Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy miłość do mojego faceta przyjdzie z czasem?


Rekomendowane odpowiedzi

kaja123 - A stąd, że czasami w jego obecności zdaję sobie sprawę, że nie czuję już tych samych motylków w brzuchu i tej samej radości (a to najczęściej mam w dniach największych stresów). Ale najgorsze są te myśli, które we mnie uderzają, czyli myśli, że "już Ci na nim nie zależy, że tylko marnujesz jego czas, że nic z tego nie będzie w przyszłości", i tym podobne. Dzisiaj na przykład zachował się w stosunku do mnie w sposób absolutnie kochany, specjalnie przyjechał do mnie do pracy, mimo, że miał swoje, ważne zajęcia, a ja po jego wyjściu się popłakałam, bo miałam takie wyrzuty sumienia. Co o tym sądzisz?

Ależ motylki zawsze znikają kochana - niestety ale tak jest :( Motylki sa WOW i zajefajne najwspanialsze na świecie ale to zawsze jest na początku i jest idealizacja partnera. Potem "klapki" opadają i się docieramy i akceptujemy takimi jakimi jesteśmy. Wiesz co ja sądzę? Że Ty masz bardzo niskie poczucie własnej wartości i się boisz że nie jesteś warta takiego cudownego faceta i stąd może być ten lęk = Szczera rozmowa z chłopakiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

UnityMitford - jedyne, co wydaje mi się słuszne, w Twojej sytuacji, to rozmowa. Skoro jesteście tak bliskimi sobie ludźmi, to trzeba jakoś te niesnaski wyjaśnić, może wtedy to uczucie irytacji przejdzie?

 

Kestrel - wiem, myślałam o tym rozwiązaniu. Ale go nie chcę. To znaczy, jeśli moje nerwy nie dadzą mi żyć i te uporczywe myśli nie miną, to pewnie nie będę miała wyjścia. Ale póki to wyjście mam, to chcę z nim być, bo jest cudownym i mądrym facetem, w dodatku pociągającym dla mnie fizycznie. Nigdy jeszcze kogoś takiego nie spotkałam i mam nadzieję, że coś się w końcu we mnie obudzi. Bo tu nie ma mowy o wypalonej miłości, ale o przechodzącym zauroczeniu, jeśli już, na miłość było jeszcze za wcześnie.

 

kaja123 - poczucie wartości rzeczywiście nie jest u mnie w normie, ale nie sądzę, żeby to była przyczyna... Motylki w brzuchu minęły, ale czemu na ich miejscu zamiast miłości, albo chociaż spokoju, pojawiły się te natarczywe, dobijające mnie myśli? :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

UnityMitford - jedyne, co wydaje mi się słuszne, w Twojej sytuacji, to rozmowa. Skoro jesteście tak bliskimi sobie ludźmi, to trzeba jakoś te niesnaski wyjaśnić, może wtedy to uczucie irytacji przejdzie?

tylko tak się składa, że irytacja i frustracja kumulują się po setce rozmów, które nie dały żadnych efektów :mrgreen:

na razie pozostawiam to tak jak jest, niech się dzieje co chce

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

kaja123 - poczucie wartości rzeczywiście nie jest u mnie w normie, ale nie sądzę, żeby to była przyczyna... Motylki w brzuchu minęły, ale czemu na ich miejscu zamiast miłości, albo chociaż spokoju, pojawiły się te natarczywe, dobijające mnie myśli? :(

ze strachu że druga strona moze czuć to samo a jednak Ci na nim zalezy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

On nie czuję tego samego, ciągle mnie utwierdza o swoim uczuciu. Mówi jedynie, że ono w jego przypadku wyewoluowało w nieco bardziej spokojne. Poczytałam wątek o natrętnych myślach (przy nerwicy natręctw), czy to możliwe, żeby to było w moim przypadku to? Nigdy wcześniej nerwica natręctw się we mnie nie ujawniała, jeśli już, to w bardzo delikatnych przypadkach...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

khaleesi tak ładnie uspokoiła Damę, a wy teraz wszystko mącicie, ładnie to tak? ;>

 

Dama_Kier, myślę, że każda relacja jest inna i każdy ma na tym polu inne doświadczenia, więc trudno cokolwiek doradzać - to Ty sama musisz wsłuchać się w siebie i zastanowić się, czego tak naprawdę chcesz.

