za późno... Mama też ma mnie w dupie, a brat nic nie wie... To jest ten moment kiedy dociera do Ciebie, że nie masz nikogo, komu by na Tobie naprawdę zależało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie... nie chodzę... wybieram się już odkąd pamiętam, ale boję się nawet zadzwonić i umówić na wizytę... na którą pewnie i tak musiałabym czekać z tydzień, a po tym tygodniu (albo dłużej) pewnie bym stchórzyła i nigdzie nie poszła...

 

Ale ten tydzień i tak w Twoim życiu minie, a też nie jest to aż tak długo czas oczekiwania, niektórzy tu na forum pisali o dłuższych terminach. Poza tym, nie wiesz, czy nie zdecydujesz się iść. To tylko Twoje przypuszczenia, oparte pewnie na dotychczasowym doświadczeniu, owszem, ale nadal tylko przypuszczenia. Co oznacza, że wcale nie musi tak być.

A powiedz, dlaczego boisz się zadzwonić do przychodni?

 

Prosiłam chłopaka, by mnie zapisał i zawiózł, żebym nie wiedziała wcześniej.. ale cóż, on tak bagatelizuje mój stan, że chyba zorientuje się dopiero jak będzie za późno... Mama też ma mnie w dupie, a brat nic nie wie... To jest ten moment kiedy dociera do Ciebie, że nie masz nikogo, komu by na Tobie naprawdę zależało.

 

To przykre, że nikt nie chce Ci pomóc, ale pomyśl, że możesz sama poradzić sobie z zapisaniem się na wizytę i udaniem tam. Wiem, że łatwiej jest, gdyby ktoś to zrobił za Ciebie, ale sęk w tym, żeby zebrać wszystkie swoje siły jakie tylko Ci się uda i zrobić ten pierwszy i może najważniejszy krok w życiu, krok po swoje zdrowie i stabilizację.

Być może dla Twoich bliskich problem o którym piszesz jest albo niewidzialny, albo bagatelizują go, bo nie chcą uznać za fakt istnienie takiej sytuacji, wtedy musieliby zdobyć się na odwagę i zmierzyć się z tym problemem wraz z Tobą. A niektórzy się boją i nie chcą widzieć tego, co się dzieje. To nie musi oznaczać, że im na Tobie nie zależy.

Jak w ogóle rodzina reaguje na Twoją prośbę o pomoc?

 

I nie jesteś wcale słabą jednostką i nie myśl nawet o żadnej eliminacji. Jesteś silna i to bardzo, skoro szukasz pomocy, napisałaś tu do nas i szukasz pomysłu, porady, jak rozwiązać swoje problemy. To wymaga czasem dużej odwagi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Około tygodnia oczekiwania jest u prywatnych psychologów, których sprawdzałam w internecie... podejrzewam, że z NFZ-u byłby termin na rok 2016. Wiem, paradoks, zależy mi na czasie, a ciężko mi poczekać tydzień...

Boję się zadzwonić gdziekolwiek tak naprawdę... za bardzo przejmuję się tym co o mnie ktoś pomyśli... boję się też, że osoba po drugiej stronie słuchawki będzie niemiła i już się kompletnie sparzę co do ogółu psychologów.. wiem, bez sensu.

 

Może zbyt ostro się wyraziłam, że chłopak bagatelizuje mój problem... Wydaje mi się, że jest tak jak mówisz, że nie chce przyjąć do wiadomości, że ma popieprzoną dziewczynę.. w końcu jest młody, nie pisał się na taką relację... Z początku (taki konkretny kryzys przyszedł miesiąc temu i trwa) przytulał mnie mocno, gdy wiłam się z takiego wewnętrznego bólu i płakałam, wyłam właściwie... Kiedy budziłam się z samego ranka (co mi się nigdy nie zdarzało) potrafił zabrać mnie autem, w samym szlafroku i kapciach na przejażdżkę za miasto... Tylko że słowem ranił i rani mnie mówiąc, że przesadzam i wymyślam sobie, że to istnieje tylko w mojej głowie.. Potrafił powiedzieć mi, że jak zacznę brać leki to mnie zostawi, bo przestanę go po nich kochać, bo zobojętnieje na wszystko, łącznie z nim... Ostatnio miał mnie głęboko gdzieś, bo na niego naskoczyłam z jakąś ważną sprawą, ale w nocy wydawało mi się, że płakał... Dobija mnie to, że sprawiam mu sobą przykrość, że stresuje się przeze mnie, a ma nadciśnienie i często narzeka na ból serca...

Moja mama natomiast sama chora była (i chyba wciąż jest) na depresję. Po rozstaniu z ojcem (rozprawach o rozwód, alimenty) brała leki, ale dosyć szybko przestała, bo miała skutki uboczne... To bardzo rozgoryczona życiem kobieta. Potrafi obrazić się na mnie ot tak, nie odzywać się przez długi okres czasu (+nie odbierać telefonu) i żalić się wszystkim wokół jaka jestem podła i się nie odzywam... Mi z kolei mówić, że zdycha i nie zależy jej... wzbudza we mnie poczucie winy... Najgorsze moje wspomnienie to, gdy miałam 15 lat i mama wyła tak strasznie, strasznie "pomóż mi"... a ja nie wiedziałam co mam zrobić..

