Skocz do zawartości
Nerwica.com

Problem w związku, proszę o opinie.


Rekomendowane odpowiedzi

Postaram się napisać konkretnie i nie przynudzać. Proszę o opinie w sprawie poniższej sytuacji.

 

Od 2007 jestem w zwiążku z dziewczyną. Mieszkamy 40km od siebie, ale jak dotąd nie było to problemem, 50min jazdy pociągiem i tyle. Raz ja jeździłem do dziewczyny, raz ona do mnie, zostawaliśmy u siebie parę dni co zawsze sprawiało nam ogromną radość. Ona mieszka z rodzicami, ja z matką. Moje jazdy do niej skończyły się po paru latach kiedy jej ojciec ni z tego i z owego zbulwersował się, że bez ślubu śpimy ze sobą pod jego dachem. Odtąd dziewczyna przyjeżdzała już tylko do mnie.

Pod koniec zeszłego roku poszła na studia i przestała mnie odwiedzać. Bardzo, ale to bardzo mnie to zabolało, poczułem się odrzucony (jestem bardzo wyczulony na odrzucenie, czy to przez jedną osobę, czy jakąś grupę). Tłumaczyła na początku, że to przez brak czasu, że jest zmęczona nauką itd. Ja to rozumiałem, ale kiedy sytuacja zaczęła wyglądać tak, że nawet raz w miesiącu nie chciała mnie odwiedzić a godziła się tylko na spotkanie "na mieście, na chwilę", zbuntowałem sie i stwierdziłem, że tak być nie może. Rozumowałem tak, że jak się kogoś kocha to można przezwyciężyć nawet duże trudności, ja bym do niej pojechał na drugi koniec kraju gdyby była tak potrzeba, tak mi na niej zależy. Podejrzewałem, że znalazła sobie kogoś, pytałem, dociekałem, zarzekała się, że tak nie jest, że mnie kocha i, że jesteśmy cały czas razem. Nie rozumiałem jak można tak krzywdzić kogoś kogo się kocha.

Zaczeliśmy żyć w pewnym zawieszeniu, niby jesteśmy razem ale dla mnie nie jesteśmy, nie spotykamy się już u mnie. Żyjemy nie jak para, ale jak znajomi. Za nic do mnie nie przyjedzie, co kiedyś robiła z radością. Nie jestem w stanie tego zrozumieć. Bardzo cierpię z tego powodu. Rozmawiałem z nią o tym wielokrotnie, że nie mogę tego wytrzymać, że jeżeli mnie nie kocha niech mi powie i skończmy z tą meczarnią, jeśli kogoś ma niech mi to wyzna, bo dla mnie jest to nie do wytrzymania. Niczego takiego nie usłyszałem. Tylko zapewnienie, że jesteśmy razem i, że mnie kocha. Bolało mnie też to, że widziała jak cierpię, a nie próbowała mi pomóc, stała jakby z boku, jakby nie wiedząc jak się zachować. Dotąd uważałem ją za bardzo wrażliwą osobę, ale po tym zacząłem odkrywać, że może wcale nie znałem jej taką jaka była naprawdę.

Twierdzi, że po kilku latach związku chce, żebyśmy zamieszkali razem, mówi, że takie dojazdy już jej nie odpowiadają.Też chciałbym, żebyśmy razem mieszkali, ale dla młodego człowieka w Polsce nie jest to takie proste. Pracuję, zarabiam, ale wspólne mieszkanie pochłaniałoby więcej niż moja cała pensja. Ona nie pracuję i nie dołoży się do utrzymania. Nalega, że takie mieszkanie byłoby usamodzielnieniem się, ale do mnie to nie przemawia, ja widzę to tak, że ona uzaleźnia nasze bycie razem od pieniędzy. Na moje przemyślenia, że miłość i bycie ze sobą polega na wzajemnym wspieraniu się nieważne od okoliczności reaguje niezrozumieniem. Wydaję mi się, że powinniśmy się wpierać, ja mimo, że nienawidzę tych jej studiów za to, że mi ją "odebrały" dopinguję ją do nauki i nawet w jakiś sposób (wewnetrznie masochistyczny) gratuluję jej sukcesów. Chciałbym, żeby ona rozumiała (tak jak pary znajomych które obserwuję z boku), że warunki mieszkaniowe są, jakie są i na razie trzeba funkcjonować na ile pozwalają możliwości.

