Skocz do zawartości
Nerwica.com

Sprawy rodzinne - czuję się okropnie - BŁAGAM O POMOC


Gość pysiunia

Rekomendowane odpowiedzi

Witam Was

 

Jeśli umieściłam wątek w złym temacie przepraszam i proszę o przeniesienie.

 

Mam lat 50+. Od 30 lat choruję na gościec przewlekły postępujący i tyleż samo na nerwicę. Nerwica przybierała różne formy. Od ponad 10 lat mam stwierdzoną nerwicę lekową z agorafobią.

Od pół roku chodzę na terapię psychodynamiczną i dopiero teraz zaczynam powoli rozumieć emocje. Terapia powoli zaczyna mi pomagać, ale ... także odsłania rzeczy, które bardzo bolą :(

 

Żeby bardziej zrozumieć mnie, moją chorobę i problemy w rodzinie - chcę /najkrócej jak się da/ zapoznać Was z moim problemem.

 

Jestem najstarszą córką. Mam dwie niewiele młodsze ode mnie siostry.

Odkąd sięgam pamięcią - zawsze przez rodziców byłam źle traktowana. Wymagano ode mnie dużo, nie liczono się z moimi uczuciami.

*** Mama opowiadała mi, że urodziłam się brzydkim dzieckiem. Nie kochano mnie.

*** Gdy miałam 7 lat tato bawił się ze mną w ten sposób, że kładł się na podłodze, odwijał powieki, leżał nieruchomo i udawał, że umarł... Zaczęłam płakać, przyszła mama, ochrzaniła tatę za takie zachowanie i poszła - zostawiając mnie samą, nie tłumacząc niczego. Ojciec często mówił mi, że umrą i my zostaniemy same... Nie wiem dlaczego tak mówił, ale byłam mała i bardzo bałam się o nich. Codziennie modliłam się o to, by Bóg jak najdłużej zachował ich przy życiu.

*** Często dostawałam lanie kablem od żelazka za nic. Tato często znajdował powód do bicia mnie. Miałam sińce na całym ciele i bardzo często nie ćwiczyłam na zajęciach wf, bo wstydziłam się.

*** Nigdy mnie nie przytulano, nie głaskano, nie mówiono, że jestem ważna, że mnie kochają.

*** Miałam mnóstwo obowiązków w domu: od 10-11 roku życia musiałam po szkole gotować obiady, sprzątać, a potem tylko się uczyć. Nie mogłam wychodzić przed blok i bawić się z innymi dziećmi.

*** W szkole byłam bardzo dobrą uczennicą, chwalono mnie na wywiadówkach. Ale dla rodziców ciągle było za mało, nie tak...

*** Byłam bardzo wstydliwa, zamknięta w sobie, zalękniona. Ciągle się o coś zamartwiałam.

*** Nie będę pisać o tym, że codziennie przez 2 tygodnie w miesiącu wyprawiała mnie mama wieczorem do swojej siostry na wieś /przez pastwiska, gdzie krążyły bezpańskie psy/, by powiedzieć cioci /siostrze mamy/, że jej mąż jest bardzo pijany i by pochowali noże i siekiery /bo w pijanym widzie dostawał białej gorączki i chciał zabijać/. Miałam wtedy 12-16 lat. Taka sytuacja trwała przez 4-5 lat.

Nie mogłam mamie powiedzieć, że się boję, że nie pójdę w ciemnościach. MUSIAŁAM IŚĆ.

Rodzice siedzieli wtedy w domu i często grali z sąsiadem w karty.

 

*** Maturę zdałam bdb. Dostałam się na Politechnikę na studia dzienne. Niestety, nie skończyłam ich. Cieszyłam się wolnością i niezależnością.

Wiedziałam wtedy, że po studiach nie wrócę już do mojego rodzinnego domu.

Na III roku zaszłam w ciążę z moim mężem /wtedy chłopakiem/.

Wzięliśmy ślub i zamieszkaliśmy w wynajętym pokoju.

 

*** Mając dwadzieścia lat, dwójkę dzieci - zachorowałam na gościec przewlekły postępujący.

Zawalił się dla mnie świat... Nie mogłam się ubrać, nie mogłam ubrać dzieci.

Bardzo bolały mnie stawy, najmniejszy ruch sprawiał ból.

