Skocz do zawartości
Nerwica.com

To na czym nam zależy...


torres

Rekomendowane odpowiedzi

Nie wiem czy w dobrym miejscu daję ten wątek, nie wiem też jak go lepiej nazwać. Chodzi o to, że można podzielić swój umysł na 2 obszary:

 

- to na czym nam zależy

- to co nas nie interesuje, krótko mówiąc mamy na to wyjebane

 

I teraz jeśli na czymś nam zależy to jeśli się uda cieszymy się z tego, jeśli się nie uda jesteśmy smutni, denerwujemy się, rozczarowujemy itd. Na pozostałe rzeczy nie zwracamy większej uwagi. Człowiek może sobie ustalić wszystko i dostosować swój świat do ustaleń, zmieniać swoją rzeczywistość, walczyć itd. Nie można jednak zrobić jednej rzeczy - przenosić sobie dowolnie rzeczy między tymi dwoma koszykami. Jeśli mi na czymś zależy to tak jest, jeśli mam coś w dupie to nie jestem w stanie sprawić żeby mnie to interesowało. I teraz powoli docieramy chyba do sedna mojego problemu. Człowiek ma jakiś swój indywidualny zbiór upodobań i celów, tego na czym nam zależy i czym się interesujemy. Nie wybieramy tego. U mnie pod wpływem wielu negatywnych zdarzeń i przez to, że nigdy w życiu nie spotkało mnie nic pozytywnego wszystko przeniosło się do obszaru, który mnie nie interesuje. W zasadzie cały świat mi teraz zwisa. Jedyne czego bym chciał a jest niemożliwe to miłość i ona powoli przenosi mi się do tego obszaru, który mnie nie interesuje. Teraz trzeba znaleźć jakiś sposób na dowolne przenoszenie rzeczy między tymi obszarami. Np zmienić sobie upodobania na takie jakie jestem w stanie osiągnąć i potrafić się z tego cieszyć. Bo co jak wyznaczę cel, on będzie sztuczny i osiągnięcie go nie da mi przyjemności. Czy istnieje w ogóle możliwość zmiany celów i upodobań?

 

Przykładowo Mirek interesuje się sportem, piłką nożną i kibicuje Legii. Jako dziecko przeżywa każdą porażkę, cieszy się ze zwycięstw. Jako starszy chłopak chodzi na mecze, coraz mniej interesują go wyniki a bardziej atmosfera. Potem ma 30 lat, rodzinę, dzieci, pracę i ogląda mecze tylko w telewizji i specjalnie nie przejmuje się porażkami, zwycięstwa też już go nie cieszą. Ma 50 lat i w zasadzie ogląda wszystkie mecze ale już nie kibicuje żadnej drużynie, nie interesują go w ogóle wyniki tylko sama piłka jako taka. I widzimy, że u kolesia zmiana dokonała się sama, płynnie. Ale czy dałoby się zrobić tak, że jako zapalony kibic starałby się przestać interesować piłką i dzięki temu byłby od razu na etapie tego 50 latka?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się że jest możliwe dość gwałtowne przeniesienie danej sprawy z jednego "zbioru" do drugiego, tyle że niestety chyba nie świadomie. Przynajmniej u mnie tak to działa. Takie "przenosiny" są związane z wydarzeniami ode mnie niezależnymi.

 

Przykład: miałem kumpelę, na losach której mi w pewien sposób zależało, bo znaliśmy się od lat. Od lat też była w związku z ćpunem, alkoholikiem i złodziejem, którego jakoś nie była w stanie opuścić. Przez lata jej pomagałem, przez lata jej tłukłem do głowy że powinna gościa zostawić. W końcu nadszedł dzień w którym po raz pierwszy facet podniósł na nią rękę no i to na nią podziałało - odeszła. Cieszyłem się że wreszcie sobie ułoży życie po normalnemu. Kiedy okazało się że za nowego partnera wybrała kolejnego alkoholika - przestało mi zależeć, stwierdziłem "walić to, nie na moje nerwy" i zerwałem kontakt.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to chyba kwestia woli i jej wolności. Chcieć, chcieć coś chcieć to zupełnie rózne sprawy...Chciałbym chcieć miec rodzinę, mieć dzieci, samochód itd...ale nie chcę..Tego typu dylemat..

