Skocz do zawartości
Nerwica.com

AKROFOBIA


Gość magnolia84

Rekomendowane odpowiedzi

Postanowiłam w końcu założyć osobny wątek dotyczący lęku wysokości - fobii, od której wszystko się zaczęło i która obróciła moje plany, marzenia, itp. w drobny pył.

 

Każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu odczuwa pewien dyskomfort związany z przebywaniem w miejscach wysoko położonych, co jest normalnym instynktem występującym u ssaków, w tym u ludzi. To atawistyczny lęk przed wysokością towarzyszący człowiekowi od początku.

Kiedy jednak ten lęk przybiera postać fobii i przejście po wiadukcie, czy wejście na 4 czy 5 piętro bloku stanowi przeszkodę nie do przebycia, pojawia się poważny problem, który potrafi niezmiernie utrudnić życie.

 

Moje zburzenia lękowe zaczęły się nagle i z okresami remisji trwają do dziś. Pewnego wczesnowiosennego dnia w III klasie liceum podczas lekcji na 2 piętrze, poczułam przyspieszone bicie serca, duszności, dławienie i tzw. "kluskę" w gardle oraz jakiś nieokreślony bliżej lęk. Czułam, że muszę wyjść z klasy, co też zrobiłam i pędem ruszyłam w stronę toalety. Byłam zlana potem i miałam wrażenie, jakby za chwilę miało się coś ze mną stać, tylko dokładnie nie wiedziałam co. Po chwili mój mózg podpowiedział mi, że muszę zbiec na parter, że nie mogę patrzeć przez okno, że przyczyną tego stanu jest wysokość. Zbiegłam na dół i.... poczułam ulgę! Prawie wszystkie objawy minęły. Czułam zamęt w głowie i pytałam siebie, skąd do cholery wiedziałam, że chodziło o wysokość. Do dziś nie jestem w stanie tego wytłumaczyć. Kiedy po kilku minutach chciałam wrócić do klasy, moja psychika odmówiła. Po kilku stopniach w górę musiałam zawracać, bo zaczynała się "jazda". Nie wróciłam już na lekcję. Tego samego dnia czekały mnie jeszcze 4 zajęcia - 3 na drugim piętrze i jedno na parterze. Udało mi się pójść na te ostatnie. Taki stan rzeczy trwał jeszcze 2 tygodnie, w czasie których opuściłam prawie wszystkie zajęcia, na co w końcu zareagował mój wychowawca. Pytał mnie co się dzieje, ale nie potrafiłam mu odpowiedzieć, bo sama tego nie wiedziałam. Byłam oszołomiona tym, co się ze mną nagle stało. Nikomu o tym nie wspomniałam. W ogóle byłam dziwnym przypadkiem, bo nie miałam obniżonego nastroju, czy napadów lęku poza sytuacjami związanymi z przebywaniem na wysokości. Dodam, że droga do szkoły prowadziła przez wiadukt, którego przejście stawało się niemożliwe. Miałam jedynie, czy jak się później okazało - aż lęk wysokości.

W końcu któregoś dnia byłam tym już na tyle wyczerpana (lęk towarzyszył mi każdego dnia, objawy somatyczne były okropne), że wybrałam się do lekarza rodzinnego i ze wstydem opisałam mu co się ze mną działo przez ostatnie tygodnie. Natychmiast stwierdził nerwicę lękową, przepisał Spamilan i skierował mnie do psychiatry. To był dla mnie szok. Ja do psychiatry?! Jakimś cudem przemogłam się i poszłam do niego tego samego dnia. Nie będę opisywać moich myśli kiedy czekałam na swoją kolej. Dostałam Efectin. Wróciłam do domu, położyłam się i zaczęłam płakać. Nie wiedziałam jak powiem o tym rodzicom.

Po niecałych 2 tygodniach lek ujarzmił nerwicę. Wszystko było w porządku. Czułam się świetnie. Nawet lepiej niż przed chorobą. Lek brałam ok. roku. Zdałam dobrze maturę i dostałam się na studia. 3 lata nie przyjmowałam żadnych leków i czułam się bardzo dobrze. Z 22 piętra u znajomej wychylałam się z balkonu i nie czułam nawet cienia lęku.

