Skocz do zawartości
Nerwica.com

NERWICA NETRĘCTW NICZYM OPĘTANIE


pieta3

Rekomendowane odpowiedzi

Choruję od dzieciństwa .

Najpierw objawiało się to niewinnie; ustawianiem ludzików, samochodzików, sprawdzaniem gazu, sprawdzaniem czy drzwi są zamknięte, ustawianiem ciapów, ustawianiem szczoteczki do zębów, odkręcaniem i dokręcaniem długopisu, itp oczywiście po wielokroć.

 

Innym elementem było powtarzanie pewnych wyrazów czy zdań aż do wyimaginowanej perfekcji, w myślach albo na głos.

 

Z biegiem lat choroba ewoluowała i się pogłębiała. Obsesje ruchowe zaczynały przechodzić w myśli, przez całą dobę a najbardziej natężone przed spaniem. Były to informacje zasłyszana w trakcie dnia, rozmowy, teksty piosenek, powiedzenia, informacje nabyte w szkole, natłok różnych myśli które musiałem przetworzyć tak żeby mnie to zadowalało oczywiście natręctwa ruchowe nie ustawały tylko zeszły na dalszy plan.

Innym problemem było odtwarzanie (wizualizowanie pewnych obrazów w głowie np. aktorów i różnych twarzy ludzi którzy w danej chwili przyszli mi do głowy)

Zawsze choroba dotykała rzeczy na których mi zależało.

 

Pod koniec szkoły podstawowej nastąpił moment przełomowy

Choroba zaczęła atakować moje mocne strony( to w czym byłem dobry, na czym mi zależało: wiedza , poglądy, informacje nabyte w szkole).

Obsesje ruchowe zaczynały schodzić na dalszy plan a większym

problemem stawały się myśli. Jeśli byłem np dobry z angielskiego to choroba to

atakowała na zasadzie całkowitej odwrotności i zamazywała wiedzę na jakiś czas,

nie miałem do niej dostępu albo utrudniony i nigdy po iluś godzinach, dniach nie

powracało to do pierwotnego stanu rzeczy, musiałem ta wiedzę odświeżać poprzez ponowne jej przyswojenie.Było to horrorem i zniechęcało mnie do czegokolwiek, zabijało moje walory,aspiracje, potencjał. Oczywiście cały czas atakowały mnie myśli typu( muszę powtórzyć coś ileś razy aż do wyimaginowanej perfekcji, natłok myśli, które musiałem przetworzyć, bo inaczej zaczynałem się fizycznie czuć fatalnie,(niesamowity ból głowy(karku) nie do z walczenia przez leki, odruchy wymiotne, krztuszenie się, drżenie rak, pieczenie w gardle.

 

Choroba atakowała nawet takie aspekty jak mój wygląd, czy formę fizyczną

Kiedy zacząłem chodzić na siłownię na początku ogólniaka i uzyskiwać lepsze wyniki w pewnych ćwiczeniach czy lepszą muskulaturę ciała było to atakowane tak jak wiedza, na zasadzie odwrotności. Myśli były tak silne że zaczynały mnie bolec mięśnie z którymi były one związane cierpnąć poszczególne partie ciała, zaczynałem tracić siłę co przekładało się na moje wyniki na siłowni(np nie mogłem zrobić tylu powtórzeń danym ciężarem co wcześniej tylko powiedzmy jedno czy dwa.

 

Innym elementem był urojony wpływ niektórych rzeczy takich jak telefony komórkowe, kable, gniazdka, przedmioty skierowane czubkiem w moją stronę na moje myślenie. W sytuacji gdy ktoś rozmawiając skierował tel. kom. w moja stronę urajałem sobie że fale mogą wpływać na moje procesy myślowe i tak się działo. Wszystkie moje walory malały nie potrafiłem wydusić z siebie słowa i sformułować zdania tak jak przedtem, podobnie było z wyimaginowanym wpływem gniazdek elektrycznych,( nie mogłem leżeć blisko nich bo zachodził mechanizm taki jak powyżej), czy kabli przez które płynął prąd

 

Zacząłem się leczyć na początku 4tej klasy liceum, o dużo za późno i to był błąd(kiedy jedyną alternatywą było samobójstwo. Początkowo leki zaczęły działać pozytywnie przez

ok 1sze pół roku leczenia( ale wciąż było do dupy z tym że znośnie) Zdałem

maturę dostałem się na studia itd. Z biegiem lat choroba zmieniała swoje oblicze,

jedne problemy przeradzały się w inne gorsze, leki nie pomagały.

dostawałem inne, które albo nie działały w ogóle albo pogarszały sytuację.