 

"Jest 6 godzina wieczór, ukończyłem pracę dzienną. Mogę teraz pojść na przechadzkę lub do klubu, mogę także wyjść na wieżę, by widzieć zachód słońca, mogę także pójść do teatru, mogę też odwiedzić tego, lub tamtego przyjaciela, ba, moge nawet przejść przez bramę miasta, pójść w daleki świat i nigdy nie wrócić. To wszystko zależy jedynie ode mnie, posiadam całkowitą wolnośc w tych rzeczach, lecz nie uczynię teraz nic z tego ale pójdę dobrowolnie do domu, do mojej żony...Jest to tak jakby woda rzekłą:" Mogę teraz sie spiętrzyć w wysokie fale(niezawodnie w morzu i podczas burzy), mogę potoczyć sie wartkim prądem w dół(bez wątpienia! w łożysku rzeki), moge runąć wprzepaść, spieniona i skotłowana(tak! w wodospadzie),mogę wolna trysnąć promieniem w powietrze(tak! w wodotrysku) ostatecznie mogę sie nawet zagotować i ulotnić(słusznie! przy 100 stopniach ciepła),lecz nie uczynię teraz nic z tego wszystkiego, lecz pozostanę dobrowolnie i spokojnie w przezroczystej lustrzanej toni stawu""

 

W taki właśnie sposób morzesz przenosić z jednego do drugiego koszyka....To własnie opisał deader. Pod wpływem wydarzeń zewn. zmieniło sie jego nastawienie i już

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Temat nawet mnie zainteresował.

 

Mi coraz mniej zależy. Kiedyś chciałem wpływać na swoje życie. Szukałem różnych nowych rzeczy.

Teraz widzę, że na wiele nie mam wpływu. Nie przejmuję się oceną mojego życia. Czy będę kimś, czy nikim. Kiedyś to było ważne. Teraz "będzie co będzie". To wynik tego, że od 8 lat choruję na nerwicę, potem schizofrenia doszła.

 

Przestało mi zależeć na swoim życiu. Bo przez tyle lat budowałem swoje życie, chodziłem do szkoły, uczyłem się, układałem relacje z innymi. Wszystko po to by w kilka dni to wszystko niezależnie ode mnie runęło. To po co się starać, skoro i tak życie zrobi ze mną co chce. Lepiej nie brać odpowiedzialności, byle nie czuć smaku porażki i poczucia winy, że znowu się zawaliło.

 

Choć i tak twierdzę, że liczy się wypośrodkowanie, między "nie zależy mi", a "to się liczy".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lepiej nie brać odpowiedzialności, byle nie czuć smaku porażki i poczucia winy, że znowu się zawaliło.

