Skocz do zawartości
Nerwica.com

Debiut


Atina7

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich użytkowników. Jestem tutaj nowa, choć już wcześniej zdarzało mi się myśleć o rejestracji na tym forum. Jakoś nie miałam odwagi. Zdecydowałam się jednak i ... jestem. Może na początek kilka słów o mnie. Mam 24 lata, właśnie kończę studia w Krakowie. Mój problem trwa już bardzo długo. Już gdy byłam nastolatką, kiedy dookoła mnie nie było nikogo w pobliżu, nachodziły mnie chwile przygnębienia, które w zasadzie cały czas we mnie jest i dziś nie odstępuje mnie na krok. Sytuacja ta poprawiła się, gdy zaczęłam być w związku z chłopakiem, którego znam już od szkoły podstawowej. Na początku nie chciałam z nim być,uważałam, że to nie wyjdzie (byłam bardzo młoda i niewiele wiedziałam o prawdziwej miłości). Dziś, prawie po ośmiu latach związku od roku jesteśmy zaręczeni. Ja bardzo go kocham i nie wyobrażam sobie życia bez niego. Kiedyś tak nie było. Jako nastolatka to ja go ignorowałam, nie sądziłam, że się w nim zakocham. Było to ,,chodzenie na odkochanie" - byłam wtedy zauroczona innym chłopcem. Jednak D. był moim pierwszym chłopakiem i w zasadzie jedynym. Wcześniej próbowałam kiedyś umówić się z kimś jeszcze ale tylko po to, by wzbudzić jego zazdrość. Kiedyś nawet wymyśliłam sobie imię chłopaka i udawałam, że niby ktoś mnie podrywa, żeby ożywić jego uczucia, które wraz z upływem czasu zaczęły w nim przygasać. Paradoksalnie im w nim mniej było tego CZEGOŚ, co na początku, tym we mnie bardziej to COŚ rosło. Wzbierało na sile moje uczucie, gdy widziałam, że pomimo mojego trudnego charakteru on nadal ze mną jest, znosi fochy, kocha po mimo wszystko. Przekonał mnie do siebie i zakochałam się jak w nikim. Było cudownie. Widywaliśmy się codziennie i to na wiele wiele godzin. Wakacje spędzaliśmy razem ( nie było to trudne, bo mieszkaliśmy 15 min od siebie). Razem poszliśmy do LO, później do jednego miasta na studia. W końcu zamieszkaliśmy razem, myślałam, że nie może być lepiej. Kiedy zaangażowałam się w 100%, nie w głowie mi były jakieś nowe podboje i poszukiwania, byłam zdecydowana, że chcę być tylko z Nim... W najmniej oczekiwanym momencie okazało się, że mnie oszukiwał. Od dwóch lat wyjeżdżał na zjazdy, na których teoretycznie ,,doskonalił talent" ( jest bardzo muzykalny, gra na wielu instrumentach). Niestety nie wyjeżdżał sam... Okazało się, że potem za moimi plecami spotykał się z tymi dziewczynami, zresztą o wiele młodszymi ode mnie. Poczułam się strasznie zraniona, chciałam odejść, bardzo chciałam odejść, nawet już kogoś poznałam. Tylko, że on później zaczął przepraszać, mówić, że się zmienił, na nowo zaczął się starać. I uległam, pogodziliśmy się ponad rok temu. Później szybko mi się oświadczył (wcześniej zawsze tego pragnęłam). Teraz niby jest dobrze ale ja jestem panicznie zazdrosna, sprawdzałam mu nawet SMS-y, e-maile itp. Odkryłam też inne wcześniejsze rozmowy, jakie prowadził z dziewczynami. Mimo, że teraz mówi, że tego nie robi, że jest inaczej, nie potrafię mu zaufać tak jak kiedyś. Cały czas się boję i mam wrażenie, że we wszystkim jestem gorsza od innych kobiet. Moje ciało przestało mi się podobać, mam okropne samopoczucie. Panikuję, że gdy nie jesteśmy razem on nadal mnie oszukuję. Proszę poradźcie, co powinnam zrobić. Nie umiem od niego odejść :( wiem, że ja nadal go kocham i nie potrafię przestać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć! :)

 

