Skocz do zawartości
Nerwica.com

"Ja", czyli kto?


Gość Druid

Rekomendowane odpowiedzi

jetodik, znerwicowaną przedstawicielkę gatunku homo sapiens.

edit: mam na myśli zbiór wszystkich moich cech (cech osobnika, którym jestem :P )

 

Dzięki za zadanie mi pytania :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Ja" czyli moje uczucia i emocje te przyjemne i nie. Samotność pomimo ludzi, których spotykam.

"Ja" to też mój bagaż życia.

"Ja" to mój brak akceptacji samego siebie.

"Ja" to moje deficyty miłości.

"Ja" to moje fantazje o moim innym lepszym "Ja", jakim się nie staję.

"Ja" to moje DDA i być może DDD nie wiem nie znam się.

"Ja" to moje uzależnienia.

"Ja" to życie w samotności.

 

Nom

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jestem swoim poczuciem siebie. Energią, odczuciem, uczuciem w ciele, które czuje się w to "moje" ciało zaangażowane. Do cwaniaków, którzy odpowiedzą mi: "Ależ mój drogi nvm'ie! Ty przecież jesteś świadomy tego uczucia, a więc nie jesteś tym uczuciem, tylko kimś/czymś, co jest tego uczucia świadome!" - odpowiadam: "Nie. Ja jestem tym uczuciem, które przygląda się sobie w świadomości lustrze".

 

A oto wersja wierszowa:

 

Kim jestem?

 

Jestem światłością cienia w cieniu blasku,

Błaznem szukającym tu znów poklasku,

Jestem tym, w którego już tu nie wierzą,

Jam jest syntezą tezy z anty-tezą!

 

A tutaj wersja duchowo-filozoficzno-humorystyczna:

 

A tak w ogóle, to ja osobiście zamiast pytania "Kim jesteś?", wolę pytanie: "Gdzie się zaczynam, a gdzie się kończę? Gdzie jest ta granica między tym, co robię ja sam, a tym, co się dzieje we mnie samo z siebie.".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co konkretnie macie na myśli, mówiąc "ja"?

"Ja" to tylko hipotetyczny konstrukt. Jeden z możliwych sposobów opisu rzeczywistości. Zakłada on, że istnieje jakiś stały podmiot, stały system, podczas gdy niczego takiego nie można zaobserwować. Istnienie "ja" jest kwestią wiary, a nie faktów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chaos w znaczeniu nerwica i depresja, czy co to tam jest

jakie inne impulsy?

Nie wiem jak u Ciebie, ale u "mnie" za "ja" kryje się energia, uczucie w ciele. Po prostu na dźwięk słowa "ja" coś rezonuje w "moim" ciele. Całkiem przyjemne i satysfakcjonujące uczucie. Takie egotyczne chyba. Gdzieś w trzewiach chyba, tzn, między szyją i pasem. Może w przełyku nawet. Taka chyba jakby lekko agresywna satysfakcja, jaką małe dzieci mają, kiedy mówią: "To jest MOJE!". Może poczucie oddzielenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

gdzie wskazywałeś palcem, mówiąc "ja" jako dziecko? Grasica czy niżej?
Nie pamiętam, czy wskazywałem w ogóle palcem jako dziecko ;] A jakie to ma znaczenie? Teraz mi pulsuje coś w środku, ale to się ciągnie chyba od brzucha do krtani.

 

EDIT:

 

A poza tym inne części ciała też mi pulsują - głowa, łokieć, ramię, palce, nogi. To chyba normalne, że ciało mi pulsuje.

 

EDIT2:

 

Problem polega na tym, że "ja", które uważasz za prawdziwego siebie jest fantomem istniejącym tylko jako abstrakcja w Twoim umyśle - ożywianym przez skonfliktowaną emocjonalną energię oddzielenia.

[...]

Przez identyfikowanie się z konkretnym imieniem, należącym do konkretnego ciała i umysłu, jaźń rozpoczyna proces tworzenia oddzielnej jednostki. Dodaje złożoną mieszaninę idei, przekonań i opinii, wraz z pewnymi wybiórczymi i często bolesnymi wspomnieniami, z których tworzy przeszłość z którą można się identyfikować, oraz surową emocjonalną energię, trzymającą to wszystko razem - zanim się zorientujesz, masz bardzo przekonujące - choć podzielone - "ja".

(Tłumaczenie moje).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

(/buddy's advice/Pluszowa nie inwestuj w niego, widać, że jakiś przekombinowany, bendo z tego problemy)

To nie tak jak myślisz. Idę za Twoją poprzednią radą i męża na forum nie szukam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

(/buddy's advice/Pluszowa nie inwestuj w niego, widać, że jakiś przekombinowany, bendo z tego problemy)

To nie tak jak myślisz. Idę za Twoją poprzednią radą i męża na forum nie szukam.

Hmm...ja wypowiedź Masturbowa zrozumiałem trochę inaczej: "Nie rozmawiaj z tym pajacem - szkoda zachodu; to jakiś świr i i tak nic mądrego z rozmowy z nim dla siebie nie wyciągniesz.". I w sumie nie zamierzałem już nawet z tym za bardzo polemizować 8)

 

EDIT:

 

Czy ''Ja'' należy uznać za istniejący byt?
A co jeśli nie ma nikogo, kto by cokolwiek uznawał? Jeśli to tylko pojawiająca się myśl, która mówi: "Jestem tą mieszaniną świadomości, umysłu i ciała", tak jak obraz pojawiający się na ekranie telewizora i absorbujący Cię tak bardzo, że zapominasz iż wpatrujesz się tak naprawdę w ekran?