Nie do końca się zgodzę - odpowiedzialność jak najbardziej, trzeba za coś czego się podjęło odpowiadać, a nie odwalać akcję w stylu porywania się z motyką na Sejm, a jak nie wyjdzie to się jakoś głupio tłumaczyć. Trzeba za to mierzyć siły na zamiary, wyznaczać sobie cele którym wiemy że damy radę sprostać. Trzeba wiedzieć kim się jest i na co kogo stać - a jak się już to wie, to i porażek i poczucia winy będzie mniej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No dobra ale co można zrobić żeby mi zaczęło zależeć? Bo póki co mogę zrobić to i tamto gdybym chciał. No ale nie chce mi się i nie jest to typowe lenistwo typu "nic nie robię bo wolę oglądać TV". To jest raczej "muszę robić coś bo nie mogę nie robić nic". Nie da się nic nie robić więc trzeba robić coś. Pytanie co? Kiedyś zależało mi na różnych rzeczach ale sam doszedłem do wniosku, że to bezsens i nic z tego nie mam. Np to jak będę postrzegany, czy będę kimś czy może nikim, czy będę miał pieniądze czy będę musiał kminić. To może hedonizm? No ale to typowy egoizm i nic z tego nie wynika. Ja się chętnie napiję piwka czy zapalę lolka ale nie wyobrażam sobie specjalnie po to pracować żeby mieć na takie rzeczy. Kiedyś interesowała mnie piłka, potem zobaczyłem, że to bez sensu i na nic nie wpływa to kto wygra, kto strzeli i ile kto ma punktów oraz jak głośny dana drużyna ma doping i ilu kiboli pojechało do Gdańska. Pieniądze? No fajnie ale tak naprawdę dawniej myśląc o pieniądzach nie miałem na myśli kupowania sobie czegoś konkretnego tylko bycie kimś. Podniesienie samooceny spowodowało, że już tego nie potrzebuję. Przestało mi na tym zależeć do tego stopnia, że ostatnio ojciec chciał mi oddać 300 zł i pytał mnie o nr konta a ja mu powiedziałem żeby sobie wziął te pieniądze bo ja nie potrzebuję. Pozostaje miłość (inny temat, wolę go właśnie przenieść całkiem do obszaru, który mnie nie interesuje i to też by się przydało wiedzieć jak) i pasje. Nie mam żadnej pasji, gdybym potrafił sobie ją nadać i mieć to coś w obszarze swoich zainteresowań to by było super. Ostatnio nie interesuje mnie nic, nawet to, że umarły 2 moje dobre ciotki, które bardzo lubiłem. Musiałem udawać, że mi smutno bo głupio tak przed rodziną. Ale przez to cieszyć się też nie potrafię. Nic mnie zupełnie nie cieszy (co nie znaczy, że nie odczuwam przyjemności), nie potrafię być wesoły, być optymistą bo co z tego nawet, że osiągnę cel skoro mi na tym celu nie zależy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no ale jak sie chętnie napijesz piwka czy zapalisz lolka to pracuj tyle żeby mieć na tego lolka i w czym problem? Gdzieś przeczytałem że bezdomny w starożytnej Grecji był postrzegany jako najszczęśliwszy w społeczeństwie, dzisiaj jest dokładnie odwrotnie...W Niemczech to jest coraz bardziej powszechne(no ale trochę inna gospodarka). Młodzi ludzie z rodzin lekarzy decydują sie pracować po 10 dni wmieś żeby mieć na jakies tam swoje minimum. Jadą na wycieczkę za grosze, z kimś sie spotkają...a jak coś zacznie ich interesować to w to wchodzą albo nie....

 

To co ty piszesz odczytuje raczej na zasadzie chciałbym chcieć i mieć motywację do zostania największym prawnikiem, naukowcem czy człowiekiem pochłoniętym pasją...i co zrobić żeby sie zachciało to chcieć. To nie jest chcenie...to jest suchy intelekt...Co złego w interesowaniu sie piłką? Czy ludzkie pasje są sensowne? Zależy od nich los ludzkości? Coś człowieka pochłania a człowiek sie nie buntuje i tyle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

torres, jeśli mogę, wrzucę tutaj swój wpis z kiedyś-tam. Bo w sumie chciałam Ci napisać dokładnie to, co tam jest ;) Najpierw wybierz sobie całkowicie arbitralnie jakąś dziedzinę. Coś, do czego masz dostęp, coś praktycznego, opłacalnego i coś, w czym możesz ciągle się polepszać i zbierać informacje zwrotne. Czyli masz naprawdę dużo rzeczy do wyboru. I nie zastanawiaj się, tylko zacznij robić. Zaangażuj się przez działanie, przez aktywność. Inaczej naprawdę trudno osiągnąć motywację, zwłaszcza na stałe.

 

http://cloudymind.pl/rob-cos-bezczynnosc-nie-sprzyja-motywacji/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zujzuj, w tym problem, że nie widzę sensu pracować po to żeby mieć na używki. Lubię to ale jak tego nie mam to jest ok, a w sumie to teraz nie pracuje a to mam ;)

 

Ja nie chcę być w niczym najlepszy tylko chciałbym poczuć w czymkolwiek sens.