Na niedługo przed ukończeniem studiów wszystko wróciło. Nagle. Miałam wylecieć na wakacje.... Wszystko szlag trafił. Dostawałam masę różnych leków, które nie działały na moją fobię. Rzuciłam studia prawie na finiszu. Poszłam do pracy. W tym czasie unikałam miejsc położonych powyżej 2 piętra. To była prawdziwa męka. Miałam depresję. Przyjmowałam leki, które jakoś mnie trzymały, ale bardziej jakoś niż trzymały.

W końcu postanowiłam całkowicie zaprzestać leczenia. 3 miesiące po odstawieniu Seronilu jesienią ubiegłego roku moje neuroprzekaźniki zwariowały do reszty - spektrum lękowe w ostrej postaci. Do akrofobii dołączyła się agorafobia i szereg innych lęków. Nie życzę takiego stanu najgorszemu wrogowi. Znalazłam psychiatrę i oto tu jestem. Paroksetyna wyprowadziła mnie na lepsze, ale niestety moja fobia nie dała za wygraną. Znów nie mogę przejść wiaduktem, a miejsca położone od 4 piętra wzwyż są dla mnie przeszkodą. Musiałam zrezygnować z wakacji, z wielu dobrych ofert pracy...Od miesiąca mam zatrudnienie, jednak moje zaburzenie daje się we znaki. Nie muszę chyba dodawać, że dotychczasowe związki rozpadły się przez moje zaburzenia.

Mój psychiatra poleca mi terapię poz.-beh., a ja myślę o powrocie do wenlafaksyny, tylko nie wiem, czy zadziałałaby jak za pierwszym razem i na jak długo. Tracę nadzieję na to, że kiedykolwiek zdołam to przezwyciężyć i że już zawsze będę musiała układać swoje życie pod dyktando fobii i rezygnować z wielu planów.

 

Czy ktoś z Was boryka się z podobną przypadłością?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

magnolia84, ja mam silną agorafobię,wychodzę tylko do sklepu ok.100 m...i dalej z podkulonym ogonem do domu,przypuszczam co czujesz...zjadłam tone leków...za pierwszym razem wyprowadziła mnie na prostą paroksetyna...za 2 rzutem juz nie odpaliła.chwytałam się wszystkiego...żadne leki nie pomogą na fobię,piszę o sobie oczywiście...tu trzeba przełamać lek samemu,nikt Ci w tym nie pomoze...może tylko dobry terapeuta..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pink_hope, też przypuszczam, że w moim przypadku wenlafaksyna drugi raz nie odpaliłaby ... :?

Chyba w końcu spróbuję terapii... Nie potrafię przyjąć do wiadomości, że już nigdy nie pozbędę się tego draństwa :cry:

Ostatnio kiedy nie udało mi się wejść na wiadukt i musiałam nadłożyć 40 minut drogi, żeby dojść do pracy zwyczajnie rozpłakałam się ze złości.

Dlaczego do cholery fobie są tak trudne do zwalczenia?! :why:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

magnolia84, cholernie ciężkie...to jest koszmar :( zabiera radość życia,znajomych..ogólnie wszystko...ja jestem po kilku terapiach...ale dalej się nie mogę z tym zmierzyć,a żyć tak już też nie potrafię...dosłownie jak pies łańcuchowy. jak masz dobrego terapeutę właśnie pozn-behaw. to się nie zastanawiaj,gnaj.... z agory wyszłaś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zastanawiałem się o co chodzi z tym wiaduktem, o którym pisałaś kilkukrotnie, teraz już rozumiem.

Cóż, ja też mam elementy lęku wysokości.

Pierwsze lęki zacząłem odczuwać kilka lat na karuzeli. Przez kilka minut jazdy panicznie bałem się o życie, zamknąłem oczy i chciałem tylko wyjść, a po jeździe dochodziłem do siebie cały dzień dziwnie się czując.

Podobne jazdy miałem w wesołym miasteczku w zeszłe wakacje. Wjechaliśmy kolejką na wysokość ok. 50 m, po czym wjeżdżała ona z dużą prędkością do wody. Już podczas wznoszenia się kolejki poczułem paniczny lęk. Cały wagonik szczęśliwych ludzi i ja z zamkniętymi oczami marzący o wydostaniu się z niego.