Równolegle pojawiła się silna nerwica, która przybierała różne formy /natręctwa myślowe, natręctwa słowne, itd./

 

 

*** Często leżałam na Reumatologii. Kiedyś leżałam 2,5 miesiąca. Moi rodzice i siostry nie odwiedziły mnie ani razu. Nie zatelefonowały.

Bardzo to przeżyłam...

 

*** Mój mąż i teściowa byli przy mnie.

Moi rodzice nigdy nie mieli dla mnie czasu. Nie odwiedzali mnie. Nie telefonowali.

Moje siostry wyszły za mąż, mały dzieci, mieszkały blisko rodziców, więc tylko im rodzice poświęcali czas.

Odwiedzaliśmy z mężem moich rodziców często, ale nigdy nie interesowali się moimi dziećmi, mną. Nie pytali, jak się czuję? czy mam jakieś problemy?

 

*** Przepracowałam 8 lat, przeszłam na rentę, na której jestem do dzisiaj.

W tym roku będę mieć operację prawej ręki na warszawskiej klinice - wymiana stawów śródręczno-paliczkowych.

Boję się tej operacji, ale wiem, że jest to konieczność.

 

____

 

Zawsze wydawało mi się, że moja najmłodsza siostra kocha mnie, daje mi wsparcie, rozumie mnie.

Łudziłam się tyle lat ! Aż tydzień temu siostra zapomniała zaprosić mnie na swoje imieniny. Dowiedziałam się przypadkiem, kiedy je urządza. Nie pojechałam. CZUŁAM SIĘ OKROPNIE !!! Tak się czuję i dziś.

 

Pojechałam do niej w dniu imienin złożyć jej życzenia i dać prezent. Przeprosiła mnie, ale powiedziała, że każdy robi błędy.

Kochałam ją bardzo, była dla mnie ważna. A tu taki zawód !

 

Powiedziałam o tym mojej terapeutce na ostatniej terapii. Powiedziała mi, że idealizowałam siostrę i że czas ściągnąć "różowe okulary".

 

Niedawno dowiedziałam się też, że moje /bardzo dobrze sytuowane/ siostry wyciągnęły od moich rodziców majątek /mieszkanie i działkę budowlaną. DLA MNIE NIE ZOSTAWIŁY NIC. Zapomniały sobie o mnie .................

 

Tak samo zapomnieli o mnie rodzice, zgadzając się na to i nie pomyśleli, że mają jeszcze mnie.

 

Czuję się okropnie. Nie wiem jak z tym dalej żyć.

Jak można tak postąpić z członkiem rodziny ?!

Jak można zapomnieć czy pominąć córkę czy siostrę ?!

 

Poradźcie i pomóżcie, proszę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo smutna i bolesna historia...

Nie odpowiem, ani Ty sama sobie nie odpowiesz na pytania, ktore zadalas na koncu swojego postu. To moga zrobic tylko Twoi rodzice lub rodzenstwo - ale oni pewnie tez nie znaja odpowiedzi.

To jest bowiem Twoj punkt widzenia, oni mysla inaczej.

Mierzysz ich (albo chcesz mierzyc) wlasna miara (a masz jakas inna?) - a tutaj trzeba zaakceptowac fakt, iz oni sa jacy sa. Nie tacy, jakimi chcialabys ich widziec.

Jest w Tobie ogrom goryczy, rozczarowania rodzina, jej stosunkiem do Ciebie.

Nie dostalas milosci w dziecinstwie, nie doszukuj sie jej na sile. Jej tam nie ma. Zaakceptuj ow fakt.

Siostry sa siostrami na papierze, wiezy krwi to nie wszystko. Niby powinny wiele znaczyc ale jakze czesto nic nie znacza.

Na pewno kochaja Cie dzieci, maz - zajmij sie tymi, ktorzy Cie kochaja, ktorzy sprawdzili sie "w praktyce". I nie przejmuj tymi, u ktorych owej milosci szukac prozno.

 

Piszesz o terapii - jest Ci ona bardzo potrzebna, kontynuuj. Nie zniechecaj sie. Zadbaj o zdrowie, moze po operacji bedzie poprawa. Czego zreszta z calego serca Ci zycze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak można tak postąpić z członkiem rodziny ?!

Jak można zapomnieć czy pominąć córkę czy siostrę ?!

Kika7, a jak można molestowac dziecko, bic, poniżac... a takie rzeczy tez się zdarzają.

