Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy terapia par może pomóc w takiej sytuacji?


Rekomendowane odpowiedzi

Proszę Was o pomoc, bo już sama nie wiem co robić. Nie radzę sobie z emocjami, które wywołuje we mnie mój chłopak. Mieszkamy razem rok, na początku było ok, ale po kilku miesiącach zaczęliśmy się kłócić. W zasadzie to raczej ja się z nim kłócę, bo on praktycznie zawsze zachowuje swój zimny spokój, który ja odbieram jako obojętność lub brak empatii. Powody kłótni są różne. Nie zgadzamy się w wielu kwestiach, np. odnośnie obowiązków domowych (mój chłopak zawsze robi z siebie ofiarę, twierdzi że on nie umie, nie ma czasu itd.).

W ubiegłym roku znalazłam się w szpitalu, bo nałykałam się tabletek przeciwbólowych. Powód? Przyjechali jego rodzice. W pokoju byłam ja, mój chłopak i jego ojciec. W pewnym momencie mój chłopak poprosił mnie, żebym wyszła. Zamurowało mnie. Zbyłam go jakimś tekstem i kontynuowałam to, co robiłam wcześniej, ale on powtórzył prośbę. Zareagowałam gniewem i złością, bo przecież jak można się tak zachowywać? Do obcej osoby tak się nie mówi, a on przy swoim ojcu mówi mi, żebym wszyszła z pokoju, bo chcą porozmawiać na osobności. Niech sobie sami wyjdą. Emocje opanowały mnie do tego stopnia, że przez resztę dnia byłam wściekła, po wyjeździe jego rodziców płakałam, on był zły że niby zrobiłam aferę przy jego rodzicach i nie rozumiał o co mi chodzi. Przecież tylko chciał przez chwilę porozmawiać ze swoim ojcem... Moje emocje były tak silne, że nałykałam się tabletek. Sama zadzwoniłam na pogotownie, na szczęście nic mi się nie stało. W zasadzie nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego to zrobiłam. Może chciałam żeby wreszcie zrozumiał, że jego zachowanie nie jest w porządku? Może chciałam, żeby go to poruszyło? A może po prostu te emocje były tak silne, że szukałam jakiegokolwiek sposobu aby sobie z nimi poradzić. Nie wiem.

Takich sytuacji było mnóstwo, jednak moja reakcja opisana wyżej była najbardziej drastyczna. Zwykle płaczę w poduszkę, po 20 minutach on przychodzi mnie pocieszyć, załagodzić sprawę, mówi żeby się uspokoiła itd. Zwykle to nie skutkuje, nadal mam do niego żal. Czasem uspokajam się po kilku takich próbach z jego strony.

Mój chłopak jest jedyną osobą, która doprowadza mnie do histerii, płaczu itp. Byłam u psychologa, niedawno poszłam też do psychiatry (zaleciła mi to lekarka po zażyciu tabletek przeciwbólowych). Psychiatra stwierdził, że nie zapisze mi żadnych leków, że powinniśmy wspólnie udać się nie terapię dla par. Nie wiem tylko czy cokolwiek z tego wyniknie, bo mój chłopak twierdzi, że przecież to ja płaczę, łykam leki, histeryzuję. Że on jest normalny. Stwierdził też, że ma "zbyt duże umiejętności na takiego lekarza", co w sumie na początku mnie rozśmieszyło, bo taki z niego psycholog jak ze mnie astronautka, ale z drugiej strony... Czy w ogóle jest sens iść na terapię par, jeśli jedna osoba pójdzie, ale z negatywnym nastawieniem, przekonaniem że to jest jakaś bzdura?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W ubiegłym roku znalazłam się w szpitalu, bo nałykałam się tabletek przeciwbólowych. Powód? Przyjechali jego rodzice. W pokoju byłam ja, mój chłopak i jego ojciec. W pewnym momencie mój chłopak poprosił mnie, żebym wyszła. Zamurowało mnie. Zbyłam go jakimś tekstem i kontynuowałam to, co robiłam wcześniej, ale on powtórzył prośbę. Zareagowałam gniewem i złością, bo przecież jak można się tak zachowywać? Do obcej osoby tak się nie mówi, a on przy swoim ojcu mówi mi, żebym wszyszła z pokoju, bo chcą porozmawiać na osobności. Niech sobie sami wyjdą. Emocje opanowały mnie do tego stopnia, że przez resztę dnia byłam wściekła, po wyjeździe jego rodziców płakałam, on był zły że niby zrobiłam aferę przy jego rodzicach i nie rozumiał o co mi chodzi. Przecież tylko chciał przez chwilę porozmawiać ze swoim ojcem... Moje emocje były tak silne, że nałykałam się tabletek. Sama zadzwoniłam na pogotownie, na szczęście nic mi się nie stało. W zasadzie nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego to zrobiłam. Może chciałam żeby wreszcie zrozumiał, że jego zachowanie nie jest w porządku? Może chciałam, żeby go to poruszyło?

