Skocz do zawartości
Nerwica.com

wątek wiele mówiący - depresja


Kamil6669999

Rekomendowane odpowiedzi

dopiero co zalozylem konto na tym forum takze witam serdecznie Wszystkich.

 

przejde od razu do mojego problemu, problem jest - przynajmniej dla mnie ogromny, nie daje mi zyc ale zeby go zrozumiec musze opisac historie mojego zycia - nie bedzie ona dluga, a przynajmniej zbyt ciekawa ( no chyba ze ktos jest masochista to w moim zyciu by sie bardzo spelnil ) a wiec...

mam 25 lat, do okolo 13 roku zycia - moze ciut krócej bylo wszystko ok, tak jak w kazdym innym domu * ( co do domu przejde dalej )

pewnego dnia w szkolce swojej ukochanej wdalem sie w bojke z ' hersztem ' klasy no i coz, przegralem - ubrudzilem sie straszliwie , a to byla moja 1 bojka i nie wytrzymalem napiecia i troche sie poplakalem , nie tyle z bolu co z emocji - zwolnilem sie i poszedlem do domu . i to chyba byl dzien w ktorym cale moje zycie stanelo w martwym punkcie - od tego czasu bylem wysmiewany , gnebiony i wszystko z tych rzeczy, z dnia na dzien , z roku na rok bywalo coraz gorzej, ci z klasy rozgadywali na mnie po calej szkole dzieki czemu nie mialem nikogo z kim moglem porozmawiac , przez kazdego bylem wysmiewany a w klasie.. kazdy dzien byl tragedia ktora musialem przezyc, nie bylo dnia bez wysmiewania mnie, a nawet gdy juz 1 dnia na xx miesiecy zdarzyl sie cud i nic na mnie nie bylo to i tak balem sie ze cos sie stanie, wiec chyba na 1 wyszlo..,nie rozmawialem z nikim DOSLOWNIE - mozna powiedziec ze do tego czasu zawsze siedzialem sam na przerwach , ew zbiegowiska jak sobie ze mnie zartowali:) pod koniec gim zapoznalem kilka osob z rownoleglej klasy, w sumie nie wiem jak sie to stalo ze po tym za kogo mnie wszyscy mieli chcieli ze mna rozmawiac.. nawet bronili czasem ( ja z poczatku sie bronilem ale pozniej juz uleglem, nie mialem sil ) pozniej nasze drogi sie rozeszly , kazdy w innym miescie , z poczatku pisalismy na komunikatorach ale po dosc krotkim czasie i to przeminelo ( pewnie dlatego ze oni prowadzili wlasne zycie a ja... o tym pozniej ) przebrnalem jakos przez to pieklo z nadzieja, z ogromna nadzieja ze lepsza klase trafie , wiem moglem przejsc do innej szkoly itp itd , ale staralem sie zeby rodzina o tym nie wiedziala, zreszta i tak nie bylo by mnie stac na dojazdy w innej szkole a ja nawet o tym nie myslalem , az w koncu szkola srednia - i co sie stalo? tafilem na jeszcze gorsza klase - chlopakow w klasie bylo co prawda malo , ale to same typy spod ciemnej gwiazdy - tam tez bylo naprawde ciezko - niby o niebo lepiej porownojac poprzednia klase alee - bylem dla nich nikim , rzadko z nimi rozmwialem , bo nie bylo tematow , zreszta wyraznie nie chcieli ze mna miec nic do czynienia, WTEDY zalamalem sie do reszty , przestalem chodzic , mozna powiedziec ze moja frekwencja byla 50%- , ale jednak dali mi szanse, jednak nie skorzystalem bo nie chcialem tam chodzic - glupi pomysl ale jedynie to przyszlo mi wtedy do glowy. Pozniej za rok zaczalem znow prywatnie w gdansku - przez okolo 2 miesiace bylo wszystko swietnie do czasu az - AZ 1 Z MOICH PRZESLADOWCOW zachcial uczyc sie na tym samym kierunku co ja - wtedy umarlem po raz kolejny, przestalem chodzic, nie mialem najmniejszej ochoty tam isc, balem sie mimo ze wszsytko bylo dobrze bo raz sie spotkalem ale... cale moje cialo i psychika wysiadaly , denerwowalem sie , nie moglem sie skupic , oczywiscie nie w szkole tylko gdy doszla do mnie ta informacja,

a teraz zeby skrocic.... rodzina - mama jedynie na niej moglem polegac - wiem ze nie powinienem ale to jest prosta kobieta dla ktorej biale jest biale a czarne czarne, nie rozumie moich problemow - gdy cos jej mowilem to zawsze slyszalem ze musze myslec optymistycznie ( A GDY WYPILA WSZYSTKO CZEGO SIE DOWIEDZIALA ODE MNIE - WYSMIEWALA MNIE ) - ale to byla osoba na ktora moglem najbardziej liczyc

ojciec - alkoholik, zreszta tak samo jak mama ale na niego liczyc nie moglem nigdy , tak samo jak na reszte rodziny. jest ona bardzo liczna ale kontakt mialem jedynie z 3-4 osobami z niej, i to tez sporadycznie , ciotka ktora mnie nienawidzi - i ktora pieknie to pokazuje , gnoi mnie przy kazdej okazji, ogolnie na rodzine liczyc nie moge

przyjaciele... to chyba najgorsze co moze byc bo nie mam nikogo, nie mam sie komu wygadac, nie ma zbytnio miejsc w ktorych mozna zapoznac , pracy nie mam , wyksztalcenia nie mam , motywacji nie mam , nie mam doslownie nic. nie mam wsparcia od nikogo, czasem probuje porozmawiac z matka ale to rozmowa bez sensu bo zawsze jest ta sama odpowiedz.

