Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wpływ toksycznych rodziców na nasze dorosłe życie.


Harpija

Rekomendowane odpowiedzi

Mógłbym napisać o tym książkę. Ale tak w telegraficznym skrócie. Apodyktyczny Ojciec, nadopiekuńcza Matka. Zero czułości ze strony Ojca, nigdy mnie nie przytulił, nie pochwalił, nie zabrał na ryby, na piłkę (no 2 razy wymusiłem płaczem wyjście), za to krytyka, ubliżanie, na każdym miejscu. Zero pytania o moje pasje, zainteresowania. Jak jest sobota to jedziemy do rodziny na wieś (bo Ojciec tam się upijał na umór a ja nie miałem żadnego towarzystwa w moim wieku), niedziele to Ojciec żyga po picu, Mama robi mu awanturę i tak w koło Macieju... Fakt, że Ojciec potrafił zarobić na utrzymanie, nie było jakiś luksusów, ale biedy też nie. Choć w życiu nie dał mi kieszonkowego. A jak nie było wyjazdu na wieś to był na rodzinny obiad do Babci. Jak dorosłem i zacząłem się buntować (tak w wieku 15-16 lat) zaczęły się niekończące się kłótnie z Ojcem, że nie chcę jechać do jego rodziny itp... I tak musiałem do 18. Potem wpadłem z deszczu pod rynnę bo uciekłem z domu mieszkać do Babci, gdzie już będąc dorosły nie mogłem zrobić kroku za mieszkanie, bez kontroli, pytania gdzie idę itp. Do tego wysłuchiwanie (typowe dla starszych osób), jednych i tych samych wspomnień w kółko. Zamknąłem się w sobie, praktycznie pozrywałem kontakty z kolegami, którzy imprezowali, poznawali dziewczyny, zakładali rodziny... Ja byłem tak zaszczuty, że niepotrafiłem już nic robić z swoim życiem. I trwało to do 28 roku, kiedy to pękłem psychicznie, wylądowałem u psychiatry i psychologa. Do dziś się leczę. Depresja, nerwica lękowa, nerwica natręctw. Obecnie pozostała już tylko NN i okresowo stany depresyjne. Wyprowadziłem się na wynajęte mieszkanie. Czułem się jakby z więzienia wyszedł. Poznałem nowych wspaniałych ludzi, rozwinąłem swoje pasji, cieszę się (staram cieszyć) życiem, ale tych 10 zmarnowanych lat dorosłości już nie nadrobię a pewne sprawy się dalej za mną ciągną...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mógłbym napisać o tym książkę. Ale tak w telegraficznym skrócie. Apodyktyczny Ojciec, nadopiekuńcza Matka. Zero czułości ze strony Ojca, nigdy mnie nie przytulił, nie pochwalił, nie zabrał na ryby, na piłkę (no 2 razy wymusiłem płaczem wyjście), za to krytyka, ubliżanie, na każdym miejscu. Zero pytania o moje pasje, zainteresowania. Jak jest sobota to jedziemy do rodziny na wieś (bo Ojciec tam się upijał na umór a ja nie miałem żadnego towarzystwa w moim wieku), niedziele to Ojciec żyga po picu, Mama robi mu awanturę i tak w koło Macieju... Fakt, że Ojciec potrafił zarobić na utrzymanie, nie było jakiś luksusów, ale biedy też nie. Choć w życiu nie dał mi kieszonkowego. A jak nie było wyjazdu na wieś to był na rodzinny obiad do Babci. Jak dorosłem i zacząłem się buntować (tak w wieku 15-16 lat) zaczęły się niekończące się kłótnie z Ojcem, że nie chcę jechać do jego rodziny itp... I tak musiałem do 18. Potem wpadłem z deszczu pod rynnę bo uciekłem z domu mieszkać do Babci, gdzie już będąc dorosły nie mogłem zrobić kroku za mieszkanie, bez kontroli, pytania gdzie idę itp. Do tego wysłuchiwanie (typowe dla starszych osób), jednych i tych samych wspomnień w kółko. Zamknąłem się w sobie, praktycznie pozrywałem kontakty z kolegami, którzy imprezowali, poznawali dziewczyny, zakładali rodziny... Ja byłem tak zaszczuty, że niepotrafiłem już nic robić z swoim życiem. I trwało to do 28 roku, kiedy to pękłem psychicznie, wylądowałem u psychiatry i psychologa. Do dziś się leczę. Depresja, nerwica lękowa, nerwica natręctw. Obecnie pozostała już tylko NN i okresowo stany depresyjne. Wyprowadziłem się na wynajęte mieszkanie. Czułem się jakby z więzienia wyszedł. Poznałem nowych wspaniałych ludzi, rozwinąłem swoje pasji, cieszę się (staram cieszyć) życiem, ale tych 10 zmarnowanych lat dorosłości już nie nadrobię a pewne sprawy się dalej za mną ciągną...