Całe studia były droga przez mękę, objawy zaczęły wracać, przeradzać się w gorsze o większym natężeniu.

Nieraz jedna stronę książki czytałem godzinę. Wiedza którą przyswoiłem przed egzaminem potrafiła rozmyć się w jednej chwili na zasadzie całkowitej odwrotności jak opisałem powyżej.

Początkowo powiedzmy umiałem na piątkę a finalnie zdawałem ledwo co na 3jkę

 

W połowie studiów oblałem semestr i przeniosłem się na studia zaoczne i jakoś dopchałem je do końca .

Studia kosztowały mnie o wiele więcej wysiłku energii, nerwów i poświeceń niż gdybym nie był chory. Można powiedzieć że studia były heroiczna walką. W międzyczasie różni lekarze

przetestowali na mnie ok 30 różnych substancji( leków). Jedne działały albo

negatywnie albo w ogóle, po drugich czułem same objawy niepożądane.

 

Na dzień dzisiejszy choroba wygląda tak( składa się z 4 różnych elementów).

 

Pierwszy element – Napięcie – ogromne rozpieranie w całym organizmie (nieraz wiję się na łóżku tak jakbym miał eksplodować. Napięcie jest najsilniejsze rano i jak coś zjem. Sam się zastanawiam jak ja je wytrzymuje. Piję co jest pod ręką hydroxizinę, melissę, krople nasercowe, szyszki chmielowe. Czasami uda się je jakoś opanować a czasami tarzam się po podłodze cały dzień aż zachce mi się spać.

 

Drugi element – przetwarzanie informacji i problemy z koncentracją (są one związane nie tylko z samą chorobą ale i z negatywnym działaniem leków, które otępiają, co wielokrotnie mówili mi lekarze) do tego stopnia ze nieraz jeden wyraz przetwarzam kilkanaście minut, zdanie godzinę, nawet sam czas na zegarku elektronicznym często przetwarzam kilka minut. Najgorzej idzie mi z tym na czym mi najbardziej zależy( choć to nie reguła). Owe przetwarzania niezmiernie potęguje moją depresję i zniechęca do czegokolwiek. Powoduje frustrację nie do opisania.

 

Trzeci element – Natręctwa i natłok myśli, które muszę przetworzyć bo inaczej zaczynają się objawy takie jak napisałem powyżej. Natręctwa takie jak przesuwanie kabla od modemu czy poprawianie innych rzeczy. Oczywiście dotyczy to głównie rzeczy na których mi w danej chwili zależy.Nieraz jedna czynność wykonuje parę godzin aż coś spieprzę i wtedy dochodzi u mnie do ekstazy nerwowej (jakbym miał pistolet albo truciznę natychmiast bym ja zażył bo jest to szał nie do wytrzymania). Poza tym w moim pokoju panuje niesamowity bajzel. Jednak jest część rzeczy których nikt dotykać nie może bo są ustawione co do mm. W ogóle nie lubię jak mi sie ktoś kręci po pokoju bo może coś nieopatrznie ruszyć przesunąć itp.

 

Czwarty element (wypadkowa powyższych)- niesamowita depresja i zniechęcenie do wykonywania czegokolwiek, wychodzę z domu jak muszę, robię

tylko to co muszę, nic ponadto. Nawet kiedy już mam nóż na gardle i jestem zmuszony do wyjścia z domu, cały czas jestem zawieszony pomiędzy myślami a światem otaczającym i nieobecny, pochłonięty przetwarzaniem bodźców z otoczenia i myślami które mi w danej chwili przyjdą do głowy. Nie jestem w stanie w pełni się skupić nad tym gdzie idę, co robię. Wielokrotnie bywało że wszedłem na słup od latarni, znak drogowy, zderzyłem się z kimś, nie zauważyłem krawężnika.