Jeszcze tego samego dnia zjeżdżaliśmy z wysokiej zjeżdżalni, a ja miałem już problem, żeby wejść po schodkach do góry i zjechać z synkiem, ale wstyd mi było się przyznać do lęku. W końcu taki duży i odważny tata nie może się bać.

Jasne, wracając już z wakacji z Niemiec do Polski miałem dziwne lęki i od tego dnia bałem się jeździć samochodem jako pasażer.

Po tygodniu dostałem w pracy ataku paniki i zaczęła się moja historia z nerwicą lękową.

 

Dzisiaj nie mam problemów z tego typu lękami, jednak do samolotu, czy karuzeli nie wejdę na pewno.

Nie wiem jak z górami, po których uwielbiam łazić, jednak nigdy nie czułem się komfortowo na szczycie, gdzieś nad przepaścią. Po wejściu na Giewont od razu siadałem na tyłek i nie patrzyłem w dół. Dziś pewnie bym na niego nawet nie wszedł.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pink_hope, dokładnie... zabiera wszystko i jesteś jak pies na łańcuchu :-|

Nie znalazłam jeszcze terapeuty. Na samą myśl o stawianiu czoła temu paskudztwu słabo mi się robi :pirate:

Agorafobię zniosła mi paroksetyna.

Jedynym skutecznym "lekarstwem" na akrofobię jest alkohol :? Po 2 -3 piwach albo setce wódki fobia prawie znika. Tylko to żadne rozwiązanie :pirate: Kiedyś lekarz zalecił mi branie benzo przed, tyle, że uspokojenie potrzebne jest czasem jedynie na na kilka minut, a nie na kilka godzin, jak jest w przypadku drogi do pracy.

 

-- 26 kwi 2014, o 15:37 --

 

Luki_is_back, kiedy miałam okresy remisji, chodziłam po górach. Później to się znowu zmieniło. Kiedyś z grupą zwiedzając jaskinię w Słowacji dostałam napadu lęku i nie dałam rady dalej piąć się w górę więc zaczęłam sama zbiegać, co oczywiście było zabronione i narobiłam niezłego zamieszania.

Mój pierwszy psychiatra tłumaczył akrofobię traumą o podobnym podłożu przeżytą w dzieciństwie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pink_hope, stąd blisko do uzależnienia, a u mnie szybko to by nastąpiło, bo prawie cała rodzina ze strony ojca, łącznie z nim, jest uzależniona od alko. Nie chcę kolejnego problemu, z którym przyszłoby mi się męczyć.

Z podróżami nie mam problemu. W ogóle nie boję się kontaktów z ludźmi. Agorafobia przyplątała mi się jesienią po raz pierwszy, ale została doszczętnie zniszczona. Ataki paniki też miewałam w domu.

Bierzesz w ogóle jakieś leki?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

magnolia84, Z lękiem borykam się już bardzo długo. Nerwica nabierała u mnie coraz "mocniejszych" i trudniejszych do radzenia sobie z nimi form.

Wiem, co to paniczny lęk, agorafobia, niemożność wyjścia z domu. Znam "smak" lęku przy przechodzeniu przez wiadukty, mosty, szerokie ulice... Koszmar.

 

Przez 8 lat miałam spokój z lękiem. Wydawało mi się wtedy, że już mam go za sobą i nie pojawi się nigdy. Pracowałam za granicą, latałam samolotami. Po dłuższym stresie pojawił się znowu. Uwięził mnie w czterech ścianach mieszkania.

W radzeniu sobie z nim pomogło mi 12 spotkań w ramach terapii poznawczo-behawioralnej.

 

Ale postanowiłam kontynuować terapię i pozbyć się panicznego lęku do końca. Pomaga mi w tym terapia psychodynamiczna.

Bez niej nigdy nie uświadomiłabym sobie schematów, które pojawiły się w dzieciństwie i według których żyłam do tej pory.

Bez psychoterapeuty nie poradziłabym sobie. Przede mną na pewno jeszcze długa droga terapii. Nie poddam się, bo wiem, że to jedyna droga do zdrowia bez zaburzeń emocjonalnych.

