Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wpływ toksycznych rodziców na nasze dorosłe życie.


Harpija

Rekomendowane odpowiedzi

Co z tego, że usłyszę, że przeszłości nie zmienię i muszę wybaczyć? Mam te wszystkie lata poniżania wybaczyć? N

Nic nie musisz wybaczac i dlaczego mialabys cos takiego uslyszec? Ja nie wybaczylam.. po prostu w pewnym momencie zyca przestalo to miec znaczenie i nie dotykalo juz mnie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

noszila, Na terapii uświadomią Cię, m.in. że Twoje życie to jedno, a matki to drugie. Nie możesz brać odpowiedzialności za dorosłą osobę, w dodatku za rodzica... Masz swoje. Zatroszcz się o nie.

 

Dokładnie to samo padło już na pierwszej sesji :) na razie jestem zadowolona, pani psycholog ma ciekawe podejście i dobrze mi się z nią rozmawia, czas na sesji przemknął niebywale szybko.

Może wyda się wam to nieco dziwne, ale poczułam dziwną ulgę, kiedy pani psycholog powiedziała, że rodzice wyrządzili mi naprawdę krzywdę, że to prawda niepodważalna. Jak ja strasznie chciałam to usłyszeć. Żeby ktoś to powiedział, zauważył, ktoś poza mną przyznał, że wydarzyło się coś złego, co zaważyło na całym moim dotychczasowym życiu.

Czekam z niecierpliwością na kolejną sesję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Epizody temu podobnych bylo wiele. Sytuacjia autentyczna: awanturnik osoba pijaca i cpajaca. Noc godzina okolo pierwszej w nocy osoba wstala, nie moglem spac bo w stresie wieczor siedzialem w kuchni i szukalem

Czegos na net co by odwrocic uwage od sytuacji w jakiej jestem. Nagle wchodzi osobnik ktory spal owczesnie, bez slow, bierze talerz kladzie na stolik, nagle bierze jajka(cale opakowanie) do reki i nad tym talerzem zaczyna je kroic po czym cos doszlo do niego ze jest cos nie tak patrzy na to ze po rekach cos mu sie leje rzucil tym i spojrzal w dol. Chwycil przedluzacz i zaczal rwac kontakt po czym w calyum mieszkaniu zapadl zmrok ewakuowalem sie. Noc spedzilem na dworze domownicy zadzwonili na pol...

Epizody dosc czeste. Od malego jakis autystyczny bylem...

Awantury bujki pomiedzy domownikami. Widzac osoby pijane zalacza mi sie lek. Ostatnio kilkukrotnie noce spedzalem na dworze raz nawet myslalwm ze ucieklem od alkoholikow mylilem sie. Musialem spedzic noc w stolicy innego kraju na lawce zimnno. W sumie przeklada sie wszysystko na chaos w zyciu nie wiem czego chce co moge czy jest nadzieja i sens. Wciagnelem w moje zycie kobiete co teras wydaje mi sie bledem bo tylko psuje jej nastroj ciagle i nie chcialbym by popadla przezemnie w jakiesc psychozy przez moje psychiczne zachowanie. Czuje pustke w sercu i w umysle a ino strach i obawy ze cos sie nie bawem wydarzy. Wszystko w chaosie cale uporzadkowanie chaos niczego nie doprowadzam do konca i nic mi sie nie chce ...i ciagle marudze i lamentuje... nawet pisac mi sie nie chce siedzec lezec ahm zle sie czuje przez samo bycie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Możecie mi "pogratulować", wczoraj czyli w wigilię pokłóciłam się z matką. Nie wytrzymałam, coś pękło i wylałam z siebie wszystko, dokładne przykłady jej zachowań i tekstów. I co? Oczywiście zdziwienie bo przecież nic takiego nie miało miejsca! Zmyśliłam sobie! Chcę umrzeć już tylko....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć wszystkim. Jestem nowa. Problem uświadomiłam sobie w Wigilię.

