Skocz do zawartości
Nerwica.com

To chyba tutaj :)


Ma89

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć,

 

Na początku się przedstawię - bo to mój pierwszy post. Mam 25 lat wysoki, wykształcony, wysportowany i przystojny facet. W życiu nikt nie powiedziałby, że coś jest nie tak. Spójna mowa ciała, styl kozaka, udawanie, że problemów nie ma - myślę, że to było moją główną przyczyną problemów, w związku z którymi w ogóle piszę tutaj. Ja sprzed tygodnia, nazwałbym siebie z dzisiaj wariatem i polecił udać się do roboty, by głupoty nie zaprzątały głowy.

Ale teraz dochodzę do wniosku, że właściwie zawsze byłem taki sam i tylko nie zwracałem uwagi na swoje problemy. Kiedy się dało uciekałem, kiedy się nie dało przeczekałem. Teraz zaczęły dochodzić objawy somatyczne - i powoli zaczynam sobie uświadamiać o co w tym wszystkim chodzi.

 

W sumie 3-4 dni temu zacząłem odczuwać swoje dolegliwości w taki intensywny sposób jak to czuje teraz. Na początku starałem się ignorować te wszystkie somatyczne objawy, zdenerwowanie, kłucie w klatce, potliwość, uczucie "że coś się zaraz stanie". Z tym, że chyba klasycznie - im bardziej o tym myślałem, tym bardziej się stawało to kłopotliwe. W niedziele musiałem zrobić klikaset km samochodem. Już w sobotę byłem trochę jak to się mówi podminowany. Zadzwonił kolega - ok, umówię się, wypijemy parę piwek pogadamy. Liczyłem na to, że przejdzie, normalna sprawa, stres, ważne wydarzenia, nigdy nie miałem z tym problemów. Przynajmniej tak mi się wydawało. Już w sobotę, to "coś nie tak", zaczęło być coraz bardziej dokuczliwe. Irytowała mnie w pewnych momentach rozmowa, a raz nawet miałem taką myśl (zupełnie irracjonalną), że po prostu zaraz swojego rozmówcę uderzę - dlaczego? nie wiem.

 

Podróż była jeszcze gorsza. Gdybym mógł to bym w każdej chwili zawrócił, w zasadzie cały czas myślałem o tym, by nie poczuć się jeszcze gorzej. Podratowałem się lekami na ból głowy, takie chyba placebo, żeby sobie uświadomić, że sobie "pomogłem". Jakoś z trudem dojechałem. W trakcie pobytu cały czas byłem jakiś taki podminowany. Zacząłem sobie uświadamiać, że coś jest nie tak starałem się zabić swoje myśli jakimiś innymi (np. o seksie) takimi, które pozwoliłyby mi odciąć się od wszystkiego. Jakoś doegzystowałem do końca wszystkich wydarzeń. Przed powrotem kolejny "atak" - gorąco, zalał pot, jakaś nieokreślona panika. Tabletka na ból głowy, litr wody na drogę i powrót. Zacząłem sobie uświadamiać, że tak nie może być i muszę pojawić się u specjalisty. Dotrwać do domu jakoś się udało, racjonalnie wiedziałem, że jestem przecież zdrowy, nie mam grypy, zawału, nie jestem pijany i nie ma żadnego powodu, by się zatrzymać. Emocjonalnie jednak już byłem całkiem gdzieś obok, trochę pomogły rozmowy przez całą drogę, nie wiem czy sam bym dotarł walcząc tylko ze swoimi myślami.

 