 

wysłowiona, z tym tekstem zupełnie się nie zgadzam. Najpierw jest motywacja, potem działanie. Nigdy nie jest odwrotnie i co więcej nie da się tak. Spróbuj zrobić coś bez motywacji, chociażby wychodzić codziennie na spacer w to samo miejsce. Najpierw jest wewnętrzny cel, czyli to kółko w którym są rzeczy, na których mi zależy. Z tego może urodzić się coś większego ale musi być cel, np pieniądze czy coś innego. A z pasją to jest tak, że np w dzieciństwie bardzo lubiłem grać w piłkę i to stało się wtedy moją pasją. Samoczynnie. I teraz poczułem to i wiem, że sensowna pasja musi wychodzić z serca a konkretniej z tego kółka, w którym są wsadzone wszystkie rzeczy, na których nam zależy. I pytanie jak coś tam wsadzić. Na pewno nie działając bo do działania potrzebne jest właśnie to żeby to było tam wsadzone.

 

Wybieram sobie dziedzinę, w której chcę coś robić i mogę wtedy najwyżej zostać solidnym rzemieślnikiem, ci którzy mają to w sercu mają tę iskrę bożą. Słychac to po ich muzyce, widać po ich poezji czy tekstach. Widać to po piłkarzach. Niektórzy uwielbiają grać w piłkę a poza tym całe życie imprezują, inni są profesjonalistami, prowadzą sie sportowo i dzięki temu są solidnymi średniakami, którzy niekoniecznie sa tym pochłonięci i po karierze chętnie zajmą się np wędkowaniem albo ekonomią. Przynajmniej mieli motywację żeby zarobić pieniądze, a co jak nawet tej motywacji nie ma? Mam czekać na koniec oszczędności, trudną sytuację finansową żeby iść do pracy w wieku 30 lat? Wtedy zahaczę najwyżej o jakieś rzemieślnictwo, nadal bez pasji i sensu życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nigdy nie jest odwrotnie i co więcej nie da się tak.

 

Matematyka- dziewczyna na lekcji w ławce ze mną nie cierpi matematyki. Ale jest porządną uczennicą, więc robi zadania domowe. Pewnego dnia przychodzi i mówi, że siedziała nad tym kilka godzin i w końcu zaczęła rozumieć. Cała podekscytowana, zgłasza się do tablicy. Nie trudno sobie to wyobrazić i ta sytuacja to przykład z mojego życia ;) Podobnie ja miałam z psychologią. Im bardziej rozumiałam, im więcej czytałam i mogłam na sobie testować różne metody, tym bardziej interesujące mi się wydawało. Ja to zrobiłam, bo nie mogłam spać w nocy z nerwów, strasznie nie lubiłam psychologii, ale się zmusiłam. To jakiegoś rodzaju motywacja, ale oczywiście nie o taką Ci chodzi. Podobnie z moją koleżanką- ona się do tej pracy zmusiła.

 

Mam wrażenie, że przeceniasz "serce". Wielu wybitnych artystów jest nimi, bo rodzice mieli wykształcenie w tę właśnie stronę i pokazali im całe piękno dziedziny, którą się zajmują. Nie dlatego, że mieli coś w sercu. Po prostu mieli okazję to pokochać. Popytaj znajomych ilu z nich wybrało jakąś dziedzinę tylko dlatego, że nauczyciel w liceum z tego przedmiotu był bardzo dobry i potrafił ich zainteresować ;)

 

Ale widzę torres, że jesteś bardzo uparty. Tylko Ty nie szukasz motywacji, Ty szukasz olśnienia. I jeśli będziesz na nie czekał bez żadnej aktywności, przykro mi. Nic nie wygląda dobrze "z brzegu".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Spróbuj zrobić coś bez motywacji, chociażby wychodzić codziennie na spacer w to samo miejsce.