Przemawia przez Ciebie rozgoryczenie i rozżalenie.. jako córka i siostra dużo z siebie dawałaś, a nikt tego nie docenił. Prawdopodobnie od poczatku grałas w rodzinie rolę "posłusznego niewolnika" - nie skarżyłas sie, przyjmowałas każde narzucone Ci zadanie i wykonywałas je, w dodatku dobrze - więc można było Ci zrzucac na głowę dalsze obowiązki, nie przejmujac się Twoimi odczuciami..... bo w końcu, niezaleznie jak byłas traktowana, i tak lojalnie wykonywałas swoje zobowiązania. I tak zostało do tej pory. Niezaleznie jak podle sie zachowa rodzina, czujesz sie zobowiazana wobec nich - bo to Twoi bliscy. Pozwalasz im na to, więc z tego korzystają...

Nie stawiasz im żadnych wymagań wobec siebie, dlatego nic z siebie nie dają. Podejrzewam, ze dla nich to norma , ze stoisz w tle na podorędziu, wszystko im wybaczasz. Pewnie nawet tego nie rejestrują, bo do takiej postawy ich przyzwyczaiłaś. Podejrzewam, ze boisz sia zaczac stawiac granice bo moze dojśc wtedy do całkowitego rozłamu miedzy wami - rodzice i rodzeństwo wprost Cie oleją, a to byłoby dla Ciebie b bolesne. Dlatego cały czas pudrujesz rodzinnego trupa i starasz się jakos o utrzymanie dobrych stosunków. Okłamujesz samą siebie, z tego co piszesz nic dla nich nie znaczysz. Wygryzienie Ciebie /osoby chronicznie chorej ! / ze spadku, świadczy o tym jednoznacznie.

Na Twoim miejscu zastanowiłabym sie, Czy masz ochote ciagnąc ta farsę dalej, czy kończysz z tym. Jesli chcesz funkcjonowac rzeczywiscie jako siostra i córka, wymagaj, by zaczeto Cię stosownie traktować: po pierwsze, sprawa spadku. Poproś wszystkich na rozmowe i wyjasnij, że jestes tak samo córka jak inne i nalezy Ci sie czesc majatku po rodzicach. Ciekawe, jak się wytłumaczą ;) na Twoim miejscu zażądałbym ponownego podziału majątku , uwzgledniajac Ciebie. Dalej, nie narzucaj się ze swoją obecnościa - po co odwiedzasz rodziców, jesli nie interesuja sie Toba ani Twoimi sprawami ? po co dajesz prezent siostrze z okazji imienin, na które Cie nie zaprosiła ? po co szukasz kontaktu z ludźmi, którzy zlewają Cie, gdy leżysz chora w szpitalu ?

 

Toksyczny zwiazek mozna rozpoznac po proporcji negatywnych emocji wobec pozytywnych. Jakie emocje przynosza Ci relacje z rodzicami i rodzeństwem? czy rodzina to krewniacy, czy ludzie którzy sie wspieraja i kochają ? odpowiedz sobie SZCZERZE na powyzsze pytania i wyciagnij wnioski ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

aardvark3 i bittersweet, serdecznie Wam dziękuję za wpis.

 

Kochałam i kocham swoją rodzinę, z której wyszłam.

Rzeczywiście nie wymagałam od nich. Wymagałam tylko od siebie. Tego nauczyłam się w dzieciństwie i tak mam do dziś.

Krzywdzono mnie i krzywdzi się dalej, a ja nie potrafię im tego powiedzieć wprost. Hamuję negatywne emocje, tłamszę je głęboko w sobie, a gdy nagromadzi się ich sporo - dają znać poprzez paniczny lęk.

Zaczynam rozumieć, skąd wzięła się u mnie nerwica, lęk, paniczny lęk.

 

Długie lata obwiniałam siebie za taki stan. Dołowałam siebie, miałam wyrzuty sumienia.

Dzisiaj wiem, że zupełnie niepotrzebnie.

 

Czuję się bardzo poraniona. Serce mi pęka... Płaczę...

 

Powinnam skończyć tę rodzinną farsę. Powiedzieć im co myślę... Co czuję...

Ale z drugiej strony czuję poczucie winy... jak ja mogę ich tak zranić ?!

 

Zagubiłam gdzieś w tym wszystkim siebie, własne poczucie wartości.

Dla nich niewiele znaczyłam. Dla siebie przez długi czas też. Tak mnie traktowano i ja tak samo traktowałam siebie.