 

:shock::shock::shock:

 

To na pewno pisze 24-latka??? :roll:

Ja sie dziwie, ze on sam nie wyjdzie i nie zatrzasnie drzwi na amen, po Twoich akcjach. Chyba musi Cie kochac...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz z kimś porozmawiać na osobności, to prosisz innych aby wyszli? Wg mnie jest to szczyt bezczelności - jeśli chciał porozmawiać ze swoim ojcem o jakichś prywatnych sprawach, o których ja miałam nie wiedzieć, to powinien sam z nim wyjść lub zrobić to w innym momencie. Pomijam fakt, że tak prośba wcale nie była prośbą. Prośba zakłada dwie możliwości - wykonanie jej i nie wykonanie. W tym momencie odpisywałam na ważną wiadomość dot. pracy, zostałam w pokoju i dalej pisałam. Po chwili mój chłopak powtórzył, żebym wyszła, już z wyraźną irytacją. Jego ojciec również widział, że nie jest to w porządku, szturchnął go i cicho powiedział "Przestań, zachowuj się"

 

-- 09 lut 2014, 22:30 --

 

W ubiegłym roku znalazłam się w szpitalu, bo nałykałam się tabletek przeciwbólowych. Powód? Przyjechali jego rodzice. W pokoju byłam ja, mój chłopak i jego ojciec. W pewnym momencie mój chłopak poprosił mnie, żebym wyszła. Zamurowało mnie. Zbyłam go jakimś tekstem i kontynuowałam to, co robiłam wcześniej, ale on powtórzył prośbę. Zareagowałam gniewem i złością, bo przecież jak można się tak zachowywać? Do obcej osoby tak się nie mówi, a on przy swoim ojcu mówi mi, żebym wszyszła z pokoju, bo chcą porozmawiać na osobności. Niech sobie sami wyjdą. Emocje opanowały mnie do tego stopnia, że przez resztę dnia byłam wściekła, po wyjeździe jego rodziców płakałam, on był zły że niby zrobiłam aferę przy jego rodzicach i nie rozumiał o co mi chodzi. Przecież tylko chciał przez chwilę porozmawiać ze swoim ojcem... Moje emocje były tak silne, że nałykałam się tabletek. Sama zadzwoniłam na pogotownie, na szczęście nic mi się nie stało. W zasadzie nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego to zrobiłam. Może chciałam żeby wreszcie zrozumiał, że jego zachowanie nie jest w porządku? Może chciałam, żeby go to poruszyło?

 

:shock::shock::shock:

 

To na pewno pisze 24-latka??? :roll:

Ja sie dziwie, ze on sam nie wyjdzie i nie zatrzasnie drzwi na amen, po Twoich akcjach. Chyba musi Cie kochac...

 

 

Kokojoko może to co opisałam, wyjęte z kontekstu zabrzmiało, jakbym reagowała histerią na błahą rzecz. Jest to jednak tylko jeden przykład, który może nie obrazuje dokładnie sytuacji.

