Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jak podejść do życia?


k123

Rekomendowane odpowiedzi

Wywodzę się z rodziny z zamiłowaniem do pracy i interesów, wszyscy mają pieniądze, pracują właściwie cały czas, są mądrzy, inteligentni, ambitni, silni... Mi marzy się iść w ich ślady ale niestety, nie tylko przez chorobę, nie nadaję się do tego. Trudno jest mi pogodzić się z tym, że miałabym zawsze czuć się gorsza przez mój status finansowy. No i bardzo ich podziwiam, zwyczajnie ich naśladuję.. Mam problemy na studiach, studiuję finanse, nie interesuje mnie to, nie radzę sobie.. Mam problemy z pracą na wyższych stanowiskach, nie wytrzymuję tego psychicznie.. Rzeczy których pragnę to raczej dla mnie ideał niż to, co sprawiłoby mi przyjemność. Zastanawiam się czasami, czy dla swojego zdrowia (leczę się na zaburzenia lękowe, przez nie prawie nie wychodzę z domu, no i na depresje) nie lepiej byłoby się wypiąć się na wszystko i wywrócić życie do góry nogami. Póki co jedyna decyzja niezgodna z moimi ideałami wyniesionymi z domu to partner którego nie interesuje robienie interesów. Jest wspaniałym człowiekiem, mam wrażenie że to jedyne, co daje mi szczęście. Mam wrażenie, że tylko on na całym świecie jest taki jak ja (w sumie nie mam przyjaciół i widuję się tylko z rodziną). Może więc lepiej dla mnie byłoby rzucić te okropne studia, mimo że większość za mną, przestać gonić za pieniędzmi, więcej czasu poświęcać sobie, mieć normalne weekendy i spotykać się z ludźmi, może wziąć ślub, urodzić dziecko, spokojne sobie żyć.. Może iść na inne studia, które póki co mi się nie przydadzą, ale są chociaż interesujące.. Ale z drugiej strony nie można być jak dziecko, beztroskim, myśleć że "jakoś to będzie".. Moje obecne życie bardzo utrudnia mi leczenie. Może jednak warto podejmować ten niesatysfakcjonujący trud? Co myślicie? Młodość jest krótka, a ja za bardzo się stresuję żeby się nim cieszyć. Czasami wydaje mi się, że za mało czasu spędzam na tym co lubię i to blokuje moją osobowość..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mówi się, że materializm to postawa, w której z martwych przedmiotów robi się cel życia. I ksiądz pewnie zgodnie z wielowiekową tradycją krytykuje taki styl życia, wiadomo co wg niego ma być na pierwszym miejscu. A ja nie widzę w tym nic złego, pod warunkiem, że przestrzega się paru zasad. Mnie cieszy posiadanie materialnych rzeczy, rozwój środków produkcji to jedna z rzeczy, która pozwoliła człowiekowi wyjść z jaskini. Fajnie mieć dużo kasy, luksusowe przedmioty.

 

Mi to wydawałoby się próżne stawiać tylko na przedmioty, to takie próżne. Ale po sobie widzę, że postawa idealistyczna się nie zwraca. Chciałbym się uczyć, mam jakieś zasady, ale to mnie wcale nie czyni szczęśliwym. W starym testamencie często się przejawia motyw tego, że kto jest bogobojny, temu Bóg sprzyja. Nie chcę nikogo dołować, ale to tak nie działa.

 

Więc skoro za dobre człowiek nie jest wynagrodzony, to pewnie za złe też się mu nie obrywa. Wniosek: rozwijaj firmę i używaj życia. Bo miłością bliźniego się nie wyżywisz. Może nieliczne jednostki w historii osiągnęły spokój ducha dzięki medytacjom. Ale mówiąc na własnym przykładzie, póki masz resztki praktycznego myślenia to im hołduj i nie zamieniaj na miłość przyrody, czy inne rzeczy. Bo to zbyt duże ryzyko zostania z niczym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wstydem jest dla mnie przyznać się, że pragnę rzeczy materialnych, jest to trudne. Nie jest dla mnie fajne, że nie byłam na wakacjach a nowym domu nie zrealizowałam tego, co chciałam. Niestety, trzeba mieć pieniądze nie tylko na złote pierścionki, ale też na dobrego dentystę, terapeutę, karnet na siłownię, wygodne buty ze skóry, by kupić komuś prezent na jaki zasługuje, uczyć się, robić coś w życiu itd. Nie mówię więc o tym, że rzucę pracę i powiem "teraz mam czas na wszystko", a nic nie będzie mnie stać. Mam pracę z potencjałem, są jednak różne drogi. Mogę się trzymać swojego zajęcia, a mogę gnać jak szalona chociaż wiem, że to nie dla mnie. Może zostawiając sobie w obowiązku tylko to co muszę, znajdę czas na to co chcę, a to wskaże mi nową drogę, która jak by nie było może też się okazać zyskowna. U mnie w domu się inwestuje, a przecież są zawody z zamiłowania na których się zarabia. Najbardziej dręczą mnie te studia, one mnie dobijają do reszty. Mój tata za nie płaci, nie powiem mu przecież że mam to gdzieś i je rzucam..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to może spróbuj się jakoś przełamać. A może dorób sobie jakąś filozofię do posiadania. Że byt kształtuje świadomość. Albo, że nikomu nie czynisz krzywdy dużo zarabiając, po prostu masz taki styl życia.