 

Moim największym marzeniem od wielu lat jest jak

najszybsze zejście z tego świata,. Raz się wieszałem ale sznurek się urwał (ważę) ok 100 kilo) w momencie kiedy traciłem już przytomność, podcinanie żył, próbowałem (ale to

tylko na filmie), chyba że tętnicę szyjną.

 

Poza domem i w towarzystwie nawet jednej osoby(bliskiej) moje objawy się nasilają.

Percepcja i zdolności poznawcze drastycznie maleją pod wpływem nerwów

 

Przez 14 lat miałem psa o imieniu Hektor. To że był ze mną dodawało mi siły by walczyć z chorobą. Z czasem stał się jedyną istota na której mi zależało i dla której żyłem

Odszedł ok 5 lat temu. Od tego czasu i w sumie dużo wcześniej moje życie to wegetacja. Czekam na śmierć jak na zbawienie chyba że znajdę kogoś dla kogo będzie warto mimo wszystko z tym wszystkim walczyć ale to jest tak prawdopodobne jak trafienie 6ki w totka.

To tak w skrócie bo można by na temat mojej choroby i przeżyć napisać książkę.

 

Dwa razy byłem w szpitalu 1szy raz w Chełmie ( bez sensu), poszedłem na odczepnego bo mnie rodzice molestowali, 2gi raz w klinice w Abramowicach,to także nie przyniosło najmniejszego efektu, lekarz wręcz mi powiedział że szpital nie jest placówką która mogłaby mi pomóc, może wręcz pogorszyć sytuację bo jest więcej ludzi więcej rzeczy do przetworzenia, w związku z tym objawy się nasilają. Powiedziano mi że w tym stadium choroby jedyna rzeczą jaka może mi pomóc jest terapia behawioralna CBT

Byłem u psychoterapeuty od terapii behawioralnej który mi powiedział

ze na to wszystko za późno, można spróbować terapii w która ja osobiście nie

wierzę, ale trwałaby ona kilka lat i ów psychoterapeuta nie daje mi gwarancji

jakiejkolwiek poprawy, więc dałem sobie spokój

 

Mam 30 lat, znam swoją chorobę na wylot,

tylko niestety nic związku z tym nie mogę zrobić, to jest jak piekło(jeżeli

wierzycie w piekło jako stan umysłu) to to jest właśnie to

 

Powiem tak. Życie to chwila śmierć to wieczność, przynajmniej mam taka

nadzieję. Ja osobiście znalazłem się już w takim punkcie gdzie nic nie ma

sensu, od wielu wielu lat nie jestem w stanie czerpać jakiejkolwiek radości z

życia, jest tylko smutek i męczarnia. Nic mnie tu nie trzyma, to dlaczego , w

imię czego się męczyć, przecież i tak w końcu się umrze.Sprawdzian z

wytrzymałości na cierpienie zdałem bo przeżywszy to co ja większość ludzi

powiesiłaby się na własnych jelitach. Nie mam dla kogo żyć, ostatnia istotą

dla której byłem gotów walczyć z tym kurewstwem był mój pies. Niestety nie ma

go już na tym świecie. Nie wierzę w niebo nie wierzę w piekło takie jakie wykreowała religia katolicka i inne pokrewne , wierzę w swobodną egzystencje bytów w świecie astralnym do którego możemy trafić po śmierci. Nie neguję reinkarnacji ale wolałbym żeby jej nie było . Może być już tylko lepiej albo wcale, gorzej na pewno nie. Nawet gdyby śmierć była końcem wszystkiego i po śmierci miałbym zmienić się w nicość(to jest lepsze niż takie życie)

 