A jak ocenisz tę historię:

Znoszę do piwnicy elementy szafy, w której wcześniej trzymałam firmowe dokumenty i proszę go o pomoc (są naprawdę ciężkie). A on stwierdza, że to moja praca i dalej siedzi przed komputerem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A jak ocenisz tę historię:

Znoszę do piwnicy elementy szafy, w której wcześniej trzymałam firmowe dokumenty i proszę go o pomoc (są naprawdę ciężkie). A on stwierdza, że to moja praca i dalej siedzi przed komputerem?

 

Ma delikatnie mowiac wyj...ne, ale to jeszcze nie powod, zeby nalykac sie tabletek...

Bez przesady. Jesli umiecie ze soba rozmawiac, dogadacie sie, jesli nie rozstancie sie dla wlasnego spokoju.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A jak ocenisz tę historię:

Znoszę do piwnicy elementy szafy, w której wcześniej trzymałam firmowe dokumenty i proszę go o pomoc (są naprawdę ciężkie). A on stwierdza, że to moja praca i dalej siedzi przed komputerem?

 

Ma delikatnie mowiac wyj...ne, ale to jeszcze nie powod, zeby nalykac sie tabletek...

Bez przesady. Jesli umiecie ze soba rozmawiac, dogadacie sie, jesli nie rozstancie sie dla wlasnego spokoju.

 

 

To nie takie proste. Życie i nie czarno-białe i ta sytuacja też nie. Z jednej strony stara się, kocha, pomaga, a czasem jego zachowanie bardzo mnie rani. Ale najgorsze jest to, że on nigdy nie przyzna że coś zrobił źle. Zawsze twierdzi, że problem jest po mojej stronie. Czasem mam wrażenie, że on naprawdę nie rozumie, że jest człowiekiem pozbawionym empatii i nie wie jakie zachowanie może ludzi ranić, a jakie jest ok.

 

Wiesz rada typu: dogadujcie się, albo się rozstańcie... raczej mi się nie przyda. Gdybym potrafiła sama, bez niczyjej pomocy się z nim dogadać, to dawno bym to zrobiła. Nie chcę się również z nim rozstać, bo po prostu go kocham.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

24-latka, mozecie sprobowac trapii dla par ale przygotuj sie na to ze terapeuta nie bedzie Ci przyklaskiwal i mozesz uslyszec pare przykrych slow o swoim zachowaniu co zapewne nie bedzie Ci pasowac. Jezeli chcesz terapii bedziesz musiala udzwignac konstruktywna krytyke rowniez swojego zachowania. Myslisz ze uda Ci sie namowic chlopaka ? Faceci sa oporni

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz rada typu: dogadujcie się, albo się rozstańcie... raczej mi się nie przyda. Gdybym potrafiła sama, bez niczyjej pomocy się z nim dogadać, to dawno bym to zrobiła. Nie chcę się również z nim rozstać, bo po prostu go kocham.

 

Ale takie jest zycie... Albo sie z kims dogadujesz, jestescie razem, szanujecie sie, albo sie rozstajecie. Jest, tez 3 opcja, zyjecie jak pies z kotem - nie polecam, bo na dluzsza mete psychika nie wytrzyma.

Idzcie na terapie dla par i zobaczycie, czy cos to pomoze...

 

P.S. Dziwne, ze po akcji z tabletkami psychiatra tak lekko do tego podszedl...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14 jestem na to gotowa, wiem że w podobnych sytuacjach powinnam inaczej reagować i że takie zachowanie nie jest normalne. Zresztą do psychiatry również poszłam gotowa na to, że powie mi coś przykrego. O dziwo okazało się, że jest zupełnie odwrotnie. Stwierdził, że nasze nieporozumienia prawdopodobnie wynikają z dużych różnic charakterów i nie potrafimy zrozumieć nawzajem swojego punktu widzenia.

