Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czyję sie odrzucona i niepotrzebna. Zostałam sama...


haloMItuSZARO

Rekomendowane odpowiedzi

o forum wiedziałam już od dawna. mój "znajomy" miał nerwicę i wchodził tutaj, czytał, a potem jeszcze bardziej się pogrążał. prosiłam, żeby już tu nie wchodził i chyba poskutkowało.

Tak wyszło, że przez całą jego chorobę, albo większość czasu jej trwania byłam przy nim raczej na każdą potrzebę. Przyjeżdrzałam w nocy, starałam się słuchać, zrozumieć, poświęcać mu jak najwięcej uwagi,bo zdawałam sobie sprawę jak bardzo może być mu potrzebna czyjaś obecność.

Mój problem zaczął się już pewnie w dzieciństwie, lecz sukcesywnie rósł i uaktywniał się. Kiedy byłam potrzebna, mogłam się wykazać, dać oparcie, wysłuchać, zapominałam o sobie. Nie dopuszczałam myśli, że ze mną może być podobnie jak z NIM i po sobie też nic nie dawałam poznać. Byłam potrzebna i to była moja terapia. Ktoś mnie potrzebował.

Moja sytuacja "życiowa" przedstawia się tak, że jestem zdana praktycznie sama na siebie. Mogę śmiało powiedizeć, że jestem zaradna, potrafie sobie radzić w różnych sytuacjach, ale mam wielki problem z psychiką.

Wracając do mojej sytuacji... nie dawałam po sobie poznać, że chwilami nie daje rady nawet z jego problemami. Kiedy on zaczął czuć się lepiej, przestałam być potrzebna. Ale wtedy byłam już w bardzo ciężkim stanie. pouki mogłam pomagać, nie myślałam o sobie, ale kiedy przestałam być potrzebna, sama tej pomocy zaczęłam potrzebować. Zaczęło brakować mi leku, którym była bliskość. Popadłam w depresje. DO tego doszło wiele innych sytuacji, rozwód rodziców, szkoła... Było mi bardzo ciężko, nadal jest. Codziennie płakałam i płaczę po pare godzin, czułam się najgorsza, niepotrzebna, nikt mnie nie doceniał, od nikogo nie słyszałam żadnych pochwał, a tak się starałam. Najbardzije bolało mnie to że ja bym oddała całe serc żeby mu pomóc, a jego pomoc dla mnie była nie miarodajna w sotusnku do tego, czego oczekiwałam...: bycia przy mnie, nawet nie jako chłopak, lecz jako najbliższa dla mnie osoba. rewanż? złe słowo... on ejst ode mnie starszy 9 lat, czuje się ptzy nim bezpiecznie. to jedyne miejsce na świecie... to bardzo przykre...

Byłam u psychologa. Na początku ciężko mi się było otworzyć, plakałam. Usłyszałam to, co czułam. Że wybralam sobie JEGO jako mojego "wybawiciela", kogoś, kto może mi pomóc. Tylko, że my już nie byliśmy ze sobą. To co się działo, mogę śmiało nazwać piekłem dla mnie i dla niego. Keidy się denerwuję, cała się trzęsę, tracę oddech, wpadam w histerię, odosabniam się. Czuję się wtedy jak w szklanej kuli, gdzie zaczyna brakowac powietrza, chcę umrzeć, nie widzę żądnej rady, przyszłości, rozwiązania. Obaraczam GO sobą, wiem, że on ma już dosyć, ale mój egoizm nie przyjmuje do siebie wyjaśnienia "pomogłaś mu, to dobrze. wyzdrowiał. teraz ty potrzebujesz pomocy, to już twój problem, on ma swoje życie". Mam świadomość, że go męczę swoją chorobą, ale nie wiem co mam robić!!!! Brakuje mi zdrowego rozsądku, nie potrafię być całkiem sama, bo wtedy jest jescze gorzej. 2 razy wzięłam mnóstwo tabletek. Tyle razy myślałam sobie, że bezemnie będzie lepiej wsztystkim, a zwłaszcza jemu. Z nerwicą jest najgorzej. Musze coś zrobić, gdzieś spojrzeć, czegoś dotknąć, bo jeśli tego nie zrobię, coś się komuś może stać. To są chore myśli i wstydzę się ich. 2, górą 3 osoby wiedzą co ja robię jak nikt nie widzi. Nie potrafię się skupić. Najmniejsza głupota doprowadza mnie to strasznego płaczu. A najbardzoej nienawidzę jak ktoś o mnie mówi, rozmawia o mnie z kimś... to dla mnie tak wstydliwe, a ON tego nie potrafi uszanować. Nie wiem czy jest świadomy co się ze mną dzieje. Nikogo innego do siebie nie dopuszczam. nikt nie wie. JEstem strasznie sflustrowana. TAk bardzo potrzebuję bliskości, żeby ktoś usiadł, nie krzyczał, pogłaskał mnie... czasami sama głąszczę się po ręce płacząć i mówię że kocham ten kawałek siebie, że ja go nie zawiodę. Ciężko o tym pisać, dużo łęz i wstydu kosztowałą mine ta wypowiedź. Musiałam to z siebie wylać. Nie wiem co robić. Każde jego odepchnięcie mnie zabija mnie tak bardzo. Kiedy słysze w słuchawce "no co", albo że nie chce ze mną rozmawiać, wyłącza się, schodzę o pare metrów w dół, dół, dół.....