Zagubiłam gdzieś swoje własne Ja.

 

Teraz dzięki terapii zaczynam to rozumieć...

 

Pominęli mnie, zapomnieli, że istnieję przy podziale majątku, podczas mojej długiej i nieuleczalnej choroby gośćcowej.

Ale siostry pamiętały o mnie, gdy rodzice od dwóch lat potrzebują pomocy i opieki.

Jeżdżę do nich raz w miesiącu na tydzień i opiekuję się nimi najlepiej jak potrafię. Wkładam w to swoje serce i czas.

 

Chyba zakończę spotkania imieninowe z rodzinką, które nie wnoszą nic, poza wymianą prezentów.

Nie czuję się dobrze w ich towarzystwie.

 

Najgorsze jest to, że moim rodzicom i siostrom wydaje się, że są uczciwi.

 

Moje wpisy są zbyt chaotyczne, bo towarzyszą mi silne emocje.

 

Może ktoś się jeszcze wypowie ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kika7 witaj!

 

Piszesz o rodzicach, a nie piszesz nic o własnych dzieciach...(swoją drogą już dorosłych i być może mających własne dzieci;-)

Piszesz o siostrach, a nie piszesz o mężu, o tym jaką byłaś/jesteś córką i siostrą, a nic o tym jaką jesteś/byłaś matką czy żoną. Przecież założyłaś własną rodzinę! Dwójka dzieci, musiałaś czuć się kiedyś silna, mieć marzenia. Twoje życie nie mogło być tylko pasmem nieszczęść, musiały być w nim też i radosne chwile...nie wiem pierwsza miłość, uśmiech dziecka, usłyszeć słowo "mama" z malutkich usteczek :-) A może ktoś zupełnie obcy, powiedział coś co trafiło w serce, a może zapach bzu, nie możesz przecież nie czuć jak pachnie bez przeżywając kolejną wiosnę! Cokolwiek!

 

Czym się interesujesz poza przeszłością i rodziną z której pochodzisz? Co czytasz, co lubisz?

 

Choroba, bolesna przeszłość, milion rzeczy których żadne dziecko przeżywać nie powinno - jest żal, złość, rozczarowanie. Pewne rzeczy trzeba przerobić, powiedzieć sobie "żyłam źle", ale życie toczy się dalej. Można przerabiać przeszłość która boli, ale też trzeba widzieć teraźniejszość, która wcale nie musi być bolesna, bo na nią masz wpływ. I teraźniejszość nie musi być lustrzanym odbiciem przeszłości. Może być zupełnie inna, przyjemna. Na świecie jest dużo poranionych ludzi, dużo cierpienia gorszego niż nasze. Jeśli komuś jesteś niepotrzebna, zawsze znajdzie się ktoś inny, kto czeka na twoją pomoc. Nie wiem czy jest coś, co wyżej podnosi ducha, niż świadomość, że jest się potrzebnym, że ktoś uśmiechnął się dzięki nam.

 

Nie obwiniaj nikogo. O uczuciach rozmawiaj raczej z ludźmi, którzy je sobie cenią, dla których mają one wartość.

 

Nie chcę się mądrzyć, chciałam tylko żebyś przestała płakać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lenka30, Łatwo to wszystko powiedzieć. rzeczywistość jest o wiele gorsza.

Gdy przeszło się traumę w dzieciństwie, gdy cierpiało się bóle gośćcowe przez 30 lat, gdy dokucza nerwica lękowa.

Gdy mnie nie bolą stawy, gdy nie mam napadów paniki - wtedy potrafię cieszyć się najmniejszą rzeczą.

Gdy pojawiają się te uciążliwe i długotrwałe dolegliwości - nie jestem w stanie cieszyć się życiem.

 

Rodzice i siostry nie interesowały się mną, moim zdrowiem, nie odwiedzały mnie w szpitalach, nie telefonowały.

Czułam się zapomniana przez rodzinę, z której wyszłam.

Siostra zapomniała TYLKO MNIE zaprosić na imieniny, obydwie pominęły mnie w "rozdzieraniu" rodzinnego majątku - ALE DOSKONALE PAMIĘTAJĄ, że rodzicom ja też mam pomagać.

To mnie boli, że pamiętają o mnie tylko wtedy, gdy czegoś ode mnie potrzebują.

Ja sama wymagam opieki i wsparcia rodziny.