 

To nie jest mój pierwszy chłopak, ale pierwszy raz tak reaguję. Wcześniej też zdarzały mi się głupie fochy itp., ale zawsze miało to mieszczący się w normie przebieg. Teraz często moje emocje są dużo silniejsze i nie potrafię sobie z nimi poradzić. Ale jest tak tylko w stosunku do niego, z innymi ludźmi dogaduję się bez problemu.

 

Pójście na terapię było moim warunkiem dalszego bycia razem. Zgodził się, ale powiedział że nie będzie potrafił być zupełnie szczery przy obcym człowieku.

Ta sytuacja mnie wykańcza psychicznie, po prostu nie mam już na to siły. Nie chcę się z nim rozstać, jest dla mnie bardzo ważny, ale po prostu już nie mam siły.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jeśli chciał porozmawiać ze swoim ojcem o jakichś prywatnych sprawach, o których ja miałam nie wiedzieć, to powinien sam z nim wyjść lub zrobić to w innym momencie.

sugerujesz, że jakby tak się zachował, to nie zareagowałabyś tak emocjonalnie?

bo ja sądzę że zareagowałabyś identycznie :)

wkurzyło Cię nie to, że on zachował się nietaktownie, tylko fakt, że nie chciał byś uczestniczyła w jego rozmowie z ojcem.

wkurzyło Cię to, bo uważasz że powinnaś uczestniczyć w każdej jego rozmowie.

wkurzyło Cię to, bo chciałabyś być przy nim w każdej chwili jego życia.

wkurzyło Cię to, bo świadomie czy podświadomie chciałabyś być z nim zawsze, bo boisz się, że bez niego zginiesz.

 

a zjadłaś leki- żeby go zaszantażować emocjonalnie, postraszyć, że jak on nie będzie robił tego, co TY chcesz i w taki sposób, jak TY sobie tego życzysz, to może gorzko pożałować i przez całe życie mieć Ciebie/Twoje życie na sumieniu.

 

wybacz, że tak dosadnie, ale taka jest przykra prawda.

jesteś od niego uzależniona.

chcesz sobie go podporządkować, a gdy on umyka Twoim wyobrażeniom o idealnym związku, Ty chcesz ustawić go we właściwe (wg Ciebie miejsce).

 

moim zdaniem masz problem z uzależnieniem od miłości. nie wiem z czego on wynika, może wyniosłaś jakieś schematy z domu rodzinnego, może nie czułaś się dowartościowana w dzieciństwie właśnie, może Twój ojciec był chłodny emocjonalnie.

 

i masz rację, to jest do przepracowania na terapii. ale wydaje mi się, że na indywidualnej, na którą Ty sama najpierw będziesz chodzić. sęk tkwi w tym, że masz nieprawidłowe wyobrażenia o miłości i związkach. i żebyś mogła się lepiej poczuć (także sama ze sobą)- musisz się ich pozbyć/ zmienić. już nawet nie chodzi o aktualny związek, ale o każdy potencjalny. zrób to dla siebie.

 

życzę powodzenia, ściskam mocno kciuki za Ciebie, trzymaj się ciepło ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

socorro, dziękuję za Twoją odpowiedź. Myślę że jest dużo prawdy w tym, co napisałaś.

 

Co prawda każda chwila życia to może za dużo i nie boję się, że bez niego zginę (chyba że jakoś podświadomie, nie zdając sobie z tego sprawy), ale boli mnie to, że ma przede mną tajemnice. Oczywiście, że nie opowiada się o wszystkim tej drugiej osobie, ale przyjajmniej nie powinno się robić tego tak wprost. Tak sądzę. Nie wyobrażam sobie, żebym ja tak zrobiła.

 

Jeśli chodzi o leki - nie wiem dlaczego to zrobiłam. Ale nie chciałam mu o tym powiedzieć, próbowałam to ukryć. Było mi wstyd, że to zrobiłam. Nie potrafię zaprzeczyć, że gdzieś w mojej głowie pojawiła się chęć zaszantażowania go emocjonalnie, ale jeśli tak, to dlaczego to ukrywałam?