Zapraszam na bloga

http://nerwicanatrectwpieklonaziemi.blog.pl/2013/11/03/nerwica-natrectw-pieklo-na-ziemi/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam podobne objawy tzn. kiedy nie biore leków- po lekach daje rade prawie normalnie funkcjonowoać. Nerwica zawsze atakuje rzeczy na których nam zależy, miałam to samo co Ty z siłownia to ja z odchudzaniem. Byłam na terapii, pomogło na jakiś czas. Ale bez leków się nie da. Dodatkowo uzalezniłam sie od alkoholu, myśli samobójcze czasem mam jakos jeszcze żyje. U mnie to jest chyba spowodowane złą równowagą chemiczna w mózgu bo po lekach przechodzi. Trzymaj się, nie poddawaj, bierz leki i może jakis psycholog. I pomyśl że nie wszytsko musi byc idealne to chyba każdy z NN dąży do perfekcji a to błąd.Byle jak też sie da.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nerwica zawsze atakuje rzeczy na których nam zależy - agusia186to jest strzał w 10, to zdanie :uklon: , zawsze coś planujesz , zawsze czegoś bardzo chcesz i wtedy nawala to gówno ze zdwojoną siła byle by człowiek odpuścił skąd ja to znam

Hehe o nerwicy wiem już prawie wszystko jak psycholog, teraz studiuje moje uzależnienie. A co do autora to niemozliwe że nic nie pomaga, jak psycholog mówi że za późno na terapie to jakis lipny jest, znajdź lepszego. Za późno to jest w grobie. Leki też masz chyba źle dobrane.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pieta3,

ze na to wszystko za późno
- napisz skarge na psychologa za dyletanctwo i nieprofesjonalne podejscie do tematu.niech zabiorą mu licencje na wykonywanie zawodu to moze zatrudnia kogoś bardziej kompetentnego, kto potrzebuje pracy.

Twoja choroba to choroba mysli. prawie jak po lsd-lezysz, i czekasz az sie skonczy, juz prawie na granicy. to nie nerwica natrectw- to psychoza, ktorej pochodna jest nerwica natrectw.

 

potrafisz ogladać film patrząc na obraz wczuwając się w sytuacje które tam nastepuja?

potrafisz krzyczec czy wszystko dusisz w sobie?

znajdź cos na czym Ci kompletnie nie zalezy. jaka reakcja nastepuje?

 

 

jesli lubisz psiaki to mozesz np. nauczyć sie zawodu szkoleniowca psów (teraz jest na to parcie), albo pracować z dziećmi uposledzonymi tam, gdzie stosuje się terapię zwierzetami zazwyczaj sa to konie)

 

1.poranny/wieczorny jogging ulicami chełma. zadanie-policzyć wszystkie czworonogi ktore mijasz po drodze. czas: godzina. codziennie.

2.zmiana psychiatry (leki na autyzm by sie przydały) oraz przeciwlekowe (np. trittico)

3. wizyta u neurologa

4.przygarnięcie nowego pieska

 

zadania manualne:

bierzesz odpowiednio duza kartke papieru i kolorowe flamastry czy co tam masz. rysujesz grube kropki. co tam robisz? nadajesz im idealny kształt?porzadkujesz kolorami? ok.

teraz drugi rysunek-pijane kropki. maja sie roznic wielkoscia, ksztaltem i mozesz mieszac kolory. wsród tych pijanych kropek maja być 4 takie same kropki. to jest ochrona imprezy. w 4ech rogach kartki. posrodku ma byc wielka kula dyskotekowa. ma byc przebajerowana. rysunek umieszczasz w miejscu gdzie czesto spogladasz. ten z uporzadkowanymi kropkami palisz w piecu.obraz wieszasz na skos, w zadnym wypadku rowniutko.

wystroj wnetrza. potrzebujesz kilka gadzetów. dywan- asymetryczny bez zadnych regularnych ksztaltów. zrób balagan.porzadny balagan.

kupujesz puzzle skladajace sie z tysiaca i wiecej elementow. masz je ulozyc.potem przyklejasz na cos i wieszasz jako zwieńczenie swego dzieła. warsztaty modelarskie- zapisujesz sie i skladasz samolociki.