 

Ostatecznie wyprowadziłam się w lipcu, na miesiąc wróciłam do mamy, która choruje na alkoholizm. Ma to wpływ w ok. 50% na stan psychiczny.

Jeśli mówić o wpływie, to u mnie objawia się to egocentryzmem i wrażliwością na wszystko. Jestem chodzącą ofiarą i od jakiś kilku lat najczęściej sama zapędzam się w kozi róg. Z ostatnich hitów - wzięłam kredyt na 6 lat po tym jak mama dostała pismo z gminy za długi. Łatwiej mi ratować wszystkoch tylko nie siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 13.08.2014 o 17:50, Candy14 napisał:

To prawda...ale wyzszym etapem jest dopuszczenie mysli ze nie tylko z nimi ale niestety i z nami jest cos nie tak bo wzrastalismy w dysfunkcyjnej rodzinie i przesiaklismy pewnymi schematami. I teraz trzeba nad soba popracowac.

Praca nad sobą jest ciężka, ale konieczna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zdałem sobie sprawę, że relacje w mojej rodzinie trochę przypominają jakby relacje w rodzinie królewskiej, należy być dożywotnio posłusznym "królowi", a "król" ma możliwości i wpływy by wymierzyć wyrachowaną intensywną karę każdemu, kto będzie chciał zrobić po swojemu. Dopiero po śmierci "króla" można żyć po swojemu, a detronizacja "króla" przez "szaraków" jest niemożliwa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja mama właśnie powiedziała "JAK BĘDZIESZ CHCIAŁ "TO" ZROBIĆ TO MI POWIEDZ BO JA TEŻ MUSZĘ PLANOWAĆ" tak przerażającym głosem jaki tylko ona w pewnych momentach może wydobyć, chwilę wcześniej mówiąc: "Jak się stąd nie wyrwiemy to powiesimy się obydwoje". 

Zawiodłem się na niej. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To trochę przykre, że nie mamy wpływu na to jak nas ktoś traktuje. No bo jak zasłużyć na miłość rodziców?

A potem ludzie stają się nieszczęśliwi. Można kochać samego siebie ale to zawsze jest jakieś lekko narcystyczne. Nie wystarcza. Dla takich to tylko chyba Bóg został.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 2.08.2020 o 17:10, naftan_limes napisał:

To trochę przykre, że nie mamy wpływu na to jak nas ktoś traktuje. No bo jak zasłużyć na miłość rodziców?

A potem ludzie stają się nieszczęśliwi. Można kochać samego siebie ale to zawsze jest jakieś lekko narcystyczne. Nie wystarcza. Dla takich to tylko chyba Bóg został.

Zawsze można stworzyć rodzinę samemu. Partner, przyjaciele, dzieci.. ale to nie takie łatwe. Miłość do siebie samego, to trochę coś innego niż narcyzm. Trzeba się zaakceptować, pozwolić na różne emocje. Dać sobie samemu trochę tej akceptacji rodzicielskiej i wsparcia. 
Trochę dziwne czasy, że łatwiej zrobić dziecko nie mając do tego warunków, niż adoptować dzieciaka dając mu wszystko co najlepsze.. I że więzy krwi są w naszym kraju najważniejsze... 😕 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Takie tworzenie własnego raju? Brzmi dobrze. Tylko czy będziemy potrafili go stworzyć. Czy nie wejdziemy w jakieś złe relacje. Czy nie zostaniemy skrzywdzeni. I czy przeszłe cierpienie nie będzie ciągle ciągnąć nas w dół. I zawsze mam tą filozoficzną myśl, że trzeba szukać w sobie. Mądrości w sobie i szczęścia też. Jakaś taka samowystarczalność. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 5.08.2020 o 11:46, naftan_limes napisał:

Takie tworzenie własnego raju? Brzmi dobrze. Tylko czy będziemy potrafili go stworzyć. Czy nie wejdziemy w jakieś złe relacje. Czy nie zostaniemy skrzywdzeni. I czy przeszłe cierpienie nie będzie ciągle ciągnąć nas w dół. I zawsze mam tą filozoficzną myśl, że trzeba szukać w sobie. Mądrości w sobie i szczęścia też. Jakaś taka samowystarczalność. 

Praca nAd sobą zwieksza prawdopodobieństwo trafienia na dobra relacje. Dopóki nie rozpracowalam pewnych toksycznych schematow z dziecinstwa trafiałam w fatalne związki.po przepracowaniu pewnych rzeczy trafiłam na dobrego czlowieka.,który nie ciągnie mnie w dół.on mnie próbuje z tego dolu czasem wręcz wyciagnac

Edytowane przez Pxxyy
LiterowkA

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 19.07.2020 o 09:09, neon napisał:

Jestem chyba DDA i DDD. Ojciec pijak wyniósł sie z domu jak chodziłem do przedszkola. Matka nie miała umiejetnosci budowania ze mna relacji. Wiec jestem tez sierotą. Pozostawiony sam sobie. Tragedia. 

