Skocz do zawartości
Nerwica.com

Udało mi się wyrwać z nerwicy


schell

Rekomendowane odpowiedzi

Długo się wahałem, czy cokolwiek tutaj napisać.

Jestem zarejestrowany od długiego czasu, ale nigdy nie napisałem ani jednego posta.

 

Kiedy sześć lat temu byłem w złym stanie, bardzo szukałem jakiejś iskierki nadziei, szukałem relacji osób, które wyzdrowiały, a było ich tak niewiele...

Dla mnie te przeżycia były tak okropne, że nie chciałem do tego wracać i wolałem zapomnieć.

Myślę, że jest to powód, dla którego Ale to tez jest powód, dla którego tak mało osób pojawia się tutaj po znaczącej poprawie.

 

Może to, co napiszę, będzie dla Was impulsem do walki.

 

Zacznę od początku.

Mam 42 lata i nerwice miałem od zawsze.

W szkole podstawowej miałem moczenie nocne,, w szkole średniej pojawiły się bardzo silne bóle brzucha.

Właściwie całe życie "coś mi było", coś mnie bolało. Ale z bólem dało się żyć i właściwie nie za bardzo mi to przeszkadzało.

Wtedy jednak nie odczuwałem niepokoju i wszystkich tych przypadłości, które tutaj wiele osób szeroko opisuje.

 

"Prawdziwa" nerwica dorwała mnie na początku 2008 roku.

Początek był straszny: obudziłem się w nocy i myślałem, że umieram na serce. Oczywiście wylądowałem na pogotowiu.

 

Przez pierwsze miesiące natężenie lęku było tak gigantyczne, że nie wychodziłem z łóżka. Nie byłem w stanie zrobić czegokolwiek, pość do łazienki, nawet skupić się na oglądaniu telewizji. Oczywiście ciągle lądowałem w pogotowiu, miałem zrobione wszystkie badania. Co oczywiste, fizycznie byłem zdrowy.

Przez pierwsze miesiące doświadczyłem chyba wszystkich objawów nerwicy: gigantyczny lęk przez cały czas z dodatkowymi zaostrzeniami, zawroty głowy, nie mogłem nic jeść (schudłem prawie 20 kg), drętwienia, szalejący puls, potworne duszności, prawie całkowita bezsenność, wymieniać można by długo.

 

Wtedy zalogowałem się na ten portal.

Dosyć szybko zdałem sobie sprawę, że to nerwica lękowa.

Nie miałem natomiast depresji. Wiem, ze te jednostki chorobowe przenikają się nawzajem, ale ja nawet w najgorszym okresie w teście Beck'a miałem tylko kilkanaście punktów.

 

Po przeczytaniu wielu, bardzo wielu tematów doszedłem do wniosku, że może mi pomóc psychoterapia.

Jednocześnie dostałem się do psychiatry (niech ją piekło pochłonie), która na dzień dobry zaordynowała mi Seroxat. Nic mi nie powiedziała o tym, że w pierwszej fazie zaostrza objawy... Wtedy nic nie wiedziałem o leczeniu lekami. Natężenie objawów wzrosło do tego stopnia, że pojawiły się myśli samobójcze, byle tylko przerwać ten stan... Trafiłem na izbę przyjęć na Sobieskiego. Tam jakaś sensowna lekarka kazała mi przerwać Seroxat i dała mi jedna tabletkę benzodiazepiny, chyba Afobam.

To był chyba punkt przełomowy, przynajmniej w moim odczuciu W ciągu kilkudziesięciu minut nastąpiła "poprawa" i uwierzyłem, że coś może mi pomóc.Tylko proszę nie myśleć, że zacząłem regularnie przyjmować benzo. Nerwicy NIE LECZY się benzodiazepinami. One uzależniają i koniec!

 

W każdym razie jak napisałem wyżej, powziąłem decyzję o psychoterapii.

Mam to szczęście, że mieszkam w Warszawie. Dosyć szybko udało mi się dostać na psychoterapię grupową na ul. Dolną. Tam dostałem się do grupy intensywnej. Zajęcia odbywały się codziennie, po kilka godzin, przez około 3,5 miesiąca.

 

Nie będę szeroko opisywał, jakie problemy omawiałem na psychoterapii, każdy ma inne.

.

Psychoterapia bardzo mi pomogła. Pomogła mi zapanować nad życiem, dokonać w nim radykalnych zmian.