Ostatnie dni (początek tygodnia) - wcale nie lepiej. Zacząłem trochę czytać i w jakiś sposób wyjaśnić całą tę sytuację. Zjadłem na siłę, potrenowałem na siłę chciałem się na czymś skupić, ale wyglądało to tak, że chciałem tylko dotrwać, egzystować do bliżej nieokreślonego terminu. Takie napięcie, byle skończyć wszystko szybciej. Do wieczora, bo przyjdzie sen, bo to jest później. Zacząłem się bać wszystkiego związanego z życiem - przy goleniu, że np. mam w reku żyletki, mogę nimi podciąć sobie żyły, albo że sie powiesze, skocze, nie wytrzymam tego napięcia. Że zwariuje, zamkną mnie w szpitalu. Że dostanę jakiegoś napadu, zrobię komuś coś złego (np. małemu dziecku), zamkną mnie w więzieniu. Że zostanę jakimś żulem, któremu jest wszystko jedno, chodzi obszczany po ulicy i śpi w śmietniku. Teraz się z tego śmieje, ale jeszcze np. dziś rano miałem takie myśli. Znalazłem nawet telefon 116123, chciałem tam zadzwonić, tak po prostu powiedzieć to wszystko co tutaj. Nie połączyłem się (nie odbierali), ale odczułem swoistą ulgę, tak, że to wszystko czasowo minęło.

 

Wczoraj rano podobnie, rano poszedłem do sklepu, starałem się załatwić parę spraw (ale wszystko tak na siłę). Potem znów tąpnięcie, następnie znów lepiej. Jakieś tematy zastępcze (gry, filmy, prace domowe) oby tylko nie myśleć o myśleniu. Taka egzystencja. Poszukałem psychologa/psychoterapeuty. Znów pomógł sam fakt, że go szukałem, trochę mnie to uspokoiło. Termin - NFZ za tydzień, więc w sumie nie tak źle, ale zaraz znów kolejny, można powiedzieć - atak. Że to za późno, jutro (tj. dziś środa) muszę wyjechać i na pewno bez pomocy będzie się działo to co w weekend i ogólnie samo najgorsze.

 

Poszedłem w końcu wczoraj do psychologa/psychoterapeuty prywatnie, trochę pogadałem, trochę wróciliśmy do przeszłości. Generalnie osoba na pewno doświadczona, ogarnięta, więc myślę, że o to chodziło. Zauważyłem parę faktów, ta rozmowa mi trochę pomogła, choć czuję, że o sobie mógłbym opowiadać z tydzień i ruszyłem dopiero 20% swojego problemu. Wszystkie moje lęki mam po prostu ignorować, ewentualnie brać ziołowe tabletki i się odhiperwentylować :), gdyby coś się pojawiało i generalnie olać to (tylko jak? niby potrafię już to robić i staram się coś ruszyć, ale cały czas sam podświadomie boje się samego lęku). Do tego pojawić się na warsztatach, grupowej psychoterapii (ale dopiero w październiku).

 

Sam teraz biję się z myślami, czy czekać do października i wtedy ewentualnie zainwestować te 100 godzin i jakieś 1500 zł w rok psychoterapii. Chciałbym poznać wasze doświadczenia z taką terapią, jeśli ktoś uczęszczał to proszę o info jak to mniej więcej wygląda (rozmawiamy, każdy się uzewnętrznia, opowiada o swoich problemach, nie wiem gra się w jakieś gry, jakieś skojarzenia, kolory, typu co Pan widzi na obrazku)? Tak na prawdę nie mam jakichś zewnętrznych obaw przed kontaktem z ludźmi, a odniosłem wrażenie, że takie spotkania są raczej by ktoś się zaczął integrować po prostu ze społeczeństwem. Nie wiem czy też kierować się do jakiegoś psychologa na NFZ i zaczynać tam wszystko jeszcze raz i jakąś pomoc do czasu rozpoczęcia ewentualnej psychoterapii, i mieć bezpłatnie jakieś możliwości terapii z NFZ w razie czego. Co może zaproponować taki psycholog, czy jakaś indywidualna psychoterapia wchodzi w grę, czy raczej tylko Prozac i do widzenia?

 

Sam staram się w jakiś sposób mobilizować do walki z problemami, sport, praca. Z tym, że wiele aspektów musiałbym wprowadzać teraz i boję się, że każda nowość wyzwoli jeszcze gorsze lęki. Też w jakiś sposób boję się porażki i tego, że kogoś (w tym samego siebie zawiodę). Bardzo chętnie poznam wasze doświadczenia odnośnie psychoterapii i ogólnie leczenia - chętnie w ramach NFZ. Chciałbym, tak jakby wykorzystując nieco te swoje lęki i inne problemy somatyczne, poprawić wiele różnych aspektów mojej psychiki, które nie do końca mi się podobają.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj

Problemy kumulujesz w sobie ,maski ale to gdzies musi znalezc jakies ujscie .Psychosomatyka osobiscie nie czekalabym tak dlugo bo Ty potrzebujesz pomocy juz teraz.Kazda terapia wyglada inaczej zalezy od nurtu w jakim jest prowadzona i od wielu innych czynnikow,wymaga cierpliwosci,zaangazowania,odwagi .Poszukaj terapii juz teraz na Nfz tez bedziesz musial jakis czas czekac ale warto sprobowac tylko na taka terapie kieruje lekarz psychiatra.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie cały czas się boję, że to ujście będzie jakieś negatywne. Czyli jak, psycholog na NFZ odpada? Nie warto iść? Boje sie, że jak pójde do lekarza psychiatry to z wejścia dostane zestaw leków, od których potem ciężko będzie mi się uwolnić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ujscie juz jest negatywne blokowanych emocji natomiast leki sa po to by wyciszyC objawy psychosomatyczne organizmu a psychoterapia by rozwiazywac problemy ktore tkwia w naszej podswiadomosci i utrudniaja nam zycie.Nie martw sie na zapas osobiscie korzystam z terapii jestem bez lekow.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ma89, ja mam objawy psychosomatyczne i od dawien dawna żaden psychiatra mi leków nie zaproponował, a jak już to jakiś delikatne, nieuzależniające w stylu Bellergot, który pobrałam miesiąc i koniec. Wszystko zależy jak sobie radzisz na co dzień mimo objawów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No wiesz, chodzi o jakieś mega negatywne objawy, że komuś/sobie coś zrobię. To jest dla mnie trudne i zaczynam tak na prawdę dopiero poznawać swoje problemy. Chciałbym wszystko załatwić najlepiej dzisiaj, ale widzę, że w takiej przypadłości niespecjalnie jest taka możliwość. Dlatego się tak troche sraczkuje.

 

Z leków dostałem jakieś ziołowe Labofarmu na teoretyczne wyciszenie i uspokojenie lęków. Z umówień mam psychologa NFZ na przyszły wtorek i na to wychodzi, że jednak będę musiał się pojawić u psychiatry, bo tak samo opisują to w ojej przychodni, że nerwica to do psychiatry. Radze sobie w miarę, tzn. staram się z tym walczyć bardziej przeraża mnie fakt, że dopiero zaczyna spływać do mnie, że faktycznie jestem chory i coś trzeba z tym robić. Że siedzenie i przeczekanie nie minie tego problemu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1. Funkcjonujesz jako tako tzn. możesz wychodzić do ludzi i coś załatwić więc nie jest najgorzej z Tobą. Idź do pscyhologa na NFZ (tydzień czekania to króciutko). Zależnie na kogo trafisz, do jakiego ośrodka to będziesz miał pscyhoterapie indywidualną lub grupową. Jeszcze do tego zależnie od ww czynników będziesz miał różny nurt psychoterapi (psychodynamiczna czy behawioralna np.)

2. Nie bierz żadnych leków póki możesz w miare swobodnie funkcjonować - dla mnie to ostateczność, wyszedłem z nerwicy bez łykania żadnych leków (nie licząc jakiś ziołowych w aptece - mi pomógł bardzo Validol :mrgreen: a reszty specyfików typu kalms itp nawet nie czułem)

3. Zacznij uprawiać sport - wybieganie dużoo daje

4. Dieta! - zacznij jesć o równych porach mniejsze posiłki ale częsciej i zbilansuj sobie diete - dużo jest na stronach internetowych o tym(poziom cukru przez cały dzień jest bardzo ważny, bo przy wahaniach ma się jazdy czasami)

5. Dorzuć dobrej jakości magnez (cytrynian, chelat - jedz z 2-3x większą dawke - uważaj na witaminę B6 jak będziesz miał z róznych preparatów bo ona jest trująca przy dużych stężeniach, magnezem nie da się zabić) + jakieś witaminy dla sportowców + omege3

 

Będzie wszystko dobrze. Terapia jest kozacka i daje dużo doświadczenia na przyszłość dla czlowieka. Nie zrażaj się jak po 1-2 miesiącach pscyhoterapi będzie gorzej - to normalne. Mi wystarczył dobry rok i pozbyłem się wszystkiego.