 

Ja nie widzę nic złego w tym. Gdybym miał więcej pieniędzy to wydawałbym na różne rzeczy i sprawiałoby mi to radość, że je mam. Oczywiście tylko chwilową, ale jednak. Sam żyję w lęku, że mógłbym skończyć na ulicy. Zabezpieczysz swoją przyszłość, to się o to nie martwisz. Praca powoduje, że człowiek czuje się potrzebny, ma jakiś cel.

 

Może jakaś książka typu: etyka biznesu, biznes zaangażowany?

 

A jeśli chodzi o studia. Co ci się w nich nie podoba?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wstydem jest dla mnie przyznać się, że pragnę rzeczy materialnych, jest to trudne.
Niestety, trzeba mieć pieniądze nie tylko na złote pierścionki, ale też na dobrego dentystę, terapeutę, karnet na siłownię, wygodne buty ze skóry, by kupić komuś prezent na jaki zasługuje, uczyć się, robić coś w życiu itd.

A dla mnie to już jest wytłumaczenie.

Pochodzę z niskobudżetowej rodziny i gdy ktoś słyszy, że moim celem są godne pieniądze, słyszę wyzwiska od materialistów.

Ale za coś trzeba żyć.

 

Odchodząc od tematu osoby - tym bardziej singlowi pochodzącemu z małego miasta, który musi się sam utrzymać.

Życzę takim osobom powodzenia :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

k123, nie przesadzaj, masz przynajmniej zaplecze finansowe. czyzbys chciała uciec od zycia w małżeństwo? i co? partenr będzie na Ciebie zarabiał, a Ty bedziesz siedzieć w domu i konstruować światy? Vett, no ja jestem tym singlem z malego miasta, przenioslam sie do duzego i wiem jak trzeba sie starac zeby sie utrzymac. Nigdy nie mialam studiów za pieniadze, ani nie studiowałam intratnego kierunku. dlatego ten temat uwazam za abstrakcyjny. jak sie nie lubi studiów to sie zmienia na inne- zwlaszcza jak jest sie na 1szym roku, ludzie czesto tak robią.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może i wstyd Ci się przyznawać, że jesteś materialistką, ale prawda jest taka, że jeśli masz nerwicę lękową, pieniądze będą miały dla Ciebie znaczenie zawsze. Potrzebujesz stabilizacji finansowej, poczucia spełnienia, poczucia bezpieczeństwa i kontroli. I jesteś jedną z tych osób, które nie tylko nie powinny, ale też nie będą umiały powiedzieć sobie "jakoś to będzie". Zwyczajnie potrzebujesz zabezpieczenia ;) Więc jeśli rozważasz rzucenie studiów, to przemyśl poważnie sprawę. Może jednak lepiej będzie najpierw zabezpieczyć się finansowo, a potem zastanawiać co w życiu robić, by to dawało satysfakcję.

 

Poza tym napiszę Ci jeszcze o czymś- większość ludzi uczy się czerpać satysfakcję ze swojego zajęcia z czasem. Im więcej się angażujesz, uczysz i im lepsza się stajesz, tym bardziej Cię interesuje to, czym się zajmujesz. Może problemem nie jest to, że nie trafiłaś na pasję, ale zwyczajnie nie przykładasz się za bardzo. I może jakbyś wzięła korepetytora i trochę popracowała nad umiejętnościami, odnalazłabyś się w tym, co robisz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wstydem jest dla mnie przyznać się, że pragnę rzeczy materialnych,
Nie wiem z jakiego powodu ten wstyd 99% ludzi ma takie pragnienia, albo ma inne pragnienia a pieniądze to środki do realizacji tych pragnień. Nie wyżywisz siebie i rodziny bez pieniędzy, tak samo jeśli chodzi o podróże czy większość hobby. Ja tam pieniądze lubię ale nie znoszę pracować. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pieniądze dają tylko złudne poczucie bezpieczeństwa. Większe zawirowania w gospodarce czy wojna i pieniążki nadają się jedynie do podcierania tyłeczka. Szczególnie gardzę dzisiejszymi pustymi banknotami. Niektórzy całe życie spłacają kredyt na 200 -300 tyś a inni tworzą takie albo większe sumy jednego dnia. Magia? Nie, współczesna ekonomia, ale takich rzeczy nie nauczysz się na naszych studiach.