 

ps. kto Ci pokazał jak się udręczać? jakie masz kontakty z matką i ojcem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba moge być szczera....?

Mogę, zdecydowanie mogę....

 

 

Wiesz dziwne to wszystko... cała historia, bardzo smutna oczywiście, dla mnie jeszcze bardziej bo też choruje na OCD, dla tych innych którzy mają do czynienia z tą chorobą zapewne też.

Smutna historia a na koniec ,,zapraszam na bloga''. Po co Ci to potrzebne? Nie rób tego... lepiej załóż bloga o tym co lubisz, a jak nie lubisz niczego to sobie znajdź coś co mógłbyś polubić.... Po co masz pisać o czymś co i tak już wystarczająco dużo siły z życia Ci zabiera?

Wiesz czego Ci brakuje? Normalnego psychiatry i kogoś kto kopnie Cię tak w dupę (za przeproszeniem) że obrócisz się najpierw o 180 a potem o 360 stopni.

Ja choruje już prawie 10 lat na OCD... zaczęłam też jako dziecko, do tego z wiekiem doszły zaburzenia odżywiania. Lekko? Nie.... Jest tak ciężko, że człowiek miał ochotę strzelić sobie w łeb. Ale nie na tym życie polega. Teraz jestem żoną, a Mój mąż codziennie kopie mnie w dupę..... kopał do momentu aż sama zaczęła się kopać. O to w tym wszystkim chodzi, musisz trafić na ludzi którzy nakierują Cię na właściwe tory, zacznij od psychiatry potem załóż sobie portal randkowy...znajdź sobie kobietę, skoro nie potrafisz inaczej. Nie można? Można.... ja znalazłam męża na sympatia.pl. Piszesz tutaj na forum, to i na portalu dasz radę.... Ludzie nie są źli... nie wszyscy, zawsze znajdzie się ktoś kto Cię złapie za rękę. Ryzykowałeś wiążąc sobie sznur na szyję, to możesz i tak zaryzykować.

W końcu przyjdzie taki dzień, że już nie będziesz chciał oglądać się za siebie.... wiesz czego jedynie trzeba? Trzeba chcieć.... przyzwyczaiłeś się już do tej choroby, a wie co mówię bo sama tak miałam.... miewam też czasem. mam wrażenie, że żyć bez niej nie mogę. Nienawidzę jej i potrzebuje.... Ale to nie jest normalne. Musisz postawić sobie cel i wierzyć w to że się uda. Bo żadna choroba która kreuje w Twojej świadomości nie prawdziwe schematy....nie może zawładnąć Twoim życiem. Tego nie ma.... jesteś tylko Ty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Faktycznie musisz zmienić lekarza, sądze że poprostu nie masz dobrze dobranych leków a skoro wyrobiła Ci się tolerancja na Anafranil, lekarz już dawno powinien był zmienic Ci lek na inny lub dołozyc coś do obecnego. A że niektórzy to konowały i tak męczą latami swoich pacjetnów jednym i tym samym to już inna bajka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pieta3, każda osoba bedzie miała inne rady, dlatego 5 osób z OCD bedzię przezywało tę chorobę inaczej, tak samo sobie z nią radziło.

 

Ja nie chciałam Cię dołować, ale napiszę. Jak przeczytałam Twojego posta, odniosłam wrażenie, że to co przezyłeś i właściwie nadal przezywasz jest strasznym cierpieniem i nijak się ma do tak błahych problemów na tym forum jakie mają niektórzy forumowicze. Ale przecież to Ci w niczym nie pomoże..:/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pieta3, każda osoba bedzie miała inne rady, dlatego 5 osób z OCD bedzię przezywało tę chorobę inaczej, tak samo sobie z nią radziło.

 

Ja nie chciałam Cię dołować, ale napiszę. Jak przeczytałam Twojego posta, odniosłam wrażenie, że to co przezyłeś i właściwie nadal przezywasz jest strasznym cierpieniem i nijak się ma do tak błahych problemów na tym forum jakie mają niektórzy forumowicze. Ale przecież to Ci w niczym nie pomoże..:/

 

:great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pieta3, a więc czego oczekiwałeś zakładając ten temat? Że będziemy współczuć? Współczujemy....pewnie nawet nie wiesz jak bardzo.

