Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wyzdrowiałem/wyzdrowiałam... :)


roccola

Rekomendowane odpowiedzi

Pamietam, ze w najgorszym stadium mojej nerwicy lekowej zagladalam na ta strone kilka razy dziennie, porownujac swoje objawy z innymi ludzmi, szukajac porad. I pamietam tez, ze bardzo malo bylo postow, ze z nerwicy mozna wyjsc, ze ktos dal rade I ma normalne zycie. Pamietam znalazlam jeden I czytalam go dzien w dzien przekonujac sie sama do tego, ze na pewno tez dam rade. Teraz po 2 latach walki z nerwica musze powiedziec, ze faktycznie da sie to zrobic. Jest to process dlugi I w stylu 2 kroki do przodu - 1 w tyl, ale sie da! Kochani nie poddawajcie sie - czytajcie duzo na ten temat, chodzcie do psychologa, zmiencie swoje zycie, zeby wyeliminowac to co powoduje stres, uprawiajcie sport, zajmijcie sie tym co sprawia Wam przyjemnosc, badzcie troche egoistami, rozmawiajcie z tymi, ktorzy tez to przeszli. Ja dalej mam hipochondrie, dalej w nerwach lece do toalety, ale mam swoje zycie z powrotem, chodze do pracy, jezdze po swiecie, spotykam sie z przyjaciolmi I jestem szczesliwa. Wiem, ze jesli kiedykolwiek bede miala nawrot nerwicy lekowej, to znowu ja pokonam, nie boje sie sie juz jej. Glowa do gory!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wyzdrowiałam lub zdrowieję, czas pokaże, po 9 latach udało się/udaje się dzięki książce "Pokonać lęki i fobie" J.Bemis, A.Barrada. Koszt 25 zł. POLECAM!!!

Właśnie kupiłam książkę jestem po 2 latach choroby właśnie odstawiłam chemiczne leki, przeszłam na kurację ziołową jest mi ciężko jednak chodzę do pracy staram się normalnie żyć zapisałam się do szkoły nie wiem mam ciężkie chwile i chwile zwątpienia !!!! Nie wiem jak jeszcze długo wytrzymam nerwica hipochondryczna to cholerstwo!

 

-- 31 sie 2014, 14:35 --

 

Witam Was :)

 

Siedem lat temu zdiagnozowano u mnie zaburzenia lękowo-depresyjne. Od około 3-4 lat jestem w terapii i jest coraz lepiej. Można chyba powiedzieć, że zdrowieję :). Mam coraz więcej radochy z życia, pracuję, mam przyjaciół itp. Mam jednak dziwne wrażenie jakbym nie umiała rozstać się z chorobą, jakby to trochę stał się mój sposób na życie. Dawniej potrafiłam przesypiać całe dnie i mieć wszystko w nosie. Teraz, gdy jest już dobrze, to wciąż zastanawiam się "no i co teraz już tak będzie, będę sobie tak normalnie żyć, bez ucieczek od aktywności i zamykania się w domu..." i powiem Wam, że czuję się z tym nieswojo. Wiem, że to dziwne, ale "normalność" chyba mnie trochę przeraża. Mam wrażenie, że sama wracam do nadmiernej koncentracji na swoich stanach emocjonalnych. Czasem wydaje mi się, że wywołuje swoje złe samopoczucie gdy za długo jest dobrze. Miał ktoś z Was takie stany przy wychodzeniu z nerwicy?

 

 

 

Mam to samo to uzależnia tez się tego boję cholernie sama szukam sobie przyczyny i wspominam złe chwile jak się lepiej czuję ! Ale po co ? Aczkolwiek to silniejsze ode mnie myślałam ,że jestem z tym sama ! Widzę myliłam się . I myślę po co się nakręcam.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Melduję, że czuję się coraz silniejszy i idę jak burza z tą moją chorobą...

Zapisuję się niedługo na coś tam, pewnie jakąś terapię.

Mam nadzieję, że dam radę.

Może dla niektórych to niewygodne, ale Wiara w Boga i On jest Kimś kto może z tego wyprowadzić.

 

Pozdro dla walczących(chorujących)

 

:D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Melduję, że czuję się coraz silniejszy i idę jak burza z tą moją chorobą...

Zapisuję się niedługo na coś tam, pewnie jakąś terapię.

Mam nadzieję, że dam radę.

Może dla niektórych to niewygodne, ale Wiara w Boga i On jest Kimś kto może z tego wyprowadzić.