 

3maj się i powodzenia! Dasz rade!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzieki za dobre słowa. Teraz pare dni odpoczalem poza domem, troche pogadałem z bliska mi osoba, troche popracowalem fizycznie i nieco mi sie poprawiło.

 

1. Teraz sie staram wrecz na siłę do ludzi wychodzić i działać wbrew swoim lękom, gdy sie czegos obawiam to tym bardziej to robię. Samochodem teraz zrobiłem kilkadziesiat km w każdą strone bez większych problemów. Co będzie dalej - zobaczymy.

2. Mam jakieś tabletki z labofarmu, kozłek, melisa, chmiel, te sprawy. Chyba szczególnie nie zaszkodzą ;) Ziółka, napisali, że przy regularnym, długotrwałym stosowaniu przynoszą wymierne efekty. Problemów ze snem raczej nie mam. Najwyżej posne sie po alkoholu i walerianie.

3. Treningi, dieta, wszystko w fazie rozruchu (jak to na wiosne u sezonowców :) - paka witamin na 2 miesiące przygotowana, obecnie mam jeszcze w planach poszukanie jakiejś roboty, wynajduje sobie też różne zadania w domu, żeby bezczynnie nie siedzieć.

 

W sumie do terapii raczej jestem przekonany, kwestia jak to rozegram by było najtaniej i możliwie najbardziej efektywnie. Co do mnie w tym najbardziej przemawia to fakt, że każdy psychoterapeuta takowej sie poddaje (więc to nie tylko opcja dla ludzi z problemami). I kolejny pozytyw, że będę mógł ustawić sobie w glowie pare rzeczy tak jak ja chce, nauczyć się kontrolować siebie. Zobaczymy co mi zaproponują w ramach NFZ.

 

-- 10 kwi 2014, 13:34 --

 

Mightman, troche sobie myslalem o calej tej teorii ogólnie - że tak na prawdę to bardzo dużo z tych problemów moich nerwowych może brać się z zaniedbań w sferze normalnego życia. Odżywianie, słońce, spotkania z ludźmi, witaminy, sport. Zaniedbałem to w ostatnich latach i pewnie efekt jest jaki jest. Do tego doszło pare stresujących etapów w życiu i klops. Może gdybym nie pił kilka dni w tygodniu i narzucił sobie kierat działań - byłoby inaczej. Teraz jestem na etapie - jak to wszystko wprowadzić powoli z powrotem do życia. W planach mam kilka rozmów motywacyjnych, wynajduje sobie obowiązki. Części z nich oczywiście nie realizuje, ale nie jest to dla mnie takim problemem jak było jeszcze pare dni temu. Robota nie zając :) Co zauważyłem - kac - nie jest przyjemną sprawą zwłaszcza taki po piwie. Chce wprowadzić diete i ograniczyć nieco spożywanie alkoholu, bo boję się, że słaby organizm, słaba psychika mogą negatywnie wpłynąć np. na łatwiejsze uzależnienie. Także dzięki za przybliżenie problemu myślę, że w tym tkwi sedno całej sprawy.

 

Co więcej - lęki już mnie nie blokują w takim stopniu somatycznym jak to było w niektórych sytuacjach. Oczywiście istnieją, ale staram się chwile je w myślach uspokoić. I oczywiście nie czuję się w ogóle super komfortowo, ale trzeba działać nie siedzieć :). Generalnie postanowiłem skupiać się głównie na pozytywnych sytuacjach, starać się myśleć cały czas o pozytywach, jakie czekają mnie z danej czynności, a nie o wszystkich problemach związanych z jej realizacją.

