Skocz do zawartości
Nerwica.com

Moje lęki


invisiblex

Rekomendowane odpowiedzi

Jestem tu nowa i ogólnie średnio orientuję się w forach, ale chciałbym się gdzieś wygadać.

 

Od dziecka jestem osobą nieśmiałą, zamkniętą w sobie, strachliwą. W szkole nie byłam i nie jestem może jakąś dziwaczką czy odludkiem, miałam znajomych, ale poza nią rzadko wychodzę, spotykam się z kimś, jestem raczej typem samotniczki. Mam młodszą siostrę i to z nią głównie spędzam czas, choć nie mówię jej o moich głębszych uczuciach, ani nic. Z rodzicami też za bardzo nie potrafię o tym rozmawiać, zwłaszcza z mamą, boję się reakcji. Od małego chodzę tak jakby na paluszkach wokół ludzi, nie mówiąc o swoich myślach, lękach, marzeniach, poglądach. Jestem w pewnym sensie zamknięta w swoim świecie. Czasem mam wrażenie depersonalizacji lub derealizacji chyba, jeśli dobrze te pojęcia rozumiem. Chodzi o to że świat, życie jest odległe, że to sen, film, coś dziwnego, nierealnego, nie wiem jak to do końca wytłumaczyć. Czasem żeby nie myśleć o realnym życiu uciekam się w marzenia, wyobrażenia, siebie jako osoby innej, w innych realiach, czasem są one wymyślone, czasem zaczerpnięte z książek, filmów itp.

Co do realnego życia, pierwszy tak jakby epizod miałam w wieku 14 lat. Jestem wrażliwa na tematy o chorobach, funkcjonowaniu ludzkiego organizmu, boję się wizyt u lekarzy, w szpitalu itp. Raz na lekcji biologi na takim temacie zemdlałam i zadzwoniono po pogotowie. W szpitalu spędziłam trzy dni i zaraziłam się am czymś od dziewczynki obok w sali. Wróciłam do domu na święta i zachorowałam. Gdy czułam się lepiej i miałam wrócić do szkoły nagle rano brały mnie mdłości, miałam podwyższoną temperaturę. Zdawałam sobie sprawę że to jakiś irracjonalny lęk przed pójściem do szkoły, wykorzystywałam te objawy żeby twierdzić że wciąż jestem chora i nie mogę wrócić do szkoły i spędziłam w domu kilka tygodni. To mineło, choć wciąż mam lęki dotyczące organizmu ludzkiego, lekarzy itp.

 

W klasie trzeciej bodajże gimnazjum miałam też okres czasu kiedy idąc ulicą miałam wrażenie że ktoś mnie zaatakuje nożem lub pistoletem i chodząc sama ulicą czułam się nieswojo. Również z grubsza minęło, ale gdzieś w moim umyśle jest i czasem miewam takie wrażenie choć lżejsze.

 

Potem poszłam do liceum. W tym czasie zostałam też fanką jednego zespołu i trafiłam na twittera. Tam zaczełam pisać czasem o tym co myślę, czuję, jest tam sporo osób mający różne problemy i zdarzało się że nawzajem się wspieraliśmy. Ale jest też gorsza strona tego, bo gdy zaczełam pisać o moich uczuciach one do mnie dotarły i to wszystko co dotąd trzymałam przytłoczyło mnie. Zaczęłam mieć kompleksy co do mojego wyglądu, uświadomiłam sobie moją emocjonalną słabość, miałam stany depresyjne, czułam pustkę, a czasem płakałam przed snem, nienawidziłam siebie, miałam nawet myśli samobójcze. Zaczęłam się również okaleczać.

Próbowałam w tym czasie kilka razy schudnąć, ale te próby jeszcze bardziej nadwyrężały moją psychikę.

Na początku drugiej klasy miałam 'konflikt' z pewną dziewczyną co było dla mnie katastrofą. Pierwsze dni czułam jakbym miała zwariować ze strachu co może z tego wyniknąć, by wyładować emocje okaleczałam się, bałam się chodzić do szkoły, rano czułam okropne mdłości i stres. Nawet gdy sprawa ucichła i się pogodziłyśmy czułam się nieswojo, bojąc się że znów się coś wydarzy.

Następną sprawą była wmawiana choroba. Miałam zapalenie gardła. Pomijając już strach przed wizyta u lekarza, gdzie w poczekalni cała się trzęsłam. Mimo diagnozy lekarki, strasznie zaniepokoiły mnie powiększone węzły chłonne. Czytałam o nich wszystko w internecie, raz uspokajając się a raz wkręcając sobie raka. Np gdy dowiedziałam się że jednym z objawów chłoniaka jest swędzenie skóry bach! natychmiast swędziało jak cholera, co potęgowało stres, stres potęgował swędzenie i błędne koło. Oczywiście udawałam przed rodziną że jest ok i jakoś się dźwignęłam, choć pozostał mi dotąd nawyk macania szyi i węzłów które pozostały wyczuwalne, zapewne przez ciągłe macanie.