Każdy na tym forum ma jakiś problem, i dla każdego jego osobisty problem jest w tym momencie najgorszy na świecie.

Ale walcząc o zdrowie niczego nie ryzykujesz, pogrążając się w chorobie możesz stracić wszystko...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pieta3, ale w tym co pisali nie widzę za bardzo jakiegoś dokopywania ci czy dołowania. Może mogli jakoś lepiej odpisać, ale to przecież też są osoby chore. Pisz się na psychoterapię, nawet jeśli ma potrwać kilka lat. Przy żadnej nerwicy nie ma gwarancji wyleczenia. Spotkałem osoby którym po kilku a nawet kilkunastu latach udało się dobrać leki tak żeby stanęły na nogi. Z tego co piszesz to nie trafiłeś dobrze. Przede wszystkim szukaj dalej, tak jakby nadzieja dalej była, choć jej nie widzisz. Ona dalej jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pieta3, a więc czego oczekiwałeś zakładając ten temat? Że będziemy współczuć? Współczujemy....pewnie nawet nie wiesz jak bardzo.

Każdy na tym forum ma jakiś problem, i dla każdego jego osobisty problem jest w tym momencie najgorszy na świecie.

Ale walcząc o zdrowie niczego nie ryzykujesz, pogrążając się w chorobie możesz stracić wszystko...

 

Moją intencją przy zakładaniu postu raczej nie była prośba o pomoc tylko wartość merytoryczna dla osób zainteresowanych tematem(m. in chorych, lekarzy, piszących prace naukowe), chciałem coś wnieść od siebie, nie wiem ile jeszcze wytrzymam a tak przynajmniej coś po mnie zostanie., może komuś studiowanie mojego przypadku się przyda, pomoże. Może jakiejś matce której dziecko ma podobne objawy co ja w wieku dziecięcym, da sygnał do rozpoczęcia leczenia.

 

-- 05 lis 2013, 05:34 --

 

pieta3, ale w tym co pisali nie widzę za bardzo jakiegoś dokopywania ci czy dołowania. Może mogli jakoś lepiej odpisać, ale to przecież też są osoby chore. Pisz się na psychoterapię, nawet jeśli ma potrwać kilka lat. Przy żadnej nerwicy nie ma gwarancji wyleczenia. Spotkałem osoby którym po kilku a nawet kilkunastu latach udało się dobrać leki tak żeby stanęły na nogi. Z tego co piszesz to nie trafiłeś dobrze. Przede wszystkim szukaj dalej, tak jakby nadzieja dalej była, choć jej nie widzisz. Ona dalej jest.

 

Na psychoterapię jak najbardziej bym się pisał, z tym że psychoterapeutka(powiedzmy o bardzo dobrej renomie) zagrała ze mną w otwarte karty, mówiąc: tak jak napisałem w założonym temacie: określiła mój stan jako fatalny, że psychoterapia to kwestia lat bez gwarancji poprawy. Zanim był dobrze zaczął uczęszczać poszedłbym z torbami bo spotkania zalecane 2 razy w tygodniu, minimum 1 raz, 100 zł/za spotkanie, a co do lekarzy miałem styczność z dziewięcioma i tylko dwoje w tym obecnie mnie prowadzący podeszło do sprawy tak jak należy, z zaangażowaniem, indywidualnie nie traktując mnie z góry z wyższością. Oboje mieli podobną wizję leczenia więc wybrałem ten tańszy i bliższy mojego miejsca zamieszkania.

 

-- 05 lis 2013, 05:36 --

 

pieta3, a więc czego oczekiwałeś zakładając ten temat? Że będziemy współczuć? Współczujemy....pewnie nawet nie wiesz jak bardzo.

Każdy na tym forum ma jakiś problem, i dla każdego jego osobisty problem jest w tym momencie najgorszy na świecie.

Ale walcząc o zdrowie niczego nie ryzykujesz, pogrążając się w chorobie możesz stracić wszystko...

