Skocz do zawartości
Nerwica.com

nerwica a normalne życie


relanium200

Rekomendowane odpowiedzi

Od kilku lat mam problem z nerwicą i depresją. Leczyłam się psychiatrycznie, kilka razy próbowałam terapii, ale nigdy nie wychodziło. Raz jest lepiej, raz gorzej, ale od kilku miesięcy czuję, że nie potrafię normalnie funkcjonować. Teraz do wszystkich problemow psychicznych doszły problemy zdrowotne. Mam obniżoną odpornosc, a własciwie nie mam jej wcale. Ciągle jestem chora (zapalenie gardła) i przyjmuję coraz silniejsze antybiotyki. Od początku roku brałam już 5 antybiotyków + zastrzyki. Wymaz z gardła nie wykazał żadnych bakterii, badania krwi również nic nie wykazały. Podejrzewam, że ma to związek z nerwicą, bo lekarze są bezradni. Ogólnie czuję się bardzo osłabiona. Po wejściu po schodach na trzecie piętro jestem cała spocona i zmęczona jakbym przebiegła maraton. Czuję też ucisk w klatce piersiowej. Echo serca nie wykazało żadnych nieprawidłowości. Nie wiem kompletnie, co robić. Moim marzeniem jest normalne życie, na które w obecnym stanie nie mam po prostu siły. Czasem boję się wyjść z domu. Często nie chodzę na zajęcia, bo po prostu się boję, sama nie wiem czego. Studiuję swój wymarzony kierunek i boje się, że przez ciągłe nieobecności i brak siły na naukę, niedługo mnie wyrzucą. Wtedy chyba załamię się już kompletnie, bo studia były moją ostatnią nadzieją, ostatnią rzeczą, która podtrzymywała mnie przy życiu, ale nie potrafię się na niczym skupić, przeczytanie jednej strony tekstu sprawia mi trudność, a kiedyś potrafiłam czytać po 3 książki tygodniowo. Odrobienie jednego głupiego zadania odwlekam zazwyczaj do późnych godzin nocnych, a ostatecznie i tak go nie robię, bo idę spać. W nocy długo nie mogę zasnąć, a rano nie potrafię się dobudzić. Życia towarzyskiego właściwie nie mam wcale. Mam kilku znajomych, ale były to osoby, z którymi zazwyczaj wychodziłam na imprezy. Teraz mój stan zdrowia nie pozwala mi na ciągłe imprezy (kiedyś wychodziłam do klubów/knajp przynajmniej raz w tygodniu). Poza tym imprezy mnie już nudzą. Ogólnie ludzie mnie nudza i trochę obrzydzają.

Zapisałam się do psychiatry, ale wizytę mam dopiero w połowie maja (uwielbiam ten kraj:/). Na wizytę prywatną niestety mnie nie stać.

Nie wiem już, co mam robić. Mam 22 lata i czuję, że życie przecieka mi między palcami. Nic w życiu nie osiągnęłam i boję się, że już nigdy nie osiągnę. Jeśli nie poradzę sobie ze studiami, to nie wiem, co dalej. Pewnie będę zmuszona wrócić do rodzinnego miasta, gdzie z nudy i braku zajęcia pewnie już totalnie wykituję.

Jak normalnie żyć mimo tego wszystkiego?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

relanium200, napisałaś, że "kilka razy próbowałam terapii" nie jest to jasne. Bo próbować to można jakąś nową potrawę a psychoterapię to się raczej podejmuje (albo nie). Poza tym to, że z jednym terapeutą nie udało się podjąć współpracy, nie oznacza, że z innym się również nie uda. Wiele jednak zależy od Ciebie. Polecam wybrać terapeutę z listy tych uznawanych przez PTP (psychologiczny lub psychiatryczny) i nie tyle oczekiwać, że psychoterapeuta coś zrobi z Tobą lub Twoim życiem, co nastawić się na współpracę w zakresie pomagania sobie i podejmowania zmian w Twoim życiu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Próbowałam w sensie, że podejmowałam terapie, ale zawsze rezygnowałam po kilku spotkaniach.

Własnie to jest mój największy problem, bo ja w zasadzie nie wierzę w psychoterapię. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, że mogłaby mi pomóc. Z takim podejściem chyba nie warto zaczynać. Ale z drugiej strony to podobno jedyne wyjście...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

relanium200, hej. Tak, wiara w psychoterapię to podstawa. Ale chyba sama widzisz, ze tak sie dalej nie da żyć. A niemożliwe przecież, żebyś żyła tak wiecznie (masz zaledwie 22 lata!). Więc logicznie wynika z tego, że musi być jakieś wyjście! Pomyśl nad tą psychoterapią, serio. Począki nie sa optymistyczne, rozumiem. Wywewnętrzniasz się przed całkiem inną osobą, myślisz 'co ona moze wiedzieć, g*wno przeżyła z tego co ja mam na codzień'. Ale stopniowo (u mnie lekka poprawa była widoczna po jakiś 3 miesiącach) widzisz, że 'o kurde, to nawet działa'. Pamietaj, musisz siebie ratować. Piszesz o studiach- daj sobie szansę uporządkowac życie i skonczyć wymarzony kierunek. Teraz jesteś jednym kłębkiem nerwów. Już nawet Twoje ciało daje Ci mocno znać, że 'hoho, chyba trochę przeginasz'. Nic dziwnego, że nie możesz się uczyć- ja w najgorszych momentach chodziłam z kąta w kąt i nie było mowy nawet o przeczytaniu tej jednej strony (co linijka to znow błędny wzrok, analizowanie problemów, zastanawiani się, katastroficzne wizje).

 

Wizyta aż w połowie maja? Ja zawsze miałam szybko terminy, też na NFZ. Ja mieszkam we Wrocławiu, a Ty skąd jesteś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie to wygląda tak, że sama nawet nie wiem, co powiedzieć terapeucie. Kiedy on zadaje mi pytania to jeszcze jakoś idzie, ale jak mam powiedzieć coś od siebie, to nigdy nie wiem co i terapie, na których wcześniej byłam wyglądały własciwie tak, że przez większą częśc wizyty siedziałam i nic nie mówiłam.

Jestem z Krakowa. Być moze taki długi termin świadczy o tym, że interesował mnie tylko jeden dzień tygodnia (niestety tylko jeden dzień mam wolny, resztę tygodnia mam zajętą uczelnią od rana do wieczora).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×