Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wpływ toksycznych rodziców na nasze dorosłe życie.


Harpija

Rekomendowane odpowiedzi

Chcę się zapisać na terapię. Szukam grup.

 

Napiszę Wam jedną sytuację, której zupełnie nie rozumiem. Miałam narzeczonego. Był bardzo zżyty z moją mamą (sic!). Po 7 latach zerwałam zaręczyny i poczułam wiatr we włosach a moja mama przeżyła z tego powodu załamanie nerwowe. Leczyła się psychiatrycznie, schudła bardzo, nie potrafiła ze mną o tym rozmawiać. Przeżyła to bardzo chociaż wygoniła mnie z domu jak go poznałam 8) Poznałam go jak miałam 20 lat a ona nazwała mnie kurwą i wyrzuciła z domu. Poszłam do jej siostry na kilka nocy i wróciłam do domu bo nie miałam się gdzie podziać.

 

Wiem, że bywam chaotyczna. Mam nadzieję, że nadążacie. Dziękuję że mogę tu o sobie pisać. Mogłabym tu nieźle naśmiecić bo myśli mam MILION!

 

-- 25 lut 2014, 20:29 --

 

Jak już wreszcie wyprowadziłam się z domu to (uwaga) w zeszłym roku przeprowadziłam się z rodziną i mieszkam po sąsiedzku z teściami. I ten układ mnie złamał. Jestem teraz zupełnie rozchwiana. I nie wiem co mam robić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14, po przeprowadzce podjęliśmy z mężem decyzję, że zatrudnimy opiekunkę do syna. Do tej pory zajmowała się mamusia. Mąż mówi "przewielebna". Jak ją o decyzji poinformowaliśmy to mamusia leczyła się na depresję pół roku. Zaczęła palić papierosy (chociaż rzuciła i nie paliła kilka lat), oczywiście schudła, nie spała i nie odzywała się do mnie. Przeszło. Teraz kontakty są poprawne, ale moja mama imo nienawidzi mężczyzn. Bardzo narzeka na mojego męża, na teścia, teściową. Dosyć mam już bronienia i ciągłego udawania przed mężem że przecież mama jest super.

 

Możliwe że ją sobie wyidealizowałam? Bo uważam, że jest super mamą :D A że mam wyrzut że nie zadzwoniłam, że kupiłam sobie bluzkę a ona taka biedna to inna bajka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kurkafelek, Tobie naprawde jest potrzebna terapia zebys otworzyla oczy.

Jak ją o decyzji poinformowaliśmy to mamusia leczyła się na depresję pół roku. Zaczęła palić papierosy (chociaż rzuciła i nie paliła kilka lat), oczywiście schudła, nie spała i nie odzywała się do mnie

mega dziecinne szantaze emocjonalne

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kurkafelek - rodzicielka megatoksyczna. Zrobila Ci przez te wszystkie lata niezle pranie mozgu.

Teraz to musisz odkrecic - sama dla siebie.

Chyba najtrudniej bedzie Ci zrozumiec, ze ona jest dorosla, odpowiedzialna za wszystkie (jakiekolwiek) swoje decyzje. Ty ani ktokolwiek inny nie ma z tym nic wspolnego.

To jest trudna droga, sama ja przeszlam. Czulam sie winna, szantazowana emocjonalnie przez matke - toksyczke odkad pamietam.

Ze ja wykanczam swoim postepowaniem i podejmowanymi decyzjami.

Ze przeze mnie jest chora, miala zawal, nie sypia po nocach, jest drazliwa itp itd.

Ze gdyby nie ja, to ojciec by zyl.

No zesz k*rwa - o plamy na sloncu tez pretensje.

Lykalam jak pelikan i wpadalam w coraz glebsze poczucie winy. Z drugiej strony robilam wiele zeby od niej uciec, odciac sie - nie zawsze skutecznie.

I tego wlasnie Tobie zycze - skutecznie sie od niej odciac. Bo tutaj nie ma wyjsc posrednich tylko radykalne ciecia!

Uciekalam przez tyrania i szantazem emocjonalnym, zwiazanym z tym permanentnym poczuciem winy - w malzenstwa. Z deszczu pod rynne. Wszedzie lepiej byle dalej od matki. Ale ona umiala mysia dziura wcisnac sie w moje zycie i truc, nie majac wlasnego.

Nie dopusc do tego we wlasnym zyciu bo zapowiadaja sie niezle atrakcje z taka mamusia pozal sie Boze.