Odwiedziłem psychologa z NFZ - jak to pierwsze spotkanie, wywiad itp., dlaczego Pan przyszedł, wypełniłem jakiś test na dokańczanie zdań. Podobno mamy to analizować w przyszłości. Osoba jak osoba, na pewno ogarnięta naukowo (książki, doktorat, doświadczenie zawodowe). Ja jestem generalnie człowiekiem z natury ufnym i zorientowanym na takie etapowe załatwienie sprawy. Także wiem, że moje rozmowy czy to z psychologiem, czy z jakimkolwiek innym specjalistą, jeśli tylko on wykazuje odrobinę chęci w pomocy w moim problemie - prowadzą do rozwiązania owego problemu. I zazwyczaj efekty są zadowalające. Co mnie uspokaja, że kolejna osoba ignoruje te wszystkie moje negatywne odczucia typu obawy przed zrobieniem czegoś złego sobie, innym, znalezieniem się w beznadziejnej życiowo sytuacji. Że to nigdy nie nastąpi, a kreuje to mój chory strach, który sobie upier..... w głowie. Kolejne spotkanie - za miesiąc 8 maj (NFZ..) i mamy wtedy etapowo działać co tydzień, później co dwa - kilka spotkań i po problemie "Też żeby nie wywoływać psychozy" - jak to określiła psycholog. Jak dla mnie - OK, z tego co zrozumiałem nauczę się wykorzystywać swoje lęki jako swoistą informację o tym co się dzieje i że te negatywne i bezsensowne uda się przezwyciężyć, a te pozytywne dobrze wykorzystam jako informacje o danym wydarzeniu, zagrożeniu.

 

-- 23 kwi 2014, 17:57 --

 

Moje posty kumulują się w jednym, więc nie wiem czy jest sens je jeszcze dodawać, ale uznałem, że ktoś tu może trafić i ewentualnie być ciekawym nowych sposobów walki z nerwicą.

 

Napady paniki ustały, to znaczy... nie są na pewno tak intensywne jak kiedyś 2-3 ataki wręcz z jakimiś objawami somatycznymi - tragedia. Jestem w stanie lepiej sobie z nimi radzić. Myślę, że po części to też zasługa psychologa i mojej pracy. Jest jakieś tam wyższe napięcie, ale trwa to minutę i jestem w stanie w jakiś szybki sposób oddalić te głupie lęki i nie doznaje różnych dolegliwości somatycznych. Natrętne myśli, to co pozostało i głupie wmawianie sobie chorób różnych (w tym psychicznych ChAD, schizofrenia :( - ale widzę logicznie, że nawet w 0,01% ich nie mam :) ). Poza tym staram się żyć normalnie i działać, a nad lękiem się nie zastanawiać.

 

Byłem u psychiatry, głównie po skierowanie na psychoterapię z NFZ i potwierdzenie, że wszystko poza nerwicą jest OK. Dostałem f41.0 - lęk paniczny, fluoksetyna - Seronil i Xanax (benzo) - leków nie biorę, nie wykupowałem nawet. Takie pierdzielenie - nie widzę potrzeby brania leków, po których nie będę mógł jeździć autem i wychodzić do ludzi, gdy to jest 75% tego co mnie z nerwicy leczy i pozwala zapomnieć o lękach. Psychiatra (kobieta) jakaś nerwowa, nie wiem, gdybym faktycznie miał jakąś nerwicę czy depresję w konkretnym stadium to chyba byśmy się kompletnie nie dogadali z początku i bym uciekł z gabinetu. Zaczęła jakieś pretensje mieć, że nie mówie o wizytach u psychologa, gdy w wywiadzie pytała o psychiatrę. Musiałem wręcz ja ją ośmielić byśmy w miarę kompetentnie mogli pogadać. Chyba Ci lekarze psychiatrzy to też nieźli agenci i nerwice traktuja jako zawracanie glowy, gdy czekają na nich poważniejsi pacjenci. W każdym razie mimo pierdzielenia dostałem skierowanie na psychoterapię i o zgrozo informację na koniec wizyty, że w sumie zapisane leki, które mogą mnie uzależnić i spowodować szereg dysfunkcji wcale mi nie pomogą :) Ok więc recepta do szuflady i mam skierowanie na psychoterapię. Jest szansa na lipiec lub ewentualnie na początek września. Normalne terminy na NFZ i nie tylko. Terapia indywidualna.

 

-- 26 kwi 2014, 00:21 --

 

Dziś jakaś masakra po południu. Rano ok, aż sam byłem zdziwiony, że normalnie rano mi się wstało bez problemu i nerwów że zaczynam nowy dzień :) Potem w sumie ciężki dzień trochę problemów powstało biznesowych, ale spokojnie. Rozwiązane, załatwione.