Teraz mój lęk i wahania wiążą się z religią i wiarą. To taki jakby konflikt wewnętrzny. Zawsze wierzyłam w Boga, tak normalnie, podstawowo, nie poświęcając temu zbyt dużo uwagi. Ale teraz przerażają mnie te wszystkie paranormalne sprawy, śmierć i to co po niej jest, mam wrażenie że wszystko robię źle i spotka mnie kara. Że ta ścieżka jest bardzo wąska. I to nie tylko strach o mnie, ale i innych zwłaszcza moją rodzinę czy znajomych. Że jestem odpowiedzialna za siebie i cały świat. I tu lęk miesza się z poczuciem nierealności.

Czasem nie rozumiem nic, mam mętlik w głowie.

Myślę że problemem w tych sytuacjach jest to że kiedy je przeżywam czuję że to największa tragedia, ale boję się komukolwiek o tym powiedzieć. Czuję że muszę się przejmować, a kiedy pomyślę że to irracjonalne, powinnam wyluzować, to w mojej psychice pojawia się głosik 'a co jeśli?'. Myślę że muszę się zamartwiać bo jak będę nieprzygotowana to stanie się coś złego, niespodziewanie.

Sama już nie wiem co mam myśleć, robić, nie chcę się tak czuć, ale kiedy myślę że mogłabym się czuć dobrze to to będzie niewłaściwe, że nie będę przejmowała chorobą, która może mnie dopaść, że zapomną o Bogu i będę robiła coś złego, że wydarzy się coś innego złego...

 

Myślałam ostatnio nad wizytą u psychologa, czy gdzieś ale nie mogę powiedzieć o tym mamie, bo się boję, a do tego nie chcę dokładać jej zmartwień i tak ma sporo w związku z tatą który pije, rehabilitacją siostry ze skrzywieniem kręgosłupa oraz swoje własne zapewne. A skoro nie jestem pełnoletnia, nie mogę iść raczej sama, na nfz, a prywatnie nie mam nawet pieniędzy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj! :) Podobnie jak Ty, uprzedzam, że nic mądrego nie napiszę, ale napomknę coś o swoich doświadczeniach.

Jestem w pewnym sensie zamknięta w swoim świecie.

Ja do tego jeszcze wykazuję wobec "reszty świata" wielką obojętność. Kiedyś lubiłam uciekać do swojej "kuli", a teraz po prostu cały czas w niej siedzę i niechętnie z niej wychodzę.

Mimo diagnozy lekarki, strasznie zaniepokoiły mnie powiększone węzły chłonne. Czytałam o nich wszystko w internecie, raz uspokajając się a raz wkręcając sobie raka. (...) pozostał mi dotąd nawyk macania szyi i węzłów które pozostały wyczuwalne, zapewne przez ciągłe macanie.

Codziennie macam swoją szyję w poszukiwaniu niepokojących guzów. Kiedyś poszłam do lekarki, bo wydawało mi się, że mam powiększony język. Patrzyła na mnie jak na wariatkę i chyba miała rację.

Teraz mój lęk i wahania wiążą się z religią i wiarą. To taki jakby konflikt wewnętrzny. Zawsze wierzyłam w Boga, tak normalnie, podstawowo, nie poświęcając temu zbyt dużo uwagi. Ale teraz przerażają mnie te wszystkie paranormalne sprawy, śmierć i to co po niej jest, mam wrażenie że wszystko robię źle i spotka mnie kara.

Był czas, kiedy tak bardzo bałam się opętania, że spałam przy zapalonej lampce. Też jestem wierząca, choć czasem targają mną w tej kwestii wątpliwości.

Myślę że muszę się zamartwiać bo jak będę nieprzygotowana to stanie się coś złego, niespodziewanie.

To jest również mi bardzo bliskie. Martwię się na zapas, bo przecież jak się nie będę martwić, to czegoś mogę nie przewidzieć. Jak to, to życie może się tak toczyć bez większych problemów? :mhm:

 

W sumie to nic do tego wątku nie wnoszę, jednak wydaje mi się, że jesteś mądrą dziewczyną jak na swój wiek. Trzymaj się!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

herba -choć nikomu nie życzę takich uczuć to trochę budujące, że są osoby podobne do mnie. A masz też może tak, że rano się przejmujesz, w dzień też, na wieczór się uspokajasz i myślisz że już jest ok, a rano wstajesz i znów czujesz się źle?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czasami tak, ale najczęściej mam odwrotnie - rano jestem zbyt zmęczona, żeby się stresować, w ciągu dnia jest w miarę w porządku, bo coś się dzieje i to przykuwa moją uwagę, a nie moje problemy, więc zazwyczaj późnym wieczorem jest najgorzej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czasami tak, ale najczęściej mam odwrotnie - rano jestem zbyt zmęczona, żeby się stresować, w ciągu dnia jest w miarę w porządku, bo coś się dzieje i to przykuwa moją uwagę, a nie moje problemy, więc zazwyczaj późnym wieczorem jest najgorzej.

 

 

ja z kolei mam tak że rano się budzę, mam mdłości i tak zaczyna się stresowanie i to się ciągnie przez dzień, zwłaszcza kiedy jestem w domu, bo trudno mi się skupić na czymś co zajęłoby całkowicie moje myśli, nie mam apetytu i jestem ospała, a wieczorem dochodzę do równowagi i idę spać spokojna. A następnego dnia od początku...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×