 

Cóż, moje dzieciństwo pozostawiało wiele do życzenia, rzeczywiście ojciec potrafił wyrażać tylko kilka emocji - złość, gniew, niezadowolenie, nienawiść i znęcał się psychicznie i fizycznie nad moją matką.

 

Uzależniona od miłości...?

 

Poczułam się teraz kompletnie bezsilna. Nie wiem co ze sobą zrobić. Chodziłam już do psychologa, rozmawiałam. Pani psycholog również stwierdziła, że mamy po prostu różne potrzeby itp.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

24-latka,

Chodziłam już do psychologa, rozmawiałam.

chodziłaś na terapię?

Oczywiście, że nie opowiada się o wszystkim tej drugiej osobie, ale przyjajmniej nie powinno się robić tego tak wprost.

lepiej kłamać, że mówi się sobie wszystko i tworzyć taką chorą iluzję,

niż być szczerym ze sobą i mieć świadomość tego, że naturalnie pewne rzeczy zachowujemy tylko dla siebie?

Nie potrafię zaprzeczyć, że gdzieś w mojej głowie pojawiła się chęć zaszantażowania go emocjonalnie, ale jeśli tak, to dlaczego to ukrywałam?

a jak chciałaś to ukryć? przecież mieszkacie razem

tak jak sama napisałaś- było Ci wstyd przed samą sobą. nie potrafiłaś sobie poradzić z emocjami, więc łyknęłaś tabletki i tak okazałaś swoją słabość. wstydziłaś się, że musisz aż tak się upokorzyć, żeby zwrócić na siebie uwagę faceta- bo po to to zrobiłaś. coś,co miało w efekcie podbudować Twoje niskie poczucie wartości (to, że być może on będzie walczył, że zobaczy jaki był 'głupi', to że martwi się o Ciebie) spowodowało jeszcze jego spadek. chciałaś pokazać, że potrafisz targnąć się na swoje życie tylko dlatego, że dostajesz za mało troski od swojego faceta. i dopiero później zdałaś sobie sprawę jak poniżająca jest ta sytuacja.

Poczułam się teraz kompletnie bezsilna. Nie wiem co ze sobą zrobić.

to co Ci napisałam nie jest żadną diagnozą, to jest po prostu moja opinia.

wydaje mi się, że uzależnienie od faceta, czy od miłości w ogóle, to jest wierzchołek góry lodowej. z tego co piszesz jesteś z rodziny dysfunkcyjnej, z rodziny, w której była przemoc, nienawiść, a w której nie było miłości. jest tu dział na forum DDA/DDD- możesz tam sobie zajrzeć i poczytać więcej na ten temat. kolejna rzecz, która może wiązać się z przykrym dzieciństwem- a z którą wydaje mi się że masz problem, jest samoocena. masz bardzo niskie poczucie własnej wartości. nie masz wsparcia w sobie- szukasz go na zewnątrz. oczekujesz od mężczyzny że da Ci bezwarunkową miłość, ciepło, troskę, których nie otrzymałaś w dzieciństwie,a przy okazji podholuje Cię do dorosłości, będzie zawsze trzymał za rękę i powie Ci ciepłe słowo albo wyręczy Cię, gdy już opadniesz z sił. czyli będzie kochankiem, przyjacielem i ojcem w jednym. ważne osoby w dzieciństwie nie zaspokoiły Twoich potrzeb emocjonalnych, więc teraz rozpaczliwie próbujesz sama sobie z tym poradzić. no i jesteś przeokrutnie labilna emocjonalnie, działasz bardzo impulsywnie.

 

to wszystko są jakieś poszlaki, najlepsze co możesz zrobić w Twojej sytuacji - to wybadać sprawę i zapisać się na terapię. żeby móc odkryć, co tam w Tobie siedzi, żeby nieznane stało się znane- bo nad tym można już pracować. zrób to wszystko dla siebie, po to, żebyś mogła czuć się lepiej, sama ze sobą, żeby Ci było łatwiej.