Oczywiście, że jest to możliwe. Sprzedaje się nam strasznie dużo mitów ( szczególnie w dziedzinie NLP) że najważniejsza w dążeniu do celu jest motywacja. Można się z tym zgodzić w pewnym sensie, ale ona jest tylko jednym z elementów. Najważniejsze na dalszym etapie są nawyki i to one pozwalają ci codziennie pójść na spacer nawet, wtedy gdy ci się nie chce, bo zachowanie się automatyzuje. Mózg po prostu nie lubi zbyt często podejmować wyborów, bo to go kosztuje trochę energii i woli zdecydowanie wybierać gotowy, zautomatyzowany schemat. Są dni kiedy motywacja jest i wtedy wszystko robisz chętnie. Są też dni kiedy jej nie ma i wtedy działasz nawykowo. Tak czy siak działasz. Motywacja jest tylko tym co daje ci siłę do startu i nadaje dalej sens temu co robisz, ale nie można wszystkiego na niej opierać.

Bo co jak wyznaczę cel, on będzie sztuczny i osiągnięcie go nie da mi przyjemności.

Takie gdybanie. Trochę jakbyś przed oglądaniem jakiejś komedii zastanawiał się " Co jak włączę ten film, okaże się on nieśmieszny i będę miał poczucie straconego czasu " . Dopóki nie zrobisz, to się nie przekonasz.

Mam wrażenie, że przeceniasz "serce". Wielu wybitnych artystów jest nimi, bo rodzice mieli wykształcenie w tę właśnie stronę i pokazali im całe piękno dziedziny, którą się zajmują.

Zgadzam się z tym.

Swoją drogą, kiedyś Anthony Hopkins powiedział, że jako 19 letni chłopak,nie miał żadnych zainteresowań, kompletnie nie wiedział co chce robić w życiu. Pewnego dnia wybrał się na jakieś przedstawienie, bo go kolega wyciągnął i wtedy już wiedział, co chce robić w życiu. Czasem przypadki decydują, ale dumając nigdy na nie, nie natrafisz. Czasem trzeba się wrzucić w wir wydarzeń i robić byle co i chodzić byle gdzie, nie wiadomo gdzie trafisz, ale lepsze to niż ciągłe analizowanie, które też jest przydatne, ale nie w nadmiarze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawe, ja np byłem dobry z matematyki ale jej nie lubiłem. Ogólnie tak było z całą szkołą. Czekałem tylko na koniec lekcji żeby iść na boisko.

 

A żeby móc się do czegoś zmusić trzeba mieć początkową motywację. Są 2 rodzaje motywacji - od i do. Motywacja od ogólnie jest tą gorszą, a Ty to teraz proponujesz. Hmm na mnie ten rodzaj motywacji działał żebym wykonał zadanie ale nigdy nic mnie na tej zasadzie nie zainteresowało. Szukam motywacji "do". Zacząć coś robić jako motywacja negatywna przed skutkami nicnierobienia nie rozwiązuje problemu, o którym piszę. Chciałbym czegoś co nada sens a nie bezsensownych działań w ucieczce przed cierpieniem związanym z biedą i tym, że się nie utrzymam.

 

I nie przeceniam serca. Talent bierze się własnie z tego, że serce komponuje się z tym czego ktoś się nauczył. Ci, którzy tego nie mają mogę mieć duże osiągnięcia w różnych dziedzinach ale artystami nie będą. Nadal nie mają pasji, są rzemieślnikami. Można w ten sposób nawet dorobić się fortuny ale wtedy motywacją są pieniądze więc nadal nie bierze się to z niczego i jedynie z działania.

 

Tomcio Nerwica, co do nawyków to możesz je kontrolować. Ja w zasadzie nie mam takich odruchów gdzie mózg się wyłącza. Może też brak tego automatyzmu powoduje dodatkowe problemy ale z tym nic nie zrobię. Nie mam automatyzmu, wszystko musi być przemyslane.

 

Takie gdybanie. Trochę jakbyś przed oglądaniem jakiejś komedii zastanawiał się " Co jak włączę ten film, okaże się on nieśmieszny i będę miał poczucie straconego czasu " . Dopóki nie zrobisz, to się nie przekonasz.

 

Ale co konkretnie miałbym zrobić żeby się przekonać?

 

Swoją drogą, kiedyś Anthony Hopkins powiedział, że jako 19 letni chłopak,nie miał żadnych zainteresowań, kompletnie nie wiedział co chce robić w życiu. Pewnego dnia wybrał się na jakieś przedstawienie, bo go kolega wyciągnął i wtedy już wiedział, co chce robić w życiu.