 

Mam dobrego męża, dobre dzieci. Jednak WAŻNI są dla mnie moi rodzice i moje siostry. Tak długo łudziłam się ,że to działa też w drugą stronę... Dlatego tak boleśnie odczuwam gorycz odrzucenia mnie przez nich. Nie zasłużyłam sobie na takie postępowanie !

 

Lenka30, Chyba nie zaznałaś w dzieciństwie odrzucenia przez rodziców, braku miłości , braku poczucia bezpieczeństwa.

Nie budziła cię matka w środku nocy, by iść na strych za jej mężem /moim ojcem/, który kilka razy w miesiącu chodził się wieszać.

Ja byłam wtedy mała. Nie rozumiałam życia...

 

W dorosłość weszłam z pustym zbiornikiem miłości. Z poczuciem, że nie kocha się, bo KTOŚ JEST - tylko, że na miłość trzeba sobie zasłużyć.

Poświęcałam się jak mogłam i jak potrafiłam mojemu mężowi i dzieciom. Dałam im tyle miłości, ile tylko potrafiłam...

Nie mam sobie nic do zarzucenia pod tym względem.

Jednaj wciąż jest we mnie niewypełniony zbiornik miłości, z którym trudno jest żyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie chcę się mądrzyć, chciałam tylko żebyś przestała płakać.
Co Ci to robi, że Ona (Kika) płacze?

Świat się od tego nie wali. A dziewczyna ujmuje szansę na wzniesienie wreszcie własnej tożsamości. Lata tłumienia i ma przełknąć znowu? I hop w atak paniki, spalić napięcie nerwowe?

Sorry, ale liźnięcie siebie po wierzchu przy skostniałej osobowości daje nawroty.

Kika, reaguje, bo poczułam do Ciebie sympatię. Nic mądrego nie doradze, bo m/am teraz cięzki czas, ale czytam. Dorobilam sie elemntow osobowości zależnej, wielokrotnie placilam twardym ladowaniem za miekkie serce i poczulam z Toba nić porozumienia. Bittersweet wyraziła najlepiej moje zdanie w Twojej sprawie.

Przyjmiesz na siebie ból/rozczarowanie/żal itede., zredefiniujesz byłe zajścia, uwzględnisz własną i cudza rolę, obdarzysz głosem nieme niuanse (a j estem 100%-owo pewna, że takich jest mnóstwo, co?) -> fale będa z czasem coraz słabsze, a Ty siebie wzmocnisz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

essprit, tez tak pomysalam

 

Kika7, ja Cie rozumiem bo mialam podobnie z matka. Dopiero jak sie odcielam i przestalam zabiegac o jej mlosc zaczelam zyc normalnie. Niech ten bol i rozczarowanie beda dla Ciebie nowym poczatkiem . Zamknij z terapeuta tamten rozdzial. Masz swoja rodzine i ona jest najwazniejsza

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli nie miałabym problemu - nie prosiłabym o pomoc.

Czuję się w tej sytuacji bezradna - dlatego napisałam o tym, co mnie "gryzie".

 

bittersweet, White Rabbit i Candy14 - dziękuję za zrozumienie i konstruktywne wpisy.

 

Dzisiaj na terapii też rozmawiałam o moim problemie. Cały czas mówiłam i płakałam... Czuję się źle sama ze sobą. Chociaż ja nikomu nic złego nie zrobiłam, by tak się czuć... Mam poczucie winy i wyrzuty sumienia /często tak mam, gdy przychodzi mi wymagać od kogoś czegoś dla siebie/.

 

Dopiero w 7. miesiącu terapii psychodynamicznej zaczynam też rozumieć, że sama nie szanowałam i nie kochałam siebie. Nie wiedziałam, że to takie ważne. Przez tyle lat działałam autodestrukcyjnie na swoją psychikę. Sama się wkręcałam i dołowałam. Przez tyyyyyyyyyyyyle lat NIEŚWIADOMIE traktowałam siebie samą tak, jak traktowali mnie rodzice.

Myślałam TYLKO o innych członkach mojej rodziny. Zupełnie nie myślałam o sobie. Dawałam - nic w zamian nie wymagając. Zatraciłam w tym swoją tożsamość.

 

Też wydaje mi się, że choroba gośćcowa to choroba somatyczna, pochodna przeżyć psychicznych. To jakby autodestrukcja swojego ciała.