Zaczyna mi się wydawać, że ja kocham ją bardziej niż ona mnie. Ja nie mogę bez niej żyć, ona może bezemnie. Mieliśmy już nie jedną kłótnie na ten temat w przeciągu ostatniego pół roku, mam do niej bardzo duży żal, mam poczucie, że bez słowa mnie tak zostawiła przestając się ze mną spotykać. Tak jak byliśmy razem np. cały weekend, teraz widzimy się godzinę w tygodniu na mieście. Strasznie, ale naprawdę strasznie to przeżywam. Miewałem z powodu tej sytuacji już myśli samobójcze. Muszę powiedzieć, że cierpię bardziej niż kiedy parę lat temu umarła osoba z mojej nabliższej rodziny. Czuję się bardzo samotny. Mam dziewczynę i jednocześnie jej nie mam. Została mi rozmowa telefoniczna i krótkie spotkanie. Kilka razy tak się pokłociliśmy, że zrywałem z nią, ale po paru dniach łamałem się i dzwoniłem do niej. Myslę, że ona nie traktuje moich zrywań poważnie, nie wieży, że mogłbym ją rzucić. Nie chciała do mnie przyjechać nawet moje urodziny... Chyba ze dwa tygodnie potem nie rozmawialiśmy.

Czuję, że już dłużej nie wytrzymam tego zawieszenia. Nie przebrnę przez lato w tej samej pieprzonej sytacji która teraz trwa. Zadaję sobie pytanie czy gra jest warta świeczki? Nie potrafię skończyć tego związku choćbym chciał. Za bardzo ją kocham. Czasem mam take myśli, że chciałbym się np. dowiedzieć, że mnie zdradziła bo wtedy było by mi łatwiej się od niej odciąć. Cały czas mam wrażenie, że jakaś wina leży po mojej stronie, że wystarczy, żebym powiedzał jakieś zdanie, żebym wykonał malutki krok i wszystko da się naprawić, ale wciąż nic z tego nie wychodzi. To nie daję mi spokoju, nie daje mi spokojnie spać w nocy. Ona często mi się śni. Śnię, że jesteśmy razem i jesteśmy szczęśliwi, ale tej nocy miałem straszny koszmar. Śniło mi się, że coś jej powiedziałem i ona z tego powodu popełniła samobójstwo a ja siedziałem naprawdę przerażony, bo wiedziałem, że to moja wina i, że będę musiał z tym żyć. To był jeden z tych snów z których budzimy się szczęsliwi orientując się, że to był tylko sen.

Patrzę na siebie w lustrze, widzę w miarę przystojnego młodego faceta z paroma problemami, który chciałby w końcu być szczęśliwy. Czy ona mnie kocha jeśli mówi, że będziemy tak trwali w zawieszeniu póki razem nie zamieszkamy? Czy gdyby mnie kochała to spotykalibyśmy się niezależnie od okoliczności? Złej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy? Ona też jak ja ma problemy na tle nerwicowowym, fobii społecznej itp. Byłem pewny, że taka osoba mnie zrozumie. Mnóstwo kroków w swoim życiu zrobiłem dla niej. Odważyłem się iść do pracy, co dla człowieka z FS było tytanicznym wysiłkiem, poszedłem do szkoły policealnej, też dla niej, z myślą o naszej wspólnej przyszlości...

 

Dziękuję wszystkim, którzy przebrneli przez całość tekstu. (Nie bardzo mi wyszło to strzeszczanie.) Proszę o opinie, co myślicie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A rozmawialiście o tym, dlaczego nie chce już do Ciebie przyjeżdżać i co jej najbardziej ciąży w tym, że nie mieszkacie razem? Może np. rodzina po niej jeździ, że żyje z chłopakiem bez ślubu i wzbudza w niej niepokój - że jeśli się z nią nie żenisz, to coś jest nie tak. Może ma dosyć tej presji i chce się usamodzielnić. Tak tylko gdybam, bo nie wiem, jaki jest powód, ale Ty powinieneś wiedzieć.