 

No właśnie i o tym mówię, że tak to jest naturalnie. Pytam w wątku jak to zrobić sztucznie. Naturalnie jest tak, że to samo przychodzi i nagle coś się komuś spodoba. Co z ludźmi, którzy tego nie mają? Bez sensu radzić im żeby działali skoro nawet nie mają obranego kierunku ponieważ nie mają w nim motywacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie i o tym mówię, że tak to jest naturalnie. Pytam w wątku jak to zrobić sztucznie. Naturalnie jest tak, że to samo przychodzi i nagle coś się komuś spodoba. Co z ludźmi, którzy tego nie mają? Bez sensu radzić im żeby działali skoro nawet nie mają obranego kierunku ponieważ nie mają w nim motywacji.

 

To nie było naturalne. On odkrywał świat, miał kontakt z wybitnym i ludźmi. Jakby poszedł na słabą sztukę mógłby nie być aktorem, a zostać wędkarzem, bo w następny weekend pojechałby z kimś niesamowitym na ryby w fantastyczne miejsce i złowił coś dużego. Aktorstwo nie było mu przeznaczone. On po prostu miał szczęście, że będąc aktywnym natrafił na tak dobry kawałek sztuki. I inna sprawa- taka inspiracja nie zdarza się wszystkim i nie zdarza się często. Większość ludzi idzie do danych szkół, bo gdzieś muszą iść, a że potem kochają swoją pracę-to kwestia doświadczenia, zaangażowania i przede wszystkim wiedzy. I to też pokazują badania- ludzie widzą coraz większy sens w swojej pracy, im dłużej pracują, im więcej kontroli dostają.

 

Ciekawe, ja np byłem dobry z matematyki ale jej nie lubiłem. Ogólnie tak było z całą szkołą. Czekałem tylko na koniec lekcji żeby iść na boisko.

 

Możesz podać tysiąc przykładów dzieciaków, które tak nie miały, ale i tak- mówiłeś, że to niemożliwe i pokazałam Ci, że możliwe.

 

I nie przeceniam serca. Talent bierze się własnie z tego, że serce komponuje się z tym czego ktoś się nauczył. Ci, którzy tego nie mają mogę mieć duże osiągnięcia w różnych dziedzinach ale artystami nie będą. Nadal nie mają pasji, są rzemieślnikami.

 

Wyobraź sobie, że programista/malarz/lekarz są naprawdę świetni w swojej pracy, kochają ją i widzą w niej wielki sens, ale poszli do szkół tylko dlatego, że rodzice tak chcieli i na początku mieli całkiem inne plany. Tylko lekarz ratował życie i odkrył, że to jest fantastyczne. Malarz inspirował ludzi, miał z tego mnóstwo satysfakcji. I w końcu programista- dużo zarabiał, wstawał codziennie o 6 i siadał do kodu z poczuciem kontroli, spełnienia i pełnej niezależności. Naprawdę myślisz, że oni nie mają pasji, bo kierowali się motywacją "od" na początku? Nie rodzisz się z magicznym przypisaniem do zawodu, tak samo jak nie ma na świecie Twojej idealnej drugiej połówki. Musisz dać szansę dziedzinie, żeby Cię zainteresowała.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

 

Swoją drogą, kiedyś Anthony Hopkins powiedział, że jako 19 letni chłopak,nie miał żadnych zainteresowań, kompletnie nie wiedział co chce robić w życiu. Pewnego dnia wybrał się na jakieś przedstawienie, bo go kolega wyciągnął i wtedy już wiedział, co chce robić w życiu.

 

No właśnie i o tym mówię, że tak to jest naturalnie. Pytam w wątku jak to zrobić sztucznie. Naturalnie jest tak, że to samo przychodzi i nagle coś się komuś spodoba. Co z ludźmi, którzy tego nie mają? Bez sensu radzić im żeby działali skoro nawet nie mają obranego kierunku ponieważ nie mają w nim motywacji.

