Skocz do zawartości
Nerwica.com

Urodzony z depresją


Turtle

Rekomendowane odpowiedzi

Witam. Naprawdę nie wiem od czego zacząć. Nie wiem właściwie dlaczego tu jestem. Zapewne dlatego, że przestałem sobie z tym wszystkim radzić.

Kiedy to wszystko się zaczęło? Dobre pytanie. Chyba w dzieciństwie. Miaszkałem w małej miejscowości, gdzie próżno było szukać rówieśników. Inne dzieci owszem były, ale dużo starsze. W domu również się wtedy nie przelewało. I tak dorastałem nie mając do towarzystwa nikogo poza własnym mózgiem. Myślę, że to był początek. Każdy problem zamykałem gdzieś w sobie. Poszedłem do szkoły, ale kumpli miałem tylko tam i jakoś się żyło. Poszedłem do technikum i poznałem wspaniałą dziewczynę. Mieliśmy wobec siebie dość poważne plany (z perspektywy czasu dość naiwne :) ) Mieliśmy wyjechać razem za granicę, najpierw ona do rodziny, po kilku miesiącach ja do niej. Planowaliśmy to cały rok i był to najszczęśliwszy okres mojego 20letniego życia. Ale im bliżej było do jej wyjazdu tym bardziej czułem, że moja skorupa, którą tworzyłem całe dotycchczasowe życie zaczyna pękać. Czara przelała się i tuż przed maturą załamałem się. Czułem się nikim, panicznie bałem się śmierci. Nie jadłem nie spałem, schudłem 9kg w miesiąc. Nie było dnia bez zwinięcia się w kłębek i płaczu. Ja, młody facet płakałam jak mała dziewczynka, leżąc na podłodze. Oczywiście rodzice i dziewczyna zauważyli to. Chcieli, żebym poszedł z tym do psychologa. Ale przecież wiem co by powiedział i doradził. Zdałem maturę, dość dobrze (o dziwo). Papierów na studia nie składałem bo przecież miałem emigrować. Trochę mi się polepszyło. Przy życiu i zdrowych zmysłach trzymał mnie fakt, posiadania planów na przyszłość z najlepszą dziewczyną jaką mogłem sobie wymarzyć. Pojechała pod koniec czerwca a ja znowu pękłem. Odzywała się coraz rzadziej i z końcem sierpnia zerwaliśmy. Stwierdziła, że zasługuje (ona) na coś więcej. Nie winie jej za to. Skoro jest teraz szcześliwsza... Za to mi nie zostało już nic. Żadnego celu, chęci, powodu by żyć. Chciałem się zabić. Zaczekałem, aż będę w domu sam, nałykałem się tabletek i popiłem wódka. Niestety przeceniłem swoje możliwości toteż zwymiotowałem. I znowu pojawiła się iskierka. Może to nie przypadek? Może i jest jakiś powód dla którego mi się nie udało? Znalazłem pracę. Pracuję już dobry miesiąc i myślałem, że wychodzę na prostą. Niestety czuje, że załamanie znowu się zbliża. Prawie co noc śni mi się była. Gdyby nie fakt, że chce mi się sikać, nie wstawałbym nawet rano z łóżka. Jem, śpię, pracuje i tak w kółko. A teraz opisuje to wszystko na forum bo nie mam pojęcia co robić i dokąd zmierzam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też miałem chyba od zawsze depresje. Również miałem bardzo ograniczony kontakt z rówieśnikami ale to z innych powodów. U mnie w domu też się nie przelewało. Odkąd pamiętam to swoje problemy dusiłem w sobie, nikt o niczym nie wiedział. Kumpli też miałem tylko szkolnych. Dziewczyny nigdy nie miałem (ostatni raz towarzysko z dziewczyną rozmawiałem bodajże w podstawówce czyli z dobre 10 lat temu). Jeżeli skorupa u Ciebie zaczęła pękać to jednak nie była zbyt trwała, gdzieś popełniono błąd. Ja od najmłodszych lat zostałem tak zaprogramowany, że moja skorupa jest praktycznie nie do zdarcia, moi rodzice wiedzą, że jak coś zrobić to raz a porządnie. Nie potrafię wpaść w taką mega depresję z jakimś szałem, płaczem, aby wszyscy nade mną tańczyli chociaż bardzo bym chciał. Najszczęśliwszy okres mojego życia również pokrywał się gdzieś z Twoim okresem ale u mnie był on spowodowany używkami. Również bardzo schudłem, widać u mnie każdą kostkę. Planów na przyszłość nigdy nie posiadałem i raczej nie posiadam nie licząc rozważania kwestii bezdomnej emigracji. Nie mam żadnego celu, żadnych chęci, niczego, a jednak żyję i nie jest ze mną najgorzej, psychika się trzyma. Dlaczego? Bo moja skorupa nie przecieka. Ja tylko jem i śpię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dobrze,że napisałeś-zrobiłeś pierwszy krok a myślę,że bardzo dobrze jest się wyżalić...przeżyłeś ciężkie chwile ale może nic nie dzieje się bez przyczyny tak właśnie jak to napisałeś...jesteś jeszcze młodym człowiekiem i jestem pewna ,że znajdziesz drugą połówkę...odnośnie twojej byłej myslę,że w tym przypadku czas zaleczy rany-poznasz kogoś zobaczysz!