Chęć wspólnego zamieszkania jest normalna, jeśli związek się rozwija, to powinien przechodzić przez kolejne etapy, ciężko jest udawać dorosłość i mieszkać z rodzicami. Rozumiem też, że niektórych rzeczy nie można przeskoczyć, np. pieniędzy. Choć sam napisałeś "jak się kogoś kocha to można przezwyciężyć nawet duże trudności" więc może te mieszkaniowe też? Może dziewczyna też mogłaby coś zarobić, skoro chce samodzielności?

Możliwe też, że coś nie tak z jej uczuciami, zaangażowaniem, ale wałkowanie tego chyba nic nie w niesie, lepiej rozmawiać o konkretnych problemach i szukać rozwiązania. Jeżeli teraz nie widzisz szansy wspólnego mieszkania, to zastanów się kiedy w przyszłości byłoby to możliwe, może powiedzenie dziewczynie "za rok" i wysiłki, żeby tego dotrzymać wystarczą, żeby naprawić atmosferę. Wydaje mi się, że powinniście negocjować rozwiązanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mokoto zatrzymaj myślenie typu: "kocham ją bardziej niż ona mnie" i tak dalej. Z Twojego postu mi wyziera takie Twoje (być może się mylę) przekonanie, że już zrobiłeś wszystko co mogłeś, że ona jest winna. Nie wiem jaka jest prawda, ale powinieneś z nią na spokojnie porozmawiać, gdzieś na mieście, na neutralnym gruncie i tak jak pisze refren powiedzieć na przykład, że za X czasu zamieszkacie razem, bo to tu chyba jednym z większych problemów jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

znam podobne sytuacje, dziewczyna chce moim zdaniem zrobić krok do przodu, wyjść za mąż, zamieszkać z Tobą, sama pewnie czuje się w zawieszeniu, chodzicie ze sobą, sypiacie ze sobą, ona nie chce być tylko Twoją dziewczyną do łóżka, chce czegoś poważnego. W dodatku zapewne ojciec wywiera na niej presje. Może chodzi tak na prawde o ślub, nie o mieszkanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Refren -> Jasne, że rozmawialiśmy już o tym wielokrotnie. Rodzina po niej nie jeździ, zresztą jakbyśmy zamieszkali razem to i tak mieszkalibyśmy bez ślubu. Może i jej rodzinie trochę to przeszkadza ale nic na to nie poradzą, bo ani mi ani jej nie śpieszy się do formalizowania związku.

Zarobić to jasne, że by mogła, ale narazie stwierdziła, że jest zbyt zajęta nauką.

 

Łapa -> Chciałbym zatrzymać myślenie tego typu, ale jak pewnie domyślasz się jest to bardzo ciężkie po tym co obserwuję z jej strony. Absolutnie nie przybieram tu postawy jedynego sprawiedliwego i nie twierdze, że ja robie dobrze a ona jest wszystkiemu winna. Jak coś spieprzyłem w związku to zawsze byłem gotowy się do tego przyznać i pogadać o jakimś rozwiązaniu. Sytuację w powyżeszym poście postarałem się przedstawić jak najbardziej obiektywnie bez wyrokowania o czyjejkolwiek winie (choć to trudne).

Oczywiście, że mówiliśmy już sobie, że za X czasu zamieszkamy razem, ale moim problemem jest dlaczego do tego czasu mamy się nie widywać jak dotąd?

 

Candy14 -> Może i trochę wyolbrzymiam ale tak to jest gdy w grę wchodzą uczucia i to te najważniejsze.

No właśnie dziwi mnie to samo co Ciebie, że ona wydaję się nie tęsknić i nie potrzebować już się ze mną widywać, a jednoczeście zapewnia, że kocha.