Wreszcie skutecznie ucieklam - za granice. Najpierw do pracy, potem na stale. Kosztowalo mnie to wiele, przed kilkoma laty dopiero zaczelam psychicznie wychodzic na prosta po kolejnym, tym razem bardzo toksycznym i przemocowym, zwiazku.

Tam matka nie mogla mnie juz dosiegnac. A ze stracila psychicznego zywiciela jej dysfunkcji - kilka lat pozniej przeniosla sie na tamten swiat. Miala sluszny wiek ale mogla jeszcze pozyc bo w pelni sil fizycznych i umyslowych (jak na prawie 90 lat) byla. I genetycznie dlugowieczna rodzina.

 

Tak sobie mysle, jakze trudno znalezc wsrod ludzi kogos normalnego, zwyczajnego, bez wiekszych zaburzen, dysfunkcji (a jesli juz, to swiadomego ich i nie obarczajacego nimi innych) - gdzie nie spojrze to jakies egzemplarze. Ludzie sami sobie stwarzajacy problemy - a przy okazji najblizszym pieklo z zycia.

Jestem dysfunkcyjna, przyznaje - moze coraz mniej im wiecej we mnie swiadomosci. Pracuje nad tym, chce zyc szczesliwiej, lepiej - dla samej siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale ona teraz jest zupełnie sama. Pozrywała wszystkie kontakty bo nie ma pieniędzy. Bo pieniądze były potrzebne na mnie i na moje studia (stąd moja chęć teraz obdarowywania jej). Z pieniędzmi ma spory problem. W sumie ja podobnie ale to inny temat ;) Pierwszy krok do odcięcia został poczyniony. Już nie przyjeżdża na kilka dni i nie przestawia mi w szafkach:) Jak przyjeżdża to na max 2 noce.

 

Najbardziej teraz martwi mnie zupełnie inna rzecz. Moja relacja z córką. Przyznam Wam, że od urodzenia dzieci moje fajne życie się skończyło. Skończyły się spontaniczne decyzje i radość z tego. Wiem, że przychodzi taki moment w życiu, że imprezowanie do rana nie bawi jak dawniej:) I coraz mniej kompanów do tego. Ale naprawdę coś fajnego się skończyło. I nie jestem w stanie tego odnaleźć od kilku lat. Czy obwiniam o to córkę? Chyba niestety tak, chociaż nie jest niczemu winna. To mnie martwi najbardziej. Za parę lat to ona usiądzie przed komputerem i będzie opowiadać jak jej zryłam psyche :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale ona teraz jest zupełnie sama. Pozrywała wszystkie kontakty bo nie ma pieniędzy. Bo pieniądze były potrzebne na mnie i na moje studia

powaznie w to wierzysz? :shock:

 

Przyznam Wam, że od urodzenia dzieci moje fajne życie się skończyło.

powielasz dokladnie schemat wyniesiony z domu...to czego sie nasluchalas od matki. Dla dobra dziecka czym predzej na terapie bo wychowasz swoja kopie pelna poczucia winy ze zyje

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A wiecie co jest najlepsze? Uważam, że to jej zawdzięczam to kim jestem i jaka jestem. To, że jestem (byłam) twarda, że osiągałam sukcesy. Wydawało mi się, że to jest związane z wychowaniem. Zupełnie nie sądziłam, że to moja zasługa. Tylko jak teraz zmienić sposób myślenia? Wiem - terapia, a oprócz terapii?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale ona teraz jest zupełnie sama. Pozrywała wszystkie kontakty bo nie ma pieniędzy. Bo pieniądze były potrzebne na mnie i na moje studia (stąd moja chęć teraz obdarowywania jej). Z pieniędzmi ma spory problem. W sumie ja podobnie ale to inny temat ;) Pierwszy krok do odcięcia został poczyniony. Już nie przyjeżdża na kilka dni i nie przestawia mi w szafkach:) Jak przyjeżdża to na max 2 noce.

Alez ona biedna i nieszczesliwa - wezze rzuc wszystko - meza, dzieci, dom - i jedz jej pomoc bo ona zginie marnie...

Przeczytaj co pisze Candy i co napisalam ja.

Nie jestes w zadnym stopniu odpowiedzialna za czyjekolwiek wybory, w tym wlasnej matki!

jest sama bo tak zdecydowala, tak pokierowala swoim zyciem, Ty nie masz z tym nic wspolnego.