Ale chyba jednak takie napięcie cały czas we mnie siedziało, zgromadziło się i ma negatywne ujście. Popołudniu jakieś lęki mnie zaczęły brać, a to przed przejściem przez most, a to takie różne nieokreślone w ciemności. Takie nerwowe myśli, jak rozmawiałem z kimś. Lęki przed omamami, że wręcz zacząłem sobie wkręcać omamy, że coś widzę, a pewnie tego nie ma. Masakra. Nie wiem przemęczenie i lęki czy naprawdę jakaś choroba. Grr... Mam nadzieje, że to wszystko tylko nerwica.

 

Teraz wracam, pora późna. Mijam gościa i nie wiem po coś sięgał do kieszeni to przez myśl mi przeszło, że może jakiś psychopata coś głupiego planuje (a pewnie bardziej się mnie przestraszył niż ja jego sięgał po komórke czy coś). Odwracam się za pare chwil, a już go nie ma. Albo go nie było wcale, albo gdzieś skręcił. Teraz już nie wiem. Ale druny niepokój pozostał (że może schiza, uwiduje sobie ludzi, może go w ogóle nie było).

Ogólnie ostatnie pare dni też, co nie wyjde z domu to sie natkne na gościa jakiegoś dresika nawet pare razy dziennie. I teraz już nie wiem, czy tak lubi przesiadywać pod blokiem i ma co chwila jakieś tematy wiosenne, czy może kolejne uwidzenie ;( bo wracam teraz po nocy, też gdzieś się kręcił, skądś wracał. Północ a akurat on sie nawinął. Idiotyczne teraz mam uczucie, mieszka sobie człowiek, a ja sobie wkręcam, że nie wiem może nie istnieje i wydaje mi sie :(. Troche sie rozpisalem jak na ten temat, ale dziś jakoś wybitnie pod wieczor gorsze wkrety jak w ciagu dnia i wypompowany jestem też nieźle.

 

-- 10 maja 2014, 00:27 --

 

Chyba już nikt tego wątku nie czyta :) Ogólnie z jednej strony bierze mnie zdziwienie, że to trwa już aż miesiąc i cały czas jakoś sobie radzę. Z drugiej zyskuję nadzieję, że to w jakiś sposób wyleczę i w ogóle zapomne o wszystkim i będę traktował olewczo jak nie wiem fakt, że w 6 klasie miałem zapalenie płuc. Ogólnie od 4 dni jestem na lekach, postanowiłem jednak dać szansę medycynie i nie męczyć się więcej. Już od bardziej rozgarnietej lekarz dostałem Mozarin początkowo 5mg potem ma być 10 mg. I stwierdziłem, że muszę podjąć świadomą decyzję i albo powiedzieć jej i sobie - dziękuje za leki, ale sobie poradzę - albo zacząć korzystać z medycyny. Padło jak widać na drugie.

 

Benzo nie dostałem (i dobrze chyba) - chociaż tak jakby cały czas przeczekuję na lękach do lepszych czasów tj. po przyjęciu się SSRI - może nie do końca przeczekuję, ale staram się wynajdować sobie kolejne zajęcia, pracę, spotkania, byle przyspieszyć chwilę, w której spojrzę wstecz i zobaczę progres. Mam też kategoryczny zakaz czytania o nowych chorobach i zaburzeniach psychicznych, bo gdy tylko coś przeczytałem - od razu sobie to wmówiłem - jak w poprzednim poście. Swoją drogą dalej kontroluje swoje zmysły, upewniam się czy na pewno to widziałem, czy to przypadkiem nie było jakieś urojenie? Potwierdzam sobie widziane/przeżyte sytuacje. Podobno to coś na kształt nerwicy natręctw + lęki. Chociaż pod koniec spotkania mi psychiatra powiedziała 'mi to raczej wygląda na jakieś zaburzenie afektywne'... nie wiem, nie podejrzewam, nie miałem nigdy jakichś okresów wielkiej depresji czy nie wiem lepsze gorsze okresy - wszystko chyba naturalnie u mnie wygląda. A nie wiem już nic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×