 

Jasne pieniądze są potrzebne do życia, ale warto mieć na uwadze, że to tylko abstrakcyjny koncept, który jako tako działa tylko dlatego, że ludzie w niego wierzą i nie mają pojęcia to się dzieje na zapleczu. Jednak nic nie trwa wiecznie i kiedyś ta bańka pęknie jak to zapowiadają od dawna austriaccy ekonomiści. A wtedy pozostaną jedynie kontakty, władza i przemoc.

 

Prawda jest jednak taka, że nic nie zapewnia bezpieczeństwa i stabilizacji. Przypomina mi się Cezar Borgia, świetny polityk oraz strateg, który przegrał życie z powodu ... pecha :) Zachorował w nieodpowiednim momencie.

 

Co do bycia materialistą jak słusznie zauważył carlosbueno; większość nimi jest. Współczesny kapitalizm opiera się na materializmie i tak się zdegenerował, że przestaje polegać na zaspokajaniu realnych potrzeb a jedynie zbędnych zachcianek. Firmy kreują potrzebę a następnie ją zaspokajają, genialne rozwiązanie. Do teraz podziwiam faceta, który stworzył modę na papierosy u kobiet i wmówił innym, że to seksowne.

 

Z pieniędzmi jest jeszcze jeden problem, a raczej z ludźmi; apetyt rośnie w miarę jedzenia - więcej zarabiasz, więcej wydajesz na jakieś gówna i realnie jesteś dalej biedakiem tylko, ze w lepszym wdzianku. Ostatni kryzys w USA jest świetnym przykładem - pseudobogata klasa średnia potraciła majątki całego życia w ciągu kilku miesięcy.

 

Na koniec polecam świetną piosenkę, która nawiązuje do tego problemu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pieniądze dają tylko złudne poczucie bezpieczeństwa. Większe zawirowania w gospodarce czy wojna i pieniążki nadają się jedynie do podcierania tyłeczka. Szczególnie gardzę dzisiejszymi pustymi banknotami. Niektórzy całe życie spłacają kredyt na 200 -300 tyś a inni tworzą takie albo większe sumy jednego dnia. Magia? Nie, współczesna ekonomia, ale takich rzeczy nie nauczysz się na naszych studiach.

 

Raczej umiejętność przystosowania się do życia w danych warunkach.

A co do złudnego poczucia bezpieczeństwa- chciałaś napisać, że bezpieczeństwo jest złudne, a nie że poczucie jest złudne, tak? Bo poczucie jest tylko wrażeniem, nie możemy się mylić co do niego. Właśnie to wrażenie jest ważne i stabilizacja finansowa może je umocnić na długie lata. Pracowałam już z ludźmi, którzy żyją od renty do renty i pamiętam jak ciężko im było przestać myśleć o pieniądzach, zrelaksować się. Myślę, że para, która jest względnie ustawiona finansowo nie będzie się tak bardzo martwić, czy w ich dom uderzy meteoryt i przegrają życie przez pecha. To podejście "cokolwiek zrobię, będzie źle, bo moim życiem rządzi przypadek". A można prawdopodobieństwo doświadczenia czegoś złego zmniejszać- tak w sumie funkcjonujemy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

abstrakcyjne shity rozkminiacie. Marylin Monroe powiedziała: "pieniadze szczęścia nie dają, dopiero zakupy"

w ogóle cały temat to jakis kaprys z braku laku. za kilka lat autorka watku przyzna rodzicom rację. i prawdopodobnie doceni to co ma, bo nie wszyscy mają tyle szczęścia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

k123 dla kogo Ty żyjesz? Dla siebie czy rodziców? Z własnego doświadczenia - niespełnianie marzeń, pragnień, robienie tego co chcą rodzice prowadzi do nerwic, depresji, uzależnień...

Leczysz się już, a to ciekawe dlaczego? Zaniechania też prowadzą do zaburzeń - pojawia się poczucie winy, że czegoś się nie zrobiło, spróbowało i tak przez lata całe żyje się w poczuciu przegranego życia. Jeżeli to końcówka studiów to je skończ, a później weź sprawy w swoje ręce i działaj. Bo to twoje życie i twoje wybory, chyba że chcesz się szarpać dalej i tracić energię. Decyzja należy do Ciebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

abstrakcyjne shity rozkminiacie. Marylin Monroe powiedziała: "pieniadze szczęścia nie dają, dopiero zakupy"

w ogóle cały temat to jakis kaprys z braku laku. za kilka lat autorka watku przyzna rodzicom rację. i prawdopodobnie doceni to co ma, bo nie wszyscy mają tyle szczęścia.