Przez cale lata bylam samotna matka, wychowujaca nie dosc ze uposledzone dziecko to jeszcze dwoje mlodszych. Corke wyksztalcilam. Syn jest na 2 roku. Nie przeszloby mi nigdy przez mysl, ze sa mi cos za to winni. Uznalam, ze powinnam im dac wsparcie i szanse.

Po to, by corka skonczyla studia meczylam sie tutaj z toksykiem - mowie to Wam, jej w zyciu tego nie powiem - chyba nawet tak nie mysle na codzien. Czasami tylko, gdy sobie przypominam tamta gehenne - dokonalam takiego wyboru bo byl optymalny na tamten czas.

terax tez wspieram syna na ile potrafie bo uwazam, ze taki jest dobrowolny obowiazek rodzica.

Moglam mu powiedziec ze mam w dupie jego studia i niech wypierd*la do pracy.

Zamiast tego zrobilam wszystko by otrzymal stypendium, granta i zeby zdobyl wyksztalcenie.

Nikt mi w tym nie pomogl.

Ale dzieki temu wiem, ze potrafie sobie poradzic i nie musze wymagac wsparcia.

Dzieci sa dorosle - niech ucza sie zyc samodzielnie.

 

 

Najbardziej teraz martwi mnie zupełnie inna rzecz. Moja relacja z córką. Przyznam Wam, że od urodzenia dzieci moje fajne życie się skończyło. Skończyły się spontaniczne decyzje i radość z tego. Wiem, że przychodzi taki moment w życiu, że imprezowanie do rana nie bawi jak dawniej:) I coraz mniej kompanów do tego. Ale naprawdę coś fajnego się skończyło. I nie jestem w stanie tego odnaleźć od kilku lat. Czy obwiniam o to córkę? Chyba niestety tak, chociaż nie jest niczemu winna. To mnie martwi najbardziej. Za parę lat to ona usiądzie przed komputerem i będzie opowiadać jak jej zryłam psyche :?

Masz choc swiadomosc, ze dzieje sie zle.

To jest wplyw Twojej toksycznej matki.

Od urodzenia dzieci zaczynaja sie obowiazki i juz nie ma to tamto. Studenckie zycie poszlo w niebyt. Trzeba sie przestawic. Inaczej zorganizowac czas - ale pociesze Cie - jak juz dzieci dorosna, beztroskie czasy wroca, tylko Tobie sie nie bedzie juz chcialo szalec ;)

Mnie wlasciwie nie brakowalo imprez ani nie pamietam, zebym to tak odbierala - skonczylo sie cos fajnego. Moze czas na mnie wtedy przyszedl zeby na dupie usiasc?

Za to teraz hulaj dusza piekla nie ma ;) Tzn imprezy mnie nie bawia zbytnio ale we dwoje jakies szalenstwo to jak najbardziej. Kameralnie. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a co myślicie o tych naukowych teoriach, że wpływ rodziców na dorosłe życie jest znikomy? że połowa to geny a druga połowa to grupa rówieśnicza?

czy dzieci naśladują swoich rodziców, czy jednak rówieśników? pytanie głupie, bo wiadomo, że rówieśników, jasiu chce buty które nosi przebojowy przemek, a nie jego stary.

zapraszam do dyskusji..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Grupa rowiesnicza... Idac tym tokiem rozumowania...

Grupa rowiesnicza w dziecinstwie: szkola - mobbing (plus wychowawczyni), ulica, podworko - najlepsi kumple (same chlopaki bo dziewczyny nie chcialy sie bawic z takim dziwadlem jak ja) z ktorymi robilo sie bomby i wysadzalo okoliczne sracze, zbieralo sie naboje na poligonie na Krzemionkach, podpalalo papierosy i podpijalo alkohole ukradzione rodzicom, chodzilo na grande na owoce (majac wlasne sady), kopalo pilke na lakach...

K*rwa, jednak fajne dziecinstwo mialam gdyby odjac pierd*lnietych rodzicow i ten mobbing w podstawowce ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kurkafelek, widzisz jednak swadomosc daje efekty :great:

 

jetodik, nie zgadzam sie z tym...grupa rowiesnicza podczs dorastania ma wplyw kiedy jestesmy zagubieni, niepewni siebie, nie mamy wiezi z rodzina. Nie mamy kregoslupa. Sa rzeczy na ktore grupa rowiesnicza nigdy nie namowilaby mojego dziecka jak np. skrzywdzenie zierzecia. Od najmlodszych lat byla uczona milosci do zwierzat ...miala to we krwi. Wiele jest takich rzeczy ktore wyniosla z domu i nikt i nic tego nie zmeni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z własnego doświadczenia powiem że rodzice mają wpływ na nasze dorosłe życie. Moja matka np. wyrażała wobec mnie dużo czułości tylko wtedy kiedy nie przyniosłam dwói ze szkoły albo gdy coś udało mi się zrozumieć. Byłam dzieckiem dość wstydliwym i nieśmiałym więc często słyszałam że ze mnie dupa i takie tam. Najgorsze dla mnie było to że gdy przychodziłam z płaczem ze szkoły do domu bo rówieśnicy się nade mną znęcali i nauczyciele też to wtedy ona jeszcze bardziej na mnie krzyczała. Zostawałam sama ze swoim problemem i uciekałam w różne fantazje, nie potrafiłam poradzić sobie z realiami. Ale to dopiero później sobie uświadomiłam po jej śmierci. Kiedy żyła moja matka ojciec nawet nie wiedział jak często mnie najeżdżała, bo z reguły był wtedy w pracy. Teraz wiem że najbardziej potrzebowałam wtedy wsparcia i nadal tak mam że nie zawsze go otrzymuję chociaż mam już soją rodzinę. Dodam jeszcze że matka wiele razy powtarzała mi że z płaczem się urodziłam i z płaczem umrę. Teraz powoli dystansuję się do tej jej "klątwy" ale brak wsparcia od strony najbliższych powodował i jeszcze czasami powoduje u mnie samotność. Czy ktoś z was uważa że można być wsparciem dla siebie samej? i jak się tego uczy. Może ktoś mógłby się wypowiedzieć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

BOWIO77, cięzko nadrobic brak milości z dzieciństwa.. zreszta tak do końca to chyba niemożliwe, wszystko co dostaniemy w życiu dorosłym to juz tylko protezy :? b ważna jest terapia, np sa techniki takie jak praca z wewnętrznym dzieckiem... można sie wspomagac otoczeniem, typu kochająca rodzina i przyjaciele... jeśli jestes wierząca, to tez istotny punkt zaczepienia i wsparcia 8) nad wszystkimi powyzszymi aspektami da sie pracowac, żeby wzmocnic siebie... warto zacząc sobie samemu dawac to, czego kiedys brakowało - lubic sie, rozpieszczac, szanować, poświecac czas sobie i własnym potrzebom.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a co myślicie o tych naukowych teoriach, że wpływ rodziców na dorosłe życie jest znikomy? że połowa to geny a druga połowa to grupa rówieśnicza?

czy dzieci naśladują swoich rodziców, czy jednak rówieśników? pytanie głupie, bo wiadomo, że rówieśników, jasiu chce buty które nosi przebojowy przemek, a nie jego stary.

zapraszam do dyskusji..

Wiele rzeczy ma wpływ, geny, temperament, rodzice i grupa rówieśnicza.

 

Sa rzeczy na ktore grupa rowiesnicza nigdy nie namowilaby mojego dziecka jak np. skrzywdzenie zierzecia. Od najmlodszych lat byla uczona milosci do zwierzat ...miala to we krwi. Wiele jest takich rzeczy ktore wyniosla z domu i nikt i nic tego nie zmeni.

Niekoniecznie trzeba być uczonym miłości do zwierząt, by ich nie krzywdzić; wystarczy być rozsądnym. Ja nie byłem uczony miłości do zwierząt, a mój ojciec czasem się znęcał nad psem, którego miała moja babcia, gdy byłem mały. W dodatku nienawidzę zwierząt i bardzo mnie one wnerwiają; a i tak ich nie krzywdzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

. Ja nie byłem uczony miłości do zwierząt, a mój ojciec czasem się znęcał nad psem, którego miała moja babcia, gdy byłem mały. W dodatku nienawidzę zwierząt i bardzo mnie one wnerwiają; a i tak ich nie krzywdzę.

 

co nie znaczy ze bys nie skrzywdzil powielajac zachowanie tatusia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

. Ja nie byłem uczony miłości do zwierząt, a mój ojciec czasem się znęcał nad psem, którego miała moja babcia, gdy byłem mały. W dodatku nienawidzę zwierząt i bardzo mnie one wnerwiają; a i tak ich nie krzywdzę.

 

co nie znaczy ze bys nie skrzywdzil powielajac zachowanie tatusia.

Nie zamierzam nigdy krzywdzić.

 

-- 19 kwi 2014, 00:08 --

 

Wkurza mnie, gdy relacje pomiędzy moimi rodzicami są pozytywne; czuję się dobrze tylko, gdy relacje są neutralne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×