Mam 21 lat, mam narzeczonego, szukam pracy, uczę się. Od około września mam jakieś napady smutku, jestem w stanie się rozpłakać bo się boję przyszłości, że się nigdy nie usamodzielnię. Miewałam myśli samobójcze ale nigdy nie dochodziło do prób bo myślałam o narzeczonym. On choruje, nie pracuje, nie wiadomo czy kiedykolwiek pójdzie do pracy, ja się uczę. Zauważyłam w pewnym momencie (gdzieś wrzesień), że nikt w domu się mną nie interesuje,tylko moim bratem. Rozumiem bo ma gorszą sytuację finansową i dziecko w drodze. Ok. Ale czemu zawsze muszę się prosić o pieniądze na kurtkę zimową albo na podręczniki do szkoły. Przestałam komukolwiek mówić o tym co się u mnie dzieje, nikt też nie pytał. Narzeczony przyjezdzał coraz mniej, ja u niego bywałam coraz dłużej. I coraz gorzej, czułam, że obiad jest mi podawany z łaską. Mam trochę oszczędności, rodzice często pożyczają bo hajs leci im przez palce strasznie. I ostatnio wszystko co mówię, robię było złe. Mama chciała pożyczyć pieniądze na zakupy, przyszła, poprosiła, nie miałam akurat ani czasu ani ochoty, trochę się wkurzyłam to z pretensjami odezwała się czy ja w ogóle mam ochotę jej pożyczyc te pieniądze. Wszystko to we mnie siedziało, wspomnienia z dzieciństwa też jak płakałam nad matematyką, bo mama krzyczała po mnie, że jestem zbyt głupia żeby to zrozumieć. Jak mowiła mi jakim byłam dla niej problemem jak dzwoniłam z zielonej szkoły i płakałam ze tęsknie. Dzień przed Wigilią słyszałam rozmowę moich rodziców, ze to napewno o pieniądze mi chodzi, ze ja wiecznie nie mam na nic kasy, ani ciuchów sobie nie kupuje ani nic (większosc im pożyczam i chce mieć coś na start usamodzielnienia). Usłyszałam ze zrobią ze mną porządek. W Wigilię rano pękłam. poryczałam się, powiedziałam mamie że wszystko słyszałam, że czuję się źle, czuję się problemem w tym domu i niepotrzebnym wydatkiem. Wyżaliłam się, że nikt nie pyta co u mnie. Pierwsze co odpowiedziała, że to moja wina. Że to, że nikt nie pyta co u mnie to mój interes, bo muszę kogoś tym zainteresować. Wszystkie sytuacje które ja przedstawiłam - zaprzeczyła. Powiedziałam, że nigdy nie usłyszałam od niej, że jest ze mnie dumna. "Przecież kupiłam Ci pierścionek po maturze". Niby się pogodziłyśmy, ale ja dalej się czuję jak śmieć. Zawsze wszystko robiłam źle, wyrywano mi mikser bo źle ubijałam białka na ciasto. Widzę, że na mnie patrzy z politowaniem.

Czy moja matka jest toksyczna?

edit: I bardzo często czuję poczucie winy, że mogę o mamie pomyśleć jakby była toksyczna. Na zmianę z motywacją, żeby to urwać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

schatten - aż sie popłakałam. Czasem myślę, że to ja wariuję a wszystko jest ok. Ostatnio cały czas płaczę.

Boję się, że rozwalę moje narzeczeństwo a chłop mi sie udał naprawde dobry. Dodam, że w moim domu nigdy nie było bicia, alkoholu, ale coś co mnie tez zabolało straszliwie. Mama w tej rozmowie powiedziała, że obserwuje mnie od pół roku i to ja zdziwaczałam. Obserwacja w moim domu jest stałym punktem, rozmowa nigdy nie następuje. Mojego brata obserwowali jak ćpał kilka lat. Nigdy nie odbyła się żadna rozmowa na ten temat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Swój problem opisywałam kiedyś tu: nie-ogarniam-t48754.html

 

Przyznam, że nie wiem, co robić, bo relacje z moją mamą są coraz gorsze, a dopóki się nie wyniosę stąd, gdzie mieszkam (czyli za ok. dwa lata), jestem uwiązana...

Czasami zastanawiam się, czy ie miałam być po prostu innym lepszym dzieckiem, że to wszystko, co od niej doświadczam negatywnego, to kara za to, że się nie udałam. nie udałam się, bonie jestem taka, jak ona chce...

 

W Wigilię nie chciała się nawet ze mną dzielić opłatkiem. Tzn przełamała się tym opłatkiem, ale nie słuchała, co do niej mówię, tylko szybko coś tam odbąknęła i już rozglądała się po pokoju, jakby chciała uciec, zmienić osobę do składania życzeń. Fakt faktem, za bardzo nie wiedziałam, o czym z nią przy tym opłatku gadać, ale jednak coś tam zaczęłam życzyć, a ona nawet nie była zainteresowana, co miałam do powiedzenia.