 

potworek -> Nie chodzi o ślub. Ona jest przeciwniczką instytucji małżeństwa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mokoto, niestety ja się jej troche nie dziwię, niemniej uwazam ze postepuje troche roszczeniowo. Zwiazek niestety nie polega na tym ze sie jezdzi kilka razy w m-cu, zwiazek to jest codziennosc. Ale panna skoro chce z Toba zamieszkac niech sie dolozy do czynszu itd, w sumie to nawet powinna tez w koncu cos z tym robic, dorabiac itp. Nie musisz wynajmowac mieszkania, wystarczy pokoj ;) jak razem pomieszkacie to niewiadomo czy sie zwiazek nie rozpadnie, bo wynika z tego że dopoki dziewczyna nie miała większych potrzeb to było ok, a teraz wymaga głownie od Ciebie wziecia całej odpowiedzialnosci finansowej. Wg mnie powinienes z nia porozmawiac i postawic jasno sprawe: albo wynajmujecie pokoj i wydatki dzielicie na polowe albo do widzenia, bo tak to ona sobie marnuje lata i Ty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się, że związek to codzienność i ja rozumiem jej chęć, żebyśmy się usamodzielnili.

Natomiast zadaję sobie pytanie: Czy to w porządku, że ona do dalszego funkcjonowania związku wymaga usamodzielnienia -> usamodzielnienie wymaga pieniędzy -> ona nie pracuję, więc nie może się dokładać -> brak usamodzielnienia i brak związku?

Twierdzi, że narazie nauka zajmuje jej tyle czasu, że nie ma możliwości pracować. A ja jej na to, że w porządku, ale dopóki nie możesz pracować to nie wymagaj, żebyśmy się usamodzielnili.

Zaczynam się czuć troszkę jak bankomat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mokoto, i tego sie trzymaj, kobieta i tak powinna byc niezalezna od mezczyzny. I na odwrot. Natomiast jak ona szuka faceta, który bedzie ja głownie utrzymywał to mała strata dla Ciebie...przebolejesz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi się wydaje, że dziewczyna ma cie centralnie w dupie, są jednak pewne rzeczy których się nie robi jak nam na kimś zależy i są pewnie które się robi jak chcemy żeby ktoś nam dał spokój, a nie umiemy tego skończyć i ja tu widzę te rzeczy. Poszła na studia zauważyła inną perspektywę, że życie ma jej co innego do zaoferowania (przejedzie się na tym) ty jej się po prostu znudziłeś, jesteś za dobry i całkowicie oddany. Nie docenia tego co ma, nie widzi autorytetu, czy czegoś i będziesz latał jak tam marionetka, no bo ona jak widać skłonna do ustępstw nie jest, nawet w urodziny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kontrast, zgadzam się. Dziewczyna po prostu albo się z kims jeszcze spotyka a Ciebie zostawia sobie jako furtke jakby jednak zachciało jej się wrócić do Ciebie.

Skoro ona nie pracuje to jak niby macie iść na "swoje"? Niech ruszy tyłek do pracy albo myśli o "swoim" po studiach.

Ale na Twoim miejscu bym ją olała.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, są pewne rzeczy, których nie potrafię jej wybaczyć ani przejść nad nimi do porządku dziennego jak ta sytuacja w moje urodziny.

Próbowałem już z nią rozmawiać w ten sposób, że jeśli nie chce żebyśmy byli dalej razem, jeżeli się spotyka z kimś lub po prostu jest mną znudzona to niech wyzna szczerze jak sprawy wyglądają i się oboje przestaniemy męczyć.

Miewam wrażenie, że jestem czasami jakkolwiek bezpretensjonalnie to zabrzmi "za dobry", ale z drugiej strony troche irracjonalnie się boję, że jak będę bardziej stanowczy, zdecydowany, niezależny to to do końca nasz związek rozbije, zniszczę to co z niego zostało choć zdaję sobie sprawę, że chyba nie jest to zdrowe myślenie.

Czuję się jakbym stał na rozdrożu nie wiedząc którą ścieżkę wybrać bojąc się, że mogę wybrać złą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×