Było to trudne przeżycie, dla wielu okazała się nie do przejścia, zaczynało nas chyba 10 w grupie, skończyło 6 osób.

Musiałem zdać sobie sprawę z wielu rzeczy, których nie za bardzo chciałem przyjąć do wiadomości.

 

Według mnie psychoterapia grupowa ma ogromna przewagę nad psychoterapią indywidualną. Chodziłem też na indywidualną, więc mam porównanie.

W przypadku psychoterapii indywidualnej mówimy to, co chcemy, oczywiście psychoterapeuta próbuje nas nakierować na odpowiednie tory myślenia, ale nie może nas zmusić do powiedzenia wszystkiego. W przypadku psychoterapii indywidualnej, jeśli z różnych powodów nie chcemy powiedzieć o jakimś problemie, to nie powiemy. W grupie po początkowym okresie nieśmiałości jesteśmy zachęceni szczerością innych do swobodniejszego artykułowania swoich problemów.

W terapii indywidualnej terapeuta nie ma prawa nas oceniać. W grupie reszta grupy nie ma specjalnych zahamowań i dosyć szybko dowiadujemy się niewygodnej prawdy o sobie ;) Oczywiście psychoterapeuci moderują dyskusję i nie pozwalają na nieuzasadnione ataki personalne jednych pacjentów przeciw drugim.

 

 

Teraz uwaga do wielu osób, które żalą się, jak jest im źle, a mówią, że na psychoterapie nie pójdą, bo...

Jeśli nie chcecie poczynić tego kroku, to niewiele zdziałacie. Widocznie jest Wam w jakiś sposób wygodnie z Waszą nerwicą.

Przy takich cierpieniach, jakie nosiłem, psychoterapia wydaje mi się z perspektywy czasu najlepszymi wakacjami ;)))

 

Teraz ocena poprawy po psychoterapii: mnie terapia bardzo pomogła w tym sensie, że bardzo się zmieniłem, rozwiązałem wiele problemów, udało mi się zakończyć toksyczny związek, jestem w nowym związku, rozkręciłem swój biznes i się sam utrzymuję.

 

Jednak psychoterapia nie złagodziła objawów, lęku. One sporo zmalały już przed rozpoczęciem psychoterapii i po jej zakończeniu zmalały w nieznacznym stopniu.

Na czoło wysunęła się potworna bezsenność, nie spałem prawie dwa lata i powoli zamieniałem się w zombie.

 

Zgodnie z zaleceniami poszedłem na dalszą psychoterapię, tym razem indywidualną. O wyższości grupowej już napisałem.

Niestety, po prawie roku przerwałem dalsza psychoterapię, w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że zacząłem manipulować terapeutką i nie posuwam się naprzód.

 

Równocześnie z zakończeniem psychoterapii grupowej rozpocząłem farmakoterapię. Najpierw dosyć nietypowo Ketrelem. Bardzo mnie wyciszył, przywrócił sen. Jednak stopniowo stawał się coraz bardziej nieskuteczny, po jakimś czasie już nie działał. Objawy wróciły - chociaż nie w tak dużym natężeniu jak wcześniej - i nadal męczyła mnie gigantyczna bezsenność.

Później brałem przez jakiś czas Trittico, chyba kilka miesięcy.

Po zakończeniu brania Trittico znowu męczyłem się z bezsennością.

 

Udało mi się zapisać na terapie snu, prowadzoną przez szpital na Nowowiejskiej.

Tym razem była to terapia behawioralna. Przyniosła znakomite wyniki. Po sześciu tygodniach nauczyłem się od nowa spać, chociaż wymagało to sporo wysiłku.

Obecnie wygląda to tak, że śpię bez najmniejszego problemu po 7 godzin, jestem absolutnie wyspany, nie mam problemów z zasypianiem, ani tym bardziej z budzeniem się w nocy. Jak czasami nie mogę zasnąć, to biorę pół tabletki Imovane. Ale zaznaczam, że zdarza się to bardzo rzadko, zużyłem jedno opakowanie Imovane przez półtora roku.

 

Równocześnie trafiłem do psychiatry nadzorującego powyższą terapię. Od niego dostałem citaloprolanum (ja brałem Citabax).

Pierwszy raz brałem go przez pół roku, objawy zniknęły w 100%.

Niestety po zaprzestaniu przyjmowania Citabaxu po około pół roku objawy powróciły, chociaż w mniejszym natężeniu, ale na plus muszę przyznać, że nie wróciła bezsenność.