 

pozdrawiam ciepło i ściskam kciuki ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zastanawiam się jeszcze nad jedną rzeczą. Tak jak wspominałam, będąc z poprzednim chłopakiem nie miałam takich problemów. Co prawda nie byliśmy tak blisko, nie mieszkaliśmy razem, więc to mogło się nie ujawnić.

 

Ale z drugiej strony...

 

Tak, brakuje mi wspólnie spędzanego z moim chłopakiem czasu, brakuje mi czułości, bliskości. On jest samotnikiem, większość czasu spędza przed komputerem. Nie ma znajomych, kontakt utrzymuje właściwie tylko ze mną i ze swoją rodziną (tylko tą najbliższą). Obydwoje długo pracujemy, ale gdy wracam z pracy on zawsze siedzi już przed komputerem. Ja kładę się spać ok 22, on ok 2-3 w nocy, więc nawet w momencie zasypiania nie czuję jego obecności obok siebie. Weekendy też spędza przed komputerem, albo jedzie odwiedzić swoich rodziców. Podsumowując, jeśli spędzimy razem 30 minut dziennie, to naprawdę jest to święto.

Nie wyciągnę go do teatru, ani do kina, bo twierdzi że szkoda kasy (obydwoje moglibyśmy sobie spokojnie na to pozwolić), albo po prostu nie ma ochoty. Nigdy też nie byliśmy razem na wakacjach, bo jest typem domatora i po prostu nie chce.

 

Nie wiem gdzie jest granica. Osaczam go, bo chcę nadmiernej uwagi? Dla mnie to, że brakuje mi czułości itd. wydaje się zupełnie naturalne, przecież ludzie będąc ze sobą rozmawiają, przytulają się, chcą spędzać ze sobą dużo czasu. A ja mam wrażenie, jakbyśmy żyli obok siebie.

 

Oczywiście czasem on też chce się przytulić czy porozmawiać, ale dla mnie to jest za mało. To podtrzymuje moją więź z nim, ale powoduje ciągły brak, niedosyt. Na co dzień staram się rozumieć, że pracuje, że może musi się zająć czymś innym, że nie mogę ciągle "męczyć go" i przyciągać jego uwagi, ale po pewnym czasie nie mam już siły i po prostu wybucham.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pierwsza myśl, to że twoje problemy mogą leżeć trochę głębiej niż sam związek, więc może mogłabyś się w pierwszej kolejności na tym skupić.

 

A inna sprawa, że się po prostu zwyczajnie nie dogadujecie, a od terapii związków oczekujesz, że facet zacznie się zachowywać odpowiednio do twoich potrzeb. Nie sądzę, żeby terapeuta mógł komuś faceta wychować, albo żeby stał się bardziej wrażliwy czy wylewny, bo to raczej cechy stałe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak. Nie zmienia to jednak faktu, że kocham go i wiem że on również mnie kocha. Pytanie tylko, czy przy tak różnych potrzebach jesteśmy w stanie znaleźć wspólny punkt.

 

Generalnie on twierdzi, że terapia jest bez sensu, bo problem jest po mojej stronie, bo to ja płaczę, histeryzuję, mówię co jest wg mnie nie tak. Więc on nie ma po co tam iść. Myślę, że po prostu boi się otworzyć przed kimś obcym.

 

W zasadzie tak właśnie jest - on twierdzi że jest mu dobrze, że chce być dalej ze mną, że wg niego jest ok. Jakby nie było to ja twierdzę, że coś mi nie odpowiada...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zastanawiam się jeszcze nad jedną rzeczą. Tak jak wspominałam, będąc z poprzednim chłopakiem nie miałam takich problemów. Co prawda nie byliśmy tak blisko, nie mieszkaliśmy razem, więc to mogło się nie ujawnić.

 

Ale z drugiej strony...