 

magnolia84, Zapisz się na terapię i wytrwaj. Warto walczyć o siebie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

magnolia84, czego ja już nie brałam...oprócz moklo..to już wszystko...kurna i to dziwne że z agorą dałaś rady, a z akrofobią lezysz...gdzie na logikę agora jest najgorszą z fobii....z alko żartowałam,bo wiem do czego to prowadzi...sama jestem abstynentką....myślę że może miałaś atak paniki za 1 razem ( to Ci się zakodowało w mózgu), a to 3 piętro to akurat był przypadek,bo tam właśnie dostałaś ataku i być może wysokość postrzegasz jako zagrożenie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

magnolia84, a nie masz w planach wrócić na studia, skoro były prawie na ukończeniu? Czy są tam wysokie piętra, na które nie wejdziesz? Fajnie byłoby to zrobić dla siebie. Co w ogóle studiowałaś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pink_hope, a połączenia leków też masz wypróbowane? Nie znalazł się ani jeden lek, który chociaż w połowie okazał się pomocny?

Właśnie, agorafobia to najgorsza z fobii, dlatego też się dziwię, że udało się ją zwalczyć, a akro jak była (co prawda z przerwami), tak jest. :bezradny:

 

-- 26 kwi 2014, o 16:18 --

 

Luki_is_back, bardzo chciałabym wrócić na studia. Z chęcią zrobiłabym drugi kierunek, ale uczelnie, na których wykłada się to, co studiowałam i to, co chciałabym, są kilkupiętrowymi budynkami. :why:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

magnolia84, kurcze szkoda tych studiów, ale myślę, że nic jeszcze nie jest definitywnie stracone i ukończysz je.

Na moim wydziale polibudy budynek miał tylko 2 piętra i dałabyś radę :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Luki_is_back, nie wiem jak będzie.... Wiem tylko, że fobia systematycznie niszczy mi życie i plany i jeżeli kolejne próby terapii okażą się porażką, to .... uhhh wolę nie myśleć... :why:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

magnolia84, paroksetyna wyciągnęła mnie5 lat temu...3 lata remisji i znów uderzenie (2,5 roku już :( ) ale z podwójną siłą...leki nie działaja,brałam w różnych mixach...wiem co czujesz,dokładnie wiem...schizy totalne mogę to sobie wyobrazić bo doskonale wiem czym fobia pachnie i wszystkie atrakcje przy niej....Ty masz stop przy moscie,ja mam stop żeby depnąć gdzieś dalej :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie zakładaj na wstępie, że kolejne terapie zakończą się porażką ! Po prostu spróbuj. Nie wiemy, co przyniesie nam los, a ja wolę myśleć, że przyniesie coś dobrego. Wierzę w Ciebie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pink_hope, w przypływach totalnej bezsilności mówię sobie, że wolałabym zachorować na raka i po ciężkich chwilach wyjść z niego, ale mieć gwarancję, że moja fobia już nigdy nie wróci

 

-- 26 kwi 2014, o 16:31 --

 

Luki_is_back, trudno myśleć optymistycznie, kiedy od 13 lat problem nie znika i nadal niszczy wszystko nie pozwalając pójść do przodu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To czekamy na kolejne podobne posty, ludzi którzy uporali się z podobnym problemem. Żebyś zobaczyła, że można. Bo taki pewnie cel tego tematu.

Ale tej terapii Ci nie odpuszczę i będę wiercił Ci dziurę w brzuchu :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

magnolia84, uważasz ze ja tak nie myślę...zdrowa fizycznie a we łbie burdel i z całym szacunkiem do chorych też wolałabym chorobę fizyczną niż hodować i karmić swoja fobię...to chore myślenie też siedzi we mnie....tak bardzo chcę,tak bardzo pragnę a tu porażka...nie mogę zrobic kroku do przodu,za cholerę nie mogę... tak jak pisze Luki terapia...warto zawalczyć o siebie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nieważne jakiego rodzaju będą to posty, ważne, że mogę z kimś o tym porozmawiać i że ktoś mnie zrozumie :)

Żeby było śmiesznie, to nikt, poza moimi rodzicami i jedną znajomą, nie wie o tym zaburzeniu...

 

-- 26 kwi 2014, o 16:47 --

 

pink_hope, próbuj jeszcze z lekami, a nuż coś zaskoczy. Być może za jakiś czas zejdę z paroksetyny i spróbuję czegoś innego.

W każdym razie trzeba poskramiać to cholerstwo na wszelkie sposoby

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×