 

Poza tym dzień w dzien przychodzi i robi mi na złość - bardzo to, k*wa chrześcijaskie! Proszę, żeby czegoś nie robiła, to ona to robi, bo wie, że mnie to wnerwia. Probuje mi udowodnić, że jestem do dupy i np. zaczyna mi sprzątać w chacie. Jak jej zwraca uwagę, to zaciska zęby i z miną męczennicy robi to dalej albo burczy. Mamy królika, ona go dokarmia na siłę, wbrew moim protestom, bo przecież zwierzę musi ciągle żryć, nie?!. Bałabym się powierzyć jej dziecko...

 

Moja siostra i mój mąż mówią, że daję jej się prowokować, że ją obserwują i widzą, że ona to robi specjalnie, że każdorazowe wyprowadzenie mnie z równowagi powoduje wstrętny uśmieszek na jej twarzy... :(

 

Skoro osoba, ktora powinna kochać mnie bezwarunkowo, wyzłośliwia się na mnie i ma w dupie moje życie, to kim jestem w takim razie i czego jestem warta?

 

Płakałam wczoraj wieczorem, bo znów mi się to wszystko gdzieś tam w glebi nazbierąło, aż mnie od tego płaczu bolała dzisiaj w pracy głowa...

 

 

A jednocześnie ja nie mogę już na nią normalnie patrzeć, od razu zapala mi się w głowie czerwona lampka, od razu się zaperzam, bo przeciez najlepszą obroną jest atak :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli już wiesz, że gdy robi Ci na złość, spodziewa się konkretnej reakcji - Twojego wk*rwu, wrzenia, pary w uszach. Nie ma innej drogi niż zmiana reakcji na okaz spokoju i zaakceptowanie, że masz matkę, która robi z Ciebie furiatkę - toksycznego babsztyla. Jej nie zmienisz. Siebie tak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli już wiesz, że gdy robi Ci na złość, spodziewa się konkretnej reakcji - Twojego wk*rwu, wrzenia, pary w uszach. Nie ma innej drogi niż zmiana reakcji na okaz spokoju i zaakceptowanie, że masz matkę, która robi z Ciebie furiatkę - toksycznego babsztyla. Jej nie zmienisz. Siebie tak.

Potwierdzam. Zmiana reakcji daje bardzo dużo. Jak ja się tego nauczyłem to po raz pierwszy widziałem poczucie porażki u toksycznej osoby. Wprawdzie summa summarum wk*rwiło ją to jeszcze bardziej, ale warto było :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Skoro osoba, ktora powinna kochać mnie bezwarunkowo, wyzłośliwia się na mnie i ma w dupie moje życie, to kim jestem w takim razie i czego jestem warta?

 

najpierw skończ z takim myśleniem. Miłość matki NIGDY nie jest bezwarunkowa, to pierd jakim nas wszystkich częstują, żeby` było nami łatwiej manipulować.

To DZIECKO kocha matkę bezwarunkowo i jest od niej całkowicie zależne. I od niej przejmuje na początku swojego życia mnóstwo rzeczy, również tych złych.

Jesteś dużo warta bo jesteś człowiekiem, to całkowicie wystarcza. Jesteś już dorosła i możesz rozeznać (tym bardziej, że mówią Ci to najbliżsi), kto i co Ci szkodzi.

Jesteś panią w swoim domu, masz prawo robić co chcesz i nikomu z zewnątrz się nie tłumaczyć. W Twoim domu ona jest gościem i może zrobić tylko tyle na ile Ty jej pozwolisz. Szanuj siebie, ustaw swoje granice i trzymaj się tego. Rób to konsekwentnie, stanowczo ale spokojnie. Dbaj o siebie i o to jak się czujesz. Ona Cibie tego nie nauczyła, a gdyby była dobrą matką to by to zrobiła. A teraz jesteś już duża i możesz się tego sama nauczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli już wiesz, że gdy robi Ci na złość, spodziewa się konkretnej reakcji - Twojego wk*rwu, wrzenia, pary w uszach. Nie ma innej drogi niż zmiana reakcji na okaz spokoju i zaakceptowanie, że masz matkę, która robi z Ciebie furiatkę - toksycznego babsztyla. Jej nie zmienisz. Siebie tak.