 

Tak, brakuje mi wspólnie spędzanego z moim chłopakiem czasu, brakuje mi czułości, bliskości. On jest samotnikiem, większość czasu spędza przed komputerem. Nie ma znajomych, kontakt utrzymuje właściwie tylko ze mną i ze swoją rodziną (tylko tą najbliższą). Obydwoje długo pracujemy, ale gdy wracam z pracy on zawsze siedzi już przed komputerem. Ja kładę się spać ok 22, on ok 2-3 w nocy, więc nawet w momencie zasypiania nie czuję jego obecności obok siebie. Weekendy też spędza przed komputerem, albo jedzie odwiedzić swoich rodziców. Podsumowując, jeśli spędzimy razem 30 minut dziennie, to naprawdę jest to święto.

Nie wyciągnę go do teatru, ani do kina, bo twierdzi że szkoda kasy (obydwoje moglibyśmy sobie spokojnie na to pozwolić), albo po prostu nie ma ochoty. Nigdy też nie byliśmy razem na wakacjach, bo jest typem domatora i po prostu nie chce.

 

Nie wiem gdzie jest granica. Osaczam go, bo chcę nadmiernej uwagi? Dla mnie to, że brakuje mi czułości itd. wydaje się zupełnie naturalne, przecież ludzie będąc ze sobą rozmawiają, przytulają się, chcą spędzać ze sobą dużo czasu. A ja mam wrażenie, jakbyśmy żyli obok siebie.

 

Oczywiście czasem on też chce się przytulić czy porozmawiać, ale dla mnie to jest za mało. To podtrzymuje moją więź z nim, ale powoduje ciągły brak, niedosyt. Na co dzień staram się rozumieć, że pracuje, że może musi się zająć czymś innym, że nie mogę ciągle "męczyć go" i przyciągać jego uwagi, ale po pewnym czasie nie mam już siły i po prostu wybucham.

No fakt- z tego co piszesz to potzreby i obraz związku macie dość dalekie od siebie...Myslę, że dla Ciebie dobra by była terapia indywidualna, bo skoro chłopak nie chce terapii par, to żaden szanujący się psycholog nie poprowadzi chyba takowej. a tak na marginesie: czy jest jakaś sfera w związku , która Cię zadowala? co lubisz w Waszym byciu razem? Bo jak dotąd- sporo rzeczy dowiedziałam się co jest żle i co Ci przeszkadza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zastanawiam się jeszcze nad jedną rzeczą. Tak jak wspominałam, będąc z poprzednim chłopakiem nie miałam takich problemów. Co prawda nie byliśmy tak blisko, nie mieszkaliśmy razem, więc to mogło się nie ujawnić.

 

Ale z drugiej strony...

 

Tak, brakuje mi wspólnie spędzanego z moim chłopakiem czasu, brakuje mi czułości, bliskości. On jest samotnikiem, większość czasu spędza przed komputerem. Nie ma znajomych, kontakt utrzymuje właściwie tylko ze mną i ze swoją rodziną (tylko tą najbliższą). Obydwoje długo pracujemy, ale gdy wracam z pracy on zawsze siedzi już przed komputerem. Ja kładę się spać ok 22, on ok 2-3 w nocy, więc nawet w momencie zasypiania nie czuję jego obecności obok siebie. Weekendy też spędza przed komputerem, albo jedzie odwiedzić swoich rodziców. Podsumowując, jeśli spędzimy razem 30 minut dziennie, to naprawdę jest to święto.

Nie wyciągnę go do teatru, ani do kina, bo twierdzi że szkoda kasy (obydwoje moglibyśmy sobie spokojnie na to pozwolić), albo po prostu nie ma ochoty. Nigdy też nie byliśmy razem na wakacjach, bo jest typem domatora i po prostu nie chce.

 

Nie wiem gdzie jest granica. Osaczam go, bo chcę nadmiernej uwagi? Dla mnie to, że brakuje mi czułości itd. wydaje się zupełnie naturalne, przecież ludzie będąc ze sobą rozmawiają, przytulają się, chcą spędzać ze sobą dużo czasu. A ja mam wrażenie, jakbyśmy żyli obok siebie.