mysli samobojcze - bywaly co dzien, zwalszcza w gim, pozniej byly proby - kilka razy naprawde jak to powiedzieli lekarze - cud ze zyje

nie mam pracy, zreszta nie dziwne bo nie mam szkoly... najbardziej boli mnie to ze nie mam komu zaufac i komu sie wyzalic , teraz co prawda jest lepiej , okolo 2 tyg juz ale zaczelo sie polepszac w sytuacji ostatecznej - chcialem sie zabic , wszystko juz gotowe, ale jednak sie balem , i jednak liczylem ze sie poprawi , zrezygnowalem i od tego czasu NAGLE wszystko sie poprawilo, a przynajmniej moja motywacja, ale to za malo zeby cos zmienic, bo kazdego dnia wegetuje, nie mam pieniedzy , rodziny , znajomych, nie mam doslownie nic, nie mam nawet domu - a ten dom wyglada tak , ze nawet bezdomni wykorzystaliby go w ostatecznosci, ruina na ktora gdy patrze praktycznie zawsze placze , a placze coraz rzadzien bo wiekszosc czasu zapycham internetem, ale gdy juz sie oderwe... i patrze na to wszystko , na to w jakich warunkach zyje , co zrobilem ze swoim zyciem to wszystkiego mi sie odechciewa, bywalem u kilku psychologow - 1 po probie zostal mi wcisniety na sile , zrezygnowalem ale sam z siebie zaczalem pomocy szukac dalej - bylem chyba u 3-4 i wszedzie to samo - pytania glupie , z kazdego pytania czulem sie jakby brali mnie za idiote - pytania typu ' jakim kolorem okreslilbys swoj dzien ' wprowadzaly mnie w furie - no moze nie doslownie :D ale to idiotyzm ktory nic mi nie da, potrzebuje wsparcia ale nie mam doslownie bladego pojecia skad je wziac, nie mam pojecia co zrobic ze swoim zyciem, chociaz ostatnio myslalem nad wyjazdem z tego grajdolu zwanego polska , gdzies... gdziekolwiek i tam jakos sprobowac sepic pieniadze na pracach i przyjechac tu wyladowany klejnotami i zlotem xP , albo sprobowac skonczyc szkole tu ale to naprawde ogrom czasu a i tak pewnie nic z tego nie bedzie, jedyne co mnie motywuje to wizja wlasnego , pieknego domu - ktora jest tez moim gwozdzien do trumny w depresji - chce, prage ale wiem ze nic z tego nie bedzie, i tu jest pies pogrzebany. wiem ze moje starania nic nie dadza , moge zyc jedynie z taka motywacja ktora jednak nigdy sie nie spelni , wiem chore ale jednak

jestem pewien ze nikt nie bedzie mial na tyle sil zeby przeczytac to do konca, w sumie nie dziwie sie temu, ale moze jednak jakas dobra dusza sie znajdzie i... i tu wlasnie sie zastanawiam ale mam nadzieje ze zbyt mocnego policzka nie dostane ;D chociaz wiem ze mi sie nalezy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałem cały twój post i mogę Ci powiedzieć, że Ci współczuje takiej rodziny. Mimo, że sam mam "normalną" rodzinę to jednak też żadnego wsparcia od nich nie mam. A tak po za tym to całe moje życie od gimnazjum włącznie jest prawie jak twoje. Poniżanie, naśmiewanie, brak akceptacji itp itd i jeszcze wiele więcej. Skończyło się tak, że mam już prawie 21 lat i nic nie osiągnąłem i nie mam siły żeby cokolwiek robić dalej. Nerwica, pogłębiająca się depresja, brak przyjaciół i zrozumienia ze strony rodziny. Oni nawet nie widzą, że coś się ze mną dzieje. Każdy zapatrzony w siebie. Choć wiem, że na rodziców narzekać nie powinienem bo zawsze miałem to co chciałem, tyle że przez to mam zniszczone życie. W domu zawsze wszyscy (rodzeństwo też) byli zaradni a ja? Nieudacznik i śmieć za którego trzeba wszystko zrobić i załatwić. Ja się po prostu boję dorosłego życia. Też nigdy żadnej pochwały nie dostałem, ale opierdol nie raz i to za każdy nawet najmniejszy błąd ;/ W dodatku jestem nieśmiały co mi utrudnia zdobywanie nowych kontaktów a to by mi się przydało. Od kilku miesięcy siedzę sam w czterech ścianach. Mam coraz większą chęć się zabić bo wiem, że już przegrałem życie. Zresztą przyjaciół nie mam, dziewczyny też (i pewnie i tak żadna by takiego śmiecia nie chciała) a rodzina i tak nawet nie zauważa, że jestem. Więc po co żyć?

Wiem, że to ja Ci miałem coś poradzić a w końcu sam się wyżaliłem. Skoro już się próbowałeś zabijać i jak to ktoś określił "cud, że żyjesz" to żyj sobie dalej. Może ja też będę miał to szczęście albo nieszczęście i ktoś mnie uratuje. Przynajmniej może potem jakiego lekarza mi załatwią bo sam nie wiem nawet jak się za to zabrać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×