Potwierdzam. Zmiana reakcji daje bardzo dużo. Jak ja się tego nauczyłem to po raz pierwszy widziałem poczucie porażki u toksycznej osoby. Wprawdzie summa summarum wk*rwiło ją to jeszcze bardziej, ale warto było :mrgreen:

 

to samo mowił mi mój mąż, tylko teraz pytanie - jak? nie chcę traktować jej w taki sposób, jak ona mnie, bo nie chce zniżać się do tego poziomu. Mogę przestać reagować na zaczepki, ale wiem, że wtedy będzie próbowała różnych sposobów, aby pozaczepiać i powkurzać :/ ale to chyba lepsza droga, niż przysrywanie...

 

esteś panią w swoim domu, masz prawo robić co chcesz i nikomu z zewnątrz się nie tłumaczyć. W Twoim domu ona jest gościem i może zrobić tylko tyle na ile Ty jej pozwolisz.

 

Niestety tak nie jest.

Nie wiem, czy zaglądałeś/aś (przepraszam, po nicku nie jestem w stanie stwierdzić) do linku z moją historią, tam jest dużo tekstu, więc pewnie mało kto przeczytał ;-) takze zacytuję odpowiedni fragment:

 

Po ślubie zamieszkaliśmy w osobnym mieszkaniu, ale należącym do rodziców - ten sam budynek, osobne wejście. Zaczęły się zgrzyty, kłótnie, wrzaski, oskarżenia, wścibstwo, brak prywatności, odwiedziny bez uprzedzenia w celu kontroli - czy mamy czysto, czy idziemy do kościoła, czy jemy w piątek mięso, albo czy aby w niedzielę nie zbrukałam się sprzątaniem. Pracowałam zarobkowo w weekendy - byłam grzesznicą i ciągle musiałam tego wysłuchiwać. Pracę mam nieodpowiednią, bo przecież skończyłam studia (co z tego, że nie ma po nich pracy), a nie pracuję w zawodzie, pewnie wstyd się przyznać, że nie robię nic światłego, czym można by się było pochwalić przed koleżankami. Moją obroną był atak, czyli kłótnie. [...]

 

Gdyby to tylko ode mnie zależało, spakowałabym walizę już dawno temu i wyniosła się w pizdu. Problem w tym, że jeśli przeniesiemy się na wynajem, nigdy nie odłożymy "na swoje". Także przez te kilka lat od ślubu non stop muszę zaciskać zęby i udawać, że daję radę. A jest mi bardzo ciężko z myślą, że inni mają normalne relacje w domach, a ja jestem kimś, kto się nie udał, nie spełnił oczekiwań. Moją mamę nie interesuje moje życie, interesuje ją tylko to, czy popełniam grzechy i co ludzie powiedzą.

 

Nie jestem u siebie, nigdy nie byłam u siebie... nie mogę tu nawet mebla przestawić bez awantury, nie mamy prywatności. Owszem, moglibyśmy dawno wziąć kredyt i się wynieść, ale nie chcemy brać wielkiego kredytu, który będą musiały spłacać jeszcze nasze dzieci. Staramy się odłożyć jak najwięcej samo (i potem wziąć jakiś mniejszy kredyt, który spłacimy sami) i nieźle idzie, niestety jest to kosztem innych rzeczy :-( co kilka miesięcy przelewa mi się czara goryczy i jest tak, jak w chwili obecnej.

 

Jak chodzi o stawianie granic takie ogólne, to jestem w trakcie w kwestii wypytywania się, inwigilowania mojego życia prywatnego - tych ciągłych pytań o rzeczy, które nie powinny ją obchodzić. I rzeczywiście pyta mniej, ale jej spojrzenia, gesty, komentarze "na stronie", zachowania - to ciągle boli, bo nie rozumiem, co takiego się stało, że moja własna matka traktuje mnie jak osobę gorszego sortu, niegodną szacunku, nie wpiera mnie. Problem też w tym, że ja też się od niej odsunęłam i ciężko mi się zdobyć na cieplejsze u czucia. No ale trudno, zeby człowiek z chęcią tulił się do kaktusa...

 

Ją w ogóle nie obchodzi moje zycie w sensie nie pyta się, jak tam w nowej pracy, jak kwestia budowy, jak mi się jeździ autem (kupiliśmy rok temu) - a w normalnych rodzinach takie pytania padają z czystego zainteresowania drugim człowiekiem.