...

 

to jest wielka rozterka psychiczna. dać mu żyć spokojnie i cieszyć się , że w jakiś sposób mu pomogłam, lecz w zamian poddać się i czekać aż przestanę kiedyś krzyczeć o pomoc, czy teraz, już szeptem błagać o tę pomoc... bo juz na prawde nie mam siły.

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 10:53 am ]

do tego dochodzi jeszcze zazdrość o to, kim kiedyś dla niego nie byłam, choć tak bardzo się starałam i lęk, że ktoś teraz bez większego poświęcenia może mieć to wszystko czego ja tak bardzo pragnęłam, a nigdy nie otrzymałam...

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 10:57 am ]

do tego dochodzi jeszcze zazdrość o to, kim kiedyś dla niego nie byłam, pomimo tego jak bardzo się starałam. I lęk, że ktoś teraz może mieć to wszystko czego tak bardzo pragnęłam, bez takiego poświęcenia i miłości jaką włożyłąm w próbę zbudowania własnego nieba. ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj haloMItuSZARO. Czujesz się odrzucona i masz do tego pełne prawo.

Pomogłaś człowiekowi i to się chwali tylko przykro że on nie odwzajemnia Twoich uczuć. Myślę że za dużo na sibie wzięłaś i faktycznie tak jak napisałaś zapomniałas w tym wszystkim o sobie. Można ludziom pomagać, współczuć ale przede wszystkim trzeba pamiętać o sobie. Trzeba być małym egoistą. Ja robiłam te same błędy co Ty i dlatego wiem o czym mówisz i doskonale Cię rozumiem. NIe zadręczaj się tym że go obarczasz sobą bo tak nie jest. Jest to osoba która powinna dać Ci wsparcie, a jeśli nie robi tego , nie chce tego to znaczy że nie jest Ciebie wart. Przyjaźń i miłość to jest nie tylko branie ale i dawanie.

to jest wielka rozterka psychiczna. dać mu żyć spokojnie i cieszyć się , że w jakiś sposób mu pomogłam,
. Tak ja dałabym sobie z nim spokój i cieszyłabym się że mu pomogłam - właśnie tak. Ale napewno nie wolno ci się poddać. Musisz walczyć o siebie. Całe życie przed Tobą. Byłaś już u psychologa i to jest dobre posunięcie. Mam nadzieję że będziesz kontynuowała te wizyty u psychologa bo jest ci to potrzebne. I pamiętaj że wszystko jeszcze przed Tobą i możesz zdobyć to czego pragniesz bo na to zasługujesz. Bądź dobrej myśli, wszystko się ułoży. Pozdrawiam Cię cieplutko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

haloMItuSZARO bardzo poruszył mnie Twój post. Wiesz nie wiem co Ci powiedzieć....... Mnie w życiu też zraniła pwena osoba, która bardzo kochałam i w w pewnym stopniu rozumiem co czujesz. Wiem jak to bardzo boli gdy zawiedzie Cię ktoś kto był dla Ciebie całym światem. Były dni kiedy czułam że jestem wrakiem, niepotrzebnym poprostu już zużytym. Ale z czasem oswoiłam się z tym. Musiałam liczyć sama na siebie. Teraz gdy mam już drugą połówkę wiem że warto było walczyć o siebie. Teraz wiem że mam na kogo liczyć. UWIERZ że i Tobie w życiu się ułoży. Wiem że w te takie proste słowa powtarzane penwnie często trudno uwierzyć ale warto!!!!!! Bardzo dobrze że podjęłaś się wizyt u psychologa bo on Ci pomoże zrozumieć całą tą sytuacje. Pamiętaj że tylko od Ciebie zależy całe Twoje życie. Ja też chodzę do psychologa i dopiero po 4 miesiącach zaczynam widzieć wszystko inaczej-moje lęki, sens życia, choć i tak nie jest łatwo. Pozbycie się bólu, beznadziejności może trwać miesiącami ale wierz że się uda. Mi też było ciężko uwierzyć ale z czasem sama zauważysz.

Trzymaj się cieplutko i pisz jak najwięcej!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam. kochana,wydaje mi sie,ze glaskanie Cie tak po glowie sprawy nie załatwi. sluchaj, prawdziwe dobro i pomoc emanuje od czlowieka, który nie chce za tę pomoc rekompensaty. Egoizm, interesownosc - ja dam jak ty oddasz... nie mozesz kogos zmusic,zeby Ci pomagal, i nie masz prawa narzucac na Niego zobowiązania, bo chyba nie bylo umowy:sluchaj mam nerwice pomóz mi a jak ty bedziesz miala depresje to ja Ci pomoge. moze on nie jest na tyle silny?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Haha bezinteresowna pomoc dobry żart. Nawet jeśli zdaje ci się, że pomagałaś bezinteresownie to robisz to dla władzy czy by zachować kontrolę i wpływ na kogoś albo w niektórch przypadkach dla uznania. Nie brzmi to zbyt optymistycznie, ale to smutna prawda autorka to zrozumiałe, że oczekuje rekomensaty, ale czy ją otrzyma to już ciężko przewidzieć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×