Nie wiem czy jest świadoma, że ze mną jest to samo, że już nie mogę i nie dźwignę się sama, że potrzebuję wsparcia... Mój chłopak żalił się swojej mamie, o tym, co ze mną jest i kobieta się przejęła do tego stopnia, że próbowała to uzmysłowić mojej mamie... a ona to zingorowała.. Sama rzuciłam coś kiedyś mimochodem do mamy, że muszę iść do psychiatry,ale chyba wychodzi z założenia, że nie mogę mieć przecież w tym wieku większych problemów... Mój brat reaguje bardzo podobnie na jakieś dyskretne moje aluzje..

Właściwie tylko mój chłopak dokładnie wie i widzi co się dzieje (mieszkamy razem), nie potrafię przed nikim więcej się uzewnętrznić i udaję śmiesznego twardziela. CHyba nawet dobrze mi to wychodzi...

Choć tak bardzo chciałabym żeby ktoś mnie w końcu zauważył, pomógł, zrobił coś, cokolwiek!!!! Wstydzę się łez, wstydzę się pokazać jaka jestem słaba... jak łatwo mnie skrzywdzić

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, to nie w porządku, że chłopak grozi Ci, że Cię zostawi jeśli zdecydujesz się na przyjmowanie leków. Powinien chcieć Twojego dobra i wspierać Cię, próbować znaleźć wyjście z sytuacji a nie ignorować problem i zamiatać go pod przysłowiowy dywan.

Być może sprawa na chwilę obecną go przerasta, nie potrafi inaczej się zachować i stosuje takie techniki, jakie zna; w tym wypadku niestety to już wchodzi na szantaż emocjonalny. Leki wcale nie muszą zobojętniać, wszystko zależy od tego czy są odpowiednio dobrane. Fakt, to czasem długa droga poprzez wiele prób, ale jeśli nie ma innego wyjścia, to musisz o siebie zawalczyć.

 

Napisałaś: "nie chce przyjąć do wiadomości, że ma popieprzoną dziewczynę". Nie to miałam na myśli. Chodziło mi o to, że być może pogubił się w całej sytuacji, czuje że nie jest już w stanie bardziej Ci pomóc (poza tym przytulaniem i wycieczkami samochodem by Cię uspokoić). Być może wykorzystał już wszystkie znane mu sposoby i uważa, że skoro nic z tego nie pomogło, to zwyczajnie wymyślasz. Nie jesteś w żadnym wypadku popieprzona i nie sądzę, żeby Twój chłopak tak uważał. Jesteś w tej chwili po prostu zagubiona i rozchwiana emocjonalnie. Potrzebujesz pomocy.

 

Co do mamy, to skoro sama ma ze sobą problem, to pewnie chciałaby, żebyś się nią zajęła, zwłaszcza że nie ma ojca, czyli jej męża, więc brakuje jej silnego ramienia i poczucia bezpieczeństwa. Na dodatek nie leczy się, więc nie robi nic konkretnego, by poprawić swoją i waszą wspólną sytuację. Być może mama obawia się, że jeśli przyzna, że też masz problemy ze zdrowiem psychicznym, to wtedy nie tylko będzie musiała coś zrobić, aby Ci pomóc, ale także (a może przede wszystkim) nie będzie już najważniejszą osobą w domu, tą najbardziej potrzebującą, wokół której wszystko się kręci i podporządkowuje.

 

Podkreślam, to tylko moje przypuszczenia.

 

Nie wstydź się płakać, bo łzy pomagają wyrzucić nagromadzony negatywny ładunek emocjonalny. Po prostu płacz oczyszcza, przynosi ulgę. Nie musisz udawać twardziela przed nikim, nie masz takiego obowiązku. Jesteś człowiekiem i jak każdy masz prawo do słabości i postaraj się na początek to zaakceptować - masz prawo czuć to wszystko i chcieć to z siebie wyrzucić.

 

Kochana, nie masz wpływu na to, co ktoś sobie pomyśli. Też na pewno masz różne myśli na temat innych osób. I jak pewnie sama zauważysz, nic się złego z tego powodu nie dzieje. Myśli nie widać. Krążą sobie wokół jak pyłki, kurz, jak powietrze. Po prostu są i tego nic nie zmieni.

Osoba po drugiej stronie słuchawki...hm...nie zakładaj z góry, jak wobec Ciebie będzie się odnosić. Jeśli nawet wyczujesz w głosie nutkę złości czy zniechęcenia to pomyśl, że ta osoba też jest człowiekiem i jak my wszyscy ma jakieś problemy i być może właśnie w tej chwili po jej głowie krążą niezapłacone rachunki, chorujące dziecko albo bezrobotny sfrustrowany mąż. To się może odbić na zachowaniu tej osoby. Całkowicie niechcący, bez zamierzenia. Nie bierz więc takich rzeczy do siebie, jako osobisty przytyk, bo nie znasz intencji drugiego rozmówcy. Łatwiej Ci będzie, jeśli z góry przyjmiesz, że będzie to miła, spokojna rozmowa. Powtarzaj to sobie i tak będzie.

Co do kwestii "sparzenia się" to powtórzę się trochę, bo psycholodzy to też ludzie jakby nie patrzeć :) mają odmienne charaktery, podejście do pacjenta/klienta, techniki terapeutyczne. Jeśli praca z tym akurat psychologiem nie będzie Ci z jakichś przyczyn odpowiadać, zawsze możesz spróbować u innego. Ja tak robiłam kilka razy. I nie żałuję, bo przekonałam się, jak bardzo mogą się oni od siebie różnić i że nie taki diabeł straszny :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×