Skocz do zawartości
Nerwica.com

Trochę biadolenia i nadziei.


Pani Landers

Rekomendowane odpowiedzi

Jestem tu nowa, ale czytam to forum od dwóch tygodni. To pomogło mi się zmotywować i zapisać do psychiatry. Wizyta za niecałe 2 tygodnie. Nie jestem pewna czy to depresja, ale większość objawów się zgadza: mam obniżony (oj maksymalnie) nastrój, brak woli, wydaje mi się, że wszystko mnie przerasta, nie mogę spać, a rano budzę się z głową pełną czarnych myśli. Zawsze byłam pesymistką,przewidywałam najgorszy scenariusz. To chyba wynik wychowania. W mojej rodzinie problemów się nie rozwiązywało, a ukrywało i rozpaczało, ewentualnie obwiniało innych członków rodziny. Rodzice pobrali się nie z miłości, a rozsądku. Ciągle były wzajemne pretensje i niespełnione oczekiwania. Ja od małego starłam się być dobra posłuszną córka, pilną uczennicą, nie piłam nie ćpałam, nie paliłam, na dyskoteki chodziłam, ale nawet tam byłam "grzeczna". Miałam i nadal mam skromną grupkę przyjaciół, udało mi się poskromić kilka swoich słabości, robię wrażenie osoby pełnej życia, zdecydowanej (o ironio :? ). I czuję się mniej dziwna i niepasująca niż w dzieciństwie. Ale mimo to posypałam się, boję się żyć. Nie miałam normalnego dzieciństwa i jestem w żałobie po nim. Ale wiecie co? Zdecydowałam, że chcę to zmienić, że chcę żyć. Tylko sama nie dam rady. Pomoc jest niezbędna. Liczę, że to dobry krok, chociaż jestem przerażona.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie, przy przyjaciołach jestem sobą :D ale sama ich obecność mi trochę pomaga, tzn na ten czas gdy akurat ktoś z nich jest obok. Co do psychoterapii, to pewnie by mi pomogła, ale na NFZ nie mam co liczyć, a na prywatną mnie nie stać. Zobaczę co powie psychiatra, wiem, że w przychodni jest jakiś psycholog,ale nie mam pojęcia co on tam prowadzi. Potrzebuję jakiejś doraźnej pomocy, bo to co przeżywam przed zaśnięciem i bezpośrednio po przebudzeniu, to jakiś koszmar. Budzę się prawie z płaczem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Prakseda, nie ujęłabym tego trafniej. Kurde, taka byłam idealna, spełniałam tyle cudzych oczekiwań, że sie nie zastanowiłam nawet, jak to jest mieć swoje własne. Przestałam odróżniać swoje marzenia od cudzych oczekiwań. I też runęło. Miałam taki okres, że bez przerwy rozpamiętywałam dzieciństwo. Mam przyjaciółkę, która wychowała się przy ojcu alkoholiku. Ona jest dla mnie wsparciem, bo przed nią pierwszą dawno temu się otworzyłam. Mój były (świetny facet zresztą był z niego) stwierdził kiedyś, że jest mnie dwie osoby: zimna, nieprzystępna i wesoła, towarzyska.

Też nie jestem w pełni zdrowa, może mi choroba nie dokucza bardzo fizycznie, ale mnie ciągnie w dół w sensie psychiki. Od 13 roku życie postrzegałam swoje życie jako ciąg katastrof (mama w klinice z gruźlicą, potem rozstanie rodziców, kochana babcia z zanikami pamięci) :? To jest oczywiście bzdura, ludzie przecież doświadczają problemów i je rozwiązują. Ale ja nie miałam wsparcia, wszyscy dorośli też panikowali i tylko mi powtarzali:musisz się trzymać. Tylko czego ja się miałam trzymać? To sie trzymałam mojego wizerunku idealnego dziecka, potem idealnej studentki. A obecnie bywa mi wszystko jedno, nie chce mi się walczyć. Ale też nie chce się poddać. A już na pewno nie zniosę tego życia takim jakim jest. Konkluzja brzmi: tak, potrzebuję psychoterapii. Nawet wierzę, że dam radę z tego wyjść i że Ty też dasz. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×