Przykro mi :( przytulam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam teraz taki problem, że wiem co bym chciała robić w życiu, ale nie mam pełnych kompetencji do zawodu. Studia nie wchodzą w grę bo kasa, mam już swoje lata. Ciągle albo szukam pracy, albo sama odchodzę albo mnie wywalają. Nie umiem się odnaleźć. I jestem bardzo rozżalona, że rodzice mnie nie wspierali w moich pasjach i marzeniach. Bo przecież tata alkoholik był najważniejszy. Miotam się i nie wiem co ze sobą zrobić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiedy człowiek bardzo wcześnie doświadczy, że jest uciążliwy dla swojej matki, trudno jest mu sobie wyobrazić, że nie jest uciążliwy dla innych ludzi, którzy są mu bliscy. Dlatego prawdopodobnie nieświadomie prowokując drugą stronę, stanie się nieznośny, nazywając ją "niezbędną" , konieczną, jak " powietrze do oddychania".  Alice Miller.

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli toksyczny oznacza również chorobliwie nadopiekuńczy to wpływ na dorosłe życie faktycznie jest duży. Pisałem o tym jak to mój ojciec sprawił tą "opieką", że jestem teraz takim przegrywem, strachliwym, nieśmiałym, znerwicowanym, nie potrafiącym żyć do końca samodzielnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie denerwuje to, że dzieci z dysfunkcyjnych rodzin całe życie muszą płacić za to, w jakim domu się urodziły. Płacą za coś, czego sobie same nie wybierały, co dostały "w prezencie" od losu. Mówi się, żeby nie zwalać winy na dzieciństwo, bo każdy dorosły jest sam odpowiedzialny za swoje życie, ale to nieprawda. Często musimy płacić ciężkie pieniądze, ale też ogromne emocjonalne koszty terapii. Żeby odkręcić i naprawić to co inni zepsuli. Terapia czasem pomaga, czasem nie. Straconego czasu, zmarnowanych lat nikt nie wróci. Nie wymaże złych wspomnień. Tak naprawdę ktoś poraniony w przeszłości nigdy już nie będzie do końca "normalny". Nawet po terapiach. Nie będzie już tak szczęśliwy jak inni ludzie, z normalnych rodzin.  Zawsze coś będzie nie tak. Z tym jest mi się ciężko pogodzić. I ta świadomość, że mogło być inaczej... 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 26.06.2021 o 13:27, Barbecue napisał:

Mnie denerwuje to, że dzieci z dysfunkcyjnych rodzin całe życie muszą płacić za to, w jakim domu się urodziły. Płacą za coś, czego sobie same nie wybierały, co dostały "w prezencie" od losu. Mówi się, żeby nie zwalać winy na dzieciństwo, bo każdy dorosły jest sam odpowiedzialny za swoje życie, ale to nieprawda. Często musimy płacić ciężkie pieniądze, ale też ogromne emocjonalne koszty terapii. Żeby odkręcić i naprawić to co inni zepsuli. Terapia czasem pomaga, czasem nie. Straconego czasu, zmarnowanych lat nikt nie wróci. Nie wymaże złych wspomnień. Tak naprawdę ktoś poraniony w przeszłości nigdy już nie będzie do końca "normalny". Nawet po terapiach. Nie będzie już tak szczęśliwy jak inni ludzie, z normalnych rodzin.  Zawsze coś będzie nie tak. Z tym jest mi się ciężko pogodzić. I ta świadomość, że mogło być inaczej... 

 

Dobrze powiedziane, jakbym czytał o sobie 🙂 

Właśnie tak jest, że pewnych ran nie da się już uleczyć, bo trzeba z nimi żyć. Ja jestem po jednej psychoterapii bardzo zdruzgotany, że nie da się nic poradzić i trzeba to pogodzić. Ja oczywiście zdaję sobie sprawę, że każdy ma jakieś tam problemy, ale niestety nie każdy ma dobry ten instynkt samozachowawczy, jest słaby psychicznie i wszystko bierze do siebie, co powoduje, że jego problemy są tysiąc razy większe niż powinny, niestety...

Bo jak ktoś ledwo co wyszedł w jednym kawałku z takiego domu, bez tego koniecznego zaspokojenia poczucia bezpieczeństwa, akceptacji i wsparcia, no i potem jeszcze musi zderzać się z tą zewnętrzną pozadomową rzeczywistością, to taki człowiek nie mając wykształconych mechanizmów obronnych może sobie z tym zwyczajnie nie poradzić, przeleje się ta czara goryczy, no i koniec...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×