 

Oczywiście czasem on też chce się przytulić czy porozmawiać, ale dla mnie to jest za mało. To podtrzymuje moją więź z nim, ale powoduje ciągły brak, niedosyt. Na co dzień staram się rozumieć, że pracuje, że może musi się zająć czymś innym, że nie mogę ciągle "męczyć go" i przyciągać jego uwagi, ale po pewnym czasie nie mam już siły i po prostu wybucham.

No fakt- z tego co piszesz to potzreby i obraz związku macie dość dalekie od siebie...Myslę, że dla Ciebie dobra by była terapia indywidualna, bo skoro chłopak nie chce terapii par, to żaden szanujący się psycholog nie poprowadzi chyba takowej. a tak na marginesie: czy jest jakaś sfera w związku , która Cię zadowala? co lubisz w Waszym byciu razem? Bo jak dotąd- sporo rzeczy dowiedziałam się co jest żle i co Ci przeszkadza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trzeba zrozumiec, ze Twoj chlopak jest inna osoba niz Ty. To, ze jestescie w zwiazku nie czyni z Was blizniakow syjamskich do siebie przykutych. Jak on ma ochotę na siedzenie przed komputerem niech siedzi, jak chce spac o 2 to niech spi. Ale od czasu do czasu zarowno Ty i jak on powinniscie isc na kompromis. Ty sie poloz spac o 2 i sie do niego przytul a on niech sie polozy spac o 22 i tak samo. Nastepnie wg mnie czujesz sie niedowartosciowana w tym zwiazku bo wg Ciebie facet ma zabiegac o Ciebie caly czas. Niestety zycie to zycie a nie harequin. Jak chcesz zwrocic na siebie uwage faceta to trzeba np ubrac sie w seksi bielizne, podejsc cmoknac itd, a nie oczekiwac ze facet jako "prosty osobnik" zrozumie co Ty myslisz, ze chcialabys zeby on zrobil. Dalej sprawa wyjscia z pokoju, to akurat tez mi sie nie podoba bo w zwiazku jak sie ma jakies tajemnice? a tym bardziej ze przy rodzinie on daje Ci wyraznie do zrozumienia ze nie che Twojej obecnosci to dopiero jest dla mnie WAZNY PROBLEM. Byc moze facet nie darzy Ciebie jakims ogromnym uczuciem, byc moze mu juz opadlo ale to trzeba z nim porozmawiac, ze albo sie oboje staracie albo do widzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cóż, problem bycia razem już nieaktualny, bo nie jesteśmy razem.

 

Poszliśmy na terapię par. Spotkanie przebiegało (tak mi się przynajmniej wydawało) w miarę dobrze. Obydwoje mówiliśmy szczerze, wydawało mi się, że on się nawet w miarę otworzył. Ale ja mówiłam jedno, on mówił drugie... Coraz bardziej widać było jak się od siebie różnimy.

 

Gdy wracaliśmy on zaczął prowadzić monolog, nie pozwalał mi dojść do słowa. Mówił, że mam ze sobą problem, że tak się nie da żyć, że jedzie do domu bo ma już tego dość, że jestem gówniarą, że nie znam życia itp., że muszę skończyć z tym scenami itd. Prosiłam żeby przestał, mówiłam że jego słowa mnie ranią, żeby już po prostu chociaż przez chwilę nic nie mówił, ale on dalej swoje... Gdy zatrzymaliśmy się na światłach wysiadłam z samochodu i poszłam. Potem jeszcze raz rozmawialiśmy. Ja już nic nie mówiłam, chciałam tylko żeby to się szybko skończyło. To tak strasznie bolało...

 

Tak, kocham go. Nie jesteśmy już razem. Jak mogę go kochać po tych wszystkich słowach? Nie wiem, mogę. Ale wiem, że czas leczy rany i kiedyś przestanę go kochać, chociaż w tej chwili na samą myśl o tym, że nie jesteśmy razem, łzy same cisną się do oczu.

 

Dziękuję Wam za pomoc, za rady. Niestety okazało się, że nie potrafimy rozwiązać swoich problemów, więc musieliśmy się rozstać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×