 

Moją intencją przy zakładaniu postu raczej nie była prośba o pomoc tylko wartość merytoryczna dla osób zainteresowanych tematem(m. in chorych, lekarzy, piszących prace naukowe), chciałem coś wnieść od siebie, nie wiem ile jeszcze wytrzymam a tak przynajmniej coś po mnie zostanie., może komuś studiowanie mojego przypadku się przyda, pomoże. Może jakiejś matce której dziecko ma podobne objawy co ja w wieku dziecięcym, da sygnał do rozpoczęcia leczenia.

 

-- 05 lis 2013, 05:34 --

 

pieta3, ale w tym co pisali nie widzę za bardzo jakiegoś dokopywania ci czy dołowania. Może mogli jakoś lepiej odpisać, ale to przecież też są osoby chore. Pisz się na psychoterapię, nawet jeśli ma potrwać kilka lat. Przy żadnej nerwicy nie ma gwarancji wyleczenia. Spotkałem osoby którym po kilku a nawet kilkunastu latach udało się dobrać leki tak żeby stanęły na nogi. Z tego co piszesz to nie trafiłeś dobrze. Przede wszystkim szukaj dalej, tak jakby nadzieja dalej była, choć jej nie widzisz. Ona dalej jest.

 

Na psychoterapię jak najbardziej bym się pisał, z tym że psychoterapeuta (powiedzmy o bardzo dobrej renomie) zagrała ze mną w otwarte karty, mówiąc: tak jak napisałem w założonym temacie: określiła mój stan jako fatalny, że psychoterapia to kwestia lat bez gwarancji poprawy. Zanim był dobrze zaczął uczęszczać poszedłbym z torbami bo spotkania zalecane 2 razy w tygodniu, minimum 1 raz, 100 zł/za spotkanie, a co do lekarzy miałem styczność z dziewięcioma i tylko dwoje w tym obecnie mnie prowadzący podeszło do sprawy tak jak należy, z zaangażowaniem, indywidualnie nie traktując mnie z góry z wyższością. Oboje mieli podobną wizję leczenia więc wybrałem ten tańszy i bliższy mojego miejsca zamieszkania.

 

-- 05 lis 2013, 05:40 --

 

no i przez pomyłkę zdublowałem post

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pieta3, jeszcze ostatnią Twoją deską ratunku może być pobyt w szpitalu psychiatrycznym w Katowicach -Szopienicach pod okiem ordynatora Macieja Żerdzińskiego, który stricte jako chyba jedyny w tym kraju psychiatra poważnie podchodzi do tej choroby i cały czas zgłębią wiedzę o przyczynach jak i stosownym leczeniu za granicą (bo przecież trzeba sobie prawde poiwedzieć, że w polandzie wiedza na temat nie tylko NN ale innych chorób psychicznych jest na poziomie Albanii a lekami pierwszego rzutu u prawie każdego "doktorka" jest paroksetyna).

 

Myślę, że nie masz praktycznie nic do stracenia i powinieneś wziąść pod uwagę tę opcję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pieta3, napisalam Ci kupe porad, a tu co? zadnego odzewu ani komentarza. brzmi jakbys nie chciał zrobic nic, by z tego wyjsc.

 

 

No, dokładnie. Bo lepiej założyć blog i nie walczyć o swoje życie.

Ale to chyba normalny objaw w NN, bo i ja czasem boje się dnia kiedy po NN nie zostanie już nic... i co wtedy?

W sumie... mam to gdzieś, ja chce żyć, i myślę że on w głębi duszy też.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sądzę, że Wam jest łatwiej walczyć z chorobą, bo macie partnerów, którzy jednak przy Was są i w jakis sposób wspierają. Kolega z tego co pisze, na tę chwilę jest samotny, a w tym stanie w jakim się znajduje szukanie na portalach randkowych dziewczyny jest radą conajmniej śmieszną.