 

pierwsze zauroczenie często wypala się po kilku miesiącach. ale to nie na tym zauroczeniu opiera się związek, wręcz przeciwnie, ono w ogóle nie jest potrzebne (jak do tej pory, najbardziej szczera, pełna i satysfakcjonująca z moich relacji to ta, w której nigdy nie było 'motylków w brzuchu'), więc nie wydaje mi się, żeby akurat to miało być powodem do niepokoju.

 

odpowiedz sobie może.. czy potrafisz wyobrazić sobie bycie z tym facetem przez kolejne kilka lat? do końca życia? jeżeli tak, nic nie burz. ale jeżeli już w tym momencie czujesz, że prędzej czy później będziesz chciała czegoś innego.. myślę, że sama wiesz ;s

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kotyk - Jako, że znam faceta dopiero od pół roku, to nie mogę jeszcze o nim myśleć w kategoriach "na całe życie", bo po prostu nie wiem, czy na pewno na tyle słusznie się dobraliśmy pod względem charakteru :) Myślenie o kimś "na całe życie" mnie trochę przeraża. Ale na pewno jest to wspaniały i ciekawy osobnik, którego nadal chcę poznawać i któremu chcę pozwalać poznawać samą siebie, a kto wie, może rzeczywiście wyniknie z tego dalekosiężna relacja :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dama_Kier, ale kilka lat (no dobra, niech będzie nawet miesięcy) chyba jesteś sobie w stanie wyobrazić. patrząc przez pryzmat tego, co wiesz i czujesz teraz, a nie tego, co być może, ale wcale nie musi, okazać się później.

(btw, myślałam, że jesteście ze sobą pięć miesięcy, ale nie, że tylko tyle się znacie - dla mnie to nie jest tożsame)

 

może rzeczywiście problemem jest Twój niepokój, a niekoniecznie jakieś faktyczne niedopasowanie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kotyk - jesteśmy ze sobą 5 miesięcy, ale znamy się od około pół roku z hakiem. I tak, jeśli chodzi o najbliższe miesiące i lata, to jak najbardziej jestem sobie w stanie nas wyobrazić :)

 

Tahela - na ten wątek już trafiłam przeglądając to forum i dał mi nadzieję, że moim problemem rzeczywiście są natrętne myśli. Bo jak inaczej to nazwać? Ja sama jestem w stanie próbować, uwielbiam spędzać z nim czas, a i tak opętały mnie myśli, które nie pozwalają mi normalnie funkcjonować, uczyć się, dzisiaj musiałam przez nie kilkakrotnie wychodzić z pracy. Powiem o tym mojemu psychologowi i zaproponuję, by zbadał mnie właśnie pod kątem nerwicy natręctw.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dama_Kier, ja przeżyłam bardzo podobną sytuację do Ciebie.

Byłam w pierwszym poważnym związku, świetny facet, silny, ale wrażliwy. Od początku naszego bycia razem przeżywałam to, co Ty teraz-czasem płakałam, nie spałam- bałam się, że go nie kocham, chociaż bardzo mi na nim zależało. Tak jak Ty miałam masę wątpliwości, czy aby nie znajdzie się ktoś inny, że tak naprawdę nie wiem jak to wygląda z kimś innym itp. I coraz bardziej podświadomie oddalałam się od niego, to było takie przeciąganie liny- przez pewien czas ja się wycofywałam, a on irytował mnie, bo dążył do bliskości (nawet nie o sam seks chodzi, a po prostu przytulenie, powiedzenie kocham)- później on rezygnował, a ja zestresowana starałam się nadrobić czas oziębłości.

Później zrobiło się burzliwie, kłóciliśmy się dużo, ja zamykałam się w sobie coraz bardziej, więc pewnego dnia stwierdził, że musimy poważnie porozmawiać, zrobić coś z nami, spróbować naprawić, a ja chyba zbyt dumnie (a może był to mój wentyl bezpieczeństwa) powiedziałam, że nie ma tu czego naprawiać i chyba musimy pomyśleć o rozstaniu. A on bardzo ochoczo przystał na to- bo jak się dowiedziałam później miał powód- spotykał się już z kimś. Mimo, że sama dążyłam do rozstania byłam totalnie rozbita. Czułam się upokorzona. To był najgorszy okres w moim życiu- uświadomiłam sobie, że jednak bardzo go kochałam, że nie doceniałam tego co miałam. Ale stwierdziłam, że trzeba żyć dalej, wziąć się za siebie. W końcu poszłam na terapię (która mimo, że nie wyleczyła mnie z nerwicy, to otworzyła oczy na pewne moje zaburzone postrzeganie rzeczywistości). Po terapii jeszcze bardziej byłam pewna, że zawaliłam coś bardzo ważnego. Myślałam, że z upływem czasu będzie lepiej, ale było gorzej, coraz bardziej tęskniłam, a faceci na mojej drodze okazywali się pomyłką.