Myślę, że czeka Cię poważna rozmowa z chłopakiem! Skoro sobie wybaczyliście, to wybaczyliście... Sprawdzasz mu maile, smsy i co? Dalej coś kombinuje? Skoro jesteście zaręczeni to chyba jednak nie :) Porozmawiaj z nim, znacie się tyle lat, nie ma się czego obawiać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej, Pewnie masz rację. Teraz niby nic, cisza, spokój. Od niedawna przestałam wertować wiadomości od i do niego. W zasadzie rozmawialiśmy już wcześniej. Tylko nie wiem co ja mam zrobić, bo teraz to ja mam problem. To ja nie potrafię przestać myśleć o przeszłości. Bardzo się staram ale to przychodzi tak często. W dodatku od tamtego czasu jestem nerwowa, wszystko mnie denerwuje. W pierdołach widzę jakieś oznaki, że coś jest ,,nie tak". Mimo, że jest ok, to ja wymyślam coś, szukam dziury w całym i psuję to, co już jest. To się tak mimowolnie dzieje. Może powinnam coś na uspokojenie brać,żeby o tym nie myśleć i nie wracać. Chciałabym mu zaufać tak jak kiedyś, boję się tylko, że to już tak długo trwa. Myślałam, że minie. :-|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wybaczyć można, zapomnieć nie. Czasami warto dać tą drugą szanse. W pełni i szczerze! Szukając wszędzie oznak "zdrady" sama tylko się nakręcasz. Myślę, że z czasem idzie ponownie komuś zaufać. Człowiek jest tylko człowiekiem i każdy popełnia błędy! ;) Wiem, co czujesz z przeszłością. Zawsze patrzyłem w przeszłość, teraz jestem na takim etapie, że chcę to za wszelką cenę zmienić. Przeszłości nie zmienisz, ale to co będzie jak najbardziej :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za dobre słowo, chyba to najbardziej jest mi teraz potrzebne. Ja jestem pewna, że on zasługuje na drugą szansę. Niczego bym nie chciała tak bardzo jak tego, żeby nam się udało odbudować wcześniejszą relację. Problem tkwi w tym, że wracając w nasze rodzinne strony wszystko wraca. Jego rodzina jest bardzo otwarta. Codziennie odwiedza ich masa ludzi, zupełnie inaczej niż u mnie. Niestety wszystkie te jego ,,znajome" to koleżanki sióstr, należą do tych organizacji muzycznych, w których on się udziela. A ja na sama myśl, że są w pobliżu dostaję gorączki i dreszczy. Już wcześniej było tak, że okłamywał mnie, że idzie spać albo ma pilną robotę w domu, a okazywało się potem, że któraś go odwiedziła albo zrobił z siostrami imprezę w domu i niestety ja nie byłam zaproszona :cry: Nie jestem typem osoby naiwnej i głupiutkiej. Wiem też, że nie mogę dać mu do wyboru: ja albo rodzina i znajomi. Nie chcę też ograniczać go muzycznie. Ale przestał tam chodzić, chyba przeze mnie. Chciałam aby zapisał się do innej organizacji, zaczął grać w innym otoczeniu, wśród naszych wspólnych znajomych ( narazie nie ma takich) On jest domatorem, nie chce wychodzić na imprezy ani nawet na kawę w miejsca publiczne. Pizza może być ale w domu. Nie wiem czemu tak jest. Myślałam, że to przeze mnie. Tylko ze mną nie wychodzi, z tamtymi ludźmi z tego co wiem był w knajpie. Nie jestem brzydka ani gruba, wiec nie rozumiem. Mój narzeczony potrafi być duszą towarzystwa, uwielbia się popisywać, grać na gitarze, wygłupiać, gdy jest z innymi. Ale gdy zostajemy sami nie ma ochoty na podobne aktywności, zmienia się. Ja jestem raczej introwertykiem, bardzo dużo myślę, analizuję, drążę, dociekam. On jest ekstrawertykiem ale tylko w tamtym środowisku. Dlatego pomyślałam, że może powinniśmy razem zacząć gdzieś wychodzić. Znaleźć wspólnych znajomych. Tylko, ze on nie chce mi towarzyszyć, gdy jesteśmy zaproszeni do moich znajomych, sam nie wychodzi z kolegami. Bynajmniej ja nic o tym nie wiem. Nie znam żadnego z nich. Nie wiem dlaczego tak się dzieje, bo ja naprawdę jestem otwarta na jakieś propozycje. Wychodzimy ale tylko do sklepu albo na spacer pod blokiem, gdzie mieszkamy. Nie wiem dlaczego. Nie chcę naciskac na niego ale wydaje mi się, że tylko wspólne grono znajomych może nam pomóc i nie zamykać nas na świat, a tak narazie jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×