 

Tylko właśnie o tym mówi ci wysłowiona...Przecież ten hopkins nie miał motywacji zostania aktorem, a zdobył ją po obejrzeniu tej sztuki. Wcześniej jej nie miał...Więc jak chcesz robić to "sztucznie" to wysłowiona proponuje żebyś szukał...skąd możesz wiedzieć że "tego" nie masz? Może masz a tylko musisz dac sobie szansę toodkryć, właśnie tak jak niespodziewanie odkrył to ten Hopkins

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wysłowiona, to co piszesz jest tak abstrakcyjne, że aż dziwię się, że ktoś tak serio myśli ;) Ja nie piszę, że coś jest komuś przeznaczone tylko, że zainteresowanie czymś przychodzi automatycznie. Albo się coś spodoba albo nie. Robienie czegoś nie sprawia, że się to zaczyna lubić. Wiele osób nienawidzi swojej pracy, wiele z nich ma ją ciężką, trudną i są w niej dobrzy ale tego nienawidzą. Wiele osób ma obojętny stosunek do pracy i traktuje ją jako coś niezbędnego co przyniesie pieniądze. Zdecydowana większość ludzi (ciężko o badania na ten temat ale strzelam, że 99%) nie lubi swojej pracy, ludzie często nie mają też żadnej pasji po pracy. Przeciętny człowiek żyje z dnia na dzień a ich marzenia ograniczają się do pieniędzy, spokojnego bytu, spokoju od pracy w ogóle, miłości. Rzadko ktoś ma pasję, którą jest pochłonięty a jeszcze rzadziej dla kogoś ta pasja jest jego pracą. To co Ty piszesz miałoby sens gdyby każdy człowiek był zadowolony z tego co robi, przynajmniej na jakichś trudniejszych stanowiskach ale tak nie jest.

 

Można niespodziewanie odkryć w sobie jakąś pasję ale to się zbyt rzadko zdarza żeby na to czekać. Nie każdy jest Hopkinsem dlatego szukam metody żeby samemu zaszczepić w sobie pasję do czegoś.

Poza tym chodzi mi o też o inne sprawy np zdejmowanie ważności z różnych kwestii jak np miłość. Myślę, że to bardzo możliwe, że pasja sama by u mnie powstała gdyby zeszła ważność z miłości. W tym momencie właśnie to mnie blokuje, że miłość uważam za jedyną ważną kwestię a nigdy jej nie zaznam więc pozostają mi same nieważne rzeczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jestem człowiekiem, który nigdy nie myślał aż tak poważnie o miłości. O wiele częściej brakuje mi jakiejś pasji. Niestety wszystko robię automatycznie i o pasję mi trudno. Wiem, że jak człowiek się postara to czasem jest szansa łączyć pasję z pracą i jeśli jest możliwość to czemu nie próbować. Bardziej się na tym skupiam. Niestety nie wychodzi, na tyle jestem zmęczony, plus chyba nie mam talentu do uczenia się, że czas leci bezproduktywnie. Ciekawi mnie życie człowieka, który miłość ceni wysoko, pewnie to po jednych pieniądzach być nieszczęśliwym z braku miłości, a być nieszczęśliwym z braku pasji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

torres. A jakie ty masz zaburzenia? Bo jak ty chcesz "zdjąć" ważność z miłości, żeby ją przekierować na coś innego...to mi przychodzi do głowy coś innego niż "zarzuty"wysłowionej że przeceniasz serce...Ty chyba zupełnie nie masz z nim kontaktu.

 

Jeśli istniała by metoda na zaszczepienie w sobie pasji to myślę że wszyscy by ją wprowadzali w swoje życie...No niestety nie każdemu jest pisane robienie filmów o hobbitach, które sie uwielbia tak jak P.Jackson....Szukanie "sztucznego" sposobu na zdejmowanie ważności,przenoszenie na inne obiekty kojarzy mi sie z myśleniem ala-schizo...Nie da sie wejść do swojej głowy i zacząć nią zarządzać jak policjant ruchem.to nie są klocki które można tak sobie siłą świadomego umysłu przestawiać. Nie da sie zrobić operacji na czystej psychice ....Myślę że nic ponad próby jakie proponuje wysłowiona sie nie wymyśli. Choć trzeba chyba zrobić założenie że te kwestie z matmą to raczej dotyczą ludzi w miarę zdrowych emocjonalnie. Bo ludzie mogą mieć przeróżne spojrzenie na świat...Torres. A co z NLP? Może można by po prostu obserwować kogoś z pasją i sie tego nauczyć?...