Rok później spotkaliśmy się przypadkiem i tego dnia napisał mi, że bardzo za mną tęskni i nie potrafi z nikim nawiązać takiej relacji, jaką miał ze mną. Nie chciałam dać mu szansy, bo wciąż byłam urażona, ale z każdą rozmową przekonywałam się, że nie ma co udawać honorowej, bo to naprawdę człowiek dla mnie.

Wróciliśmy do siebie i absolutnie nie żałuje, ani tej decyzji, ani nawet rozstania- bo dzięki temu zyskałam pewność, a i doceniam teraz zwykłe codzienne momenty razem. To było 5 lat temu, teraz razem mieszkamy i planujemy wspólną przyszłość. Sory, wyszło z tego tanie romansidło :D

 

Przestrzegam przed pochopnymi decyzjami, bo możesz ich żałować do końca życia-tym bardziej, że między Wami jest wszystko ok. Ale myślę, że Twoje zaburzone postrzeganie związku to wina nerwicy- daj sobie czas na terapii (a może weźmiesz na jedną sesję też chłopaka?) i nie spinaj się, nie twórz w głowie scenariuszy. A życie i tak zweryfikuje czy macie być razem, czy nie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Przestrzegam przed pochopnymi decyzjami, bo możesz ich żałować do końca życia-tym bardziej, że między Wami jest wszystko ok. Ale myślę, że Twoje zaburzone postrzeganie związku to wina nerwicy- daj sobie czas na terapii (a może weźmiesz na jedną sesję też chłopaka?) i nie spinaj się, nie twórz w głowie scenariuszy. A życie i tak zweryfikuje czy macie być razem, czy nie ;)

te słowa do mnie bardzo mocno trafiają ;)

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Renee.Madison - Bardzo dziękuje za tę wiadomość. Dała mi nadzieję, że postępuje słusznie nie poddając się swoim stanom i nadal walcząc o tę relację :) I oczywiście gratuluje Ci tego, że tak wspaniale ułożyło się to w Twoim przypadku! Rzeczywiście, brzmi trochę jak w romansie, ale to godne pozazdroszczenia, bo życie nie zawsze zsyła AŻ takie niespodzianki :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

renee.madison - kilogram truizmów niestety. Wpychanie się w związek który przynosi frustrację jest kompletnie bezsensu. Gdyby wszystko dało się załatwić chęciami to świat byłby prosty i nie byłoby nieudanych związków :D Jasne, że zawsze miło jest się pocieszać, że to tak działa.

Niektórzy ludzie nie nadają się do związków, niektórzy się nadają, ale nie do związków z partnerami których mają, czasem coś się wypala i nie ma powrotu do przeszłości - bywa różnie. Wmawianie sobie, że wszystko jest okej to unikanie problemu, to też jakaś metoda, popularna i słaba.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Purpendicular, ja rozumiem to tak, że Dama_Kier nie wpycha się w związek, który ją frustruje, tylko nerwica ją frustruje i podsyła deprymujące myśli odnośnie całkiem udanego związku. Widzisz różnicę?

Nie dyskutujemy tu o wszystkich związkach w ogóle, ale o przypadku autorki, która CHORUJE na nerwicę.

Ja opowiedziałam swoją historię, bo jest paralelna. Mój związek nie był zły, to nerwica go nadpsuła.

Porównywanie tych przypadków do związków ludzi bez zaburzeń jest bez sensu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Owszem, ale postawa typu "co złego to na pewno nerwica" się nie sprawdza - a przynajmniej nie zawsze. Myślę, że sporo osób chorujących na nerwicę (abstrahuję od autorki tematu) żyje myślą, że na pewno ich porażki i problemy wynikają tylko z nerwicy, a jak nerwicę wyleczą to wszystko będzie dobrze. Najczęściej - nie będzie.