 

Swoją drogą - tak jak radziła mi bittersweet - czuję, że powinnam zaaranżować spotkanie sióstr, rodziców i powiedzenie im otwarcie o tym, co czuję. Bez lukrowania. Powinnam powiedzieć im, że czuję wielki żal. Że dopiero po tym, jak siostra "zapomniała" zaprosić mnie na imieniny zrozumiałam, że zawsze byłam pomijana w rodzinie - i jako córka, i jako siostra.

Teraz pragnę powiedzieć STOP. Tak nie może być dalej ! Nie pozwolę na to.

Powiem, że też jestem ich córką... i siostrą... i chcę, by uwzględniły mnie przy podziale majątku.

 

Ufff, jakie to trudne dla mnie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kika7, musisz zrozumiec jedno, to ze Ty masz z tym problem nie oznacza ze Twoja rodzina ma z tym problem. Czyli im jest dobrze jak jest, a Ty sie meczysz bo probujesz z nimi sie zakolegowac, czekasz na okruchy uczucia. Czasami trzeba byc egoistka, i pomyslec o sobie. Mozesz im to powiedziec, ze czujesz zal itd, ale jezeli jest tak jak piszesz to nie oczekuj zrozumienia. Ja sie od takich ludzi odcinam, nie chce ich kasy, ani niczego, tylko zyc bez nich. Trudna nauka i bolesna ale przydatna...przynajmniej nie jestem narazona na ich toksycznosc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kika7, ta trudność, o której mówisz, to poczucie winy, bo nagle musisz/chcesz wyjść z roli, do jakiej przyzwyczaiłaś się sama i do jakiej przyzwyczaiłaś swoją rodzinę, rodziców, siostry. Ciągle zaharowywałaś się, wykonywałaś dyspozycje wydane przez ojca czy matkę, realizowałaś prośby sióstr. Wszystko po to, by zasłużyć na ich miłość. Zapewne wychodziłaś z założenia, że im bardziej będziesz się starać, tym bardziej będą Cię kochać. Tymczasem to tak nie działa, bo miłość warunkowa nie daje poczucia bezpieczeństwa, nie pozwala budować stabilnej samooceny. Terapia zdemaskowała pewne mechanizmy, schematy, według których funkcjonowała Twoja rodzina, które przestały być wygodne, które najzwyczajniej w świecie Cię bolą. Pragniesz to zmienić, zburzyć dotychczasowe status quo, a to będzie niemała rewolucja, bo nagle wyjdziesz z roli "posłusznej, milczącej, niebuntującej się córki/siostry". Ja trzymam za Ciebie mocno kciuki w tej nauce asertywności i w walce o samą siebie. Nie poddawaj się i walcz o swoje, również o część majątku, która Ci przysługuje. Nie daj się wydziedziczyć. Powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ekspert_abcZdrowie, Tak, nie otrzymałam w życiu miłości od rodziców, sióstr. Gdy weszłam w dorosłość - mój zbiornik miłości był pusty. Cały czas zabiegałam, żebrałam o tę miłość, często działając wbrew sobie.

 

Dzisiaj - dzięki terapii i Wam - nie mam już złudzeń. Nie otrzymam miłości rodziców, o którą do tej pory zabiegałam.

Zdaję sobie sprawę, że to będzie rewolucja w moim życiu i w kontaktach z moim rodzicami i siostrami.

Jednak będę egoistką i będę walczyć o samą siebie.

Będę walczyć o swoje.

Jeśli moi rodzice i siostry nie mają żadnych skrupułów, ja też nie będę ich mieć.

 

Do momentu zaaranżowania z moimi rodzicami i siostrami muszę dojrzeć. Nie chcę rozmawiać o tym teraz, gdy jeszcze "buzują" we mnie emocje.

Chcę się, wyciszyć, uspokoić - by całkiem spokojnie i zdecydowanie z nimi porozmawiać.

Nie poddam się i będę walczyć o swoje, również o część majątku, która mi przysługuje.

Potrzebny jest do tego czas... Pewnie zrobię to po świętach.

 

Już dzisiaj czuję się lepiej. Czuję ulgę...

 

Nie wiem, jak mam zachować się, gdy siostra będzie do mnie dzwonić - niby po to, by dowiedzieć się co u mnie - ale właściwie po to, by wiedzieć, kiedy przyjadę opiekować się rodzicami.

Nie wiem, czy mam odbierać od niej telefony, czy wstrzymać się do rodzinnej rozmowy ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×