Rodziców zawsze interesowało tylko, jak w szkole, bo przecież musiałam być prymuską. Już etap dojrzewania - tu nie miałam żadnego wsparcia :(

to chyba dlatego mam w sobie taki ogromny głód uczucia :-( tak mi się wydaje :/ teraz jestem w normalnym związku (aczkolwiek mój mąż nie jest zbyt wylewny, to taki twardo stąpający po ziemi typ), ale mój pierwszy związek był z toksyczną osobą, która zniszczyła moje życie - i wiedząc to, że je niszczy, trwałam w tym związku, bo rozpaczliwie chciałam mieć kogoś...

 

Nie wiem w ogóle, czemu moja mama taka jest, ona pewnie też jest chora, ale nawet nie wiem, jak jej pomóc, bo ona tego na pewno w kontekście choroby nie widzi.

 

Dzięki za Wasz odpowiedzi, to dobrze mieć możliwość wypowiedzieć się przed kimś z zewnątrz, kto wysłucha.

Miłego dnia :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

katapulta, przeczytałam to co napisałaś w innym temacie i czuje się jakbym czytała o moim domu. Też zawsze musiałam być najlepsza, a jak już coś osiągnęłam to nie usłyszałam nawet "dobra robota". Mi w ostatnim czasie pomogło jasne ustalenie celu - wyprowadzka. Szukam pracy w okolicy mojego narzeczonego (całe 25km od mojego domu na co kiedyś matka powiedziała "tak daleko? i z tesciową bedziesz mieszkac?"), potem będę mogła się do niego wprowadzić. Zrobiłam ostre porządki, sprzedaję ciuchy, buty, robię na szydełku różne rzeczy i też sprzedaje, żeby mieć chociaż poczucie ze ta złotówka albo dwie przybliżają mnie to wyprowadzki. Sprzedam też pierscionek, który dostałam od matki po maturze. Kiedy powiedziałam jej, że nigdy nie usłyszałam "jestem z Ciebie dumna" powiedziała "przecież kupiłam Ci pierścionek".

Mi takie określenie celu dużo daje. Przestałam widzieć przyszłość jako czarną otchłań, wstaję i czuję, że mam motywację, że nie dam się matce, że wyrzuty sumienia, że mogę o niej pomyśleć, że jest toksyczna to chwilowe.

Dasz radę

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

katapulta,

przeczytałam też Twój poprzedni wątek. Tak, oczywiście nie jesteś u siebie i nie będziesz u siebie tak długo jak tam będziesz mieszkać.

Wiesz, w życiu jest tak, że trzeba płacić cenę za swoje pragnienia. A za ich nierealizowanie płaci się cenę największą.

 

Bardzo mi się podoba pomysł czarnej_myszy, to może być dobra metoda i dla ciebie.

Może jeśli twój mąż zauważy twoje duże zaangażowanie i dużą chęć to się zacznie zastanawiać czy dla zdrowia rodziny jest lepiej mieszkać oddzielnie.

 

Pozdrawiam serdecznie.:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może jeśli twój mąż zauważy twoje duże zaangażowanie i dużą chęć to się zacznie zastanawiać czy dla zdrowia rodziny jest lepiej mieszkać oddzielnie.

 

on generalnie wie, że tak by było. Niestety, jako, że wychował się w normalnym domu, dla niego mój problem nie jest do końca zrozumiały, nie rozumie, że mozna to aż tak bardzo brać do siebie, że to nie jest tak łatwo powiedzieć "eh, olać to!". Pewnie dlatego, ze o zainteresowanie i sympatię matki nigdy nie musiał zabiegać, po prostu je miał. Przyznam, że i ja otrzymuję tego więcej od jego mamy, niż od swojej. To po prostu taka pogodna, a jednocześnie rzeczowa kobieta :) Bardzo ją lubię :-)

 

U nas problem rozbija się głównie o kasę. Gdyby to zależało ode mnie , to bym sie wyniosła dawno temu, ale nie udałoby mi sie pewnie odlożyć więcej, jak 100 zł miesięcznie, a w takim tempie to mogłabym całe życie zbierać i ostatecznie nic nie kupić. A całe zycie wynajmowac... jakoś mi się nie uśmiecha.