Przy czym nie twierdzę,że nerwica nie ma wpływu (czasami dużego, indywidualna kwestia) na związki, czy jakiekolwiek życiowe sprawy.

 

btw, sugerowałem się również tytułem tematu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Owszem, ale postawa typu "co złego to na pewno nerwica" się nie sprawdza - a przynajmniej nie zawsze. Myślę, że sporo osób chorujących na nerwicę (abstrahuję od autorki tematu) żyje myślą, że na pewno ich porażki i problemy wynikają tylko z nerwicy, a jak nerwicę wyleczą to wszystko będzie dobrze. Najczęściej - nie będzie.

Przy czym nie twierdzę,że nerwica nie ma wpływu (czasami dużego, indywidualna kwestia) na związki, czy jakiekolwiek życiowe sprawy.

 

Najczęściej - nie będzie. - a po czym wnosisz? Jakieś badania na ten temat? Statystyki? Czy Twoje domysły?

Nie wiem na ile bliski jest Ci temat nerwicy i związku, bo wypowiadasz się tonem eksperta.

 

Zajmowałam się tematem neurotycznej miłości w swojej pracy naukowej i polecam zerknąć chociażby do 'neurotycznej osobowości naszych czasów' K. Horney (a jak komuś się nie chce to tu zebrane najważniejsze myśli dot. związków z nerwicowami: http://blogblizej.wordpress.com/2012/04/26/jak-kochaja-neurotycy-cz-ii/

Sorry, ja u autorki widzę wyraźnie neurotyczną osobowość, która rzuca się cieniem na jej związek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najczęściej - nie będzie. - a po czym wnosisz? Jakieś badania na ten temat? Statystyki? Czy Twoje domysły?

 

Obserwacje. Wieloletnie - wśród bliższych, dalszych i zupełnie obcych ludzi. Poza tym, to jest mechanizm który działa nie tylko w przypadku nerwicy. Mój dziadek na przykład, opowiadał, że "przed wojną to były taaakie zimy, a teraz już nie ma prawdziwych" - nie pytałem go, czy ma na ten temat jakieś statystki, badania, czy są to jego domysły ;) To prosty mechanizm - ludzie idealizują, to co było dawno. Więc w przypadku ludzi z nerwicą, częstą rzeczą jest wmawianie sobie (dla usprawiedliwienia, dla swojej wygody, samopoczucia - whatever) że wszystko co złe jest wynikiem nerwicy. Nie trzeba badań (zresztą, pokaż mi wiarygodne badania na ten temat) - poczytaj choćby to forum, najlepiej tematy w stylu "co dobrego dała wam nerwica" (albo coś podobnego, nie pamiętam) - to jest dokładnie to o czym mówię.

 

Jestem w stanie uwierzyć, że komuś się sypie związek tylko przez nerwicę, albo że ma kiepskie życie tylko przez nerwicę, ale każdy tak mówi i sądzisz, że u każdego rzeczywiście tak jest? I gdyby nie nerwica, to związek byłby świetny, a życie proste. Mhym...

Dziewczyna się zastanawia, czy kocha, albo co i jak czuje do swojego faceta, a Ty jej mówisz "to nerwica!" - to trochę płytkie podejście do tematu moim zdaniem. Po prostu bardzo upraszczające. Chociaż rozumiem dobre intencje, żeby powiedzieć komuś coś pokrzepiającego.

 

 

Zajmowałam się tematem neurotycznej miłości w swojej pracy naukowej i polecam zerknąć chociażby do 'neurotycznej osobowości naszych czasów' K. Horney (a jak komuś się nie chce to tu zebrane najważniejsze myśli dot. związków z nerwicowami: http://blogblizej.wordpress.com/2012/04/26/jak-kochaja-neurotycy-cz-ii/

 

Robisz ten błąd, że definiujesz człowieka wyłącznie przez pryzmat jego nerwicy. To nie jest takie proste. Nie tłumaczmy wszystkiego nerwicą - to nie jest niepełnosprawność intelektualna, albo cokolwiek co w takim stopniu definiuje osobę - chyba, że ktoś tak chce, bo prościej. Jakiś fetysz neurotyzmu i nerwicy.

Wiesz, ja na przykład mam prawdopodobnie depresję i nie zawsze jest mi łatwo, ale nie pozwolę się przez jej pryzmat definiować i wszystko nią tłumaczyć, a dokładnie to robisz w stosunku do osób z nerwicą. Na człowieka składa się więcej czynników niż nerwica, depresja i inne rzeczy.