 

Pozdro dla walczących(chorujących)

 

:D

 

Pocieszająca wiadomość :) U mnie nie jest tak wesoło, ale i tak lepiej niż zwykle. Niedziela o dziwo mnie dziś nie dołuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przez dwa lata męczyłam się z 2-ma diagnozami i objawami w nich wymienionymi, aż pewnego dnia zamiast do pracy pojechałam prosto na izbę przyjęć. Trafiłam na lekarza, który wystawił mi 3-cią diagnozę i dobrał odpowiednie leki. Od tego czasu minął rok i nadal czuję się jak po solidnym remoncie. Nie boję się nawrotu, przeciwnie, sądzę, że dzięki temu epizodowi moje życie jest teraz pełniejsze. Pozdrawiam.

don't give up

'cos you have friends

don't give up

you're not beaten yet

don't give up

I know you can make it good

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miałam nerwicę i moja choroba trwała pół roku, przez pół roku strasznie schudłam, bo głównie nie potrafiłam jeść, był to okres pełen męczarni, a powód tego okazał się być niezwykle banalny i może dla niektórych żałosny - zmuszenie się do czucia czegoś, czego się nie czuło. Wszyscy dookoła wywierali na mnie presję jakobym była zakochana w koledze, tak mi namieszali w głowie, że skończyliśmy jako para. Pierwotnie sądziłam, że to stres przed spotkaniami z nim, a potem wyszło, że jednak to coś więcej. Z nerwicy pomogła mi wyjść szkolna pedagog, tyle czasu ile siedziałam u niej w gabinecie bo znowu zataczałam się na korytarzu czy nie mogłam oddychać, to kobieta zapamięta mnie na całe życie! Dzięki jej pomocy uświadomiłam sobie, że postępuję tak, jak inni chcieliby, abym postępowała, jednocześnie działając wbrew sobie. A nerwica - jak mi potem powiedziała psycholożka - była swoistą reakcją organizmu na coś, czego nie chciał. Przez długi czas zbierałam się w sobie i w końcu zerwałam z chłopakiem. O dziwo, na następny dzień (pod koniec maja) ku mojemu zaskoczeniu pierwszy raz od pół roku obudziłam się bez ataku paniki. Do psycholog chodziłam jeszcze do końca sierpnia, ale prawdopodobnie jeżeli nie będę miała żadnego ataku paniki do 29 września to zakończę terapię. Teraz mogę powiedzieć, że jest dobrze i faktycznie czuję się spokojna, czego bardzo chciałam.

Jeżeli chodzi o to, jak sobie pomagałam, to na pewno dużą zasługę ma w tym szkolna pedagog i moja mama, a z czasem i psycholog. Te kobiety siedziały i słuchały, gdy mówiłam, w pewien sposób rozumiejąc, co mam na myśli, bo pedagog i psycholog miały wiedzę teoretyczną i spotkania z ludźmi z nerwicą, a moja mama sama przeszła przez tą chorobę. Inaczej opowiada się takie rzeczy komuś, kto rozumie niż przyjaciołom, którzy bardzo chcą zrozumieć i nie potrafią. I chyba to, że zawsze dużo gadam i nie lubię sama wszystkiego dla siebie trzymać mnie uratowało, dlatego myślę, że każdy powinien znaleźć miejsce do wygadania się, jednocześnie próbując dowiedzieć się co jest czynnikiem stresowym i potem go zniwelować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Melduję, że czuję się coraz silniejszy i idę jak burza z tą moją chorobą...

Zapisuję się niedługo na coś tam, pewnie jakąś terapię.

Mam nadzieję, że dam radę.

Może dla niektórych to niewygodne, ale Wiara w Boga i On jest Kimś kto może z tego wyprowadzić.

 

Pozdro dla walczących(chorujących)

 

:D

 

Bardzo się cieszę, że się lepiej czujesz :D Napisz coś więcej, jak u Ciebie w praktyce wygląda to zdrowienie.

Dla mnie osobiście, to co napisałeś wcale nie jest niewygodne, ale bardzo prawdziwe. Pozdrawiam ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie również idzie do przodu , widać wielkie zmiany. Mogę bez lęków wychodzić z kolegami pogadać , pojeździć na rowerach itd. Nie myślę o chorobach które mogą mnie nagle złapać , bo nie ma co się martwić na zapas.Moje zachowanie diametralnie się zmieniło .Nadal dokucza dosyć mocno moja emetofobia ale to już chyba nie uniknione da się z tym żyć :) W październiku mam wizytę u psychiatry , poproszę o jakąś terapię i będzie dobrze ... musi być dobrze :)

 

 

Pozdrawiam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Arasha,

 

Generalnie to jeszcze się z nią męczę i pewnie trochę to potrwa. Odkryłem nowe przyczyny i jestem chyba całkiem blisko dotarcia do źródeł swoich problemów. Póki co zaczynam jeszcze leczenie farmakologiczne, a na wyzdrowienie i przepracowanie wszystkiego daję sobie rok, bez spiny. Bo dużo tego wszystkiego u mnie. Mam nadzieję, że się uda. Dopiero odbijam się od dna i pewnie jeszcze kilka razy go dotknę w międzyczasie, ale najważniejsze, że podjąłem decyzję o leczeniu. :)

 