W tej chwili jesteśmy w stanie odkładać całą jedną pensję, a to dużo. To daje mi poczucie, że coś robimy w tym kierunku, bez tego bym zwariowała. Dobrze mieć takie możliwości.

 

Od rodziców nie chcę żadnych pieniędzy na dom, chcemy uzbierac sami. Zresztą wiem, że moja mama moze i dałaby mi na cokolwiek innego (czzasami wyskakuje z jakimiś dziwnymi propozycjami typu "zafunduję ci pielgrzymkę zagraniczną" - nie chcę ani pielgrzymek, ani żeby ktokolwiek fundował mi jakieś wojaże), ale na ten cel nie da mi ani złotówki, bo wydaje jej się, że to nasza fanaberia :-| nic od niej nie chce, tylko spokoju.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

on generalnie wie, że tak by było. Niestety, jako, że wychował się w normalnym domu, dla niego mój problem nie jest do końca zrozumiały, nie rozumie, że mozna to aż tak bardzo brać do siebie, że to nie jest tak łatwo powiedzieć "eh, olać to!". Pewnie dlatego, ze o zainteresowanie i sympatię matki nigdy nie musiał zabiegać, po prostu je miał. Przyznam, że i ja otrzymuję tego więcej od jego mamy, niż od swojej. To po prostu taka pogodna, a jednocześnie rzeczowa kobieta :) Bardzo ją lubię :-)

Mój narzeczony ma tak samo. Dla niego jest to tak chore i niepojęte, że nie umie się postawić w mojej sytuacji. A teściowa jest taka jak Twoja :) Zawsze dobre słowo i mnóstwo uśmiechu :)

A co do problemu to ja bym proponowała rozmowę z mężem. Na spokojnie, krok po kroku ustalić co trzeba robić. Niby nic, ale mi to pomaga, ustalenie jasno celu i opisanie dokładnie kroków, żeby osiągnąć cel.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

katapulta,

Myślałaś może o jakiejś terapii dla siebie?

 

Myślałam, ale jak pisalam w poprzednim wątku:

Próbowałam dostać się do psychologa na NFZ, ale w poradni nikt nie odbiera telefonu ani nie odpisuje na maile. Na prywatne wizyty mnie nie stać - znów wraca problem oszczędzania.

 

byłam kiedyś u psychologa - raz, jeszcze za czasów, gdy miałam zaburzenia nerwicowe. Wizyta kosztowała 100 zł. Dla mnie każde 100 zł odłożone na budowę jest na wagę złota - a terapia to pewnie spotkania co tydzien, czyli 400 zł - nie stać mnie na to, nie zarabiam nawet 2 tys, a za coś trzeba żyć... ale czasem zastanawiam się, czy nie poświęcić chociażby 100 zł i pójść raz w miesiącu pogadać.. pytanie, czy taka częstotliwośc cokolwiek da...?

 

Poza tym chciałabym wybrać psychologa, który byłby ateistą albo wierzącym, ale o otwartym umyśle, szerokim horyzoncie myślenia... ze względu na dewocję mojej mamy... dlatego wszelkie darmowe parafialne grupy wsparcia odrzucam z automatu.... pytanie, jak takiego znaleźc, przecież nie mogę sie kogoś na dzień dobry pytać o wyznanie, wyznanie to sprawa prywatna i nic mi do tego....

 

Wczoraj znowu była awantura, darcie się o 4 przykazanie... rzygac mi się chce, jak widzę, jak tak jadowita osoba wyciera sobie usta chrześcijaństwem... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Poza tym chciałabym wybrać psychologa, który byłby ateistą albo wierzącym, ale o otwartym umyśle, szerokim horyzoncie myślenia... ze względu na dewocję mojej mamy... dlatego wszelkie darmowe parafialne grupy wsparcia odrzucam z automatu.... pytanie, jak takiego znaleźc, przecież nie mogę sie kogoś na dzień dobry pytać o wyznanie, wyznanie to sprawa prywatna i nic mi do tego....

Grupa wsparcia to nie psychoterapia. Szukaj psychoterapeuty z certyfikatem możesz to sprawdzić w necie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No nie moge, jest coraz gorzej. Kłócę się z matka już non stop. Ona ma pretensje, że powinnam zapomnieć to co było i jej wybaczyć, bo to było kiedys i już nieważne i nic tego nie zmieni i że powinnam ją też zrozumeić bo ona miała trudne dzieciństwo i nie umiala inaczej...