Takie coś można czynić w lepszym nastroju.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sądzę, że Wam jest łatwiej walczyć z chorobą, bo macie partnerów, którzy jednak przy Was są i w jakis sposób wspierają. Kolega z tego co pisze, na tę chwilę jest samotny, a w tym stanie w jakim się znajduje szukanie na portalach randkowych dziewczyny jest radą conajmniej śmieszną.

Takie coś można czynić w lepszym nastroju.

 

Radzę to co sama znam z doświadczenia. Wszystko co wydaje się absurdalne, i nie do uwierzenia może okazać się czymś trafnym. Dlaczego miałoby nie podziałać? Znalazłby sobie zajęcie, odpędziłby kilka myśli...to już sukces. Trafiłby może na osobę tą właściwą. Myślisz, że ja zakładając portal randkowy byłam w lepszej kondycji? Nie byłam... ani fizycznej ani psychicznej. Co ryzykowałam? Nic.

Trzeba tylko chcieć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzę że ladywind najbardziej mnie rozumie, a co do portali randkowych właśnie jak miałe lepszy okres założyłem profil na sympatii, dając na końcu wzmiankę o mojej chorobie,odezwały się 2 osoby (walczące z podobną chorobą i poprosiły mnie o opis mojej oraz jak sobie z nią radzę.- to skłoniło mnie do stworzenia bloga. oczywiście napisałem im mniej wiecej to co w założonym temacie. Obie uznały mój przypadek nieporównywalnie bardziej dramatyczny od swoich odniosłem wrażenie że przestraszyły się po prostu i rozmowa się urwała, także arate i zima, może trochę mniej zacietrzewienia a więcej zrozumiemia i wyobraźni

 

-- 06 lis 2013, 11:50 --

 

pieta3, napisalam Ci kupe porad, a tu co? zadnego odzewu ani komentarza. brzmi jakbys nie chciał zrobic nic, by z tego wyjsc.

 

 

No, dokładnie. Bo lepiej założyć blog i nie walczyć o swoje życie.

Ale to chyba normalny objaw w NN, bo i ja czasem boje się dnia kiedy po NN nie zostanie już nic... i co wtedy?

W sumie... mam to gdzieś, ja chce żyć, i myślę że on w głębi duszy też.

 

 

Jakbym nie walczył to by już mnie nie było na tym świecie. Każdy dzień jest walką, walką były studia, walką było sklecenie opisu który zamieściłem n a tym forum, walką jest czytanie waszych postów i założenie owego bloga. A co do samej choroby walcząc przez kilkanaście lat przy każdym nowym leku miałem nadzieję że mi cokolwiek pomoże i do spotkania z każdym nowym lekarzem podchodziłem z entuzjazmem, mimo wszystko. Coraz mniejszym za każdym razem. To czego ode mnie oczekujecie, żebym tryskał optymizmem, po tylu latach beznadziejnej walki i wierzył że się stanie cud

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałem tego posta i nie mogłem za bardzo zasnąć w nocy :D Tylko , że ja się borykam z depresją , nerwicą lękową i chyba hipochondrią ... Ten typ nerwicy co masz mnie przeraża , ale objawów nie moge na sobie odziwo zastosować , mam tak że jak zaczyma dużo analizować , co u mnie jest największym problemem to po jakimś czasie zaczynam się telepać , trwa to w zależności jak się nakręciłem 10 min do 2 godzin i po tym czasie zachciewa mi się żyć :roll: Ja się z sobą szarpać już nie mam zamiaru , dopóki zycie sprawie mi przyjemność to je przyjmuje, będę się pocieszał jak pajac trudno ...

Ja to odbieram wszsytko , że te depresje i nerwice nie są moje tylko ktoś mi je przekazał i to jest może mój cel w życiu żeby z nimi walczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja to odbieram wszsytko , że te depresje i nerwice nie są moje tylko ktoś mi je przekazał i to jest może mój cel w życiu żeby z nimi walczyć.

 

To jest chrześcijańskie podejście do sprawy spodobało się to zdanie, natomiast życie w ciągłej walce to rzeczywiście trzeba być herosem, żeby się trzymać, ale zdanie bardzo ładne muszę tu pochwalić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×