 

EDIT 2:

 

Co jeśli jesteś tym ekranem, na którym ten obraz (ta myśl) się pojawia?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Gdzie się zaczynam, a gdzie się kończę? Gdzie jest ta granica między tym, co robię ja sam, a tym, co się dzieje we mnie samo z siebie.".

To pewnie granica ego. Ken Wilber fajnie wyjaśnia kwestię granic w książce "Niepodzielone".

 

 

Jestem światłością cienia w cieniu blasku,

Błaznem szukającym tu znów poklasku,

Jestem tym, w którego już tu nie wierzą,

Jam jest syntezą tezy z anty-tezą!

 

Sam to napisałeś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To pewnie granica ego. Ken Wilber fajnie wyjaśnia kwestię granic w książce "Niepodzielone".
Oho. Słyszałem o gościu, ale jeszcze nie miałem tej przyjemności. Natomiast ostatnimi czasy mam zwyczaj obracać się w sferach, w których ego jest tylko złudzeniem :P Tzn. nie jesteśmy w stanie w ogóle zlokalizować żadnego rzeczownika (w tym ego) - widzimy wszędzie same czasowniki, jeśli wiesz, o co mi chodzi ;) Jest jeszcze wersja taka, że ego jest pewnym punktem widzenia, jaki przyjmuje świadomość. Tak czy owak staram się odchodzić od pojęcia ego, jako czegoś solidnego. W ogóle jakoś chyba wolę widzieć wszystko jako płynne i będące jednością, niż trwałe, solidne i podzielone ;] To pierwsze kojarzy mi się z rozluźnieniem, a drugie z negatywnym napięciem emocjonalnym. A to negatywne napięcie emocjonalne to jest chyba coś, czego staram się unikać (piszę "chyba", bo nie jestem pewien, czy robię tak we wszystkich sytuacjach). Możliwe zresztą, że za bólem fizycznym (za którym jest długo długo nic) jest to chyba najgorsza rzecz, jaka może człowieka spotykać. Być może zresztą jest to właśnie bólu fizycznego forma, kto wie. Pewne rzeczy chyba na to wskazują.

 

A dzisiaj jestem swoim ciałem. Tym wewnętrznym ciałem, czyli wibrującą energią w trzewiach (i ogólnie w całym ciele). Zresztą "jestem" to są słowa jakby pchane przez jakąś energię, więc można by uznać, że to ta energia się przedstawia. A świadomość, w której się to wszystko wydarza, pozostaje sobie spokojnie milcząca (chyba, że uznamy, że energia wyłania się z tej świadomości na tej świadomości "życzenie", ale to chyba już jest domysł).

 

Sam to napisałeś?
Tak, a co? :P:D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W wielu "sferach" (psychologiczno-duchowych) jest tendencja do przesadnego skupiania się na istocie danej sfery i bagatelizowaniu pozostałych sfer. Zdrowy kierunek - w moim rozumieniu i wśród coraz większej rzeszy ludzi - to integracja wszystkich poziomów świadomości od tych najbardziej zwierzęcych i prymitywnych do wzniosłych i duchowych. Ego to jest pewien użyteczny aspekt ludzkiego istnienia. Z duchowego punktu widzenia nie tylko ego, ale cała nasza rzeczywistość jest iluzją, buddyjską Maja, teatrem życia. Z bardziej przyziemnej perspektywy troszczę się o to, aby moje ego było jak najzdrowsze i jak najpełniejsze.

 

Sam to napisałeś?
Tak, a co? :P:D

No bo nie wiem jakiego autora mam podać, jak bym chciał to gdzieś zacytować :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A tak swoją drogą, to mógłbyś przytoczyć tutaj trochę o tej "granicy ego", o której wspomniałeś.

 

Granica ego jest tam gdzie kończy się ego a zaczyna ciało. Utożsamiając się tylko z ego tracimy tak naprawdę świadomość naszego ciała, bądź twierdzimy, że "ciało należy do ego" , "ja posiadam moje ciało". Inaczej mówiąc projektujemy własne ciało na zewnątrz, albo też utożsamiamy się tylko z tymi czynnościami, które możemy kontrolować za pomocą naszej woli. Stwierdzenie "ja poruszam swoją ręką" wydaje się normalne ale "ja krążę krew w moich żyłach" już nie koniecznie, a to też jest pewien aspekt naszego istnienia. Dlaczego tworzymy tą granicę? Na poziomie symbolicznym ciało jest formą kruchą, przemijającą, więc szalę przechyla strach przed śmiercią. Na poziomie bardziej psychologicznym, ciało jest źródłem bólu, którego chcemy uniknąć. W rezultacie odłączamy od świadomości ból ale wraz z czuciem naszego ciała. Często taki zabieg stosowany jest w wieku dziecięcym jako przystosowanie do przeżywanych traum. I taki problem ma kontynuację w życiu dorosłym. Warto dodać też, że odczucie ciała jest źródłem sensu życiowego. Zintegrowane ego z ciałem daje nam poczucie szczęścia. Jak wspominałem Wilber szerzej to opisuje w swojej książce.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×