powieneś też podjąć leczenie-tak uważam...sądzę,że nerwica/depresja itp sytuacje nie leczone tylko się pogłębiają...sama jestem tego przykładem i baaardzo żałuję,że leczenia nie podjęłam już kilka lat wcześniej...życzę ci cierpliwości,wytrwałości...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z samym faktem rozstania się z dziewczyną pogodziłem się już dawno. A co do leczenia jestem sceptyczny. Przecież wiem co powie lekarz. Że muszę wziąć się w garść, myśleć optymistycznie itp. Przecież ja to wszystko wiem. Co do leków to odpadają. Może i będę żałował, ale nie chce chodzić jak zombie.

 

-- 06 paź 2014, 16:34 --

 

Z samym faktem rozstania się z dziewczyną pogodziłem się już dawno. A co do leczenia jestem sceptyczny. Przecież wiem co powie lekarz. Że muszę wziąć się w garść, myśleć optymistycznie itp. Przecież ja to wszystko wiem. Co do leków to odpadają. Może i będę żałował, ale nie chce chodzić jak zombie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z samym faktem rozstania się z dziewczyną pogodziłem się już dawno. A co do leczenia jestem sceptyczny. Przecież wiem co powie lekarz. Że muszę wziąć się w garść, myśleć optymistycznie itp. Przecież ja to wszystko wiem. Co do leków to odpadają. Może i będę żałował, ale nie chce chodzić jak zombie.

 

-- 06 paź 2014, 16:34 --

 

Z samym faktem rozstania się z dziewczyną pogodziłem się już dawno. A co do leczenia jestem sceptyczny. Przecież wiem co powie lekarz. Że muszę wziąć się w garść, myśleć optymistycznie itp. Przecież ja to wszystko wiem. Co do leków to odpadają. Może i będę żałował, ale nie chce chodzić jak zombie.

Skąd wiesz ,że leki Ci nie pomogą?z góry zakładasz już co będzie?Terapia by Ci się też przydała ale skoro wolisz nic nie robić to już Twój wybór .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Z samym faktem rozstania się z dziewczyną pogodziłem się już dawno. A co do leczenia jestem sceptyczny. Przecież wiem co powie lekarz. Że muszę wziąć się w garść, myśleć optymistycznie itp. Przecież ja to wszystko wiem. Co do leków to odpadają. Może i będę żałował, ale nie chce chodzić jak zombie.

 

Nigdy nie usłyszałem tego od żadnego lekarza ani psychologa. Zawsze spotykałem się ze zrozumieniem.

Przeprowadziłem się niedawno do innego województwa, w poprzednim moja lekarka nie chciała przepisać niczego psychotropowego. Dzisiaj po wizycie u nowej jestem zaskoczony - przepisała mi leki jakie chciałem i mówiła, że rozumie moją sytuację.

Psychiatra też człowiek, nie bój się go. Znajdź w okolicy takiego, który ma dobre opinie choćby nawet w internecie. Im szybciej zaczniesz leczenie tym lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po tytule postu widzę, że już się zdiagnozowałeś :) Natomiast to, co opisałeś wskazuje, że problem u Ciebie dojrzewał, rozwijał się wraz z Tobą. Piszesz o ograniczonym kontakcie z rówieśnikami, ale nie piszesz nic o relacjach w domu.. To naturalne, że przeżywasz rozstanie z dziewczyną - opisujesz związek z nią jako cudowne doświadczenie, jedno ze szczęśliwszych w Twoim życiu. Twój lęk ma z pewnością swoją przyczynę i jest ona gdzieś ukryta w Tobie. Leki pomogą Ci doraźnie, jednak sądzę, że warto pomyśleć o psychoterapii, która "działa" na przyczynę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×