Był to jednak bardzo nerwowy okres, rozkręcałem biznes, rozstawałem się z żoną, poznałem nową partnerkę.

 

Po upływie kolejnych miesięcy wróciłem do Citabaxu, tym razem brałem go ponad rok. Znowu objawy cofnęły się, jednak w związku z rozwojem mojego nowego związku zaczęły mi przeszkadzać skutki uboczne w postaci spadku libido i problemów z erekcją.

 

Po kolejnym przerwaniu przyjmowania Citabaxu objawy już nie wróciły, a jednocześnie po kilku miesiącach powróciło normalne libido.

 

W obecnej chwili nie biorę żadnych leków od około dwóch lat.

Nastąpiła redukcja objawów o 95-100%. Te 5% to pojawiający się czasami lekki niepokój, który jednak nie ma jakiegokolwiek wpływu na codzienne życie.

Nerwica nie wróciła nawet wtedy, kiedy bardzo poważnie się rozchorowałem - tym razem nie była to choroba urojona - i leżałem długi czas w szpitalu. Byłem podejrzewany o guz trzustki, później chcieli mi przeszczepiać wątrobę ;) Na szczęście wszystko wróciło do normy. Okazało się, że mam wadę genetyczną, ale to inna historia.

 

 

Reasumując:

wydaje mi się, że w moim przypadku kluczem do sukcesu była zarówno psychoterapia, jak i farmakoterapia.

Wróciłem do stanu sprzed pojawienia się zaburzeń lękowych, obecnie pozostały tylko dolegliwości bólowe, do których jestem jednak przyzwyczajony, poza tym pracuję nad tym ;)

Uważam, że sama farmakoterapia jak i sama psychoterapia nie przyniosłaby takich efektów.

Psychoterapia pomogła mi zacząć życie od nowa. Leki wyciszyły. Jestem przekonany, że gdybym tylko leczył się farmakologicznie, leki działaby tak długo, jak bym je brał.

Tylko zmiana w życiu - w moim przypadku ogromna - pozwoliła mi wyrwać się ze splotu "niemożliwości".

 

Nie wątpię, że zostało przede mną wiele do zrobienia. Będę starał się pracować nad sobą do końca życia.

Wiem też, że kiedyś nerwica może wrócić. Ale już się tego nie boję. Wiem, jak ja leczyć.

 

Jeśli komuś dałem iskierkę nadziei, to... ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też przeczytałem całe, optymistyczny opis. Ja mam inną diagnozę, dlatego nie stawiam na wyleczenie objawów, uczę się z nimi żyć. To i tak duży krok naprzód. Jako człowiek z diagnozą schizofrenii patrzę trochę krzywym okiem na nerwicowców, może to zazdrość, a może dezinformacja. Nie wiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość pysiunia

schell, dziękuję za optymistyczny, dodający nadziei dla osób z nerwicą. Miło czyta się takie wątki :)

 

Ja mam długi "staż" z nerwicą lękową. Już nawet przez 8 lat wydawało mi się, że ją pokonałam.

Niestety, po długotrwałym stresie pojawiła się znowu - "uwięziła" mnie w czterech ścianach, odebrała mi radość życia.

 

Tym razem nie czekałam długo. Poszłam do psychiatry po lekarstwo.

Zapisałam się na terapię poznawczo-behawioralną, która pomogła mi zrozumieć lęk i wychodzić na zewnątrz.

 

Mimo tego, że czułam się już znacznie lepiej - zapisałam się na terapię psychodynamiczną, w której jestem od 5 miesięcy.

Wydaje mi się, że ta terapia to jedyna droga, by zrozumieć lęk, poznać schematy, które mną rządzą, poznać siebie taką jaka jestem naprawdę /bez masek/, wiedzieć, skąd się biorą emocje, itd.

 

Mam nadzieję, że któregoś dnia umieszczę tutaj równie optymistyczny wpis :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

fajnie ze napisales tego posta, przeczytam go kilka razy. Ale i tak nie wiem co przyczyniło sie do wyzdrowania. Po troche troche terapia troche leki. Moja przygoda z sexoxatem wygladala dokladnie tak samo...

 

Ja też tego nie wiem. Może to mix czynników.

Może to szybka reakcja na pojawienie się zaburzeń lękowych - po kilku miesiącach byłem już na psychoterapii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×