 

Poza tym wysłowiona nie mówi żejak zaczniesz coś robić to to polubisz. Ona sugeruje że 99% rzeczy pewnie nie polubisz...ale może znajdzie sie ten1% który będzie tym czymś. Czego nie możesz zrozumieć. Ona sugeruje tylko szukanie...może to zły pomysł. Ale jednak ma jakiś sens...najpierw jest ogólna aktywność, ciekawość, potencja...i z tego może sie urodzić pasja, albo zadowolenie.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

monk.2000, ja jestem nieszczęśliwy z tych dwóch powodów właśnie. Tzn bardziej z braku miłości bo mam przeczucie, że brak pasji bym ogarnął gdyby nie to. Po prostu wiem, że musi istnieć jakieś rozwiązanie tego problemu.

 

zujzuj, zaburzenia teoretycznie tylko nerwica natręctw, depresja (z tym sobie w sumie sam poradziłem) więc obecnie tylko ta nerwica. Dlaczego uważasz, że nie mam kontaktu z sercem? Właśnie mam i muszę go ograniczyć a bardziej skupić się na innych rzeczach, które są realne. Po co mam cierpieć z braku miłości skoro mogę obrócić miłość w coś na czym mi nie będzie zależało? Skoro nie da się czegoś mieć to trzeba zrobić tak żeby przestało mi na tym zależeć bo inaczej nie mam szansy nawet na przeciętne życie a co dopiero mówić o szczęściu.

 

Pytasz o NLP - właśnie to o czym piszę jest brakującym mi ogniwem w tym wszystkim. Tam są narzędzia do skutecznej zmiany a mi brakuje motywacji do zmiany. Można modelować kogoś szczęśliwego to będzie się sprawiać wrażenie osoby szczęśliwej a mi chodzi o ten wewnętrzny stan. Szczęście jest stanem naturalnym, to nic ponad to co czlowiek ma. Jedynie ludziom wiele rzeczy w szczęściu przeszkadza - niezaspokojone potrzeby, pragnienia, marzenia. Trzeba usuwać co przeszkadza zamiast dodawać. To tak jakbyś miał bułke z zepsutym serem i zamiast wyrzucić zepsuty ser dodawałbyś ketchup, szynkę, sałatę żeby była lepsza.

 

A co do szukania - jak, gdzie i czego szukać? Nie będę przecież po kolei próbował wszystkich czynności, które teraz uważam za bezsensowne i i tak się do nich nie zmuszę. Tu trzeba zmienić coś tak żeby samo się chciało.

 

marimorena, nie oczekuję cudu tylko znalezienia jakiegoś pomysłu, który pozwoli zmienić to o czym piszę. To jak z samochodem bez paliwa - dostaję rady to jedź a paliwo się pojawi. Niestety to tak nie działa, najpierw trzeba zatankować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam po prostu wrażenie że wszedzie jest przerost myślenia,analizowania...

 

Lubisz piłkę. To czemu nie starać sie został statystykiem, skautem, analitykiem itd...itp...Na jednego P.Jacksona składają sie pewnie miliony takich jak on pasjonatów, którzy jednak siedzą w biurze którego nie cierpią. Ale może jakiś promil z nich jednak realizuje swoją pasję w inny sposób...Ty jednak porzucasz to czym sie interesujesz bo nie ma w tym sensu :shock: ...Nie transformujesz nie szukasz zmiany, szans...tylko czysto dywagujesz i uprawiasz jakąś filozofię...przecież nie chodzi o to żeby zostac śmieciarzem, malarzem, stolarzem itd...i sobie sprawdzać. Tylko w te działania wkładać swoje serce i subiektywne odczucia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×