Powodzenia! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pamietam, ze w najgorszym stadium mojej nerwicy lekowej zagladalam na ta strone kilka razy dziennie, porownujac swoje objawy z innymi ludzmi, szukajac porad. I pamietam tez, ze bardzo malo bylo postow, ze z nerwicy mozna wyjsc, ze ktos dal rade I ma normalne zycie. Pamietam znalazlam jeden I czytalam go dzien w dzien przekonujac sie sama do tego, ze na pewno tez dam rade. Teraz po 2 latach walki z nerwica musze powiedziec, ze faktycznie da sie to zrobic. Jest to process dlugi I w stylu 2 kroki do przodu - 1 w tyl, ale sie da! Kochani nie poddawajcie sie - czytajcie duzo na ten temat, chodzcie do psychologa, zmiencie swoje zycie, zeby wyeliminowac to co powoduje stres, uprawiajcie sport, zajmijcie sie tym co sprawia Wam przyjemnosc, badzcie troche egoistami, rozmawiajcie z tymi, ktorzy tez to przeszli. Ja dalej mam hipochondrie, dalej w nerwach lece do toalety, ale mam swoje zycie z powrotem, chodze do pracy, jezdze po swiecie, spotykam sie z przyjaciolmi I jestem szczesliwa. Wiem, ze jesli kiedykolwiek bede miala nawrot nerwicy lekowej, to znowu ja pokonam, nie boje sie sie juz jej. Glowa do gory!

 

Dziękuję Ci za ten wpis :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Melduję, że czuję się coraz silniejszy i idę jak burza z tą moją chorobą...

Zapisuję się niedługo na coś tam, pewnie jakąś terapię.

Mam nadzieję, że dam radę.

Może dla niektórych to niewygodne, ale Wiara w Boga i On jest Kimś kto może z tego wyprowadzić.

 

Pozdro dla walczących(chorujących)

 

:D

 

:brawo:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cóż, pora na mnie, otóż: chyba najgorsze tegoroczne przeżycia mam już chyba za sobą:) Krok za krokiem, idzie ("idzie" to forma bezosobowa, tymczasem przecież mnie to kosztuje masę świadomego wysiłku!) ku lepszemu... Niby nic się nie zmieniło, ale patrzę na wszystko jakoś inaczej. Nie zamartwiam się, oddalam od siebie złe myśli. Przede wszystkim popieprzyłam uczelnię - trudno, zdrowie ważniejsze niż jakiś głupi papierek. Zmieniłam stanowisko w pracy. Staram się nie siedzieć przy kompie dołując się, a raczej - zająć, czymkolwiek - efekt: mój pokój coraz częściej lśni oraz - gram w gry! Tak, kto by pomyślał, ale w tym szaleństwie jest jakaś metoda! Nuda bardzo często prowadzi do fatalnych, głębokich spadków nastroju... Staram się wymyślać sobie jakieś cele (często kompletnie z czapy) i je realizować, ot tak, właśnie z nudów. I coraz śmielej udzielam się w wolontariatach, na razie internetowych, ale mam nadzieje, że przyjdzie czas, by wyjść z mej jamy do ludzi. Do pełni zadowolenia brakuje mi czynnika ludzkiego - nadal bardzo często czuję się samotna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cognac, tak samo. Studia ze względów psychicznych... odroczone chyba na amen, pracę chcę sobie znaleźć (i to jest ta poprawa), zajmuję się wolontariatem (w świecie rzeczywistym)... Jeszcze niedawno byłoby to nie do pomyślenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja raczej nie chcę "wyzdrowieć". Przez dłuższy czas czułam się "normalnie", moje życie płynęło sobie zwyczajnym torem, ale nie czułam. Emocjonalnie czułam się opustoszała. Potrzebuję tej przestrzeni pustki i pełni jednocześnie, specyficznego czucia, wyobcowania. To jest głęboko moje. Zrozumiałam, że "normalny" świat nie jest dla mnie, tam nie znajdę swojej prawdy. Może docenię siebie taką, jaką jestem dzięki sprawdzeniu siebie w trochę innej rzeczywistości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakieś 3 lata temu poszedłem na namową rodziny bo widzieli co się ze mną dzieje do psychiatry i tam dostałem lek o nazwie asertin czy jakoś tak się nazywał i tak po 3 miesiącach chodzenia do lekarza i łykania pigułek nic się nie poprawiało wiec przestałem brać leki i przestałem chodzić do lekarza. Po czasie się pogodziłem ze tak bedzie wyglądać moje życie z natrętnym dbaniem o czystość głownie rąk i po czasie może już olewania tego bo jednak człowiek tracił siły przy tym.Od może jakieś 1,5 roku zaczeło się poprawiać w minimalnym stopniu ku lepszemu i tak co miesiąc było coraz lepiej i lepiej i jak patrze na siebie jak teraz żyje z tym a jak 3-4 lata temu to jest przeszedłem z piekła do nieba :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×