Do pracy naukowej się nie odnoszę, bo jej nie czytałem, może później zajrzę, ale jeśli sama masz ten problem, to podchodzę z dużym dystansem do stopnia obiektywizmu. Ale może rzucę okiem.

 

 

Sorry, ja u autorki widzę wyraźnie neurotyczną osobowość, która rzuca się cieniem na jej związek.

 

Nie musisz mnie przepraszać ;) Ja widzę to i coś więcej - generalnie patrzę trochę szerzej i nie zawężałbym problemu tylko do nerwicy, która jest najprostszym, najłatwiejszym i najmilszym wytłumaczeniem. Rzadko bywa tak, że powód jest tylko jeden. Może w komediach romantycznych - nie przepadam za nimi, więc nie znam się.

 

Reasumując, jeszcze sprecyzuję, bo zapewne ktoś źle zrozumie i się przyczepi - nie umniejszam problemów nerwicy czy depresji, to są strasznie ciężkie rzeczy i utrudniające życie. Ale tłumaczenie tym wszystkiego jest po prostu najczęściej oszukiwaniem samego siebie.

 

To tyle, bo piszę ten post dziesięć minut i odnoszę wrażenie że o dziesięć za dużo - mógłbym robić milion ciekawszych rzeczy w tym samym czasie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Jestem w stanie uwierzyć, że komuś się sypie związek tylko przez nerwicę, albo że ma kiepskie życie tylko przez nerwicę, ale każdy tak mówi i sądzisz, że u każdego rzeczywiście tak jest? I gdyby nie nerwica, to związek byłby świetny, a życie proste. Mhym...

 

mam wrażenie, że na siłę chcesz przeforsować swoje zdanie i jeśli chodzi o jakiś ogół problemu, to może i masz rację (w niektórych punktach), ale my rozmawiamy o konkretnym przypadku, a nie oderwanych od rzeczywistości rozważaniach o związkach i nerwicy.

 

Dziewczyna się zastanawia, czy kocha, albo co i jak czuje do swojego faceta, a Ty jej mówisz "to nerwica!" - to trochę płytkie podejście do tematu moim zdaniem. Po prostu bardzo upraszczające. Chociaż rozumiem dobre intencje, żeby powiedzieć komuś coś pokrzepiającego.

 

Nie. Ja jej mówię, żeby zastanowiła się na ile jej rozterki są związane z faktycznym niezadowoleniem ze związku, a na ile z jej jego zaburzonym postrzeganiem (co z resztą sama robi, bo chodzi na terapię). Ani nie każe jej zostać z chłopakiem, ani odejść- przestrzegam tylko przed pochopnymi decyzjami.

Nie wszystko jest czarne lub białe.

 

 

Nie tłumaczmy wszystkiego nerwicą - to nie jest niepełnosprawność intelektualna

 

w jakimś stopniu jest to niepełnosprawność emocjonalna

 

Wiesz, ja na przykład mam prawdopodobnie depresję i nie zawsze jest mi łatwo, ale nie pozwolę się przez jej pryzmat definiować i wszystko nią tłumaczyć, a dokładnie to robisz w stosunku do osób z nerwicą. Na człowieka składa się więcej czynników niż nerwica, depresja i inne rzeczy.

 

Powiedz to samo ludziom, którzy z powodu lęku nie wychodzą z domu, albo 24h spędzają w pozycji leżącej. Jasne, że to nie choroba- przecież to lenistwo.

Prawdopodobnie masz depresję- leczysz się, od jak dawna na nią chorujesz?

Wiem, że każdy inaczej przechodzi depresję, ale chyba nie masz pojęcia co to naprawdę jest depresja (i życzę Ci, żebyś nigdy się nie dowiedział). Ja w depresji nie byłam sobą- byłam cała chorobą. I było mi obojętne czy ktoś mnie definiuję przez chorobę, bo nie miałam nawet siły się podnieść.

Wydaje mi się, że psychiczne zaburzenia stały się modne, wiele osób przypisuje sobie bordery, depresje, a później tacy ludzie jak Ty mają pretensje, że zrzucamy wszystko na nerwicę, depresję, bo przecież tyyyyle jest zaburzonych, a wszyscy jakoś normalnie fukcjonują.