A ja z kolei nie jestem w stanie jej wybaczyć, czuję się fatalnie sama ze sobą, nienawidzę się wręcz, brzydze się sobą a jednocześnie nie mogę patrzec też na matkę, irytuje mnie sama jej obecność, czuję nawet wręcz falę nienawiści również wobec niej. To z kolei budzi we mnie poczucie winy i niechęć do siebie.

Uprzedzając Wasze sugestie, nie mam możliwości wyprowadzki, bo nie mam obecnie pracy.

Przybija mnie ta paskudna depresja, znowu mam chęć się okaleczac, nie widze sensu w swoim życiu, boli mnie po prostu każdy dzień....chciałabym ciszy i spokoju.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może da rade jej unikać? Ja tak robię, też nie zawsze wychodzi, ale matka często wpada do pokoju i opowiada kompletną pierdołę, żeby utrzymać pozory "normalnej rozmowy z córką". Zamykam się w pokoju, wychodzę jak naprawdę muszę. Ciężkie do zniesienia, ale dla mnie na pewno lepsze niż utrzymywanie sztucznej rozmowy, chociaż i tak muszę udawać, że jest ok.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może da rade jej unikać? Ja tak robię, też nie zawsze wychodzi, ale matka często wpada do pokoju i opowiada kompletną pierdołę, żeby utrzymać pozory "normalnej rozmowy z córką". Zamykam się w pokoju, wychodzę jak naprawdę muszę. Ciężkie do zniesienia, ale dla mnie na pewno lepsze niż utrzymywanie sztucznej rozmowy, chociaż i tak muszę udawać, że jest ok.

 

A tu masz rację, próbuję tez tak robić. Ale w koncu matka ma pretensje, że w ogóle z nią nie rozmawiam :? a jak już zaczniemy "rozmawiać" to i tak z tego tylko awantura zawsze wychodzi jakoś. Wiele razy słyszałam, że "zamykam się w norze" (czyli w pokoju). A ja to robię też po to, żeby jej nie wyzywać, bo potem mam wyrzuty sumienia...

 

-- 17 sty 2015, 19:59 --

 

Poza tym chciałabym wybrać psychologa, który byłby ateistą albo wierzącym, ale o otwartym umyśle, szerokim horyzoncie myślenia... ze względu na dewocję mojej mamy...

 

Rozumiem, tez mnie męczy taka sytuacja, kiedy nawet mój lekarz w koncu załamuje ręce i pyta, czy chodze do kościoła, czy myślałam o tym żeby się modlić itd itp....poprzednia terapeutka to samo, jakieś tytuły książek o wierze, o modlitwie mi podsuwała.....kiedy ja tego nie potrzebuję. No przykro mi, ale ja chcę akurat czysto naukowego podejścia do sprawy. Nie jestem az tak praktykująca i nie umiem się modlić o wyzdrowienie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam identycznie ;/

Ja przez większość dnia udaję jakie to mamy świetne relacje. A potem wchodzę do pokoju i w końcu mogę być sobą. Staram się też uciekać, a to na miasto połazić, a to do koleżanki. Wszystko, żeby jak najmniej być w domu. W obliczu takiej cudownej atmosfery w domu zajęłam się swoim hobby, żeby oderwać myśli i móc na spokojnie zamknąć się w pokoju. Matka wie ze szydełkuję i mi nie przeszkadza a ja mam święty spokój :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam identycznie ;/

Ja przez większość dnia udaję jakie to mamy świetne relacje. A potem wchodzę do pokoju i w końcu mogę być sobą. Staram się też uciekać, a to na miasto połazić, a to do koleżanki. Wszystko, żeby jak najmniej być w domu. W obliczu takiej cudownej atmosfery w domu zajęłam się swoim hobby, żeby oderwać myśli i móc na spokojnie zamknąć się w pokoju. Matka wie ze szydełkuję i mi nie przeszkadza a ja mam święty spokój :)

 

Hmm dobre rozwiązanie, ale masz może pomysł co w sytuacji, kiedy mam wrażenie, że irytuje mnie sama obecnośc w domu matki? Czekam, aż wyjdzie i dopiero spokojnie sobie wychodzę na mieszkanie, sprzątam, piorę, prasuję itd itp. A jak wraca to łapię prowiant i zmykam do "nory" :bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×