 

Oczywiście że doceniam to co mam, to mnie jeszcze bardziej dobija, bo wiem, że niczego mi nie brakuje, a ja i tak non stop myślę o śmierci bo nie mogę sobie wewnętrznie poradzić. Myślę sobie, że jeśli w powiedzmy "sprzyjających" warunkach czuję się źle, to naprawdę jest ze mną źle.

 

Tak naprawdę temat nie do końca miał dotyczyć pieniędzy. Chodzi o to, że dusimy się w tym co powinniśmy robić. Nie mówię, że powinno się rzucić pracę i zamieszkać w lesie, ale można by zaingerować chociaż w to co się robi po pracy zarobkowej. Pytałam, czy warto poświęcać swoje zdrowie a może i życie dla tego co powinniśmy robić, a dobija nas to i wykańcza psychicznie. Mamy swoje ideały: powinnam być szczupła, fit, uczynna, dla wszystkich miła, spotykać się z rodziną której nie interesuję jako osoba, byc ambitna, osiągać same sukcesy i tak dalej, dalej i dalej.. Gubimy siebie, to co lubimy robić, to o czym kiedyś marzyliśmy, chwilę na refleksje. Ja np muszę mieć czas dla rodziny, a przez to nie mam czasu dla osób którym na mnie zależy, rodzina tylko chce stwarzać pozory ideału a nigdy ich nie obchodzi co u mnie. Marnujemy życiową energię żeby być idealni i przykładni, a kiedy jestem sama otwieram butelkę wina i idę do sklepu po czekoladę w tajemnicy przed partnerem i zastanawiam się czy zapisać mieszkanie jemu czy tacie, czy temu kto zapłacił bo go stać, czy temu który wydał wszystko co dał radę w krótkim życiu zarobić i poświęcił miesiące ciężkiej pracy na wykończeniówkę. I tak siedzę i rozmyślam nad śmiercią, bo przeraża mnie świat i to co mnie czeka, bo mam dość choroby, rodzina udaje że nic się nie dzieje, partner ma mnie dość bo ile można. Czy więc nie byłoby lepiej i zdrowiej PO PRACY wypiąć się na wszystko, nie słuchać nikogo zajmowac się tylko tym, co nam serce dyktuje? Tylko żeby chciało dyktować w takim stanie, kiedy już nie masz ochoty nawet się wykąpać.. I żeby wola i asertywność były takie, by mówić innym "nie".. Oczywiście wiadomo, nie można miec wszystkich gdzieś, ale myślę że w końcu gdzieś spotka się samego siebie, a wtedy uda się ułożyć relacje z innymi po swojemu.. I może wtedy da to szczęście, bo będziemy znać nasze oczekiwania od tej relacji i co możemy jej zaoferować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

k123, może terapia książką? Ja np. mam niespełnione ambicje jako naukowiec i zabieram się za książkę o znanym fizyku, nobliście. Wszystko po to by dostrzec w nim człowieka i zmniejszyć poziom wyidealizowania. Ewentualnie poznać sekret tej osoby dzięki któremu się wybiła.

 

Co ty na to?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę sobie, że jeśli w powiedzmy "sprzyjających" warunkach czuję się źle, to naprawdę jest ze mną źle.

 

ostatnio to samo pomyślałam o sobie i trochę Cię rozumiem... moje otoczenie też uważa, że mam więcej niż większość, to powinnam byc bardziej szczęśliwa, szity z satelity, szczęście jest sprawą indywidualną.

 

Ale ja nie wstydzę się tego, że lubię mieć, wręcz właśnie dobrze zdaję sobie sprawę, że w gorszych warunkach po prostu nie byłabym w stanie funkcjonować. I podziwiam osoby, które to potrafią. Serio. :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No widzisz, wydaje mi się, że ja nie mam swoich ambicji tylko spełniam oczekiwania innych. Kiedyś miałam dużo pomysłów na siebie, ale nawet nie zaczynałam nie wierząc w siebie. Jestem niestety perfekcjonistką, jeśli jest szansa na porażkę to boję się chociaż zacząć i od razu przestaje to być fajne i przyjemne. Nakręcam się, a później jakby tematu nigdy nie było.

 

Kiedy mam dużo czasu i już wypocznę to wtedy pojawia się coś pozytywnego w mojej głowie, myślę co bym chciała teraz porobić. Ale taki stan jest raz na pół roku. Na więcej za mało czasu, weekend jest dla mnie za krótki żeby się w pełni zrelaksować. Poza tym łatwiej idzie jak jestem zupełnie sama, a nigdy nie jestem.

 

Bardzo ciekawy jest Twój pomysł, chętnie zapoznam się z Twoją książką:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×