Ty nie chcesz być definiowany przez nerwicę- no tak pewnie to ma być tylko kuszący dodatek, nutka ekstrawagancji.

Ale nasze to widzimisię. To nie nerwica, tylko tak naprawdę nasz chu*owy charakter. Bardzo mnie irytuje takie podejście, bo ja wszystko bym dała, żeby wrócić do siebie sprzed choroby, byłam wtedy innym człowiekiem i inaczej zachowywałam się chociażby w związkach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostatni Twój akapit pokazuje, że Twoje zrozumienie tego o czym pisałem i co wyraźnie zaznaczałem jeszcze na końcu, specjalnie dla osób mających problemy ze zrozumieniem czytanego tekstu, jest na poziomie zrozumienia kosmologii teoretycznej przez blondynkę z kiepskich dowcipów - sorry ale tak to wygląda. :)

 

Jasne, że to nie choroba- przecież to lenistwo.

 

Gdzie ja napisałem, że to lenistwo? Gdzie ja mówiłem o tak skrajnym przypadku, jaki Ty podałaś (swoją drogą, nie przeszkadzało Ci to jeszcze kilka zdań wcześniej mówić o tym, że powinniśmy odnieść się do przykładu autorki tego tematu)?

 

Ewidentnie nie masz do tego dystansu, który chyba powinnaś mieć, skoro brałaś się za pisanie pracy naukowej na ten temat :)

 

To tyle ode mnie, bo to naprawdę strata czasu, a ja jestem niekonsekwentny i znowu go tracę.

 

Autorce tematu życzę jak najlepiej. Polecam wszystko przemyśleć sobie szczerze w swoim sumieniu, bo rady moje, czy innych nicków z internetu chyba nic nie dadzą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostatni Twój akapit pokazuje, że Twoje zrozumienie tego o czym pisałem i co wyraźnie zaznaczałem jeszcze na końcu, specjalnie dla osób mających problemy ze zrozumieniem czytanego tekstu, jest na poziomie zrozumienia kosmologii teoretycznej przez blondynkę z kiepskich dowcipów - sorry ale tak to wygląda. :)

aleś po mnie pojechał. no no sarkazm najwyższych lotów :great:

 

Sprostowanie- nie pisałam pracy naukowej stricte o nerwicy, ale zajmowałam się nią w kontekście pewnych dzieł literackich. Tak czy siak, nie trzeba mieć dystansu do tematu, o którym się pisze- wbrew przeciwnie- teraz jest zwrot w kierunku subiektywizmu w badaniach (oczywiście odnoszę to nauk humanistycznych).

Ja go nie mam, bo ciężko mieć dystans do czegoś co niemiłosiernie uwiera i przeszkadza żyć.

 

Dobrze, że Ty masz taki dystans, tylko odnoszę wrażenie, że masz mgliste pojęcie o prawdziwej nerwicy czy depresji (a nie "och jestem taka melancholijna, to chyba depresja") i na siłę szukasz zaczepki.

 

Też życzę autorce wątku jak najlepiej i w tym się zgadzamy :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze tylko odnośnie jednej rzeczy, która jest offtopem, ale pozwolę sobie wtrącić

 

badaniach (oczywiście odnoszę to nauk humanistycznych).

 

Nauki humanistyczne a badania które cokolwiek wnoszą słabo się do siebie mają (pomijam historię, bo to wyjątek potwierdzający regułę i zapewne kilka innych wyjątków o których nie mam pojęcia też jest). Najlepiej o jakości tych humanistycznych "badań" świadczy fakt, że jak mówisz, subiektywizm jest pożądany. Więc wyciąganie jakichkolwiek wniosków z badań które są w sporym stopniu przesiąknięte subiektywizmem jest nielogiczne.

 

Ale raczej nie o tym autorka chciała czytać i nie sens badań w naukach humanistycznych i ich odniesienie do realnego świata ją interesowało, więc kończę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pomijam historię, bo to wyjątek potwierdzający regułę i zapewne kilka innych wyjątków o których nie mam pojęcia też jest

coś chyba jednak słabo z tą logiką panie "szkiełko i oko"

 

 

btw. wyluzuj, to tylko forum nerwica, a nie rozprawka na temat wyższości studiów technicznych nad humanistycznymi :D a ja nic nie mówiłam o tym, że moja praca naukowa ma zbawić świat :pirate:

łap swoje +100 do ego i idź udawać bad boya do innego wątku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×